[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zapewne zorientował się Pan z wysokości honorarium, jakie Panu zaproponowałem, że
ogromnie mi zależy na załatwieniu tej sprawy ku obopólnej satysfakcji. Co do
mężczyzny, zamieszkuje on prawdopodobnie jedną z wiosek rybackich na północy.
- Na północ od Kolombo? To właśnie gdzieś tutaj! - wtrąciła Sara.
- Sporo wiosek leży na północ od Kolombo - odparł sucho Alfred.
Musi się Pan rozpytać wśród rybaków, ci znają z pewnością jego nazwisko i adres. Musi
być powszechnie znany, skoro wieści o nim dotarły aż tu.
Dalej następowały uprzejmości i pozdrowienia.
Wyprostowali się.
- Wygląda na to, że sir Constable nawet nie wie, jak nazywa się ów mężczyzna -
wywnioskował Alfred.
- Być może właśnie dlatego odwiedzał dziś rodziny rybackie w Negombo. Sir Constable
nie wie również, że ktoś podszywa się pod Hakona Tangena.
- Podejrzewam, że honorarium jest dostatecznie wysokie, aby ryzykować morderstwo i
jechać aż tu.
- Pociesza mnie jedna rzecz: wujek Hakon był rzeczywiście uczciwym człowiekiem.
Alfred zerknął ukradkiem na Sarę.
- Rzeczywiście. Co do tego nie ma najmniejszych wątpliwości - odparł ciepło. -
Przynajmniej to nie będzie cię dręczyło. Niewiele się jednak dowiedzieliśmy, Saro. Muszę
skontaktować się z sir Constablem. Powinien się dowiedzieć, że to nie Hakon Tangen
przebywa w Sri Lance, a bezwzględny przestępca. Przytaknęła.
- Szkoda, że w liście nie ma nic na temat samego przedsięwzięcia.
- Hakon Tangen już wcześniej musiał otrzymać sporo listów w tej sprawie.
Prawdopodobnie opowiedział o nich temu mężczyznie. Owego wieczoru, kiedy ktoś
odprowadził go do domu po małej imprezie...
- I powędrował na tamten świat.
- Tak. Idę natychmiast zatelefonować do sir Contable'a w Anglii, zanim nasz podejrzany
wróci z przejażdżki.
62
- Czy mam iść z tobą?
- Nie. Wez prysznic, a potem spotkamy się na plaży.
- Dobrze. Jeśli się spóznię, to znaczy, że myję głowę. Na razie!
Aż trudno uwierzyć, że staliśmy się parą dobrych przyjaciół, myślała Sara wskakując pod
letni prysznic. Dziś był czas na mycie włosów, czyniła to z reguły co dwa, trzy dni.
Chciała, żeby zawsze wyglądały ładnie, ale że były zupełnie proste, musiała poświęcać
im dużo czasu. Woda morska także nie miała na nie najlepszego wpływu, a Sara nie
przepadała za czepkami kąpielowymi.
Rozkoszowała się przyjemną, chłodną wodą. Nie wyobrażała sobie teraz kąpieli pod
gorącym prysznicem, jaką zwykle brała w domu.
Zastanawiało ją to, że ostatnio chętnie skupia się na zwykłych, codziennych sprawach,
tak jakby chciała od czegoś uciec. Ale od czego?
Alfred nie pojawił się jeszcze, Sara wyszła więc na plażę sama, postanowiła bowiem
wysuszyć włosy na słońcu. Po wczorajszym opalaniu schodziła jej skóra z nosa.
Wprawdzie nie było to żadną katastrofą, ale bardzo martwiło Sarę. Chciała naprawdę
ładnie wyglądać.
Czyżby jedynie z powodu pobytu w ciepłych krajach? Wcześniej nie przywiązywała aż
tak wielkiej wagi do swego wyglądu. Pilnowała tylko, żeby zawsze świeżo pachnieć i
mieć na sobie czyste ubranie. Kiedy jednak słońce przybrązawia skórę, a człowiek
niewiele ma na sobie, robi się próżny. Tak sądziła Sara.
