[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wszystko. Zawsze będę cię kochał.
Oczy zaszczypały ją od łez, więc odwróciła się do niego tyłem.
- To nie tak, że ja... Myślę, że jesteś wspaniałym mężczyzną.
Wziął ze stołu pawie pióro i powiódł delikatnym puchem po jej nagim ramieniu.
158
- Nawet nie wiesz, jak cierpię, nie mogąc cię dotknąć.
Heather przeszły ciarki. Tak bardzo chciała go pocieszyć, że serce przeszył jej ból. Jean-
Luc potrzebował miłości. Zasługiwał na nią. Zasługiwał na miłość, która powinna być
częścią dobrego życia; na miłość, której nigdy nie zaznał. Ocierając łzy, złapała go w pasie
i mocno przytuliła.
- Jesteś dobrym człowiekiem, Jean-Luc. Pięknym.
- Heather. - Objął ją lekko, jakby w ten sposób próbował utrzymać nad sobą kontrolę. -
Tak bardzo cię pragnę. - Jego dłoń wędrowała w górę i w dół jej pleców, wzbudzając
delikatne mrowienie.
Musiała się cofnąć, ale on był jak skała. Tak łatwo było się na nim oprzeć. Czuła, jak
pociera brodą o jej włosy. Ustami musnął jej czoło. Poczuła znajomy skurcz pożądania.
Uścisk jego ramion jeszcze się zacieśnił.
- Pozwól mi zabiegać o twoje względy. - Trącił nosem jej szyję, po czym szepnął do ucha: -
Pozwól się kochać.
Zerknęła na jego twarz i oddech uwiązł jej w gardle. Jasnoniebieskie tęczówki Jean-Luca
zaczęły się zmieniać.
- Oczy robią ci się czerwone.
Odsunął jej włosy z czoła. - Mam z tym problem za każdym razem, kiedy jestem blisko
ciebie.
- Dlaczego? Sprawiam, że robisz się głodny?
- Sprawiasz, że skręcam się z pożądania. Oczy to blady cień tego, jaka namiętność płonie
w moim wnętrzu.
- To znaczy, że stają się czerwone, kiedy... ci staje?
- Tak. - Uśmiechnął się powoli. - Mogłabyś pomóc złagodzić moje cierpienie, ale obawiam
się, że ten problem będzie się pojawiał wciąż i wciąż.
Boże, czy to naprawdę taki zły sposób na spędzenie reszty życia? Ziarno paniki zaczęło
kiełkować w jej brzuchu. Nie była gotowa na coś tak odmiennego, nie potrafiła skazać na
takie życie siebie i swojej córki.
- Ja... muszę iść. - Zrobiła krok do tyłu. Puścił ją.
- Jak sobie życzysz, cherie.
Wyszła i wśliznęła się do swojej ciemnej sypialni. Dobry Boże, co ma robić? Nie wątpiła
już, że Phineas miał rację, że wampiryzm nie zmienia charakteru człowieka. Jean-Luc jest
teraz tak samo szlachetny i honorowy, jak był za życia. Może nawet bardziej. Stulecia
istnienia dały mu mądrość i dojrzałość, które do Heather bardzo przemawiały. No i
oczywiście był niezwykle seksowny. Cudowny w stosunku do Bethany, wielkoduszny
wobec Fidelii. Chodzący ideał z jedną tylko wadą. Był wampirem.
Ale fakt, że był wampirem, niczego w Jean-Lucu nie zmieniał, nie zmieniał też tego, co
Heather do niego czuła. Teraz, gdy już minął pierwszy szok, zauważyła, że Echarpe wciąż
ją pociąga, że nadal go kocha. I to przeraziło ją bardziej niż wystające kły. Bo zaczęła
naprawdę brać pod uwagę związek z Jean-Lukiem.
Jakaś część jej mówiła, że to szaleństwo. Znała go zaledwie tydzień. Jak mogła podjąć
decyzję, która zaważyłaby na całym jej życiu? I na życiu Bethany. Jak miałaby
wytłumaczyć córce, że nowy chłopak mamusi za dnia jest martwy? Jak mogłaby obarczyć
małe dziecko brzemieniem podobnego sekretu? Tylko że alternatywa - ukrycie przed
córką prawdy - sprawiłaby, że czułaby się winna i nieuczciwa.
