[ Pobierz całość w formacie PDF ]
klacz. Była to piękna kasztanka ze złocistą grzywą i takim samym
ogonem, która na jej widok podniosła głowę znad żłobu.
- Jeśli ci to nie przeszkadza, posiedzę tu przez chwilę - odezwała
się Honey.
Była gotowa przysiąc, że klacz skinęła łbem. Honey weszła do
boksu i usiadła pod ścianą z podciągniętymi pod brodę kolanami.
232
Anula
ous
l
a
and
c
s
- Okłamał mnie - wyznała. - Zrobił ze mnie idiotkę. Nie masz
pojęcia, jak się zamartwiałam tym, że nie ma pieniędzy. Myślał
pewnie, że dam się nabrać na jego kłamstwa. I miał rację.
Klacz podniosła łeb i popatrzyła na Honey, jakby chciała
powiedzieć: Nie oszukuj sama siebie. Gdybyś chciała znać prawdę,
łatwo byś się domyśliła, co jest grane. Wszystko na to wskazywało.
Po prostu wolałaś nie wiedzieć, z kim masz do czynienia, bo to by
oznaczało, że wybrałaś mężczyznę, jakiego życzyli sobie dla ciebie
rodzice.
- Nie mam pretensji o to, że na początku podał się za kogoś
innego. Zresztą ja zrobiłam to samo. Wtedy to był zwykły... no
powiedzmy, flirt. Ale potem pojechał za mną aż do Stanów, a to już
więcej niż przelotny flirt.
A planowanie wspólnej ucieczki w nieznane? - spytała klacz, po
czym zarżała przyjaznie w stronę stojącego parę boksów dalej ogiera.
- No właśnie. Chodziło nie tylko o seks. Max wierzył w to, co
chciałam mu dać, a dawałam mu całą siebie.
Czyżby? - zdziwiła się klacz. To czemu nie chciałaś mu
powiedzieć, czyją marynarkę dałaś mu przed wyjazdem do Marriotta?
Dlaczego nie powiedziałaś, że należy do twojego ojca, ani nie
zdradziłaś swojego nazwiska?
Uparta klacz zaczynała działać Honey na nerwy.
- Pewnych rzeczy nie mogłam mu powiedzieć, bo nie miałam do
tego prawa. Nie mogłam mu zdradzić tajemnic Marcusa.
233
Anula
ous
l
a
and
c
s
Klacz cofnęła się od żłobu, podwinęła przednie nogi i z głośnym
parsknięciem padła na ściółkę.
- Zdaje się, że cię znudziłam. Klacz zamknęła oczy.
- Masz rację. Ja też jestem zmęczona. Może jutro rozjaśni mi się
w głowie. - Owinąwszy się derką, Honey ułożyła się do snu na
wyściełających dno boksu strużynach.
Jutro, po przyjezdzie rodziców, przyjdzie czas na zmierzenie się
z rzeczywistością. A potem pojedzie, dokąd oczy ją poniosą.
Nazajutrz rano obudziło ją czyjeś wołanie. Zdenerwowana klacz
omal na nią nie nadepnęła.
- Spokojnie, moja śliczna - rzekła Honey, wydobywając się spod
derki i poklepując konia po aksamitnej szyi.
Kiedy wyjrzała z boksu, w drzwiach stajni stał Max.
- Lepiej się do mnie nie zbliżaj! - krzyknęła.
- Bądz rozsądna. Wszystko ci wytłumaczę.
- Nie jestem rozsądna. A ty jesteś kłamcą.
- Proszę cię, Honey. Musisz mnie wysłuchać.
- Podaj mi choć jeden powód, dlaczego miałabym cię słuchać! -
odkrzyknęła, wychodząc z boksu i chwytając stojące nieopodal widły.
- Kocham cię, Honey!
- Kłamiesz! - zawołała, ale już nieco mniej zadziornie.
- Najpierw nie powiedziałem ci, kim jestem, bo nie chciałem być
dłużej tym, kim byłem!
Doskonale go rozumiała, sama nie umiałaby lepiej wyrazić
swoich uczuć, i ten fakt jeszcze bardziej ją zirytował.