Nad wodą przybywało plażowiczów, młody ratownik znalazł jednak dla Sary wolny leżak.
Ułożyła się na brzuchu i poczęła wpatrywać się w grudki piasku. Wśród drobniutkich
ziarenek dostrzegała mikroskopijnej wielkości muszelki: niegdyś żyły w nich malutkie
istotki, które pływały w morzu.
Z zadumy wyrwał ją głos Alfreda. Wciąż miał na sobie koszulę i długie spodnie.
- Rozpoznałem cię wyłącznie po kostiumie kąpielowym - zaśmiał się. - Gdyby nie to,
miałbym pewnie kłopoty z odnalezieniem cię w tym tłoku.
Nie przyznał się jednak, że rozpoznał Sarę po zgrabnej, smukłej figurze, której
wypatrywał wśród wielu opalających się pań.
- Czy udało ci się dodzwonić do tego Anglika? - zapytała siadając i robiąc mu miejsce
obok siebie. On machnął tylko przecząco ręką i przystawił drugi leżak. Rozpiął koszulę i
ułożył się na plecach.
63
- Nie. To nie takie łatwe. Wyjechał i pojawi się nie wcześniej niż za cztery dni.
- O, to szkoda. Znowu nie posunęliśmy się ani o krok. Alfred robił wrażenie
zawiedzionego.
- Dzwoniłem za to do naszego komisariatu i zrelacjonowałem sprawę. Sami spróbują
skontaktować się z sir Constablem, mają więcej możliwości.
- No tak.
Sara wyprostowała się i chciała obrócić, nagle jednak zamarła. Opanowała się szybko i
niemal w tym samym momencie nachyliła się nad Alfredem, kładąc swoją dłoń na jego
torsie.
Wciągnął powietrze niczym ryba rzucona na brzeg.
- Saro, co ty, u diabła, wyczyniasz?
Dziewczyna wsunęła dłoń pod koszulę Alfreda, gładząc jego nagie ramiona, a
jednocześnie wyszeptała mu wprost do ucha:
- Ciii! On się właśnie zbliża po kryjomu, widzę go tuż za krzakami. Chyba wcześniej nie
słyszał naszej rozmowy, ale teraz jest bardzo blisko. Uważaj na to, co mówisz.
Dość niechętnie objął ją ramieniem i spytał:
- W porządku, ale czy musisz stosować takie manewry? Odsunęła się nieco, zdążyła
jednak wyczuć, jak drży jego ręka. Co ja wyprawiam, pomyślała. Do czego to do-
prowadzi?
- Alfred, musiałam cię jakoś ostrzec, żebyś nie został zaskoczony. A teraz cię pocałuję.
- Nie rób tego!
- Czy ty myślisz, że mi to sprawia przyjemność? Trzeba się go stąd pozbyć, przekonać,
że jesteśmy zajęci wyłącznie sobą.
- Jesteś kompletna wariatka! - wysyczał rozzłoszczony przez zęby, ale więcej nie zdołał
powiedzieć, bo usta Sary spoczęły na jego ustach.
Sara czuła, jak z każdą sekundą jego ciało powoli się odpręża, ją zaś opanowuje
przedziwne, obezwładniające uczucie. Nagle nie chciała go już puścić. Jego ramiona
zaciskały się wokół niej niczym stalowe obręcze, szepnęła mu więc do ucha:
- Już dobrze, nie musisz tak przesadzać.
64
Usiadła, biorąc głęboki wdech. Alfred uczynił to samo.
- Już sobie poszedł - powiedziała Sara bezbarwnie. Nie odpowiedział.
- Chyba muszę zażyć chłodnej kąpieli - ciągnęła. - Skoczę tylko po czepek kąpielowy, bo
przed chwilą myłam włosy, ą słona woda je niszczy. Poczekasz tu?
Potwierdził kiwnięciem głowy, nie był w stanie wydobyć z siebie słowa.
