[ Pobierz całość w formacie PDF ]
aprobowała, prawda?
Julia spojrzała na Harriet z ironią. Siedziały przy kuchennym stole,
zastawionym brudnymi filiżankami, na wpół opróżnionymi miskami z
kaszą i całą masą zabawek.
- Nie dałabym głowy. I tak jest już po fakcie. Chociaż to wszystko było
takie nienaturalne", ja jestem taką złą żoną i tak dalej, pewnie mimo
wszystko się ucieszy, że zostanie babcią.
- Ale chyba nie powiesz jej o tym teraz, co? To dopiero pierwsze dni,
wiesz dobrze.
Harriet odruchowo podniosła jednonogiego plastikowego Power Rangera
i rzuciła go do wiklinowego kosza na zabawki, który stał w kącie.
- Jestem tak wzruszona, że mi o tym powiedziałaś. Och, Julio, to
cudowna, cudowna wiadomość!
- Tak - przyznała Julia. - Naprawdę.
- Jak się czujesz?
- Fantastycznie. Absolutnie fantastycznie. I jestem pełna wiary, nie
potrafię tego wytłumaczyć, to zabawne. Po prostu wiem, że tym razem
wszystko będzie dobrze.
Urwała i przez chwilę zapatrzyła się w okno.
- Ciekawe, kto to jest, Hat. Mam na myśli płeć. Nie mam pojęcia, czy to
będzie chłopiec, czy dziewczynka. Ciekawe, co się urodzi.
Harriet patrzyła na nią przez chwilę i nagle zerwała się na równe nogi.
Podbiegła do drzwi.
- Poczekaj chwilę! Mam coś! Nadzwyczajne, w tym przeklętym
mieszkaniu nigdy nic nie mogłam znalezć, a tu wczoraj, kiedy
przekopywałam się przez choinkowe zabawki, wpadło mi w ręce coś,
czego właśnie potrzebujemy! Zdumiewające - mówiła wychodząc z
pokoju i krzycząc z sypialni. - To jakiś omen. Od lat tego nie widziałam i
nagle wczoraj... czekaj chwilę, gdzie to jest, widziałam to w... o jest.
Zwietnie, wiedziałam.
Harriet pośpieszyła do kuchni, trzymając w dłoni kawałek sznurka z
nawleczonym nań małym błyszczącym pierścionkiem.
- Nie bądz śmieszna, Hattie - roześmiała się Julia. - Tylko mi nie mów, że
będziesz wróżyć, czy jak tam to nazywają.
- Zmiej się, śmiej - odparła Harriet - powiem ci tylko tyle, że moja babcia
za pomocą tego wynalazku przepowiedziała płeć z tuzina dzieciaków.
- Też mi wynalazek! Stary pierścionek na sznurku!
- To nie jest zwykły pierścionek. To pierścień zaręczynowy, a ten
kawałek sznurka, czy jak to sobie nazwałaś, za każdym razem bezbłędnie
odczytuje wynik. Tak samo było z moimi bachorami.
- Czy ona się rozwiodła? Albo owdowiała?
- O co ci chodzi?
- No wiesz, dlaczego nie nosi pierścionka?
- Nosiła. Przez całe życie. Zdejmowała go tylko wtedy, gdy chciała
przepowiedzieć płeć dziecka. Zawieszała go wówczas na tym właśnie
kawałku sznurka.
- Oczywiście przed narodzinami, jak przypuszczam. W przeciwnym razie
wystarczyłoby tylko popatrzeć.
- Możesz sobie żartować, ale to działa.
- Czy za pomocą tego można znalezć wodę? Albo ropę czy coś
użytecznego?
- Tego już za wiele. Za bardzo dziś dowcipkujesz, zupełnie nie rozumiem,
co się z tobą dzieje, oczywiście poza tym, że zaszłaś w ciążę. Jeszcze
będziesz płakać, wspomnisz moje słowa. A teraz zamknij się wreszcie i
połóż się na ka-
napie, a ja powiem ci, jaka będzie płeć istoty ludzkiej, którą tak
nieroztropnie zamierzasz wydać na świat.
Julia wstała od stołu i z uśmieszkiem położyła się na kanapie, która stała
w kącie kuchni. Czuła się zupełnie jak młoda dziewczyna, a nie jak
kobieta przed czterdziestką; roztargniona i chichocząca.
- To śmieszne. Przecież już niedługo będę miała USG i...