234
Anula
ous
l
a
and
c
s
- Gadaj zdrów! Nic mnie to nie obchodzi!
- Kłamiesz!
Wybuchła głośnym śmiechem, w którym rozpłynął się cały jej
gniew. Upuściła widły. Opanowawszy się, podeszła do bram stajni.
- No to mów.
- Kiedy pierwszy raz mnie spotkałaś, żyłem w ukryciu. A potem,
kiedy byłem gotów powiedzieć ci prawdę, byłem już kimś innym.
Przestałem być Maxwellem Strongiem. Dzięki tobie stałem się znów
sobą i nie chciałem tego utracić.
- To brzmi przekonująco - odparła Honey, walcząc z sobą, by nie
rozpłakać się ze wzruszenia.
- Nie wrócę do dawnego życia, Honey. Od dziś rzucam interesy.
Nie proszę, żebyś za mnie wyszła. Chcę, żebyś poślubiła
anonimowego Joego.
Boże, jak ona dobrze go rozumie!
- Powinnam być na ciebie wściekła, ale nie potrafię. Zrobiłeś ze
mnie idiotkę, aleja też nie byłam z tobą szczera - rzekła z
westchnieniem.
- Sądzę, że każde z nas musiało przez jakiś czas ukrywać swoją
tożsamość, dopóki nie odkryliśmy, kim naprawdę chcemy być - rzekł
z powagą. A teraz okazało się, dodał w myślach, że ich nowe ja"
doskonale do siebie pasują. Pozostał jednak do wyjaśnienia jeden
istotny szczegół. - Musisz mi powiedzieć, kochanie, co wiesz o tym
uzbrojonym bandycie w parku i co znaczyło twoje spotkanie w
Marriotcie.
235
Anula
ous
l
a
and
c
s
Honey opuściła nagle cała energia. Nie miała siły o tym mówić.
Przemogła się jednak. W końcu Max będzie jej mężem, więc ma
prawo wiedzieć.
Opowiedziała mu treść listu Marcusa, powiedziała, co usłyszała
na wyspie i czego dowiedziała się od Hatcha. I jak doszło do
spotkania w Marriotcie.
- Moim zdaniem Hatch jest czysty i rzeczywiście zależy mu na
tym, żeby dopaść Willarda Crofta. Sporo o nim wie, bo od lat go
śledzi, a swoimi informacjami chce się podzielić z Mattem Tynanem.
Powinnam go zawiadomić o wyniku spotkania, tylko że... - Honey
zawahała się.
- Tylko że co?
- Matt i cała reszta będą wściekli, że poszłam sama na spotkanie
z Hatchem.
- Przecież nie poszłaś sama. Ja cię ubezpieczałem. Twarz Honey
rozjaśnił przelotny uśmiech.
- Hatch nie wiedział, co mi się przytrafiło w parku, a stąd łatwo
się domyślić, że Koalicja ściga nie tylko zmodyfikowane dzieci, ale
także mnie...
Max zasępił się. Honey dotknęła jego policzka.
- Nie martw się. Nie znajdą mnie. Wyjeżdżam. Wyjedziemy
oboje - dodała czule.
- Mam przez to rozumieć, że zostaniesz żoną Joego? - ucieszył
się Max.
236
Anula
ous
l
a
and
c
s
- Możesz jeszcze cofnąć swoje oświadczyny. Nie wiesz, w jaką
rodzinę chcesz się wżenić.
- %7łenię się z tobą, a nie z rodziną Evansów. Honey posmutniała.
- Nie możemy w nieskończoność uciekać od realiów.
- Niby dlaczego? - Przyciągnął ją do siebie. Faktycznie.
Dlaczego? Kto im zabroni? Honey z radości roześmiała się na cały
głos.
- Masz rację. Zcigamy się do dżipa? Do Marcusa zadzwonię po
drodze.
To mówiąc, ruszyła biegiem w kierunku samochodu, a Max
szybko podążył za nią.
