[ Pobierz całość w formacie PDF ]
helikopterem?
- Myślę, że nie - rzekł Samuelson. - Co o tym myślisz, Romero?
- Nie muszę myśleć, panie Samuelson.
- Ja również. Zgadzam się panowie. Przeniesiemy te rakiety do helikoptera jeszcze tej
nocy jak tylko służba zaśnie, po wiadomościach dziennika o północy. - Przerwał. -
Zastanawiam się, czy któryś z was trzech, panowie, zechciałby nadzorować tę operację.
- Ja się tym zajmę - zaproponował natychmiast George. - Nie ma większego tchórza
nad olbrzymiego tchórza - spojrzał na Danikena.
- Wygląda na to, że czeka nas jutro trudny lot. Jeżeli to wojskowy helikopter, to mam
nadzieje, że jest on przystosowany do przewożenia ładunków na pokładzie?
- Owszem - odparł Daniken, nadal z nieszczególną miną.
- To by chyba było na tyle - rzekł Van Effen - panie Samuelson. Chciałbym się jeszcze
zdrzemnąć przed kolejną transmisją telewizyjną. Nie sądzę jednak, aby przekazano nam obraz
bezpośrednio z miejsca akcji. Nawet gdyby zdołali tam ściągnąć statki i helikoptery z
reflektorami, widoczność podczas takiej ulewy jest niemalże zerowa. George, Poruczniku?
- Ja również - rzekł George. - Jeszcze trochę brandy, a pogubię te detonatory na
schodach.
Vasco już był na nogach. Wyszli nie patrząc nawet na czwórkę dziewcząt i ruszyli na
piętro .W korytarzu Van Effen rzekł z podziwem:
- Jesteście faktycznie parą doskonałych łgarzy. Czy zamieniłeś choć słówko z Julie,
George?
- Jasne, że nie - dumnie odparł George. - My zawodowcy jesteśmy ponad pogawędki.
Wyjął z kieszeni zwiniętą kartkę papieru.
- Wspaniale. Vasco? Czy o czymś nie zapomniałeś?
- Prawda! Goście!
Van Effen i George ucięli sobie małą pogawędkę o pogodzie, broni, sposobach
zamocowania rakiet na pokładzie helikoptera i broni, która z pewnością bez problemów
dotrze na miejsce przeznaczenia. Tymczasem Vasco skrupulatnie sprawdził pokój na intencję
pluskiew. Po paru minutach wrócił z łazienki i przyłożył palec do ust.
- No cóż, położę się chyba - rzekł Van Effen. - Jest ochotnik, aby nas obudzić o
północy?
- To niepotrzebne - odparł Vasco. - Mam budzik.
Po kilku sekundach wszyscy trzej weszli do łazienki i włączyli prysznic.
- Nie trzeba być geniuszem, by wiedzieć, że O Brien jest wszędzie
- rzekł Vasco. - Znalazłem podsłuch pod swoim łóżkiem. Jest to tak sprytne
urządzenie, że nie można go zdjąć, żeby podsłuchujący o tym nie wiedział. Myślę, że to jest
jedyny sposób - musimy wziąć prysznic. Dziwne, ale prawdziwe.
- Jesteś prawie tak sprytny jak nasz duży przyjaciel - rzekł Van Effen. - Powinieneś
był przyłączyć się do gangsterów przed wielu laty. Zrobiłbyś majątek. No cóż, pozwólmy,
aby podsłuchiwali nas do woli. Póki co, obejrzymy sobie tę karteczkę. George podał kartkę i
Van Effen przeczytał.
- ,,Dzieje się tu coś, czego ani ja, ani Annemarie nie rozumiemy. Myślę jednak, że ta
wiadomość może się wam przydać. Zaprzyjazniłyśmy się z tymi dwiema dziewczynami i
jesteśmy pewne, iż nie mają one nic wspólnego z przestępcami. Przestępcy nie sprawiają
wrażenia ludzi oczekujących dnia Sądu Ostatecznego i zazwyczaj ich oczy nie wypełniają się
łzami. Te dziewczyny wciąż płaczą.
Van Effen przerwał i spojrzał na George'a z zamyśleniem.
- Czy ktoś widział, jak Julie dała ci tę karteczkę?
- Nie.
Przerwał mu Vasco:
- A co, jeżeli Julie, przepraszam, nie znam jej, powiedziała im o nas?
- Bzdury! - parsknął George. - Nie znasz jej, jak powiedziałeś. Peter ufa jej w stu
procentach, a ja przyznaję, że jest zaradniejsza, sprytniejsza i rozsądniejsza niż on.
