[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dla siebie. Zegary to takie moje hobby, jak się teraz mówi. Jeżeli mi się uda coś ładnego tanio
kupić, to kupuję. Potem zreperuję, odnowię i cieszę się, jak chodzi. Zdarza się, że coś
sprzedam, jeżeli potrzebuję na życie, ale na ogół nie lubię sprzedawać zegarów. %7łal mi.
Dzisiaj mało jest takich ludzi, którzy kochają zegary, bardzo mało i mało takich, co się na
zegarach znają. Terazniejsi ludzie nie czują sztuki. Dla nich to tylko technika...
Wodoszczelny, z kalendarzem, samonakręcany, różne Doxy , Schaffhauseny , Omegi .
Na prawdziwy zegar mało kto teraz spojrzy. Nie te czasy... J nawet nie ma gdzie w tych
nowych mieszkaniach ładnej rzeczy postawić. Widzi pan ten zegar tam na kantorku, ten z
delfinami? Piękna robota. Pierwsze cesarstwo. Nie ma już teraz zegarmistrzów-artystów,
którzy kochaliby swój fach. Wszystko upada, panie kochany, wszystko upada. Dzisiaj każdy
tylko aby jak najwięcej pieniędzy wziąć za nic. Cóż robić... Czasy się zmieniają.
- Chciałbym od pana kupić ten zegar - powiedział Pakuła.
- %7łałuję, ale on nie jest do sprzedania.
- Jak to nie jest do sprzedania?
- Bo to nie moja własność.
- Przecież pan kupił...
- Ktoś mnie prosił, żebym kupił dla niego. Powiedział, gdzie się ten zegar znajduje.
Dał pieniądze.
- Kto taki?
- Jedna pani. A potem jakiś młody człowiek dowiadywał się o ten zegar. Pytał, kiedy
będzie gotowy? Odpowiedziałem, że muszę znalezć kogoś, kto by mi zrobił kukułkę. Bo bez
kukułki ani rusz.
- Jak wyglądał ten młody człowiek?
- Wysoki, przystojny, dobrze zbudowany.
Pakuła wyjął z kieszeni fotografie i rozłożył je na stoliku.
- Niech pan się dobrze przyjrzy. Czy na którymś z tych zdjęć poznaje pan tamtego
młodego człowieka?
Zegarmistrz zdjął okulary i pochylił się.
- Tak. To ten - pokazał palcem. - A, jest i pani, która prosiła, żebym kupił ten zegar na
Franciszkańskiej.
Downar z zadowoleniem poklepał sierżanta po ramieniu.
- Spisaliście się na medal. Dziękuję. Zaraz jedziemy na Franciszkańską. Zadzwonię
tylko do Elżbiety. Musimy wykluczyć ewentualną pomyłkę.
Elżbieta przyjechała razem z Jurkiem, który był ogromnie zaintrygowany całą historią.
- Zdaje mi się, że zaczynasz, Stefanku, bawić się w zegarmistrza.
- Wszystko na to wskazuje - uśmiechnął się Downar. - Mam trochę kłopotu z kukułką
bez zegara, z zegarem bez kukułki. Jak się bawić, to się bawić.
Z trudem wepchnęli się we czworo do służbowej Wołgi.
Nie pojechali jednak na Franciszkańską, tylko na Kościelną, do starego zegarmistrza.
Był wyraznie oszołomiony tak licznym gronem gości.
- Państwo w sprawie tej kukułki... To znaczy... w sprawie tego zegara bez kukułki.
- Tak - powiedział Downar, - Jeżeli pan taki uprzejmy, to chcielibyśmy obejrzeć ten
zegar.
Stary, lak jak za pierwszym razem, poszedł za gdańską szafę i przyniósł zegar.
Downar zwrócił się do Elżbiety.
- Niech się pani dobrze przyjrzy. Bardzo mi zależy na zidentyfikowaniu tego antyku.
Czy to własność mamy?
- Oczywiście - powiedziała Elżbieta. - Nie mam wątpliwości. To na pewno zegar
mamy. Pamiętam doskonale wszystkie zadrapania i rysy. Jeszcze jako dziecko lubiłam mu się
przyglądać... O, widzi pan na tej ściance? Taka rysa w kształcie jakby głowy konia czy
jelenia. Tak, tak, to ten zegar. Mogę przysięgać.
