download > pdf > do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- rzekł cicho, cofając się i znowu nieruchomiejąc. - Mo
że mieć kłopoty ze zdrowiem, wymagać specjalnej opie
ki, ale to samo można powiedzieć o wielu dzieciach.
Prawie na pewno będzie opózniona w rozwoju, ale to
również jest dosyć powszechnie spotykane. Może mieć
pewne problemy z nauką, ale dziewięćdziesiąt procent
dzieci z zespołem Noonana chodzi do normalnych
szkół.
Zawiesił na chwilę głos, by nazwa przypadłości za-
padła rodzicom w pamięć, a kiedy żadne z nich się nie
odzywało, podjął:
- Czterdzieści, pięćdziesiąt lat temu rzeczywiście ist-
niały domy, w których można było umieszczać dzieci
z wrodzonymi upośledzeniami, tak jakby bycie innym
skazywało na życie w zamknięciu, ale dzisiaj już ich
nie ma. Dzieci odrzucane przez rodziców umieszcza się
teraz w sierocińcach razem z dziećmi normalnymi. Mu-
sielibyście ponosić koszty pobytu dziecka w sierocińcu,
ale nie moglibyście patrzeć, jak dziecko rośnie i się
rozwija.
Znowu zawiesił głos. Daisy wstrzymała oddech,
kiedy użył określenia  dzieci odrzucone".
S
R
Podejrzewała, że nie zrobił tego przypadkowo. Miało
wstrząsnąć rodzicami, wyrwać ich z szoku, którego
doznali wcześniej.
- Tak czy inaczej, nie musicie podejmować decyzji
już teraz. Zgłosi się do was pracownik socjalny szpita-
la, który odpowie na wszystkie pytania. Opowie wam
również o pomocy rządowej dla dzieci specjalnej tro-
ski, o jaką możecie się starać oraz, jeśli wyrazicie takie
życzenie, skontaktuje was z rodzicami dzieci z tym
samym syndromem, którzy podzielą się z wami swoimi
doświadczeniami. Czasami dobrze wiedzieć z góry, co
nas czeka.
Tu Julian zwrócił się do Daisy.
- Przedstawiam wam Daisy Rutherford, moją współ
pracowniczkę i psychologa. Gdybyście chcieli poroz-
mawiać z kimś spoza szpitala, jest do waszej dyspozy-
cji.
Kobieta spojrzała z wdzięcznością na Daisy.
- Chyba byśmy z tego skorzystali - wyszeptała i zer-
knęła na męża, którego wyraznie ogłuszyły rewelacje
Juliana, że nie można ot tak sobie uznać swojego
dziecka za zmarłe i pozostawić je własnemu losowi.
Widząc, że nie może liczyć na wsparcie z jego stro-
ny, kobieta podjęła:
- Ale w tej chwili jesteśmy oboje zbyt zdenerwowa-
ni. Mogłaby pani przyjść jutro rano?
Daisy kiwnęła głową i podała kobiecie swoją wizy-
tówkę.
- Tu są numery telefonów do domu i do pracy. Pro-
szę do mnie zadzwonić, to się umówimy. Mieszkam
niedaleko szpitala.
Kobieta uścisnęła dłoń Daisy i uśmiechnęła się do
Juliana.
S
R
- Przepraszam, jeśli pana zszokowaliśmy - powie-
działa - ale jesteśmy tak rozbici, że nie możemy pozbie-
rać myśli.
Julian obdarzył ją uśmiechem, który wyleczyłby
chyba nawet chorego na raka.
- Nie zszokowali mnie państwo. To wy jesteście w
szoku. Ale musicie przez to przejść i pogodzić się z
myślą, że dziecko nie jest tak idealne, jak się tego spo-
dziewaliście, a kiedy już się z tym pogodzicie, będzie-
cie mogli myśleć o reszcie.
Jeszcze jeden uśmiech tak ciepły, że wyrwał wresz-
cie z odrętwienia mężczyznę, i ten kiwnął głową.
- Poproście jutro Daisy, żeby opowiedziała wam
o kobiecie, która wykupiła bilet na samolot do Włoch,
a wylądowała w Holandii. To pouczająca historyjka.
Zerknął na Daisy i ta uśmiechnęła się na znak, że
wie, o co chodzi. Potem pożegnali się i wyszli z sali.
- Dobrze się czujesz? - spytał, zamykając drzwi.
- Oczywiście - odparła, ale nie było to prawdą. W
głowie miała chaos. - Doradzałam już takim parom, ale
nie w stanie, w którym odrzucają jeszcze swoje dziec-
ko. Trafiałam zazwyczaj na etap ustalania, czyja to wi-
na...
Julian kiwnął głową.
- Nieboracy, muszą jakoś przez to wszystko przejść.
Mam nadzieję, że nie ucierpi na tym ich małżeństwo.
Nie ucierpi, jeśli opiera się na miłości, pomyślała
Daisy, ale głośno tego nie powiedziała.
Julian chciał jeszcze zajrzeć na salę noworodków,
rozstali się więc i Daisy wróciła do domu pieszo.
S
R [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aikidobyd.xlx.pl
  •