KONIEC
237
Anula
ous
l
a
and
c
s [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl aikidobyd.xlx.pl
klacz. Była to piękna kasztanka ze złocistą grzywą i takim samym
ogonem, która na jej widok podniosła głowę znad żłobu.
- Jeśli ci to nie przeszkadza, posiedzę tu przez chwilę - odezwała
się Honey.
Była gotowa przysiąc, że klacz skinęła łbem. Honey weszła do
boksu i usiadła pod ścianą z podciągniętymi pod brodę kolanami.
232
Anula
ous
l
a
and
c
s
- Okłamał mnie - wyznała. - Zrobił ze mnie idiotkę. Nie masz
pojęcia, jak się zamartwiałam tym, że nie ma pieniędzy. Myślał
pewnie, że dam się nabrać na jego kłamstwa. I miał rację.
Klacz podniosła łeb i popatrzyła na Honey, jakby chciała
powiedzieć: Nie oszukuj sama siebie. Gdybyś chciała znać prawdę,
łatwo byś się domyśliła, co jest grane. Wszystko na to wskazywało.
Po prostu wolałaś nie wiedzieć, z kim masz do czynienia, bo to by
oznaczało, że wybrałaś mężczyznę, jakiego życzyli sobie dla ciebie
rodzice.
- Nie mam pretensji o to, że na początku podał się za kogoś
innego. Zresztą ja zrobiłam to samo. Wtedy to był zwykły... no
powiedzmy, flirt. Ale potem pojechał za mną aż do Stanów, a to już
więcej niż przelotny flirt.
A planowanie wspólnej ucieczki w nieznane? - spytała klacz, po
czym zarżała przyjaznie w stronę stojącego parę boksów dalej ogiera.
- No właśnie. Chodziło nie tylko o seks. Max wierzył w to, co
chciałam mu dać, a dawałam mu całą siebie.
Czyżby? - zdziwiła się klacz. To czemu nie chciałaś mu
powiedzieć, czyją marynarkę dałaś mu przed wyjazdem do Marriotta?
Dlaczego nie powiedziałaś, że należy do twojego ojca, ani nie
zdradziłaś swojego nazwiska?
Uparta klacz zaczynała działać Honey na nerwy.
- Pewnych rzeczy nie mogłam mu powiedzieć, bo nie miałam do
tego prawa. Nie mogłam mu zdradzić tajemnic Marcusa.
233
Anula
ous
l
a
and
c
s
Klacz cofnęła się od żłobu, podwinęła przednie nogi i z głośnym
parsknięciem padła na ściółkę.
- Zdaje się, że cię znudziłam. Klacz zamknęła oczy.
- Masz rację. Ja też jestem zmęczona. Może jutro rozjaśni mi się
w głowie. - Owinąwszy się derką, Honey ułożyła się do snu na
wyściełających dno boksu strużynach.
Jutro, po przyjezdzie rodziców, przyjdzie czas na zmierzenie się
z rzeczywistością. A potem pojedzie, dokąd oczy ją poniosą.
Nazajutrz rano obudziło ją czyjeś wołanie. Zdenerwowana klacz
omal na nią nie nadepnęła.
- Spokojnie, moja śliczna - rzekła Honey, wydobywając się spod
derki i poklepując konia po aksamitnej szyi.
Kiedy wyjrzała z boksu, w drzwiach stajni stał Max.
- Lepiej się do mnie nie zbliżaj! - krzyknęła.
- Bądz rozsądna. Wszystko ci wytłumaczę.
- Nie jestem rozsądna. A ty jesteś kłamcą.
- Proszę cię, Honey. Musisz mnie wysłuchać.
- Podaj mi choć jeden powód, dlaczego miałabym cię słuchać! -
odkrzyknęła, wychodząc z boksu i chwytając stojące nieopodal widły.
- Kocham cię, Honey!
- Kłamiesz! - zawołała, ale już nieco mniej zadziornie.
- Najpierw nie powiedziałem ci, kim jestem, bo nie chciałem być
dłużej tym, kim byłem!
Doskonale go rozumiała, sama nie umiałaby lepiej wyrazić
swoich uczuć, i ten fakt jeszcze bardziej ją zirytował.
