download > pdf > do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

się kupić ani mądrością, ani milionami!! nie sprzedam się ani za wieniec laurowy mojego kochanka,
ani za tron, gdyby go miał.
Jewłaszewski dyszał gniewnie, słychać było mruczenie jakieś niewyrazne.
W tej chwili Zonia krzyknęła głośno i zawołała:
 Ratujcie!...
Mistrz pochwycił ją wpół i usiłował ustami dotknąć jej twarzy, dziewczę broniło się mężnie,
lecz nim potrzebowało ręce podnieść na zuchwalca, już Ewaryst, skoczywszy przez krzaki,
przypadł z tyłu i za kołnierz porwawszy mistrza szarpnął nim tak, że się potoczył i padł na ziemię.
Zonia, która nie straciła przytomności, spojrzała na leżącego mędrca, usiłującego się
podnieść, tak jak czasem chrząszcze leżące na grzbiecie przewrócić się silą, rzuciła okiem na
Ewarysta i odskoczyła kilka kroków...
Wyciągnęła rękę ku niemu, odzywając się z krwią zimną:
 Odprowadzisz mnie do domu!
Nie oglądając się na podnoszącego się, nieco potłuczonego upadkiem Jewłaszewskiego,
Zonia szła krokiem dosyć szybkim z ogrodu, z początku ani się nawet odzywając do chorążyca.
Dopiero gdy się nieco oddalili, obejrzała się nań i rzekła:
 Biedny stary, musiał gdzieś za wiele wypić wina, przyszło mu niedorzeczeństwo do
głowy... Nigdym się po nim tego nie spodziewała... Wstyd mi za niego i żal... Proszę was, nie
mówcie o tym nikomu...
 Dla was więcej niż dla niego będę milczał  odparł Ewaryst  ale kiedym już był tak
szczęśliwy, żem w porę przybył na ratunek...
Zonia zaczęła się śmiać.
 Proszę cię, panie Ewaryście, nie wyobrażaj sobie, żeś mnie wyratował, byłabym się sama
obroniła temu oszalałemu biedakowi. Kobieta, która potrzebuje obrońców, niewarta może obrony!
W najgorszym razie  dodała, śmiało patrząc w oczy kuzynowi  mam doskonałe zęby,
które mi natura nie darmo dała.
Chorążyc słuchał smutny.
 Ale, moja Zofio  rzekł  lepiej by było podobno nigdy się nie narażać na to, aby ich
potrzebować. Jakżeś mogła...
 Daj mi pokój! rozum potrzeba okupić doświadczeniem  rzekła Zonia.  Proszę cię,
jakżem ja pomyśleć nawet mogła, aby ten człowiek, dla którego rozumu i nauki mam cześć taką,
który był dla mnie ojcem duchownym i inicjatorem, miał się podobnego wybryku dopuścić?...
 Mogłaś jeśli nie przewidzieć to  odparł Ewaryst  to z samych tych teoryj
dziwacznych, jakie on głosił, wyciągnąć wniosek, iż go żadne prawo nasze społeczne ani religijne
krępować nie będzie...
 Ale powinien go był zdrowy rozum wstrzymać od narzucania mi się z uczuciem, którego
ja przecież podzielać nie mogę!  odparła Zonia.
 Myślisz, że rozsądek ma jaką władzę nad uczuciami?  rzekł Ewaryst.  Powinien ją
mieć, lecz one przeciwko niemu nieustannie zwycięski bunt podnoszą.
Szli chwilę w milczeniu.
 Biedny stary  odezwała się Zonia  żal mi go... będzie mi go brakło!
 Spodziewam się, że się nam więcej nie pokaże  dodał chorążyc  i że wy go nie
będziecie widywać.
 Nie wiem  odparła Zonia  jeżeli się wytrzezwi! Ruszyła ramionami.
 Nie daż ci to do myślenia  dołożył chorążyc 
że teorie, które do takiej praktyki doprowadzają, niewiele warte być muszą? Zoni oczy
zabłysły.
 Jesteś niesprawiedliwym  zawołała gorąco  chwila szału i słabości nie ma nic
wspólnego z teoriami. Zwierzę odezwało się na chwilę w mądrym, mamże dlatego pogardzić
mądrością?
 A cóż warta mądrość, która nie umie zapanować nad człowiekiem, co ją wyznaje? 
dodał Ewaryst.
 Do wypadku tego przywiązujesz zbytnią wagę  spokojnie odpowiedziało dziewczę. 
Mnie on pewnie z raz wytkniętej nie sprowadzi drogi...
Chorążyc spuścił głowę smutnie.
 Wiem, wy się litujecie w duszy nad obłąkaną  dodała  a ja zupełnie tak samo nad
tobą, co mi się wydajesz na śmierć duchową wyznaczonym, na życie automatu, któremu za sznurki
służyć będą stare przesądy, konwencje, przerdzewiałe prawa i strupieszałe fanatyzmy...
Z nas dwojga ja jeszcze jestem szczęśliwszą, żyję życiem, gdy ty będziesz się żywił
śmiercią...
No, ale dlatego ty, mniemany mój wybawco ze szpon uwodziciela, nie gniewaj się na
oszalałą swą, nazwijmy, siostrę, ja ci sprzyjam o tyle, o ile moje serce komu może sprzyjać. Mam
trochę słabości dla ciebie, może rodzącej się z tego, że mi cię serdecznie żal...
Z uśmiechem wdzięcznym zwróciła się ku niemu. Ewaryst zbyt gorąco pochwycił całować
jej rączkę.
 O! bardzo proszę nie naśladować Jewłaszewskiego, zimno, po koleżeńsku się
rozstańmy... Sympatii mojej nie tłomacz pan sobie inaczej, tylko swym kalectwem!
Rozśmiała się.
Byli już w uliczce bliskiej domu Agafii Sałhanowej. Ewaryst doprowadził ją tylko do
miejsca, z którego domostwo widać było, ścisnął jej rękę i poszedł.
Wypadek ten dziwny, a więcej jeszcze rozmowa w drodze z Zonią przykro mu serce
ścisnęły.
Rozstawszy się z nim dziewczę żwawym krokiem wprost pobiegło do dworku, w którego [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aikidobyd.xlx.pl
  •