- To jest o wiele lepsze niż USG. Nic nie diagnozuje tak wcześnie i nie
jest tak niezawodne jak babciny pierścionek.
- Ach tak, rozumiem.
Julia leżała nieruchomo, a Harriet położyła rękę na jej brzuchu i
przesunęła ją w kierunku łona. Drugą ręką uniosła sznurek i trzymając go
za koniec ustawiła rękę tam, gdzie według niej pod skórą, tłuszczem i
ubraniami znajdowała się macica Julii. Pierścionek zawisł centymetr
ponad brzuchem.
- Czy to działa także przez ubrania?
- O tak, nie sądzę, aby w przeciwnym razie babunia mogła go w ogóle
używać. Widok nagiego ciała byłby dla niej nie do zniesienia.
Julia patrzyła zafascynowana, jak pierścionek z wolna zaczął się obracać,
zgodnie z ruchem wskazówek zegara.
- Nie oszukuj! Ruszasz ręką! - roześmiała się.
- Nie, naprawdę. Nie ruszam, daję słowo. Popatrz, moja dłoń się nie rusza.
To nie ja, to pierścionek.
- Och, z pewnością. Bardzo prawdopodobne. Mój ojciec znał położnika,
który przepowiadał płeć dzieci. Najpierw stanowczo oświadczał matce,
czy to będzie chłopiec czy dziewczynka, a kiedy okazywało się to
nieprawdą, wyciągał swój notes. Obok nazwiska matki widniała płeć
dziecka, oczywiście tym razem właściwa. Popatrz, mówił, wiedziałem,
że to będzie chłopiec. Po prostu czułem, że wolałabyś dziewczynkę, i
chciałem, abyś była szczęśliwa w ciąży, więc pozwoliłem sobie na to
małe kłamstewko. Sama widzisz, że wiedziałem, co się urodzi, i byłem
przekonany, że po porodzie nie będziesz mi miała tego za złe".
- A jeśli przez przypadek za pierwszym razem trafił, notes nie był
potrzebny?
- Jasne.
- To bardzo sprytne. Ale to naprawdę działa. -Ico?
- To chłopczyk.
- A gdzie notes?
- Nie ma notesu. To bez wątpienia mały facecik.
Anna obudziła się pierwsza. Pokój wypełniało światło dnia, zabarwione i
rozproszone przez czerwone zasłonki. Z poczuciem winy i jednocześnie
zdumiona uświadomiła sobie, że po raz pierwszy od zaginięcia Harry'ego
obudziła się po wschodzie słońca. Przedtem każdej nocy trwała aż do
świtu. Oczami opuchniętymi od płaczu i niespania obserwowała, jak
światło rozpoczyna swą powolną wędrówkę w głąb pokoju, oznajmiając
koniec długiej, beznadziejnej nocy i początek kolejnego dnia; dnia, który
znowu wypełni pustka i rozpacz albo przyniesie wieści, będące jedynym
celem, dla którego warto żyć.
Tego ranka było inaczej. Obudziła się jak zwykle nerwowo, ale gdzieś w
głębi duszy wiedziała, że zaszła jakaś niedostrzegalna gołym okiem
zmiana. Zbyt subtelna, aby starać się ją odnalezć, lecz wystarczająco
znaczna, aby istnieć. Nie otworzyła oczu; czuła ramię Michała, które ją
obejmowało, ciepło jego ud na swoich nogach. Przysłuchiwała się jego
równemu oddechowi. Każdy wdech był lekko chrapliwy, a powietrze
wydychane ustami delikatnie poruszało krótkimi, czarnymi włosami
Anny. Cudownie było poddać się temu równemu rytmowi; być samotnym
myślami i tulić się do ciała, które pogrążone w głębokim śnie nie
wyczuwało jej obecności.
Leżała nieruchomo, nie chcąc go budzić. Kontakt z tym człowiekiem
przyniósł jej ulgę. Nie czuła zwykłej wszechogarniającej tęsknoty i nie
chciała zmienić tego stanu. Z uchem przy jego klatce piersiowej
nadsłuchiwała i wyczuwała uderzenia serca, które za każdym razem,
kiedy wdychał powietrze, przyśpieszało tempo, a zwalniało, kiedy czuła
na czole delikatny podmuch. Zwiat ograniczył się do rytmu dzwięku i
odczuwania. Wsłuchując się w swoje ciało
poczuła własny puls, mieszaninę bicia serca, wdechów i wydechów, jej [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl aikidobyd.xlx.pl
aprobowała, prawda?
