download > pdf > do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

z koca i podszedł do materaca. Pochylił się nad chorym,
by zbadać puls. Ledwie wyczuwalny. Odwróciwszy się,
spostrzegł, że pobladła Ginny przytula Madison.
- Jest tętno - powiedział cicho.
Napięcie zniknęło z jej twarzy, ale strach pozostał.
- To już niedługo - wyszeptała.
- Tak, niedÅ‚ugo. Ale daÅ‚aÅ› mu ten wieczór oraz pew­
ność, że jego dziecko będzie miało opiekę. To wielki dar,
Ginny.
- Ty mi pomogłeś.
Madison spała na jej kolanach, a ona gładziła ją po
włosach, tym gestem dodając jej otuchy i zarazem sama
czerpiąc ukojenie. Kiedy dziewczynka zapłakała przez
sen, ułożyła ją na kocu i przykryła pledem.
Powinni zacząć się zbierać. Trzeba obudzić Richarda
i przewiezć go do domu. Niedługo ten wieczór dobiegnie
końca. Ona nie chce, by to się skończyło, pomyślał. Ma
świadomość, że jej brat już tu nie wróci. Fergus nie
pamiętał, kiedy zamiast przy Richardzie znalazł się na
kocu obok Ginny. Trzymał ją w ramionach i całował.
Inaczej niż minionej nocy. Wtedy kierowaÅ‚a nimi namiÄ™t­
ność i chęć wzajemnego zaspokojenia.
280 MARION LENNOX
Teraz potrzebował tego pocałunku jak powietrza.
Ginny jest taka piękna, taka odważna... Od lat dzwiga na
barkach brzemię odpowiedzialności. I znowu bierze na
siebie kolejne zobowiązanie. Ona go potrzebuje. Wyczuł
to, biorÄ…c jÄ… w ramiona. DrżaÅ‚a, mimo że byÅ‚a odpowied­
nio ubrana. Obsypując ją pocałunkami, pojął, że tak ma
być, że ta kobieta jest jego przeznaczeniem.
Nie wiadomo, dlaczego Madison zapłakała przez sen.
Może wyczuÅ‚a drżenie Ginny, które poruszyÅ‚o jej dzieciÄ™­
ce lęki. Czar chwili prysł. Instynktownie odsunęli się od
siebie i popatrzyli na dziecko. Ginny przyłożyła palce do
warg, jakby próbowała zrozumieć, co się stało, jakby
analizowała smak tego pocałunku i lęk, który ją ogarnął.
Jakby świat nagle się zmienił.
Przyznała, że noc w hangarze ją odmieniła, pomyślał.
Może dzisiejszy wieczór odmieni jego? Nie. Już poprzed­
niego dnia wiedział, że jej pragnie.
- Ginny, powinniśmy być razem - wyszeptał, gładząc
jÄ… po policzku.
- Nie wyobrażam sobie tego.
- Postarajmy się. Musimy się postarać.
- Jak?
- Wiem, że potrafię. - Powiódł wzrokiem po ognisku,
niebie, na którym wschodził księżyc, po umierającym
mężczyznie na turystycznym materacu i warujących przy
nim psach. Richard kazał sobie podać wszystkie niedoje-
dzone kiełbaski i podczas gdy oni się kąpali, nakarmił nimi
psy, w ten sposób zdobywając ich dozgonne uwielbienie.
Na koniec wzrok Fergusa spoczął na pięknej kobiecie
otulonej kurtką. W jej spojrzeniu wyczytał wyzwanie.
Wszystko albo nic. Jeżeli ja mogę, to i ty możesz.
OLZNIENIE
281
Dziecko. Dziewczynka, która leży obok niej...
- Fergus, to za wcześnie - powiedziała cicho, ale
z przekonaniem. - Molly umarła kilka miesięcy temu.
Jest zdecydowanie za wcześnie. Nie wolno mi oczekiwać,
że jesteś gotowy założyć nową rodzinę.
- Nikogo nie chcę sobie zastąpić - zaczął niezbyt
pewnym tonem. - Molly i Madison sÄ… niepodobne.
- Tak, ale...
- Ginny, kocham ciÄ™. ZrobiÄ™ wszystko, co konieczne.
- Właśnie tego chcę uniknąć. Wątpię, czy sama do
tego dojrzałam. Wczoraj mi się wydawało, że wracam
między ludzi. Pozwoliłam sobie pokochać Madison, psy
i Cradle Lake. Jednak branie na siebie ciebie...
- Jak mam to rozumieć?
- Musiałabym cię wziąć razem z twoimi demonami.
Mogłabym pomóc ci z nimi walczyć, gdybym nie miała
własnych.
- Nie proszÄ™ o to.
- Wiem, ale... Fergus, nie przeczę, że to jest miłość,
ale się boję. Wróć do mnie za rok, kiedy ja już będę miała
pewność, co to znaczy kochać, a ty pogodzisz się z myślą,
że już nigdy nie będziesz tatusiem Molly.
- Ginny, kocham ciÄ™.
- Musimy być rozsądni.
- Nie chcę. Ginny, chcę się z tobą ożenić.
- %7Å‚eniÄ…c siÄ™ ze mnÄ…, musiaÅ‚byÅ› zaakceptować Madi­
son - szepnęła. - Jesteś pewien, że potrafisz?
- Chyba tak.
- Tu nie ma miejsca na żadne  chyba". - Wstała
zirytowana. - Idiotyczna rozmowa. Dobrze wiesz, że
to za wcześnie. Musimy jechać do domu. Pomożesz mi?
282 MARION LENNOX
- Oczywiście.
- Fotelik dla dziecka jest na tylnym siedzeniu. - Za­
wahała się. - Richardowi było w moim aucie bardzo
niewygodnie. Wezmiesz go do siebie?
- Jasne. - NiezupeÅ‚nie. WolaÅ‚by spÄ™dzić z niÄ… znacz­
nie więcej czasu, przytulić ją, całować, przemówić jej do
rozumu...
- Zaczniemy od psów. Doktorze, potrzebna mi paÅ„s­
ka pomoc.
Zapewne znowu czytała w jego myślach. I nie bez racji
nazwaÅ‚a go  doktorem", bo należaÅ‚o zająć siÄ™ Richar­
dem, więc oboje powinni przerzucić się na tryb szpitalny.
Psy wskoczyły do auta bez niczyjej pomocy. Posadzenie
Richarda na miejscu pasażera okazało się trudniejsze.
Fergus obudził go, kładąc mu rękę na ramieniu.
- Pora ruszać w drogę. - Na te słowa twarz chorego
pociemniała.
- Na to zawsze jest za wczeÅ›nie - powiedziaÅ‚, spog­
lądając na wysrebrzoną taflę jeziora. Fergus dostrzegł łzy
na jego zapadniętych policzkach.
- Richard... - Ginny wzięła go za rękę, a Fergus
dyskretnie się odsunął. Niech ta chwila trwa jak najdłużej.
W końcu Richard skinął głową.
- Jedziemy.
Aatwo to powiedzieć. Richard był zbyt słaby, by
samodzielnie chodzić, wiÄ™c wziÄ™li go pod rÄ™ce i powolut­
ku podprowadzili do samochodu, posadzili na siedzeniu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aikidobyd.xlx.pl
  •