234
Anula
ous
l
a
and
c
s
- Gadaj zdrów! Nic mnie to nie obchodzi!
- Kłamiesz!
Wybuchła głośnym śmiechem, w którym rozpłynął się cały jej
gniew. Upuściła widły. Opanowawszy się, podeszła do bram stajni.
- No to mów.
- Kiedy pierwszy raz mnie spotkałaś, żyłem w ukryciu. A potem,
kiedy byłem gotów powiedzieć ci prawdę, byłem już kimś innym.
Przestałem być Maxwellem Strongiem. Dzięki tobie stałem się znów
sobą i nie chciałem tego utracić.
- To brzmi przekonująco - odparła Honey, walcząc z sobą, by nie
rozpłakać się ze wzruszenia.
- Nie wrócę do dawnego życia, Honey. Od dziś rzucam interesy.
Nie proszę, żebyś za mnie wyszła. Chcę, żebyś poślubiła
anonimowego Joego.
Boże, jak ona dobrze go rozumie!
- Powinnam być na ciebie wściekła, ale nie potrafię. Zrobiłeś ze
mnie idiotkę, aleja też nie byłam z tobą szczera - rzekła z
westchnieniem.
- Sądzę, że każde z nas musiało przez jakiś czas ukrywać swoją
tożsamość, dopóki nie odkryliśmy, kim naprawdę chcemy być - rzekł
z powagą. A teraz okazało się, dodał w myślach, że ich nowe ja"
doskonale do siebie pasują. Pozostał jednak do wyjaśnienia jeden
istotny szczegół. - Musisz mi powiedzieć, kochanie, co wiesz o tym
uzbrojonym bandycie w parku i co znaczyło twoje spotkanie w
Marriotcie.
235
Anula
ous
l
a
and
c
s
Honey opuściła nagle cała energia. Nie miała siły o tym mówić.
Przemogła się jednak. W końcu Max będzie jej mężem, więc ma
prawo wiedzieć.
Opowiedziała mu treść listu Marcusa, powiedziała, co usłyszała
na wyspie i czego dowiedziała się od Hatcha. I jak doszło do
spotkania w Marriotcie.
- Moim zdaniem Hatch jest czysty i rzeczywiście zależy mu na
tym, żeby dopaść Willarda Crofta. Sporo o nim wie, bo od lat go
śledzi, a swoimi informacjami chce się podzielić z Mattem Tynanem.
Powinnam go zawiadomić o wyniku spotkania, tylko że... - Honey
zawahała się.
- Tylko że co?
- Matt i cała reszta będą wściekli, że poszłam sama na spotkanie
z Hatchem.
- Przecież nie poszłaś sama. Ja cię ubezpieczałem. Twarz Honey
rozjaśnił przelotny uśmiech.
- Hatch nie wiedział, co mi się przytrafiło w parku, a stąd łatwo
się domyślić, że Koalicja ściga nie tylko zmodyfikowane dzieci, ale
także mnie...
Max zasępił się. Honey dotknęła jego policzka.
- Nie martw się. Nie znajdą mnie. Wyjeżdżam. Wyjedziemy
oboje - dodała czule.
- Mam przez to rozumieć, że zostaniesz żoną Joego? - ucieszył
się Max.
236
Anula
ous
l
a
and
c
s
- Możesz jeszcze cofnąć swoje oświadczyny. Nie wiesz, w jaką
rodzinę chcesz się wżenić.
- %7łenię się z tobą, a nie z rodziną Evansów. Honey posmutniała.
- Nie możemy w nieskończoność uciekać od realiów.
- Niby dlaczego? - Przyciągnął ją do siebie. Faktycznie.
Dlaczego? Kto im zabroni? Honey z radości roześmiała się na cały
głos.
- Masz rację. Zcigamy się do dżipa? Do Marcusa zadzwonię po
drodze.
To mówiąc, ruszyła biegiem w kierunku samochodu, a Max
szybko podążył za nią.
KONIEC
237
Anula
ous
l
a
and
c
s [ Pobierz całość w formacie PDF ]