- Mogłeś mnie nie pozbawiać złudzeń - warknął Van Effen. - Kathleen jest na pewno
pod największym naciskiem. Boi się Samuelsona i tego, co ma zamiar zrobić. Maria jest w
lepszej sytuacji, ale najwyrazniej nie podoba się jej to, co robi jej brat, Romero. Ona chyba go
lubi, a i on stał się trochę bardziej miły i uprzejmy, odkąd tu przybyliśmy. Julie pisze dalej:
Myślę, że i one nie są tu z własnej woli. Są tu, moim zdaniem, bo muszą tu być, tak jak Annę
czy ja, tyle że na nieco innych prawach .
- Są pod przymusem? - rzekł Vasco. - Pamiętasz, na werandzie powiedziałeś mi to
samo.
- Pamiętam. Annemarie i ja jesteśmy tu z powodu porwania. One zaś, bo zostały
okłamane, wprowadzone w błąd, wykorzystane. Wydaje mi się, że z nich wszystkich
Kathleen w największym stopniu stała się ofiarą fałszywego rozumowania .
- Jezu Chryste! - George po raz pierwszy stracił panowanie nad sobą. - Słyszałem o
przypadkach telepatii pomiędzy blizniakami, ale ona jest twoją młodszą siostrą. Powiedziałeś
to niemalże słowo w słowo.
- Telepatia nie ma tu nic do rzeczy. Wielkie umysły mają tendencję do wysuwania
podobnych wniosków. Wciąż jeszcze kwestionujesz jej inteligencję i geniusz, Vasco?
Vasco pokręcił głową, ale nic nie odpowiedział. Van Effen spojrzał na George'a.
- Czy wciąż uważasz, że ona jest sprytniejsza ode mnie?
George podrapał się po brodzie, ale dalej milczał. Van Effen czytał dalej po cichu, a
jego twarz stała się nagle kamienną maską.
- Może miałeś rację, George. Posłuchajcie: Wiem, dlaczego Maria jest tutaj.
Pomijając jej dezaprobatę do tego czym zajmuje się Romero, oboje bardzo się kochają. Co do
Kathleen, wspomniałam już, że boi się Samuelsona i tego co on zamierza dokonać.
Wspomniałam również o zle pojętej miłości i lojalności wobec niego. Jestem przekonana, że
Kathleen jest córką Samuelsona.
Nastała długa cisza, po czym George odezwał się nagle:
- Ona nie jest sprytniejsza od ciebie, Peter. Jest sprytniejsza od nas trzech razem
wziętych. Sądzę, że jej przypuszczenia są słuszne. Nie może być innego wyjaśnienia.
Van Effen spalił karteczkę i spłukał popiół w umywalce. Zakręcili prysznic i weszli do
pokoju.
Vasco obudził Van Effena:
- Już czas, panie Daniłow.
Van Effen otworzył oczy, jak zwykle natychmiast przytomny:
- Nie słyszałem budzika.
- Wyłączyłem go. Nie śpię już od pewnego czasu. George!
W salonie, gdy trzej mężczyzni zeszli w końcu na dół, znajdowali się tylko
Samuelson, Daniken i bracia Agnelli.
- Jesteście punktualni, panowie - powitał ich jowialnie Samuelson. Tego wieczora w
wyśmienitym humorze, na który bez dwóch zdań wyrazny wpływ miała stojąca na stoliku
obok butelka i kieliszek do połowy wypełniony brandy.
- Za dziesięć minut znów wracamy do łóżek.
- Ja nie - rzekł George. - Zostaję tutaj jako nadzorca załadunku. Pamięta pan. Kiedy
zaczniemy przeładunek?
- Pamiętam, pamiętam. Za jakieś pół godziny. Leonardo, zaniedbujesz naszych gości.
Podczas gdy Leonardo zabrał się za nadrobienie zaległości, Van Effen spojrzał na
Samuelsona. Kathleen nie była do niego podobna, ale to nic nie znaczyło. Prawdopodobnie
urodę odziedziczyła po matce Irlandce. Doświadczenie nakazywało wierzyć Julie w takich
sprawach.
Ten sam spiker, którego przygnębienie dorównywało uporowi, pojawił się na ekranie
tuż po północy.
- Z przykrością stwierdzamy, że nie przekażemy na żywo transmisji z obszaru
Oostlijk-Flevoland, aby naocznie przekonać się, czy FFF spełni swoją grozbę i zniszczy tamy,
tak jak zapowiedzieli. Kamery naszej telewizji nie są w stanie pracować w tak trudnych
warunkach przy całkowitych ciemnościach, ale na pocieszenie chciałbym dodać, że jesteś my
w stałym kontakcie z grupą naszych obserwatorów, którzy powiadomią nas o wszystkim, co
się tam wydarzy, jeśli oczywiście w ogóle się coś wydarzy, tak szybko jak to tylko będzie
możliwe. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl aikidobyd.xlx.pl
helikopterem?