- Tego od pani nie wymagam - uśmiechnął się Downar. - Wiecie co? Zaczekajcie na
mnie w Bombonierce . Ja coś załatwię tutaj w sąsiedztwie i zaraz do was przychodzę.
Chodzcie ze mną - zwrócił się do Pakuły.
Pani w sklepie na Franciszkańskiej była szczerze zdziwiona.
- Co? Znowu w sprawie tego zegara?
- Tak, jesteśmy z milicji.
- Boże drogi! To był kradziony...
- Niech się pani nie denerwuje - uspokoił ją Downar. - Nie mamy do pani żadnych
pretensji. Potrzebne nam tylko pewne informacje, wyjaśnienia.
- Bardzo chętnie. Słucham? O jakie wyjaśnienia panom chodzi?
Downar wyjął z kieszeni kopertę, w której był komplet fotografii osób powiązanych w
ten czy inny sposób ze sprawą. Niektóre z tych zdjęć znalazł w atelier Czarnowskiego, inne
polecił wykonać dyskretnie na ulicy.
- Czy pani przypomina sobie, od kogo nabyła pani ten zegar?
Skinęła głową.
- Tak. Pamiętam. To był bardzo przystojny młody mężczyzna w eleganckiej
zamszowej kurtce. Pytałam nawet, gdzie kupił tę kurtkę. Odpowiedział, że przywiózł sobie z
zagranicy, zdaje się, że z Danii. I to on ukradł zegar? Nie chce mi się wierzyć.
Downar wyjął z Koperty fotografie i rozłożył je na starym, rzezbionym stoliku.
- Czy pani odnajduje tu lego bardzo przystojnego mężczyznę ?
Bez wahania wskazała zdjęcie Czarnowskiego.
- To ten.
- Jest pani pewna?
- Najzupełniej. Dobrze go zapamiętałam. Nieprzeciętna uroda. Prawdziwie męski typ.
Teraz rzadko się takich ludzi spotyka.
- Czy pani z nim dłuższy czas rozmawiała?
- Tak, dosyć długo. Dopytywałam się, dlaczego w zegarze nie ma kukułki?
- A on co na to?
- Powiedział, że dzieci się bawiły i że wyrwały kukułkę, a potem gdzieś ją zgubiły.
- Czy ten przystojny młody człowiek przyjechał wozem, czy przyszedł na piechotę?
- Przyjechał zielonym wozem. Zdaje mi się, że Wartburgiem.
- Pani ma znakomitą pamięć. Bo to jednak było dosyć dawno.
Downarowi wydało się, że starsza pani leciutko się zaróżowiła.
- Jakoś mnie zainteresował ten klient i pewnie dlatego... Czasami tak się kogoś
zapamięta.
Pożegnali jeszcze jedną adoratorkę Zdzisława Czarnowskiego, nic nie mówiąc
oczywiście o jego tragicznej śmierci, i poszli do Bombonierki . Elżbieta i Jurek czekali na
nich wytrwale.
- Bardzo was przepraszam, że tak długo... - powiedział Downar, siadając przy stoliku.
- Napijecie się coca-coli? - zwrócił się do Pakuły.
Sierżant energicznie potrząsnął głową.
- Za żadne patyki. Dosyć mam tej aptecznej mikstury. Napiłbym się czegoś innego, ale
tutaj nie podają.
Downar zamówił dla siebie kawę i spojrzał na Elżbietę.
- Więc pani jest zupełnie pewna, że to zegar mamy?
- Najzupełniej.
- Czy mama kiedyś może wspominała, że ma zamiar zrobić komuś prezent z tego
zegara?
- Nie. Nigdy. Mama była raczej przywiązana do rodzinnych pamiątek.
- I tych pierścionków także by chyba nie sprzedawała, prawda?
