download > pdf > do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Po powrocie do hotelu, Stenning udał się do swego pokoju, by
się odświeżyć. Klimat był tu bardziej gorący niż ten, do którego
przywykł, czuł więc, że jest nieprzyjemnie lepki. Jego garnitur
okazał się zbyt ciężki na nowozelandzkie lato i Stenning pomyślał,
że powinien kupić coś lżejszego, jako że dochodzenie miało potrwać
jeszcze przez jakiś czas.
Po kąpieli poczuł się dużo lepiej. Usiadł w szlafroku nad notat-
kami, rozwijając pospieszne gryzmoły, czynione w trakcie przesłu-
chań. Pokręcił głową, czytając relacje z zeznań i pomyślał, że młody
Ballard nie znalazł się w zbyt korzystnej sytuacji. Znacznie obciąża-
ła go sprawa zaniedbania wymogów bezpieczeństwa w kopalni
i gdyby ktoś chciał się tym energicznie zająć, mógłby mu narobić
kłopotów. Po chwili namysłu zdecydował, że Rickman zostawił tę
kwestię w spokoju, gdyż mogła przynieść ujmę także spółce. Spra-
wy nie podjął również Gunn, adwokat związków, chcąc oszczędzić
Ballarda, wbijając jednocześnie nóż w firmę. Ale najbardziej zdziwił
Stenninga brak zainteresowania ze strony adwokata Petersonów -
Lyalla. Może czekał na sposobniejszą okazję?
Po jakimś czasie Stenning ubrał się i wyszedł z hotelu. Zastał
Ballarda przy stoliku, blisko basenu, w towarzystwie niezwykle
pięknej, młodej kobiety. Kiedy podszedł, Ballard wstał na jego widok.
- Panno Peterson, to pan Stenning, nasz gość z Anglii.
Siwe brwi Stenninga uniosły się na dzwięk znanego nazwiska,
ale powiedział jedynie:
- Dobry wieczór, panno Peterson.
- Może napije się pan czegoś zimnego - zaproponował Ballard.
Stenning usiadł.
- Z wielką chęcią. Poproszę gin z tonikiem.
- Zaraz przyniosę - Ballard oddalił się.
- Czy to pana widziałam na dochodzeniu dzisiaj, po połud-
niu? - spytała Liz.
- Tak. Jestem prawnikiem, panno Peterson. Bardzo interesuje
mnie wasza interpretacja prawa administracyjnego. Doktor Harri-
son był tak uprzejmy, że zapewnił mi miejsce.
Pieszczotliwie pogłaskała uszy psa, warującego przy jej krześle.
- I jakie odniósł pan wrażenia?
Uśmiechnął się i z zawodowym umiarem odparł:
- Zbyt wcześnie, by o tym mówić. Muszę zapoznać się z proto-
kołami dotyczącymi początkowej fazy dochodzenia. Proszę mi zdra-
dzić, czy jest pani może spokrewniona z rodziną Petersonów, zaan-
gażowaną w to śledztwo?
- Tak. Eric i Charlie są moimi braćmi.
- Acha! - Stenning próbował doszukać się w tym sensu, ale dał
za wygraną. Powtórzył więc tylko: - Acha!
Podniosła do ust szklankę uba Librę, upiła łyk, przyglądając mu
się znad oprawki okularów.
- Od jak dawna zna pan Iana Balarda?
- Mieszkamy w tym samym hotelu - odpowiedział uprzejmie,
omijając właściwy sens pytania. - A pani?
- Przez całe życie... z przerwami - wyjaśniła. - Więcej ich nawet
było, niż prawdziwej znajomości. W środku mieliśmy przerwę.
Zauważyła ostrożny charakter odpowiedzi Stenninga i zaintry-
gowało ją, kim on właściwie jest.
- Wtedy, gdy wyjechał do Anglii - dodała.
- W takim razie musiała go pani poznać jako chłopca, jeszcze
w Hukahoronui.
- Nie wydaje mi się, żeby musiał pan czytać relacje z dochodze-
nia - powiedziała trochę cierpko. - Tego nie było w dzisiejszych
zeznaniach.
- Nie - zgodził się. - Widocznie czytałem o tym w sprawozda-
niu prasowym.
Wrócił Ballard i postawił przed Stenningiem szklankę zimnego
napoju.
- Pan Stenning jest bardzo tajemniczy - oznajmiła Liz.
- O! A dlaczego?
- No właśnie. Sama nie wiem.
Ballard spojrzał na Stenninga i uniósł brwi. Stenning odezwał się
swobodnie:
- Panna Peterson jest bystrą, młodą damą, ale być może do-
strzega tajemnice tam, gdzie ich wcale nie ma.
Liz skwitowała to uśmiechem.
- Ian, od jak dawna znasz pana Stenninga?
- Od dwudziestu lat, no, może trochę krócej.
- I jesteście po prostu dobrymi znajomymi - podjęła. - I oczy-
wiście gośćmi tego samego hotelu?
- Może rzeczywiście powiedziałem to zbyt wymijająco, panno [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aikidobyd.xlx.pl
  •