- Myślę, że nie - rzekł Samuelson. - Co o tym myślisz, Romero?
- Nie muszę myśleć, panie Samuelson.
- Ja również. Zgadzam się panowie. Przeniesiemy te rakiety do helikoptera jeszcze tej
nocy jak tylko służba zaśnie, po wiadomościach dziennika o północy. - Przerwał. -
Zastanawiam się, czy któryś z was trzech, panowie, zechciałby nadzorować tę operację.
- Ja się tym zajmę - zaproponował natychmiast George. - Nie ma większego tchórza
nad olbrzymiego tchórza - spojrzał na Danikena.
- Wygląda na to, że czeka nas jutro trudny lot. Jeżeli to wojskowy helikopter, to mam
nadzieje, że jest on przystosowany do przewożenia ładunków na pokładzie?
- Owszem - odparł Daniken, nadal z nieszczególną miną.
- To by chyba było na tyle - rzekł Van Effen - panie Samuelson. Chciałbym się jeszcze
zdrzemnąć przed kolejną transmisją telewizyjną. Nie sądzę jednak, aby przekazano nam obraz
bezpośrednio z miejsca akcji. Nawet gdyby zdołali tam ściągnąć statki i helikoptery z
reflektorami, widoczność podczas takiej ulewy jest niemalże zerowa. George, Poruczniku?
- Ja również - rzekł George. - Jeszcze trochę brandy, a pogubię te detonatory na
schodach.
Vasco już był na nogach. Wyszli nie patrząc nawet na czwórkę dziewcząt i ruszyli na
piętro .W korytarzu Van Effen rzekł z podziwem:
- Jesteście faktycznie parą doskonałych łgarzy. Czy zamieniłeś choć słówko z Julie,
George?
- Jasne, że nie - dumnie odparł George. - My zawodowcy jesteśmy ponad pogawędki.
Wyjął z kieszeni zwiniętą kartkę papieru.
- Wspaniale. Vasco? Czy o czymś nie zapomniałeś?
- Prawda! Goście!
Van Effen i George ucięli sobie małą pogawędkę o pogodzie, broni, sposobach
zamocowania rakiet na pokładzie helikoptera i broni, która z pewnością bez problemów
dotrze na miejsce przeznaczenia. Tymczasem Vasco skrupulatnie sprawdził pokój na intencję
pluskiew. Po paru minutach wrócił z łazienki i przyłożył palec do ust.
- No cóż, położę się chyba - rzekł Van Effen. - Jest ochotnik, aby nas obudzić o
północy?
- To niepotrzebne - odparł Vasco. - Mam budzik.
Po kilku sekundach wszyscy trzej weszli do łazienki i włączyli prysznic.
- Nie trzeba być geniuszem, by wiedzieć, że O Brien jest wszędzie
- rzekł Vasco. - Znalazłem podsłuch pod swoim łóżkiem. Jest to tak sprytne
urządzenie, że nie można go zdjąć, żeby podsłuchujący o tym nie wiedział. Myślę, że to jest
jedyny sposób - musimy wziąć prysznic. Dziwne, ale prawdziwe.
- Jesteś prawie tak sprytny jak nasz duży przyjaciel - rzekł Van Effen. - Powinieneś
był przyłączyć się do gangsterów przed wielu laty. Zrobiłbyś majątek. No cóż, pozwólmy,
aby podsłuchiwali nas do woli. Póki co, obejrzymy sobie tę karteczkę. George podał kartkę i
Van Effen przeczytał.
- ,,Dzieje się tu coś, czego ani ja, ani Annemarie nie rozumiemy. Myślę jednak, że ta
wiadomość może się wam przydać. Zaprzyjazniłyśmy się z tymi dwiema dziewczynami i
jesteśmy pewne, iż nie mają one nic wspólnego z przestępcami. Przestępcy nie sprawiają
wrażenia ludzi oczekujących dnia Sądu Ostatecznego i zazwyczaj ich oczy nie wypełniają się
łzami. Te dziewczyny wciąż płaczą.
Van Effen przerwał i spojrzał na George'a z zamyśleniem.
- Czy ktoś widział, jak Julie dała ci tę karteczkę?
- Nie.
Przerwał mu Vasco:
- A co, jeżeli Julie, przepraszam, nie znam jej, powiedziała im o nas?
- Bzdury! - parsknął George. - Nie znasz jej, jak powiedziałeś. Peter ufa jej w stu
procentach, a ja przyznaję, że jest zaradniejsza, sprytniejsza i rozsądniejsza niż on.