Sara nie dotarła do swojego pokoju, jak planowała. Kiedy mijała pokój z numerem
siedem, mężczyzna siedział właśnie na werandzie. Jak jadowity pająk, który czyha na [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl aikidobyd.xlx.pl
Zapewne zorientował się Pan z wysokości honorarium, jakie Panu zaproponowałem, że
ogromnie mi zależy na załatwieniu tej sprawy ku obopólnej satysfakcji. Co do
mężczyzny, zamieszkuje on prawdopodobnie jedną z wiosek rybackich na północy.
- Na północ od Kolombo? To właśnie gdzieś tutaj! - wtrąciła Sara.
- Sporo wiosek leży na północ od Kolombo - odparł sucho Alfred.
Musi się Pan rozpytać wśród rybaków, ci znają z pewnością jego nazwisko i adres. Musi
być powszechnie znany, skoro wieści o nim dotarły aż tu.
Dalej następowały uprzejmości i pozdrowienia.
Wyprostowali się.
- Wygląda na to, że sir Constable nawet nie wie, jak nazywa się ów mężczyzna -
wywnioskował Alfred.
- Być może właśnie dlatego odwiedzał dziś rodziny rybackie w Negombo. Sir Constable
nie wie również, że ktoś podszywa się pod Hakona Tangena.
- Podejrzewam, że honorarium jest dostatecznie wysokie, aby ryzykować morderstwo i
jechać aż tu.
- Pociesza mnie jedna rzecz: wujek Hakon był rzeczywiście uczciwym człowiekiem.
Alfred zerknął ukradkiem na Sarę.
- Rzeczywiście. Co do tego nie ma najmniejszych wątpliwości - odparł ciepło. -
Przynajmniej to nie będzie cię dręczyło. Niewiele się jednak dowiedzieliśmy, Saro. Muszę
skontaktować się z sir Constablem. Powinien się dowiedzieć, że to nie Hakon Tangen
przebywa w Sri Lance, a bezwzględny przestępca. Przytaknęła.
- Szkoda, że w liście nie ma nic na temat samego przedsięwzięcia.
- Hakon Tangen już wcześniej musiał otrzymać sporo listów w tej sprawie.
Prawdopodobnie opowiedział o nich temu mężczyznie. Owego wieczoru, kiedy ktoś
odprowadził go do domu po małej imprezie...
- I powędrował na tamten świat.
- Tak. Idę natychmiast zatelefonować do sir Contable'a w Anglii, zanim nasz podejrzany
wróci z przejażdżki.
62
- Czy mam iść z tobą?
- Nie. Wez prysznic, a potem spotkamy się na plaży.
- Dobrze. Jeśli się spóznię, to znaczy, że myję głowę. Na razie!
Aż trudno uwierzyć, że staliśmy się parą dobrych przyjaciół, myślała Sara wskakując pod
letni prysznic. Dziś był czas na mycie włosów, czyniła to z reguły co dwa, trzy dni.
Chciała, żeby zawsze wyglądały ładnie, ale że były zupełnie proste, musiała poświęcać
im dużo czasu. Woda morska także nie miała na nie najlepszego wpływu, a Sara nie
przepadała za czepkami kąpielowymi.
Rozkoszowała się przyjemną, chłodną wodą. Nie wyobrażała sobie teraz kąpieli pod
gorącym prysznicem, jaką zwykle brała w domu.
Zastanawiało ją to, że ostatnio chętnie skupia się na zwykłych, codziennych sprawach,
tak jakby chciała od czegoś uciec. Ale od czego?
Alfred nie pojawił się jeszcze, Sara wyszła więc na plażę sama, postanowiła bowiem
wysuszyć włosy na słońcu. Po wczorajszym opalaniu schodziła jej skóra z nosa.
Wprawdzie nie było to żadną katastrofą, ale bardzo martwiło Sarę. Chciała naprawdę
ładnie wyglądać.
Czyżby jedynie z powodu pobytu w ciepłych krajach? Wcześniej nie przywiązywała aż
tak wielkiej wagi do swego wyglądu. Pilnowała tylko, żeby zawsze świeżo pachnieć i
mieć na sobie czyste ubranie. Kiedy jednak słońce przybrązawia skórę, a człowiek
niewiele ma na sobie, robi się próżny. Tak sądziła Sara.