Julia spojrzała na Harriet z ironią. Siedziały przy kuchennym stole,
zastawionym brudnymi filiżankami, na wpół opróżnionymi miskami z
kaszą i całą masą zabawek.
- Nie dałabym głowy. I tak jest już po fakcie. Chociaż to wszystko było
takie nienaturalne", ja jestem taką złą żoną i tak dalej, pewnie mimo
wszystko się ucieszy, że zostanie babcią.
- Ale chyba nie powiesz jej o tym teraz, co? To dopiero pierwsze dni,
wiesz dobrze.
Harriet odruchowo podniosła jednonogiego plastikowego Power Rangera
i rzuciła go do wiklinowego kosza na zabawki, który stał w kącie.
- Jestem tak wzruszona, że mi o tym powiedziałaś. Och, Julio, to
cudowna, cudowna wiadomość!
- Tak - przyznała Julia. - Naprawdę.
- Jak się czujesz?
- Fantastycznie. Absolutnie fantastycznie. I jestem pełna wiary, nie
potrafię tego wytłumaczyć, to zabawne. Po prostu wiem, że tym razem
wszystko będzie dobrze.
Urwała i przez chwilę zapatrzyła się w okno.
- Ciekawe, kto to jest, Hat. Mam na myśli płeć. Nie mam pojęcia, czy to
będzie chłopiec, czy dziewczynka. Ciekawe, co się urodzi.
Harriet patrzyła na nią przez chwilę i nagle zerwała się na równe nogi.
Podbiegła do drzwi.
- Poczekaj chwilę! Mam coś! Nadzwyczajne, w tym przeklętym
mieszkaniu nigdy nic nie mogłam znalezć, a tu wczoraj, kiedy
przekopywałam się przez choinkowe zabawki, wpadło mi w ręce coś,
czego właśnie potrzebujemy! Zdumiewające - mówiła wychodząc z
pokoju i krzycząc z sypialni. - To jakiś omen. Od lat tego nie widziałam i
nagle wczoraj... czekaj chwilę, gdzie to jest, widziałam to w... o jest.
Zwietnie, wiedziałam.
Harriet pośpieszyła do kuchni, trzymając w dłoni kawałek sznurka z
nawleczonym nań małym błyszczącym pierścionkiem.
- Nie bądz śmieszna, Hattie - roześmiała się Julia. - Tylko mi nie mów, że
będziesz wróżyć, czy jak tam to nazywają.
- Zmiej się, śmiej - odparła Harriet - powiem ci tylko tyle, że moja babcia
za pomocą tego wynalazku przepowiedziała płeć z tuzina dzieciaków.
- Też mi wynalazek! Stary pierścionek na sznurku!
- To nie jest zwykły pierścionek. To pierścień zaręczynowy, a ten
kawałek sznurka, czy jak to sobie nazwałaś, za każdym razem bezbłędnie
odczytuje wynik. Tak samo było z moimi bachorami.
- Czy ona się rozwiodła? Albo owdowiała?
- O co ci chodzi?
- No wiesz, dlaczego nie nosi pierścionka?
- Nosiła. Przez całe życie. Zdejmowała go tylko wtedy, gdy chciała
przepowiedzieć płeć dziecka. Zawieszała go wówczas na tym właśnie
kawałku sznurka.
- Oczywiście przed narodzinami, jak przypuszczam. W przeciwnym razie
wystarczyłoby tylko popatrzeć.
- Możesz sobie żartować, ale to działa.
- Czy za pomocą tego można znalezć wodę? Albo ropę czy coś
użytecznego?
- Tego już za wiele. Za bardzo dziś dowcipkujesz, zupełnie nie rozumiem,
co się z tobą dzieje, oczywiście poza tym, że zaszłaś w ciążę. Jeszcze
będziesz płakać, wspomnisz moje słowa. A teraz zamknij się wreszcie i
połóż się na ka-
napie, a ja powiem ci, jaka będzie płeć istoty ludzkiej, którą tak
nieroztropnie zamierzasz wydać na świat.
Julia wstała od stołu i z uśmieszkiem położyła się na kanapie, która stała
w kącie kuchni. Czuła się zupełnie jak młoda dziewczyna, a nie jak
kobieta przed czterdziestką; roztargniona i chichocząca.
- To śmieszne. Przecież już niedługo będę miała USG i...