- Wykluczone. To były dla niej bardzo cenne klejnoty. Pomijając wartość, ale... A
zresztą nie musiała ich sprzedawać. Miała dosyć pieniędzy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl aikidobyd.xlx.pl
dla siebie. Zegary to takie moje hobby, jak się teraz mówi. Jeżeli mi się uda coś ładnego tanio
kupić, to kupuję. Potem zreperuję, odnowię i cieszę się, jak chodzi. Zdarza się, że coś
sprzedam, jeżeli potrzebuję na życie, ale na ogół nie lubię sprzedawać zegarów. %7łal mi.
Dzisiaj mało jest takich ludzi, którzy kochają zegary, bardzo mało i mało takich, co się na
zegarach znają. Terazniejsi ludzie nie czują sztuki. Dla nich to tylko technika...
Wodoszczelny, z kalendarzem, samonakręcany, różne Doxy , Schaffhauseny , Omegi .
Na prawdziwy zegar mało kto teraz spojrzy. Nie te czasy... J nawet nie ma gdzie w tych
nowych mieszkaniach ładnej rzeczy postawić. Widzi pan ten zegar tam na kantorku, ten z
delfinami? Piękna robota. Pierwsze cesarstwo. Nie ma już teraz zegarmistrzów-artystów,
którzy kochaliby swój fach. Wszystko upada, panie kochany, wszystko upada. Dzisiaj każdy
tylko aby jak najwięcej pieniędzy wziąć za nic. Cóż robić... Czasy się zmieniają.
- Chciałbym od pana kupić ten zegar - powiedział Pakuła.
- %7łałuję, ale on nie jest do sprzedania.
- Jak to nie jest do sprzedania?
- Bo to nie moja własność.
- Przecież pan kupił...
- Ktoś mnie prosił, żebym kupił dla niego. Powiedział, gdzie się ten zegar znajduje.
Dał pieniądze.
- Kto taki?
- Jedna pani. A potem jakiś młody człowiek dowiadywał się o ten zegar. Pytał, kiedy
będzie gotowy? Odpowiedziałem, że muszę znalezć kogoś, kto by mi zrobił kukułkę. Bo bez
kukułki ani rusz.
- Jak wyglądał ten młody człowiek?
- Wysoki, przystojny, dobrze zbudowany.
Pakuła wyjął z kieszeni fotografie i rozłożył je na stoliku.
- Niech pan się dobrze przyjrzy. Czy na którymś z tych zdjęć poznaje pan tamtego
młodego człowieka?
Zegarmistrz zdjął okulary i pochylił się.
- Tak. To ten - pokazał palcem. - A, jest i pani, która prosiła, żebym kupił ten zegar na
Franciszkańskiej.
Downar z zadowoleniem poklepał sierżanta po ramieniu.
- Spisaliście się na medal. Dziękuję. Zaraz jedziemy na Franciszkańską. Zadzwonię
tylko do Elżbiety. Musimy wykluczyć ewentualną pomyłkę.
Elżbieta przyjechała razem z Jurkiem, który był ogromnie zaintrygowany całą historią.
- Zdaje mi się, że zaczynasz, Stefanku, bawić się w zegarmistrza.
- Wszystko na to wskazuje - uśmiechnął się Downar. - Mam trochę kłopotu z kukułką
bez zegara, z zegarem bez kukułki. Jak się bawić, to się bawić.
Z trudem wepchnęli się we czworo do służbowej Wołgi.
Nie pojechali jednak na Franciszkańską, tylko na Kościelną, do starego zegarmistrza.
Był wyraznie oszołomiony tak licznym gronem gości.
- Państwo w sprawie tej kukułki... To znaczy... w sprawie tego zegara bez kukułki.
- Tak - powiedział Downar, - Jeżeli pan taki uprzejmy, to chcielibyśmy obejrzeć ten
zegar.
Stary, lak jak za pierwszym razem, poszedł za gdańską szafę i przyniósł zegar.
Downar zwrócił się do Elżbiety.
- Niech się pani dobrze przyjrzy. Bardzo mi zależy na zidentyfikowaniu tego antyku.
Czy to własność mamy?
- Oczywiście - powiedziała Elżbieta. - Nie mam wątpliwości. To na pewno zegar
mamy. Pamiętam doskonale wszystkie zadrapania i rysy. Jeszcze jako dziecko lubiłam mu się
przyglądać... O, widzi pan na tej ściance? Taka rysa w kształcie jakby głowy konia czy
jelenia. Tak, tak, to ten zegar. Mogę przysięgać.