Nad wodą przybywało plażowiczów, młody ratownik znalazł jednak dla Sary wolny leżak.
Ułożyła się na brzuchu i poczęła wpatrywać się w grudki piasku. Wśród drobniutkich
ziarenek dostrzegała mikroskopijnej wielkości muszelki: niegdyś żyły w nich malutkie
istotki, które pływały w morzu.
Z zadumy wyrwał ją głos Alfreda. Wciąż miał na sobie koszulę i długie spodnie.
- Rozpoznałem cię wyłącznie po kostiumie kąpielowym - zaśmiał się. - Gdyby nie to,
miałbym pewnie kłopoty z odnalezieniem cię w tym tłoku.
Nie przyznał się jednak, że rozpoznał Sarę po zgrabnej, smukłej figurze, której
wypatrywał wśród wielu opalających się pań.
- Czy udało ci się dodzwonić do tego Anglika? - zapytała siadając i robiąc mu miejsce
obok siebie. On machnął tylko przecząco ręką i przystawił drugi leżak. Rozpiął koszulę i
ułożył się na plecach.
63
- Nie. To nie takie łatwe. Wyjechał i pojawi się nie wcześniej niż za cztery dni.
- O, to szkoda. Znowu nie posunęliśmy się ani o krok. Alfred robił wrażenie
zawiedzionego.
- Dzwoniłem za to do naszego komisariatu i zrelacjonowałem sprawę. Sami spróbują
skontaktować się z sir Constablem, mają więcej możliwości.
- No tak.
Sara wyprostowała się i chciała obrócić, nagle jednak zamarła. Opanowała się szybko i
niemal w tym samym momencie nachyliła się nad Alfredem, kładąc swoją dłoń na jego
torsie.
Wciągnął powietrze niczym ryba rzucona na brzeg.
- Saro, co ty, u diabła, wyczyniasz?
Dziewczyna wsunęła dłoń pod koszulę Alfreda, gładząc jego nagie ramiona, a
jednocześnie wyszeptała mu wprost do ucha:
- Ciii! On się właśnie zbliża po kryjomu, widzę go tuż za krzakami. Chyba wcześniej nie
słyszał naszej rozmowy, ale teraz jest bardzo blisko. Uważaj na to, co mówisz.
Dość niechętnie objął ją ramieniem i spytał:
- W porządku, ale czy musisz stosować takie manewry? Odsunęła się nieco, zdążyła
jednak wyczuć, jak drży jego ręka. Co ja wyprawiam, pomyślała. Do czego to do-
prowadzi?
- Alfred, musiałam cię jakoś ostrzec, żebyś nie został zaskoczony. A teraz cię pocałuję.
- Nie rób tego!
- Czy ty myślisz, że mi to sprawia przyjemność? Trzeba się go stąd pozbyć, przekonać,
że jesteśmy zajęci wyłącznie sobą.
- Jesteś kompletna wariatka! - wysyczał rozzłoszczony przez zęby, ale więcej nie zdołał
powiedzieć, bo usta Sary spoczęły na jego ustach.
Sara czuła, jak z każdą sekundą jego ciało powoli się odpręża, ją zaś opanowuje
przedziwne, obezwładniające uczucie. Nagle nie chciała go już puścić. Jego ramiona
zaciskały się wokół niej niczym stalowe obręcze, szepnęła mu więc do ucha:
- Już dobrze, nie musisz tak przesadzać.
64
Usiadła, biorąc głęboki wdech. Alfred uczynił to samo.
- Już sobie poszedł - powiedziała Sara bezbarwnie. Nie odpowiedział.
- Chyba muszę zażyć chłodnej kąpieli - ciągnęła. - Skoczę tylko po czepek kąpielowy, bo
przed chwilą myłam włosy, ą słona woda je niszczy. Poczekasz tu?
Potwierdził kiwnięciem głowy, nie był w stanie wydobyć z siebie słowa.
Sara nie dotarła do swojego pokoju, jak planowała. Kiedy mijała pokój z numerem
siedem, mężczyzna siedział właśnie na werandzie. Jak jadowity pająk, który czyha na [ Pobierz całość w formacie PDF ]