download > pdf > do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

odwinęła mu napletek i patrząc w oczy, koniuszkiem języka lizała bruzdę żołędzia, potem ssała
jądra. Mokry palec powędrował do odbytu. Wstrząsnął nim dreszcz, Był na granicy orgazmu.
Ona ochoczo wciągnęła go na siebie. Powoli, tam i z powrotem, kończył sjestę. Nie mieli już siły
na akt następny.
 Czas  powiedziała bez żalu i emfazy. Ubrała się. Wychodząc, w drzwiach odwróciła
się i zdmuchnęła z dłoni symboliczne serduszko.
Dudy w miech. Franciszek był wykończony, teraz gotów był uznać, że każda dupa jest
jeżem. Nastawił budzik w swoim Tissocie. Zejść do portierni i zamówić budzenie na samolot, nie
miał sił.
Zegarek wygrywał frazę przynajmniej z dziesięć minut. Pół przytomny znalazł się na
płycie lotniska.
- Hallo! - krzyknął ktoś do niego
- Pani, Katarzyno, tutaj? - silił się na entuzjazm.
Uśmiechnęła się.
- Wracam z kongresu kobiet - wyjaśniła modelka poznana przez Franciszka przed
paroma miesiącami na jakiejś prezentacji firmy. Wtedy wydała mu się nieosiągalna, teraz zbędna.
Na pokładzie Tupolewa 124 wynegocjowała ze starszym dżentelmenem miejsce koło
Franciszka.
- Boże, mam doła, to były koszmarne dwa dni. Masakra - wyjaśniła na wstępie.
- Ech ciężki był wczoraj dzień  usprawiedliwiał swój nieogolony podbródek Franciszek.
Samolot leciał, a wraz z nim leciał nieubłaganie czas. Modelka jednak nie zamierzała dać
za wygraną. Te dwa koszmarne dni bez męskich ponderabiliów w kroczu, to niesłychane. Więcej
na żadne takie polityczne parytety nie pójdzie, nie da się wprząc w politykę.
Spożyli lekkie śniadanko. Zażądała dwóch kieliszków koniaku. Wypiła, on umoczył usta.
Zachwycała się widokami cumulusów, on przysypiał. Samotna, atrakcyjna, niewyżyta, lecąca
samolotem. Czy już samo skonstatowanie sytuacji nie nastraja zmysłowo? Tacy jak ona i on,
promiskuici i erotomani, wyczuwają się bezbłędnie, jak ćmy z gatunku Thysania agrypinama, z
odległości 11 kilometrów. A on jakoś temu nie dawał wyrazu.
Franek czuł się wciąż sfatygowany. Nie okazała zniecierpliwienia. Nie ma zlituj!
Obróciła się do niego twarzą i dotknęła kolanami jego kolan Dopiła do końca koniak. Postawiła
niedbale kieliszek przed sobą i ściągnęła z półki pled. Narzuciła go im na kolana, żeby mu się
komfortowo  odpoczywało . Położyła mu głowę na ramieniu, jak potulna małżonka. Zatopiła
palce w wilgotnej cipce, drugą ręka sięgnęła do rozporka. Może ma kompleks małego
pomyślała.
Pod palcami modelki, jak kolejowa zwrotnica, podniósł się, ustąpiła dotychczasowa
niemoc.
 Dupa, to jednak nie jeż - stwierdził podkręcony.
-Zajmij się mną, bo się paskudnie zabawiam - szepnęła modelka.
-Idz do toalety - powiedział.
Musieli się pospieszyć, bowiem samolot zaczął pomału wytracać wysokość
Na długonogą.
Z panną, co ma długie udka,
Noc najdłuższa jest za krótka.
Leszek Wierzchowski.
Kazimierzowskie klimaty
Ach te niezapomniane klimaty barku w Domu Dziennikarza w Kazimierzu nad Wisłą.
Często tutaj wpadał na kilka dni. Tu nikt nie przepuszczał nikomu, a matkował im kierownik
domu, brodaty, rubaszny, zdeklarowany alkoholik. Gdy na wysokiej górze u Dziennikarzy
niedostawało świeżego, damskiego towaru, to taszczono go z dołu, z rynku, z Domu Architekta.
Maciej K. poznał jednorękiego malarza Aazorka wcześniej, będąc stażystą w redakcji. Za
ostatnie grosze, dla szpanu, zjawił się wtedy po raz pierwszy u Dziennikarzy.
 Sprzedaj parę sztuk akwareli i wez połowę dla siebie  powiedział mu poznany
wówczas, równie młody, jak on osobnik. Na kazimierzowskim rynku, przy studni, wręczył
malunki formatu pocztówek.
