download > pdf > do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zostawiając kadłub osmalony niczym drzewo, które piorun pozbawił korony.
- Bierzcie ostatniego! - zawołał Kasyx. Xaxxa prześliznął się po korkociągu lśniącej
energii. Tebulot wycelował już swą broń, lecz ocalały Afr szybko przetoczył się za Samenę i
uchwycił jej głowę.
- Stać! - krzyknął Kasyx, gdy Afr zaczął wykręcać głowę dziewczyny.
Szczupły mężczyzna powiedział coś po arabsku i Afr znieruchomiał, z oczyma
jarzącymi się jak lampki kinki.
Gruby Europejczyk pociągnął leniwie papierosa, potem wydmuchnął dym ustami i
wciągnął go nosem.
- Widzę, że nie jesteście gotowi poświęcić życia jednego z was, nawet jednego -
powiedział. - To znacznie osłabia waszą siłę, nieprawdaż?
- Tebulocie - Kasyx wydał polecenie - skieruj swą broń na tego w środku. Tego z
przepaską na czole.
Tebulot wykonał polecenie.
- Pełna moc? - spytał Kasyx.
- Dziewięćdziesiąt procent - powiedział Tebulot. - Dość, by wymieść wszystko na
linii strzału, choćby nawet było odległe o trzy kilometry. Włączając, oczywiście, naszego
przyjaciela.
- Xaxxo - ciągnął Kasyx, wskazując mu szczupłego mężczyznę z fajką i grubego
Europejczyka.
- Dostanę ich, nim zdążą mrugnąć. - Xaxxa ustawił się w pozycji boksera.
Kasyx podszedł do młodego Araba w zawoju.
- Czy mogę rozmawiać bezpośrednio z tobą, nasienie Yaomauitla? - spytał. - Czy
może nadal zamierzasz nalegać, byśmy korzystali z usług pośredników.
Młodzieniec uniósł nieco głowę. Za warstwami muślinu Kasyx dostrzegł skośne,
przejmujące dreszczem oczy samego diabła.
- Byliśmy w San Hipolito i widzieliśmy grób twego ojca - zaczął niepewnie Kasyx. -
Wiemy, kim i czym jesteś, wiemy też, jak cię pokonać. Nim minie tydzień, osaczymy twego
ojca Yaomauitla. I uwierz mi, że wróci on do tej samej skrzynki, w tej samej piwnicy. I tym
razem zostanie tam na zawsze.
- Jesteś przeklęty - rzekł młody Arab najzimniejszym głosem, jaki może istnieć. Jego
oddech parował przez muślin, jakby pokój był chłodnią. - Jesteś psem Ashapoli, a mój ojciec i
bracia zemszczą się na tobie.
- Możesz sobie obiecywać, co ci się żywnie podoba - Kasyx usiłował nadać głosowi
ton pewności siebie. Nie było to proste, bał się i wiedział, że podobnie boją się Tebulot i
Xaxxa, choć na zewnątrz zachowują pozory nonszalancji. - Ale jeśli nie pozwolisz Samenie
odejść teraz, w tej minucie, zamienimy cię w popiół. Umiemy spełnić to przyrzeczenie.
- Niech będzie, moi przyjaciele - westchnął młody Arab. - Aukopalca zostanie
uwolniona. Lecz ostrzegam was, czynicie poważny błąd. Nie na próżno mój ojciec znany jest
jako Zmiertelny Wróg. Uwierz mi, zemścimy się na tobie i ból, jaki ci zadamy, prześcignie po
tysiąckroć satysfakcję, jakiej zaznasz uwalniając ją. To ci obiecuję, Kasyxie, na wszystkie
męki piekielne.
- Uwolnijcie ją - powtórzył Kasyx. Tebulot podniósł broń do ramienia, by lepiej
wycelować.
Młody Arab uniósł rękę dając znak Afrowi. Ten puścił natychmiast głowę Sameny i
odstąpił. Młodzieniec powiedział coś szybko po arabsku do grubego Europejczyka, a ten
przemówił do palacza kifu:
- Dziewczyna ma zostać uwolniona, Afr zaś wrócić do świata poza snem.
Pakując papierosa między wargi, tłusty Europejczyk wstał z wysiłkiem i podszedł do
Sameny. Wyjął z kieszeni ciężki, składany nóż, rozłożył ostrze i mrużąc jedno oko przed
unoszącym się z papierosa dymem, przecinał powoli rzemienie krępujące nadgarstki Sameny.
Potem rozciął jej opaskę na oczach i knebel. Przez cały ten czas Tebulot przesuwał broń z
młodego Araba, skrytego szczelnie pod szatami, na człowieka z fajką. Samena otworzyła
oczy i z niewyobrażalną ulgą spojrzała na Kasyxa i Tebulota.
- Bogu niech będą dzięki! - odetchnęła.
- Pozbądzmy się tego Afra, dobrze? - zwrócił się Kasyx do młodego Araba.
Młodzieniec skinął głową na szczupłego mężczyznę z fajką, a ten ponownie zaczął
recytować zaklęcie. Afr rozwiał się jak dym, tak jakby nigdy nie istniał.
Kasyx podszedł do Sameny i pomógł jej wstać. Potem wycofał się do Tebulota i
Xaxxy, przezornie otaczając po drodze Samenę ramieniem.
Wówczas poczuł, że podłoga drży i porusza się pod jego stopami. Wiedział, co to
znaczy. Nadchodził poranek,
Andrea zaczynała się z wolna budzić. Północnoafrykański sen zapadnie się niedługo
jak nierealne, wyobrażone origami, zostanie zapomniany na zawsze w powodzi zgiełku
południowokalifornijskiego dnia.
- Czas się stąd ruszać - powiedział Kasyx do Araba. Młodzieniec uniósł ręce nad
głowę.
- Zemsta będzie należeć do mnie. Mektoub, tak jest zapisane.
- Mam do niego strzelić? - spytał Tebulot kątem ust. Kasyx przytaknął i równie cicho
odpowiedział:
- Wyrysuję teraz ośmiokąt. Poczekaj, aż będzie dokładnie nad naszymi głowami, [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aikidobyd.xlx.pl
  •