download > pdf > do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nie czujesz?
- Wybacz mi, Gordonie - wyszeptała prawie niedosłyszalnie Sharon. - Ale nie odważę się
o tym mówić.
Jego oddech stał się nierówny.
- Chyba dałaś mi właśnie odpowiedz - rzekł z westchnieniem. - A czy nadal się mnie
boisz?
- Nie boję się ciebie, ale twojej pogardy.
- Tego naprawdę nie powinnaś się już obawiać.
- Wierzę ci, ale mimo to nie potrafię pozbyć się lęku. A nade wszystko przecież mnie nie
kochasz.
- Tego nie możesz wiedzieć, słonko - odparł zasmucony.
- Owszem, mogę. I nie próbuj mnie okłamywać.
- Ja sam przecież nie wiem, bo nie wiem, czym jest miłość. Moje serce już dawno
zamieniło się w lód. Jedyne uczucie, jakie przez tyle długich lat je wypełniało, to
nienawiść. Ale teraz wiem, że moje serce kiedyś odtaje. Jeśli tylko zechcesz poczekać.
- Mogę poczekać, ale nie obiecuję, że przestanę się ciebie bać.
- Chociaż spróbuj! - prosił. - Wez moją dłoń!
Ostrożnie położył rękę na jej ramieniu. Sharon z wahaniem jej dotknęła, drżąc przy tym
na całym ciele. Najpierw zapragnęła natychmiast się od niego odsunąć, ale się
przemogła. Po chwili poczuła, że delikatnie i wolniutko, jak nigdy przedtem, pogładził ją
po policzku. Jego palce przesunęły się ku włosom. Sharon leżała sztywna jakby połknęła
kij, niemal wstrzymując oddech.
- No już dobrze, dobrze - szeptał uspokajająco, jak do dziecka. - Nie bój się mnie. Bardzo
mi na tobie zależy i nigdy więcej już cię nie skrzywdzę.
Jego głos brzmiał łagodnie i usypiająco. Sharon czuła oddech męża tuż przy skroni.
Nagle jęknęła przerażona.
W jednej chwili Gordon odsunął się od niej.
- Przebacz mi - wyszeptał zakłopotany. - Chciałem tylko pomóc ci przezwyciężyć strach.
165
- To na nic, Gordon. Nie w taki sposób. Może gdybyś pokochał mnie naprawdę... Chociaż
nie wiem już sama, czy i wtedy... Och, Gordon, co my teraz poczniemy?
Sharon nie do końca zdawała sobie sprawę z tego, co mówi. Ale on zapamiętał jej słowa.
Zaczynał mieć nadzieję, że kiedyś nadejdzie dzień, gdy Sharon jednak przyjmie jego
miłość.
W pokoju zapadła głęboka cisza. Oboje leżeli bez ruchu, nie mogąc zasnąć. Tej nocy byli
sobie bardzo dalecy.
Ale zaraz następnego dnia ich sprawy osobiste zeszły na dalszy plan...
166
ROZDZIAA XX
Tego dnia zmarł niespodziewanie jeden z mieszkańców wyspy. Ciało mężczyzny leżało
na środku drogi między barakami a kopalnią. Natychmiast po znalezieniu zwłok
wezwano Gordona, Sharon zaś podążyła za mężem.
Stali, przyglądając się, jak doktor Adams bada zmarłego. Wokół zebrała się spora grupka
górników, dalej klęczał zatopiony w modlitwie pastor.
- Zmarł kilka dobrych godzin temu. Stało się to albo wieczorem, albo w nocy - oznajmił
krótko doktor Adams.
- Bardzo dużo pracował. Wczoraj też został jeszcze po naszym wyjściu - rzekł jeden z
górników.
- Co było powodem zgonu? - zapytał Gordon.
- Niewątpliwie atak serca - odparł William. - Ale po jego wyrazie twarzy widać, że musiał
się czegoś lub kogoś śmiertelnie wystraszyć.
Sharon spojrzała w nieruchome, szeroko otwarte oczy zmarłego i zadrżała.
- Gordon, widziałam go całkiem niedawno.
- To prawda. Był jednym z trzech górników, których uratowałaś od pewnej śmierci.
- Nie za długo nacieszył się życiem - dodał smutno pastor. - Ale co mogło go aż tak
bardzo przerazić?
- Wydaje mi się, że znamy odpowiedz - rzekł Gordon. - Do okna Sharon ktoś wczoraj
wieczór zaglądał i panicznie ją przestraszył. Był to demon z zamku we własnej osobie.
- Co takiego? - krzyknął przestraszony duchowny, a zgromadzeni mężczyzni spojrzeli po
sobie z niedowierzaniem. - Ale, ale... to by również wyjaśniało inne dziwne zjawisko...
- Jakie zjawisko?
- Kiedy wróciliśmy z Margareth do domu, położyłem na swoim biurku starą księgę. Nie
zamknąłem drzwi wejściowych. Po jakimś czasie, gdy chciałem zamknąć drzwi na klucz,
zauważyłem, że księga zniknęła. Wygląda więc na to, że to duch ją zabrał. Już pózniej
zdałem sobie sprawę, że tego wieczoru w pewnym momencie poczuliśmy przeciąg, który
szybko ustał.
Po dokonaniu oględzin pastor Warden przyłączył się do Gordona i Sharon,
powracających do domu. Gordon był bardzo zamyślony.
167
- Nad czym tak dumasz, przyjacielu? - zapytał łagodnie duchowny.
Gordon zmarszczył czoło.
- Czy w tej sprawie nie dostrzegacie zbieżności?
- Nie bardzo rozumiem - zdziwiła się Sharon.
- Wydaje mi się, że ów górnik nie zmarł śmiercią naturalną. Sądzę, że został
nastraszony.
- Wciąż nie mogę pojąć, o co ci chodzi.
- Uratowałaś mu życie. Tego samego wieczoru znalazłaś w swojej torbie starą księgę.
Nie mógł jej podrzucić nikt inny, tylko on. Wczoraj znowu zajęliśmy się księgą, próbując
rozwikłać jej tajemnice, i zaraz potem demon złożył wizytę Sharon. Na koniec odzyskał
księgę, zabierając ją pastorowi.
- Tak być mogło, ale nie rozumiem, czemu to miałoby służyć? - odparł Warden. - Poza
tym ja przecież nie wierzę w duchy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aikidobyd.xlx.pl
  •