 Mieszkasz u  Dziennikarzy , oni kupią.
Wziął, przeleciał bufetową w barku, bo tak było najłatwiej zaskarbić jej sympatię.
Wyfasował dla akwareli godne miejsce w rzędzie markowych alkoholi. W ten sposób wszedł w
grono bohemy artystycznej tego zacnego miasteczka. Pózniej, piastując  urzędy był mile
widzianym gościem.
Właśnie wyskoczył w czerwcu do Kazimierza. Aaził po wąwozach, drynkował w
Spichlerzu, w herbaciarni pasł się ciastkami. Uwielbiał słodycze. U  Dziennikarzy powitał go
wysyp emerytów. To i dobrze  skonstatował. Trochę zwisu nie zaszkodzi.
Zrobił trasę przez Korzeniowy Wąwóz. Obszedł górami miasteczko. Wrócił, przespał się.
Umył po spanku ząbki. Zszedł do miasteczka i spotkał na rynku malarza Kmitę. Malarz
oprowadził go po swojej nowej siedzibie. Robiła wrażenie średniowiecznej fortecy. Niech, kto
chce, wierzy. a jeśli nie, sam obejrzy fortecę w Kazimierzu. Nie kupił u niego obrazu.
Wychodząc minął się z ciemnowłosą niewiastą, Malarz jej nie przedstawił, więc skinęli jedynie
do siebie głowami.
Bogobojnie wrócił do  Dziennikarzy . Zszedł na dół do barku. Rej wodzili podchmieleni
staruszkowie. Strzelił kielicha. Ta barmanka, co to z wdzięczności poratowała kiedyś jego i
malarza kasę, już nie pracowała. Wyszedł przed wczasowisko. Zciemniało się. W oknach stojącej
nieopodal Domu Dziennikarza drewnianej willi znanej pisarki, paliły się światła.
Pewno pisze  pomyślał i przypomniał sobie, jak do  Przeglądu Filmowego , robił o niej
felieton.
Wrócił i strzelił w barku dubla na noc.
- Beznadzieja - zawiana barmanka - mamuśka, rozłożyła ręce.
- Pewno ją zwolnią w sezonie - zrekapitulował, oceniając ją na zaawansowaną
czterdziestkę.
Trzeciego dnia miał tego relaksu dosyć.  Pracoholik jestem, ot, co  tłumaczył się sam
przed sobą ze swoich hormonalnych niepokojów.  Jutro wracam.
W wilii pisarki paliły się wciąż światła. Otwarły się drzwi garażu i wyjechała stamtąd
biała bryka. Mercedes, nie zmieścił się lewą stroną w bramie, i stanął.
Zaciekawiony pospieszył z pomocą niefortunnemu kierowcy. W samochodzie siedziała
widziana przelotnie u malarza czarnowłosa kobieta. Cofnęła zarysowany samochód i otworzyła
drzwi. Zaleciał go zapach alkoholu.
 Nie mógłby pan wstawić go z powrotem? - spytała.
W ten sposób poznał Katarzynę, śpiewaczkę z opery.
Przez chwile lustrowali się wzrokiem.
 Niech mnie pan zaprosi na drinka  wyszła z inicjatywą.
Wrócili do barku. Staruszkowie zaniemówili.
Nie był zafascynowany urodą poznanej pani. Przy takim wzroście i szczupłej twarzy
uznał za pewnik, że jest chuda i kanciasta. W długiej, czarnej, wizytowej spódnicy, białej bluzce
z wysokim, koronkowym kołnierzykiem z wywiniętymi mankietami, jawiła się, jak wdowa po
konkwistadorze.
 Prosił mnie o sesję malarską Kmita - unikała usprawiedliwień. Dobrze, że nie poszłam.
Stał się nieznośnie monotonny.  Mój mąż go uwielbia. O ileż ciekawszy jest młodszy od niego
Aazorek. Kolory, ruch.
 Cenię obu, surowość  Kmity, lekkość - Janka.
Wypili. Staruszkowie siedzący po kątach barku znowu zajęli się sobą.
 Stawiam drinka  obwieściła nowa znajoma.
- Czy właścicielki, pani K., nie ma w domu?  spytał Maciej.
Maria jest w Anglii z serią wykładów o literaturze słowiańskiej. Jestem jej krewną,
prosiła, żebym pomieszkała. Zniszczyłam jej samochód.
 Zarysowany. Jutro go pani naprawi.
Znajoma przyjrzała się w lustrzanej tafli za plecami barmanki. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aikidobyd.xlx.pl
  •