To w ogóle była trudna sytuacja. Ona by się starzała, a Jean-Luc nie. Z jednej strony
wciągnęłaby córkę w przedziwny świat, z drugiej zapewniłaby jej cudownego,
159
kochającego ojczyma.
Tylko że ten ojczym byłby za dnia martwy. Umysł Heather przeskakiwał od argumentów
za do argumentów przeciw. To wystarczyło, żeby przyprawić ją o straszliwy ból głowy.
Ruszyła przez ciemny pokój po omacku do łazienki, a gdy się w niej znalazła, zamknęła
drzwi i zapaliła światło. Spojrzała w lustro. Fidelia powiedziała, żeby podążała za głosem
serca. Serce Heather wyrywało się do Jean-Luca, ale umysł zalecał ostrożność. Jeśli Jean-
Luc stanie się częścią jej rodziny i im nie wyjdzie, nie tylko ona będzie miała złamane
serce. Bethany też będzie cierpiała.
Westchnęła. Prowadziła wprawdzie wojnę ze strachem, ale w tej konkretnej potyczce
strach wygrywał. Najbezpieczniejszym rozwiązaniem było wycofanie się. Powinna to
zrobić, zanim uczucie do Jean-Luca całkowicie nią owładnie.
Cały piątek Heather ciężko pracowała, starając się nie myśleć o Jean-Lucu. Wieczorem
Echarpe spytał, czy chciałaby z nim porozmawiać w jego gabinecie, a ona odmówiła,
Smutek widoczny w jego oczach ukłuł ją w serce, pospieszyła więc do swojej sypialni.
Fidelia zapytała, czy stało się coś złego, Heather jednak mogła tylko pokręcić przecząco
głową, w gardle bowiem miała wielką gulę.
Podczas lunchu w sobotę odkryła kolejną nadzwyczajną cechę wampirów. Znakomity
słuch. W kuchni Ian usłyszał samochód wjeżdżający na podjazd. W towarzystwie dwóch
strażników Heather wyszła do sklepu. Phil wyjrzał przez okno.
- Pikap z przyczepą.
Zerknęła na zewnątrz, żeby sprawdzić, kto wysiada z samochodu.
- O nie, to Coach Gunter.
- Stanowi zagrożenie? - spytał Ian.
- Dla każdej kobiety na Ziemi - mruknęła Heather. Z tyłu furgonetki i na przyczepie
zauważyła duże czarne pudła. - Przywiózł wybieg.
A to znaczyło, że był nowym chłopakiem Liz Schumann. Dobry Boże, Liz musiała
postradać rozum. Coach podszedł do wejścia, zignorował dzwonek i zaczął walić pięścią
w drzwi. Heather zmarszczyła brwi.
- Wpuśćcie go. Przyprowadzę Alberta. - Ruszyła korytarzem do biura Włocha. Nawet tam
słychać było tubalny głos wchodzącego do środka trenera.
- Właśnie przywieziono wybieg - poinformowała Alberta. - Obiecałam Liz trzy bilety na
pokaz. - Alberto dał je Heather z ociąganiem.
- Ledwie mi wystarczy dla członków rady i miejscowych szych.
Skrzywiła się. - Przy dwudziestu gościach nie zbierzemy zbyt wiele.
Alberto prychnął.
- Miejscowi nie mają pieniędzy. Jean-Luc przekaże datek. Dwadzieścia tysięcy.
- Dolarów? - Heather przełknęła ślinę. - To bardzo hojny gest.
- Ma swoje powody. - Włoch machnął lekceważąco ręką. - Nie żeby nie był hojny. Echarpe
przekazuje mnóstwo pieniędzy na cele dobroczynne. Ale w tym wypadku płaci za
milczenie. Kiedy po pokazie sklep zostanie zamknięty, Jean-Luc chce, by ludzie
zapomnieli o tym miejscu. Przypuszczam, że to będzie oznaczało koniec pani pracy.
Heather pamiętała, że została zatrudniona tylko na dwa tygodnie.
- To znaczy, że nikt w ogóle nie będzie tu przychodził?
- Przy odrobinie szczęścia nikt. A jeśli ktoś się pojawi, cofnie go ochrona. Ja wrócę do
Paryża razem z modelkami, a Jean-Luc będzie się ukrywał. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl aikidobyd.xlx.pl
wszystko. Zawsze będę cię kochał.
