[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ale właśnie udowodniłeś, że nie jesteś mi już do niczego potrzebny. - Ruchem brody wskazała leżący na
ziemi wielki miecz. - Wez swój miecz, Ryldzie, i wracaj tam, gdzie twój dom. Wracaj do Podmroku.
Ryld wpatrywał się w nią w osłupieniu. Deszcz padający mu na twarz sprawił, że przez chwilę
wyglądał, jakby płakał, choć Halisstra wiedziała, że zaprawiony w bojach wojownik nigdy nie byłby
zdolny do czegoś podobnego. Potem podszedł do miejsca, gdzie leżał Rozpruwacz, napinając mięśnie
ramion, gdy mijał kapłanki.
- Możesz odejść - powiedziała do niego Feliane, kiedy podniósł miecz. - Odejdz i nie idz za nami,
inaczej ściągniesz na siebie gniew bogini.
Ryld mruknął coś pod nosem i wsunął wielki miecz do pochwy na plecach. Potem, nie
zaszczycając Halisstry nawet jednym spojrzeniem, odwrócił się i wszedł w las.
Widząc, że kapłanki obserwują Rylda, Halisstra przez krótką chwilę rozważała rzucenie się do
ucieczki, ale postanowiła tego nie robić. Zamiast tego wpatrywała się w miejsce, w którym zniknął Ryld,
a tymczasem kapłanki podniosły oręż i zbroję Seyll.
Tylko poddając się, mogła zapewnić mu bezpieczeństwo.
Feliane odpięła srebrny łańcuch noszony przy pasie i pokazała Halisstrze, żeby wyciągnęła ręce.
Halisstra posłuchała i łańcuch ożył nagle, oplatając jej się wokół nadgarstków. Cała siła uszła z niej i
wpłynęła w ogniwa metalu, pozostawiając ją słabą jak rozłożony słońcem adamantyt. Zachwiała się,
walcząc z paniką, która zaczęła w niej wzbierać. Co ja zrobiłam? Powiedziała sobie, że musi zachować
spokój, i że wciąż została jej jeszcze jedna broń. Nadejdzie czas, gdy Ryld będzie daleko i będzie
bezpieczny, a ona będzie mogła użyć magii bae qeshel.
Spojrzenie w młodą, szczerą twarz Feliane jeszcze bardziej ją uspokoiło. W Feliane dostrzegała
miękkość - słabość, którą mogła obrócić na swoją korzyść. Chociaż Halisstra już raz ją wykorzystała,
dziewczyna naprawdę uwierzyła w jej przysięgę i w to, że wróciła, aby odkupić swą winę. Wystarczył
przyjazny uśmiech i kilka słów. Drowka otworzyła usta...
... ale kapłanka, która zabiła trolla, podeszła do niej i złapała ją za brodę, obracając jej głowę w
bok. Halisstra zbyt pózno zauważyła, że kapłanka coś nuci. Spróbowała coś powiedzieć, ale odkryła, że
41
nie jest w stanie wydobyć z siebie żadnego dzwięku.
- Sama zabiorę ją do świątyni - powiedziała kapłanka. - Eilistraee zadecyduje o jej losie: pieśń...
albo miecz.
* * *
Depcząc z chlupotem mokre paprocie, Ryld zagłębiał się ze złością w las. Zrobił to, czego chciała
Halisstra, odszedł. Więc dlaczego czuł się taki bezsilny, taki wściekły?
Ponieważ ocalił własną skórę i zostawił ją na pewną śmierć.
Ponieważ kapłanka Lolth kazała mu to zrobić, przypomniał sobie. A on, jak posłusznemu
mężczyznie przystało, posłuchał.
Była kapłanka Lolth, poprawił się.
Może właśnie dlatego chciała umrzeć, aby połączyć się z boginią, która odeszła przed nią.
Potrząsając głową, ułożył palce w bluznierczy gest, którego użyła Halisstra.
- Zwietnie, daj im się zabić, Halisstro, jeśli tego właśnie...
Czy rzeczywiście tego chciała? Twarz Halisstry była tak martwa i pozbawiona wyrazu jak czarna
kamienna twarz, która tkwiła na drzwiach świątyni - a może grobu? - Lolth. Ale Ryld zdołał wyczuć
potężne uczucia kłębiące się tuż pod zimną powierzchnią. Dowiodła, że jej na nim zależy, kiedy walczyli
z trollem. Jeśli przez cały ten czas był tylko zabawką w jej ręku, mogła ocalić życie uciekając,
zostawiając go na śmierć...
Tak jak Pharaun.
Wtedy przyszła mu do głowy pewna myśl dziwna i obca naturze elfów. Czyżby Halisstra
poświęciła się, aby on mógł żyć?
Nie, to niemożliwe. Musiała mieć w zanadrzu jakiś fortel - jakąś ukrytą broń albo zwój, który
pozwoli jej uciec, dołączyć do niego. Ale skoro tak, dlaczego nie dała mu jakiejś wskazówki, gdzie mają
się znów spotkać?
Bo obawiała się, że kapłanki usłyszą? A może oczekiwała, że Ryld do niej wróci, aby pomóc jej
uciec?
Ryld, który szedł coraz wolniej, w końcu się zatrzymał. Stał, wsłuchując się w bębnienie deszczu
w gałęziach nad głową, zastanawiając się, czy któraś z kapłanek nie poszła za nim. Przez cały ten hałas,
jaki czyniła ulewa, nie mógł być tego pewien.