- Tego od pani nie wymagam - uśmiechnął się Downar. - Wiecie co? Zaczekajcie na
mnie w Bombonierce . Ja coś załatwię tutaj w sąsiedztwie i zaraz do was przychodzę.
Chodzcie ze mną - zwrócił się do Pakuły.
Pani w sklepie na Franciszkańskiej była szczerze zdziwiona.
- Co? Znowu w sprawie tego zegara?
- Tak, jesteśmy z milicji.
- Boże drogi! To był kradziony...
- Niech się pani nie denerwuje - uspokoił ją Downar. - Nie mamy do pani żadnych
pretensji. Potrzebne nam tylko pewne informacje, wyjaśnienia.
- Bardzo chętnie. Słucham? O jakie wyjaśnienia panom chodzi?
Downar wyjął z kieszeni kopertę, w której był komplet fotografii osób powiązanych w
ten czy inny sposób ze sprawą. Niektóre z tych zdjęć znalazł w atelier Czarnowskiego, inne
polecił wykonać dyskretnie na ulicy.
- Czy pani przypomina sobie, od kogo nabyła pani ten zegar?
Skinęła głową.
- Tak. Pamiętam. To był bardzo przystojny młody mężczyzna w eleganckiej
zamszowej kurtce. Pytałam nawet, gdzie kupił tę kurtkę. Odpowiedział, że przywiózł sobie z
zagranicy, zdaje się, że z Danii. I to on ukradł zegar? Nie chce mi się wierzyć.
Downar wyjął z Koperty fotografie i rozłożył je na starym, rzezbionym stoliku.
- Czy pani odnajduje tu lego bardzo przystojnego mężczyznę ?
Bez wahania wskazała zdjęcie Czarnowskiego.
- To ten.
- Jest pani pewna?
- Najzupełniej. Dobrze go zapamiętałam. Nieprzeciętna uroda. Prawdziwie męski typ.
Teraz rzadko się takich ludzi spotyka.
- Czy pani z nim dłuższy czas rozmawiała?
- Tak, dosyć długo. Dopytywałam się, dlaczego w zegarze nie ma kukułki?
- A on co na to?
- Powiedział, że dzieci się bawiły i że wyrwały kukułkę, a potem gdzieś ją zgubiły.
- Czy ten przystojny młody człowiek przyjechał wozem, czy przyszedł na piechotę?
- Przyjechał zielonym wozem. Zdaje mi się, że Wartburgiem.
- Pani ma znakomitą pamięć. Bo to jednak było dosyć dawno.
Downarowi wydało się, że starsza pani leciutko się zaróżowiła.
- Jakoś mnie zainteresował ten klient i pewnie dlatego... Czasami tak się kogoś
zapamięta.
Pożegnali jeszcze jedną adoratorkę Zdzisława Czarnowskiego, nic nie mówiąc
oczywiście o jego tragicznej śmierci, i poszli do Bombonierki . Elżbieta i Jurek czekali na
nich wytrwale.
- Bardzo was przepraszam, że tak długo... - powiedział Downar, siadając przy stoliku.
- Napijecie się coca-coli? - zwrócił się do Pakuły.
Sierżant energicznie potrząsnął głową.
- Za żadne patyki. Dosyć mam tej aptecznej mikstury. Napiłbym się czegoś innego, ale
tutaj nie podają.
Downar zamówił dla siebie kawę i spojrzał na Elżbietę.
- Więc pani jest zupełnie pewna, że to zegar mamy?
- Najzupełniej.
- Czy mama kiedyś może wspominała, że ma zamiar zrobić komuś prezent z tego
zegara?
- Nie. Nigdy. Mama była raczej przywiązana do rodzinnych pamiątek.
- I tych pierścionków także by chyba nie sprzedawała, prawda?
- Wykluczone. To były dla niej bardzo cenne klejnoty. Pomijając wartość, ale... A
zresztą nie musiała ich sprzedawać. Miała dosyć pieniędzy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]