Oczy zaszczypały ją od łez, więc odwróciła się do niego tyłem.
- To nie tak, że ja... Myślę, że jesteś wspaniałym mężczyzną.
Wziął ze stołu pawie pióro i powiódł delikatnym puchem po jej nagim ramieniu.
158
- Nawet nie wiesz, jak cierpię, nie mogąc cię dotknąć.
Heather przeszły ciarki. Tak bardzo chciała go pocieszyć, że serce przeszył jej ból. Jean-
Luc potrzebował miłości. Zasługiwał na nią. Zasługiwał na miłość, która powinna być
częścią dobrego życia; na miłość, której nigdy nie zaznał. Ocierając łzy, złapała go w pasie
i mocno przytuliła.
- Jesteś dobrym człowiekiem, Jean-Luc. Pięknym.
- Heather. - Objął ją lekko, jakby w ten sposób próbował utrzymać nad sobą kontrolę. -
Tak bardzo cię pragnę. - Jego dłoń wędrowała w górę i w dół jej pleców, wzbudzając
delikatne mrowienie.
Musiała się cofnąć, ale on był jak skała. Tak łatwo było się na nim oprzeć. Czuła, jak
pociera brodą o jej włosy. Ustami musnął jej czoło. Poczuła znajomy skurcz pożądania.
Uścisk jego ramion jeszcze się zacieśnił.
- Pozwól mi zabiegać o twoje względy. - Trącił nosem jej szyję, po czym szepnął do ucha: -
Pozwól się kochać.
Zerknęła na jego twarz i oddech uwiązł jej w gardle. Jasnoniebieskie tęczówki Jean-Luca
zaczęły się zmieniać.
- Oczy robią ci się czerwone.
Odsunął jej włosy z czoła. - Mam z tym problem za każdym razem, kiedy jestem blisko
ciebie.
- Dlaczego? Sprawiam, że robisz się głodny?
- Sprawiasz, że skręcam się z pożądania. Oczy to blady cień tego, jaka namiętność płonie
w moim wnętrzu.
- To znaczy, że stają się czerwone, kiedy... ci staje?
- Tak. - Uśmiechnął się powoli. - Mogłabyś pomóc złagodzić moje cierpienie, ale obawiam
się, że ten problem będzie się pojawiał wciąż i wciąż.
Boże, czy to naprawdę taki zły sposób na spędzenie reszty życia? Ziarno paniki zaczęło
kiełkować w jej brzuchu. Nie była gotowa na coś tak odmiennego, nie potrafiła skazać na
takie życie siebie i swojej córki.
- Ja... muszę iść. - Zrobiła krok do tyłu. Puścił ją.
- Jak sobie życzysz, cherie.
Wyszła i wśliznęła się do swojej ciemnej sypialni. Dobry Boże, co ma robić? Nie wątpiła
już, że Phineas miał rację, że wampiryzm nie zmienia charakteru człowieka. Jean-Luc jest
teraz tak samo szlachetny i honorowy, jak był za życia. Może nawet bardziej. Stulecia
istnienia dały mu mądrość i dojrzałość, które do Heather bardzo przemawiały. No i
oczywiście był niezwykle seksowny. Cudowny w stosunku do Bethany, wielkoduszny
wobec Fidelii. Chodzący ideał z jedną tylko wadą. Był wampirem.
Ale fakt, że był wampirem, niczego w Jean-Lucu nie zmieniał, nie zmieniał też tego, co
Heather do niego czuła. Teraz, gdy już minął pierwszy szok, zauważyła, że Echarpe wciąż
ją pociąga, że nadal go kocha. I to przeraziło ją bardziej niż wystające kły. Bo zaczęła
naprawdę brać pod uwagę związek z Jean-Lukiem.
Jakaś część jej mówiła, że to szaleństwo. Znała go zaledwie tydzień. Jak mogła podjąć
decyzję, która zaważyłaby na całym jej życiu? I na życiu Bethany. Jak miałaby
wytłumaczyć córce, że nowy chłopak mamusi za dnia jest martwy? Jak mogłaby obarczyć
małe dziecko brzemieniem podobnego sekretu? Tylko że alternatywa - ukrycie przed
córką prawdy - sprawiłaby, że czułaby się winna i nieuczciwa.