Nienawidził ciągłej mżawki. Spływała mu po twarzy, zmuszając do mrużenia oczu. Jego piwafwi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl aikidobyd.xlx.pl
ale właśnie udowodniłeś, że nie jesteś mi już do niczego potrzebny. - Ruchem brody wskazała leżący na
ziemi wielki miecz. - Wez swój miecz, Ryldzie, i wracaj tam, gdzie twój dom. Wracaj do Podmroku.
Ryld wpatrywał się w nią w osłupieniu. Deszcz padający mu na twarz sprawił, że przez chwilę
wyglądał, jakby płakał, choć Halisstra wiedziała, że zaprawiony w bojach wojownik nigdy nie byłby
zdolny do czegoś podobnego. Potem podszedł do miejsca, gdzie leżał Rozpruwacz, napinając mięśnie
ramion, gdy mijał kapłanki.
- Możesz odejść - powiedziała do niego Feliane, kiedy podniósł miecz. - Odejdz i nie idz za nami,
inaczej ściągniesz na siebie gniew bogini.
Ryld mruknął coś pod nosem i wsunął wielki miecz do pochwy na plecach. Potem, nie
zaszczycając Halisstry nawet jednym spojrzeniem, odwrócił się i wszedł w las.
Widząc, że kapłanki obserwują Rylda, Halisstra przez krótką chwilę rozważała rzucenie się do
ucieczki, ale postanowiła tego nie robić. Zamiast tego wpatrywała się w miejsce, w którym zniknął Ryld,
a tymczasem kapłanki podniosły oręż i zbroję Seyll.
Tylko poddając się, mogła zapewnić mu bezpieczeństwo.
Feliane odpięła srebrny łańcuch noszony przy pasie i pokazała Halisstrze, żeby wyciągnęła ręce.
Halisstra posłuchała i łańcuch ożył nagle, oplatając jej się wokół nadgarstków. Cała siła uszła z niej i
wpłynęła w ogniwa metalu, pozostawiając ją słabą jak rozłożony słońcem adamantyt. Zachwiała się,
walcząc z paniką, która zaczęła w niej wzbierać. Co ja zrobiłam? Powiedziała sobie, że musi zachować
spokój, i że wciąż została jej jeszcze jedna broń. Nadejdzie czas, gdy Ryld będzie daleko i będzie
bezpieczny, a ona będzie mogła użyć magii bae qeshel.
Spojrzenie w młodą, szczerą twarz Feliane jeszcze bardziej ją uspokoiło. W Feliane dostrzegała
miękkość - słabość, którą mogła obrócić na swoją korzyść. Chociaż Halisstra już raz ją wykorzystała,
dziewczyna naprawdę uwierzyła w jej przysięgę i w to, że wróciła, aby odkupić swą winę. Wystarczył
przyjazny uśmiech i kilka słów. Drowka otworzyła usta...
... ale kapłanka, która zabiła trolla, podeszła do niej i złapała ją za brodę, obracając jej głowę w
bok. Halisstra zbyt pózno zauważyła, że kapłanka coś nuci. Spróbowała coś powiedzieć, ale odkryła, że
41
nie jest w stanie wydobyć z siebie żadnego dzwięku.
- Sama zabiorę ją do świątyni - powiedziała kapłanka. - Eilistraee zadecyduje o jej losie: pieśń...
albo miecz.
* * *
Depcząc z chlupotem mokre paprocie, Ryld zagłębiał się ze złością w las. Zrobił to, czego chciała
Halisstra, odszedł. Więc dlaczego czuł się taki bezsilny, taki wściekły?
Ponieważ ocalił własną skórę i zostawił ją na pewną śmierć.
Ponieważ kapłanka Lolth kazała mu to zrobić, przypomniał sobie. A on, jak posłusznemu
mężczyznie przystało, posłuchał.
Była kapłanka Lolth, poprawił się.
Może właśnie dlatego chciała umrzeć, aby połączyć się z boginią, która odeszła przed nią.
Potrząsając głową, ułożył palce w bluznierczy gest, którego użyła Halisstra.
- Zwietnie, daj im się zabić, Halisstro, jeśli tego właśnie...
Czy rzeczywiście tego chciała? Twarz Halisstry była tak martwa i pozbawiona wyrazu jak czarna
kamienna twarz, która tkwiła na drzwiach świątyni - a może grobu? - Lolth. Ale Ryld zdołał wyczuć
potężne uczucia kłębiące się tuż pod zimną powierzchnią. Dowiodła, że jej na nim zależy, kiedy walczyli
z trollem. Jeśli przez cały ten czas był tylko zabawką w jej ręku, mogła ocalić życie uciekając,
zostawiając go na śmierć...
Tak jak Pharaun.
Wtedy przyszła mu do głowy pewna myśl dziwna i obca naturze elfów. Czyżby Halisstra
poświęciła się, aby on mógł żyć?
Nie, to niemożliwe. Musiała mieć w zanadrzu jakiś fortel - jakąś ukrytą broń albo zwój, który
pozwoli jej uciec, dołączyć do niego. Ale skoro tak, dlaczego nie dała mu jakiejś wskazówki, gdzie mają
się znów spotkać?
Bo obawiała się, że kapłanki usłyszą? A może oczekiwała, że Ryld do niej wróci, aby pomóc jej
uciec?
Ryld, który szedł coraz wolniej, w końcu się zatrzymał. Stał, wsłuchując się w bębnienie deszczu
w gałęziach nad głową, zastanawiając się, czy któraś z kapłanek nie poszła za nim. Przez cały ten hałas,
jaki czyniła ulewa, nie mógł być tego pewien.
Nienawidził ciągłej mżawki. Spływała mu po twarzy, zmuszając do mrużenia oczu. Jego piwafwi [ Pobierz całość w formacie PDF ]