- To jest o wiele lepsze niż USG. Nic nie diagnozuje tak wcześnie i nie
jest tak niezawodne jak babciny pierścionek.
- Ach tak, rozumiem.
Julia leżała nieruchomo, a Harriet położyła rękę na jej brzuchu i
przesunęła ją w kierunku łona. Drugą ręką uniosła sznurek i trzymając go
za koniec ustawiła rękę tam, gdzie według niej pod skórą, tłuszczem i
ubraniami znajdowała się macica Julii. Pierścionek zawisł centymetr
ponad brzuchem.
- Czy to działa także przez ubrania?
- O tak, nie sądzę, aby w przeciwnym razie babunia mogła go w ogóle
używać. Widok nagiego ciała byłby dla niej nie do zniesienia.
Julia patrzyła zafascynowana, jak pierścionek z wolna zaczął się obracać,
zgodnie z ruchem wskazówek zegara.
- Nie oszukuj! Ruszasz ręką! - roześmiała się.
- Nie, naprawdę. Nie ruszam, daję słowo. Popatrz, moja dłoń się nie rusza.
To nie ja, to pierścionek.
- Och, z pewnością. Bardzo prawdopodobne. Mój ojciec znał położnika,
który przepowiadał płeć dzieci. Najpierw stanowczo oświadczał matce,
czy to będzie chłopiec czy dziewczynka, a kiedy okazywało się to
nieprawdą, wyciągał swój notes. Obok nazwiska matki widniała płeć
dziecka, oczywiście tym razem właściwa. Popatrz, mówił, wiedziałem,
że to będzie chłopiec. Po prostu czułem, że wolałabyś dziewczynkę, i
chciałem, abyś była szczęśliwa w ciąży, więc pozwoliłem sobie na to
małe kłamstewko. Sama widzisz, że wiedziałem, co się urodzi, i byłem
przekonany, że po porodzie nie będziesz mi miała tego za złe".
- A jeśli przez przypadek za pierwszym razem trafił, notes nie był
potrzebny?
- Jasne.
- To bardzo sprytne. Ale to naprawdę działa. -Ico?
- To chłopczyk.
- A gdzie notes?
- Nie ma notesu. To bez wątpienia mały facecik.
Anna obudziła się pierwsza. Pokój wypełniało światło dnia, zabarwione i
rozproszone przez czerwone zasłonki. Z poczuciem winy i jednocześnie
zdumiona uświadomiła sobie, że po raz pierwszy od zaginięcia Harry'ego
obudziła się po wschodzie słońca. Przedtem każdej nocy trwała aż do
świtu. Oczami opuchniętymi od płaczu i niespania obserwowała, jak
światło rozpoczyna swą powolną wędrówkę w głąb pokoju, oznajmiając
koniec długiej, beznadziejnej nocy i początek kolejnego dnia; dnia, który
znowu wypełni pustka i rozpacz albo przyniesie wieści, będące jedynym
celem, dla którego warto żyć.
Tego ranka było inaczej. Obudziła się jak zwykle nerwowo, ale gdzieś w
głębi duszy wiedziała, że zaszła jakaś niedostrzegalna gołym okiem
zmiana. Zbyt subtelna, aby starać się ją odnalezć, lecz wystarczająco
znaczna, aby istnieć. Nie otworzyła oczu; czuła ramię Michała, które ją
obejmowało, ciepło jego ud na swoich nogach. Przysłuchiwała się jego
równemu oddechowi. Każdy wdech był lekko chrapliwy, a powietrze
wydychane ustami delikatnie poruszało krótkimi, czarnymi włosami
Anny. Cudownie było poddać się temu równemu rytmowi; być samotnym
myślami i tulić się do ciała, które pogrążone w głębokim śnie nie
wyczuwało jej obecności.
Leżała nieruchomo, nie chcąc go budzić. Kontakt z tym człowiekiem
przyniósł jej ulgę. Nie czuła zwykłej wszechogarniającej tęsknoty i nie
chciała zmienić tego stanu. Z uchem przy jego klatce piersiowej
nadsłuchiwała i wyczuwała uderzenia serca, które za każdym razem,
kiedy wdychał powietrze, przyśpieszało tempo, a zwalniało, kiedy czuła
na czole delikatny podmuch. Zwiat ograniczył się do rytmu dzwięku i
odczuwania. Wsłuchując się w swoje ciało
poczuła własny puls, mieszaninę bicia serca, wdechów i wydechów, jej [ Pobierz całość w formacie PDF ]