download > pdf > do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Było cudownie... ale jest pewien problem.
- Jaki? - zapytała Martha.
Sadie zastanawiała się przez chwilę, czy ma jej powiedzieć. W końcu
doszła do wniosku, że opinia osoby postronnej może się okazać cenna.
Być może Martha uzna, że to Spencer ma rację. Tak więc zrelacjonowała
jej wszystkie ostatnie wydarzenia.
- To był zachwycający, cudowny tydzień - zakończyła. - Kocham
Spence'a i wiem, że on odwzajemnia moje uczucie. Ale zdecydował i nie
chce więcej o tym dyskutować. Może to ja zwariowałam i nie mam racji?
124
RS
- Masz rację - odparła stanowczo Martha.
- Spence byłby wspaniałym ojcem. Dlaczego uważa inaczej?
- Myślę, że z powodu rodziców. Byli dla niego okropni i nie chce,
aby nasze dzieci przeżyły to samo.
- Och, przecież to absurd! - zawołała przyjaciółka.
- My obie to wiemy. Ale jak przekonać o tym Spence'a?
- Nie mam pojęcia. Ale jeśli zależy ci na tym związku, musisz
znalezć jakiś sposób.
Aatwiej powiedzieć, niż zrobić, pomyślała Sadie. Po powrocie do
Butte Spencer rzucił się z zapałem w wir pracy. Stale wisiał na telefonie,
wysyłał faksy albo e-maile - i ani razu nie wspomniał o spornej kwestii.
Można by niemal pomyśleć, że to się jej tylko przyśniło.
Postanowiła się z nim rozmówić.
- Musimy porozmawiać - rzekła bez ogródek następnego ranka.
Być może nie wybrała najlepszego momentu, gdyż Spencer za kilka
godzin wylatywał w dwutygodniową podróż służbową - najpierw na
Bahamy, by spotkać się z Deną Wilson i jej ojcem, potem do Neapolu, aby
dopilnować tamtejszej inwestycji, a stamtąd do Irlandii w okolice Cork,
gdzie zamierzał zakupić luksusowe osiedle dla emerytów. Tak więc był
niewątpliwie bardzo zajęty.
- Porozmawiać? O czym? - spytał, nie przestając pisać na
klawiaturze kieszonkowego komputera.
Jednak gdy Sadie nie odpowiedziała, w końcu podniósł wzrok i
popatrzył na nią pytająco. Odetchnęła głęboko.
- O dzieciach.
125
RS
Jego twarz zastygła. Milczał długą chwilę, jakby czekał na dalszy
ciąg. Wreszcie rzucił niedbałym tonem:
- A o co chodzi?
I jakby chcąc podkreślić brak zainteresowania tym tematem, znów
zaczął stukać w klawisze.
Sadie przypomniała sobie postępek Leonie i wyrwała Spence'owi
komputerek z ręki.
Spojrzał na nią, zdumiony jej zachowaniem.
- Powiedziałam, że musimy porozmawiać - powtórzyła.
Zacisnął szczęki.
- A więc mów.
- Nie możesz tak po prostu decydować za nas oboje, że nie będziemy
mieć dzieci - zaczęła.
- Owszem, mogę - odparł.
- Powinieneś to ponownie przemyśleć.
- Nie zmienię zdania - oznajmił stanowczo.
- Widziałam na Nanumi, jak wspaniale bawiłeś się z dzieciakami. Ty
je uwielbiasz.
- I co z tego?
- Więc dlaczego nie chcesz sam zostać ojcem? Wiem, że bylibyśmy
dobrymi rodzicami.
Nie odpowiedział. Siedział milczący i nieporuszony - i tylko
nieznaczne drganie mięśnia policzka świadczyło o wewnętrznym napięciu.
Oboje zmierzyli się wzrokiem. Wreszcie Spencer, nie odrywając
oczu od dziewczyny zamknął komputerek i wsadził go do kieszeni koszuli.
126
RS
- Kocham cię, Sadie - rzekł równym, spokojnym tonem. - I myślę, że
ty również mnie kochasz...
- Do diabła, pewnie, że cię kocham!
- Wobec tego postaraj się zrozumieć, że nie zmienię zdania. Moi
rodzice...
- Och, przestań się chować za swoimi rodzicami! Drgnął gwałtownie.
- Co powiedziałaś?
- Dobrze słyszałeś! Wywlekasz ich za każdym razem, gdy się przed
czymś wahasz. Owszem, daleko im było do doskonałości. Byli parą
nieszczęśliwych, żałosnych i godnych litości ludzi. Ale jeżeli ulegniesz ich
wpływowi, wówczas zwyciężą. Jeśli uwierzysz w to, co ci mówili, opanują
twój umysł - ciągnęła porywczo Sadie. Nie mogła się powstrzymać, choć
zdawała sobie sprawę, że powiedziała za wiele, sięgnęła ostrzem zbyt
głęboko. - Nie widzisz, że wciąż mają nad tobą władzę?
- Do diabła, to nieprawda! - wrzasnął. Twarz miał szkarłatną, a na
szyi wystąpiły mu żyły. - Nie sądzili, że cokolwiek w życiu osiągnę.
Zawsze uważali, że jestem taki sam jak oni! [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aikidobyd.xlx.pl
  •