To w ogóle była trudna sytuacja. Ona by się starzała, a Jean-Luc nie. Z jednej strony
wciągnęłaby córkę w przedziwny świat, z drugiej zapewniłaby jej cudownego,
159
kochającego ojczyma.
Tylko że ten ojczym byłby za dnia martwy. Umysł Heather przeskakiwał od argumentów
za do argumentów przeciw. To wystarczyło, żeby przyprawić ją o straszliwy ból głowy.
Ruszyła przez ciemny pokój po omacku do łazienki, a gdy się w niej znalazła, zamknęła
drzwi i zapaliła światło. Spojrzała w lustro. Fidelia powiedziała, żeby podążała za głosem
serca. Serce Heather wyrywało się do Jean-Luca, ale umysł zalecał ostrożność. Jeśli Jean-
Luc stanie się częścią jej rodziny i im nie wyjdzie, nie tylko ona będzie miała złamane
serce. Bethany też będzie cierpiała.
Westchnęła. Prowadziła wprawdzie wojnę ze strachem, ale w tej konkretnej potyczce
strach wygrywał. Najbezpieczniejszym rozwiązaniem było wycofanie się. Powinna to
zrobić, zanim uczucie do Jean-Luca całkowicie nią owładnie.
Cały piątek Heather ciężko pracowała, starając się nie myśleć o Jean-Lucu. Wieczorem
Echarpe spytał, czy chciałaby z nim porozmawiać w jego gabinecie, a ona odmówiła,
Smutek widoczny w jego oczach ukłuł ją w serce, pospieszyła więc do swojej sypialni.
Fidelia zapytała, czy stało się coś złego, Heather jednak mogła tylko pokręcić przecząco
głową, w gardle bowiem miała wielką gulę.
Podczas lunchu w sobotę odkryła kolejną nadzwyczajną cechę wampirów. Znakomity
słuch. W kuchni Ian usłyszał samochód wjeżdżający na podjazd. W towarzystwie dwóch
strażników Heather wyszła do sklepu. Phil wyjrzał przez okno.
- Pikap z przyczepą.
Zerknęła na zewnątrz, żeby sprawdzić, kto wysiada z samochodu.
- O nie, to Coach Gunter.
- Stanowi zagrożenie? - spytał Ian.
- Dla każdej kobiety na Ziemi - mruknęła Heather. Z tyłu furgonetki i na przyczepie
zauważyła duże czarne pudła. - Przywiózł wybieg.
A to znaczyło, że był nowym chłopakiem Liz Schumann. Dobry Boże, Liz musiała
postradać rozum. Coach podszedł do wejścia, zignorował dzwonek i zaczął walić pięścią
w drzwi. Heather zmarszczyła brwi.
- Wpuśćcie go. Przyprowadzę Alberta. - Ruszyła korytarzem do biura Włocha. Nawet tam
słychać było tubalny głos wchodzącego do środka trenera.
- Właśnie przywieziono wybieg - poinformowała Alberta. - Obiecałam Liz trzy bilety na
pokaz. - Alberto dał je Heather z ociąganiem.
- Ledwie mi wystarczy dla członków rady i miejscowych szych.
Skrzywiła się. - Przy dwudziestu gościach nie zbierzemy zbyt wiele.
Alberto prychnął.
- Miejscowi nie mają pieniędzy. Jean-Luc przekaże datek. Dwadzieścia tysięcy.
- Dolarów? - Heather przełknęła ślinę. - To bardzo hojny gest.
- Ma swoje powody. - Włoch machnął lekceważąco ręką. - Nie żeby nie był hojny. Echarpe
przekazuje mnóstwo pieniędzy na cele dobroczynne. Ale w tym wypadku płaci za
milczenie. Kiedy po pokazie sklep zostanie zamknięty, Jean-Luc chce, by ludzie
zapomnieli o tym miejscu. Przypuszczam, że to będzie oznaczało koniec pani pracy.
Heather pamiętała, że została zatrudniona tylko na dwa tygodnie.
- To znaczy, że nikt w ogóle nie będzie tu przychodził?
- Przy odrobinie szczęścia nikt. A jeśli ktoś się pojawi, cofnie go ochrona. Ja wrócę do
Paryża razem z modelkami, a Jean-Luc będzie się ukrywał. [ Pobierz całość w formacie PDF ]