- Mogłeś mnie nie pozbawiać złudzeń - warknął Van Effen. - Kathleen jest na pewno
pod największym naciskiem. Boi się Samuelsona i tego, co ma zamiar zrobić. Maria jest w
lepszej sytuacji, ale najwyrazniej nie podoba się jej to, co robi jej brat, Romero. Ona chyba go
lubi, a i on stał się trochę bardziej miły i uprzejmy, odkąd tu przybyliśmy. Julie pisze dalej:
Myślę, że i one nie są tu z własnej woli. Są tu, moim zdaniem, bo muszą tu być, tak jak Annę
czy ja, tyle że na nieco innych prawach .
- Są pod przymusem? - rzekł Vasco. - Pamiętasz, na werandzie powiedziałeś mi to
samo.
- Pamiętam. Annemarie i ja jesteśmy tu z powodu porwania. One zaś, bo zostały
okłamane, wprowadzone w błąd, wykorzystane. Wydaje mi się, że z nich wszystkich
Kathleen w największym stopniu stała się ofiarą fałszywego rozumowania .
- Jezu Chryste! - George po raz pierwszy stracił panowanie nad sobą. - Słyszałem o
przypadkach telepatii pomiędzy blizniakami, ale ona jest twoją młodszą siostrą. Powiedziałeś
to niemalże słowo w słowo.
- Telepatia nie ma tu nic do rzeczy. Wielkie umysły mają tendencję do wysuwania
podobnych wniosków. Wciąż jeszcze kwestionujesz jej inteligencję i geniusz, Vasco?
Vasco pokręcił głową, ale nic nie odpowiedział. Van Effen spojrzał na George'a.
- Czy wciąż uważasz, że ona jest sprytniejsza ode mnie?
George podrapał się po brodzie, ale dalej milczał. Van Effen czytał dalej po cichu, a
jego twarz stała się nagle kamienną maską.
- Może miałeś rację, George. Posłuchajcie: Wiem, dlaczego Maria jest tutaj.
Pomijając jej dezaprobatę do tego czym zajmuje się Romero, oboje bardzo się kochają. Co do
Kathleen, wspomniałam już, że boi się Samuelsona i tego co on zamierza dokonać.
Wspomniałam również o zle pojętej miłości i lojalności wobec niego. Jestem przekonana, że
Kathleen jest córką Samuelsona.
Nastała długa cisza, po czym George odezwał się nagle:
- Ona nie jest sprytniejsza od ciebie, Peter. Jest sprytniejsza od nas trzech razem
wziętych. Sądzę, że jej przypuszczenia są słuszne. Nie może być innego wyjaśnienia.
Van Effen spalił karteczkę i spłukał popiół w umywalce. Zakręcili prysznic i weszli do
pokoju.
Vasco obudził Van Effena:
- Już czas, panie Daniłow.
Van Effen otworzył oczy, jak zwykle natychmiast przytomny:
- Nie słyszałem budzika.
- Wyłączyłem go. Nie śpię już od pewnego czasu. George!
W salonie, gdy trzej mężczyzni zeszli w końcu na dół, znajdowali się tylko
Samuelson, Daniken i bracia Agnelli.
- Jesteście punktualni, panowie - powitał ich jowialnie Samuelson. Tego wieczora w
wyśmienitym humorze, na który bez dwóch zdań wyrazny wpływ miała stojąca na stoliku
obok butelka i kieliszek do połowy wypełniony brandy.
- Za dziesięć minut znów wracamy do łóżek.
- Ja nie - rzekł George. - Zostaję tutaj jako nadzorca załadunku. Pamięta pan. Kiedy
zaczniemy przeładunek?
- Pamiętam, pamiętam. Za jakieś pół godziny. Leonardo, zaniedbujesz naszych gości.
Podczas gdy Leonardo zabrał się za nadrobienie zaległości, Van Effen spojrzał na
Samuelsona. Kathleen nie była do niego podobna, ale to nic nie znaczyło. Prawdopodobnie
urodę odziedziczyła po matce Irlandce. Doświadczenie nakazywało wierzyć Julie w takich
sprawach.
Ten sam spiker, którego przygnębienie dorównywało uporowi, pojawił się na ekranie
tuż po północy.
- Z przykrością stwierdzamy, że nie przekażemy na żywo transmisji z obszaru
Oostlijk-Flevoland, aby naocznie przekonać się, czy FFF spełni swoją grozbę i zniszczy tamy,
tak jak zapowiedzieli. Kamery naszej telewizji nie są w stanie pracować w tak trudnych
warunkach przy całkowitych ciemnościach, ale na pocieszenie chciałbym dodać, że jesteś my
w stałym kontakcie z grupą naszych obserwatorów, którzy powiadomią nas o wszystkim, co
się tam wydarzy, jeśli oczywiście w ogóle się coś wydarzy, tak szybko jak to tylko będzie
możliwe. [ Pobierz całość w formacie PDF ]