download > pdf > do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

na opieka nad dziećmi.
Nagle przystanęła na widok dziwnie znajomych obrazów. Przyglądała im się przez
moment, przypomniała sobie, że podobne krajobrazy widziała w domu Drakona. Zaczęła
podejrzewać, że Theo nie interesował się wyspą starca w związku z przyszłymi planami
biznesowymi.
Z zamyślenia wyrwały ją odgłosy kroków. Kerry odwróciła głowę i ujrzała swoje-
go przyszłego męża zmierzającego w jej stronę. Przeciągał się, jak to miał w zwyczaju
po wielogodzinnej pracy przy komputerze.
W ciemnych dżinsach i koszulce wyglądał zdecydowanie seksowniej niż w for-
malnym garniturze. Zapomniała, jaką przyjemność sprawiało jej dawniej podziwianie
jego wysportowanej sylwetki.
- Jesteś gotowa na kolację? - zapytał, stając za nią.
- Tak - odparła szeptem. - Umieram z głodu. Odnoszę wrażenie, że jadłam lunch
całe wieki temu.
Gdy objął ją w pasie, jego dotyk okazał się elektryzujący. Mimo to Kerry spróbo-
wała się odprężyć. Theo najwyrazniej uznał, że powinni puścić kłótnię w niepamięć i
zachowywać się jak normalna para narzeczonych. Tym bardziej nie zamierzała dać mu
powodów do narzekań.
Ruszyli w kierunku jadalni. Kerry musiała szybko podjąć decyzję: skoro mieli
spędzić razem resztę życia, powinna rozmawiać z nim otwarcie o wszystkim.
- Zanim pójdziemy - powiedziała pospiesznie - chciałabym zadać ci pytanie. Wi-
działam podobne obrazy w domu Drakona. Jestem pewna, że namalował je ten sam arty-
sta, i bardzo mnie to intryguje.
R
L
T
Theo znieruchomiał.
- Sądziłem, że się rozumiemy. Nie lubię, gdy ludzie wtykają nos w sprawy, które
ich nie dotyczą - przemawiał beznamiętnym głosem, ale jego postawa zdradzała napięcie.
- Nie wtrącam się w twoje sprawy. Zadałam neutralne pytanie. Chyba chcesz, żeby
Lucas dorastał pod opieką rodziców, którzy potrafią ze sobą rozmawiać?
Theo spojrzał w jej duże, błękitne oczy i z zaskoczeniem stwierdził, że musi przy-
znać jej rację. Jego agresywna odpowiedz była wynikiem złych doświadczeń i skompli-
kowanej historii rodzinnej. A teraz ona miała dołączyć do rodu Diakosów i wychowywać
jego syna jako jednego z nich. Nie było nic złego w tym, że chciała poznać więcej
szczegółów.
W przeszłości rzadko poruszał przy niej osobiste tematy, ale teraz sytuacja się
zmieniła. To, co łączyło ich dawniej, nie mogło stworzyć fundamentów trwałego związ-
ku. Potrzebowali czegoś więcej, więc nie powinien się przed nią zamykać ani unikać
niewygodnych rozmów. Zaufanie było najważniejsze. Nadeszła pora, by ujawnić wszyst-
kie sekrety.
- To prace mojego wuja - wyjaśnił w końcu.
- Twój wuj był artystą? To cudowne! - wykrzyknęła Kerry, po czym zamilkła na
widok wyrazu jego twarzy. - Ale to znaczy, że żył kiedyś na wyspie Drakona! Czemu mi
o tym nie powiedziałeś?
- Od kogo o tym wiesz - zapytał Theo zaniepokojony.
- Od nikogo. Sama się domyśliłam. Podczas wspólnej kolacji z Drakonem, zanim
do nas dołączyłeś, zapytałam go o krajobrazy, które podziwiałam na korytarzu. Wyjaśnił,
że są dziełem artysty, który mieszkał na wyspie.
- Zgadza się.
Theo był zdumiony przenikliwością swojej narzeczonej i faktem, jak blisko praw-
dy znalazła się podczas rozmowy z Drakonem. Był ciekaw, ile starzec wiedział o malo-
widłach i ich twórcy. Nie musiał o to pytać, bo Kerry dodała pospiesznie:
- Powiedział, że wisiały w domu, który kupił wraz z wyspą od poprzedniego wła-
ściciela, który wpadł w kłopoty finansowe.
Theo skinął głową.
R
L
T
- Z powodu bankructwa zostawił na wyspie kilka niedokończonych budowli.
- To fascynujące. Czy to znaczy, że to twój wuj był poprzednim właścicielem?
- Niezupełnie. - Przeczesał włosy palcami, po czym wyszedł na taras z widokiem
na basen. - Wyspa należała do rodziny mojej matki. Jej siostra blizniaczka, ciotka Dacia,
poślubiła artystę.
- Co skłoniło ich do sprzedaży? - zainteresowała się Kerry. - To takie piękne miej-
sce.
Theo zmarszczył czoło. Nie czuł się komfortowo. Uśmiechnął się ironicznie. Czuł
się jak tchórz. Informacje o tym, co się wydarzyło, dawno ujrzały światło dzienne - cho-
ciaż nie miały większego znaczenia dla nikogo prócz jego najbliższych. Mimo to nie lu-
bił o tym rozmawiać. Było mu wstyd.
- Nie musisz się zwierzać - powiedziała nagle Kerry. - Jeśli nie masz na to ochoty,
nie zamierzam cię zmuszać.
Spojrzała na niego, na zmierzwione ciemne włosy i ostry profil. Dostrzegła jego
skrępowanie, a nie chciała stawiać go w niekomfortowej sytuacji. Wiedziała, że porozu-
mienie, które osiągnęli, mogło zostać bez trudu zniszczone.
Odwróciła się, żeby nie czuł na sobie jej wzroku, i spojrzała na słońce zachodzące
w ciemnych wodach Morza Egejskiego. Wyspa, z eleganckimi budynkami i imponują-
cymi basenami, prezentowała się przepięknie. Nie miała jednak tej magii co wyspa Dra-
kona.
- Twoja matka i jej siostra z pewnością ciężko przeżyły opuszczenie wyspy -
stwierdziła po chwili namysłu.
- Moja matka wyjechała znacznie wcześniej - odparł Theo. - Pragnęła ekscytują-
cego życia i szukała nowych możliwości, które mogła znalezć jedynie na stałym lądzie.
Jednak moja ciotka kochała wyspę. Była dość młoda, gdy zmarli jej rodzice, a moi
dziadkowie. Mimo to wiązała koniec z końcem. Produkowała oliwę z oliwek na niewiel-
ką skalę. Potem zaczęła przyjmować pod swój dach malarzy i innych artystów. I tak po-
znała mojego wuja, Demosa.
- Czemu wyjechali?
- Przez mojego ojca. - Głos Theo uległ zmianie, stał się oschły i nieprzyjemny.
R
L
T
Kerry przygryzła wargę. Wiedziała, że kroczyli wyboistą drogą. Ale skoro Theo
chciał mówić, zamierzała mu na to pozwolić.
- Mój ojciec uwielbiał wtrącać się w nieswoje sprawy - wyjaśnił gorzko. - Z po- [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aikidobyd.xlx.pl
  •