download > pdf > do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nie licowało ze słoneczną sobotą. Dwadzieścia par
oczu patrzyło ponad głowę Miss Jellings, przez kół-
ka, liny i poręcze, na zielone wzgórza i w
niebieskie niebo. I dwadzieścia dziewcząt przez
tę krótką godzinę żałowało swych minionych już
przewin.
Sama Miss Jellings była w złym humorze.
Ostro rzucała krótkie rozkazy, wywołujące
błyskawiczne odpowiedzi ze strony czterdziestu
migających w powietrzu maczug. Kiedy tak stała
wyprostowana i smukła w swym kostiumie gim-
nastycznym, z policzkami zarumienionymi od
ruchu, nie wyglądała starzej od swych uczennic
68/95
Jeśli jednak wyglądała młodo, wyglądała też na
bardzo stanowczą młodą osobę. Ani jedna nauczy-
cielka w szkole, nie wyłączając Miss Lord, nie umi-
ała tak jak ona, trzymać w ryzach swych uczennic.
 Raz, dwa, trzy, cztery  Patty Wyatt! Pa-
trzeć przed siebie! Nie potrzebujesz wcale patrzeć
na zegar. Każę wam odejść, jak skończę. Ręce do
góry. Raz, dwa, trzy, cztery!  Wreszcie, kiedy
nerwy były już bliskie wypowiedzenia posłuszeńst-
wa, padł miły rozkaz:
 Baczność! Na prawo, marsz! Złożyć maczu-
gi. Stój! Rozejść się! Ze szmerem ulgi oddział
rozszedł się.
 Bogu dzięki, jeszcze tylko tydzień tego
wszystkiego!  odetchnęła Patty, gdy wróciły do
swych pokoi w Rajskiej Alei.
 A potem  żegnaj, gimnazjum na zawsze!
 Luiza pomachała ręką nad głową.  Hurra!
 Czy ta Jelly nie jest straszna?  rzekła na-
gle Patty, nadąsana jeszcze z powodu ostatniego
napomnienia.  Nigdy nie była taka zła!
 Umie czasem kąsać!  przyznała Susan. 
Ale mimo to ją lubię. Ona jest  jakby podniecona
czasem, rozumiecie  jak koń gorącej krwi.
 Hm!  mruknęła Patty.  Chciałabym, żeby
się znalazł dobry, rosły, mocny mężczyzna, który
69/95
uzyskałby przewagę nad Jelly i wziął ją na pasek.
Chciałabym to widzieć.
 Musicie się spieszyć  zwróciła im uwagę
Susan  jeśli chcecie w porę zdążyć z włożeniem
tych kostiumów. Marcin za pól godziny ma jechać!
 Zdążymy!
Patty w tej chwili zanurzyła twarz w miednicy,
pełnej jakiejś mieszaniny koloru atramentu.
Wieczór kostiumowy Szkoły św. Urszuli,
urządzany co roku w ostatni piątek majowy, odbył
się poprzedniego dnia; następnego popołudnia
panienki przywdziewały znowu kostiumy, aby
udać się do miasta, do fotografa. Skomplikowane
stroje, wymagające czasu i przestrzeni dla ich
należytego noszenia, trzeba było włożyć już w
szkole i tak jechać w nich karawanem do miasta,
mniej okazale  wieziono do miasta i tam przy-
wdziewano je w garderobie fotografa.
Patty i Luiza, których stroje wymagały niemało
zachodu, ubierały się w szkole. Przedstawiały Cy-
ganki  nie te z opery komicznej, lecz prawdziwe
Cyganki, brudne, obszarpane w łachmanach. Już
tydzień przed maskaradą nanosiły swymi strojami
pełno pyłu do pokojów. Patty miała jedną pońc-
zochę brązową a drugą czarną z okazałą dziurą
na prawej łydce. Luizie palce wyłaziły z jednego
70/95
trzewika, a u drugiego podeszwa się odrywała.
Włosy ich były rozczochrane, twarze brudne. Były
ostatnim słowem realizmu.
Dziś narzuciły na siebie swe kostiumy bez
większych ceremonii i jak bądz je pospinały. Luiza
wzięła tamburyn, a Patty zużytą talię kart i obie
zeszły obitymi blachą tylnymi schodami. Na dole
spotkały się w holu z Miss Jellings, ubraną w
powiewną muślinową suknię i jakby już w lepszym
humorze. Patty nigdy do nikogo długo nie chowała
żalu. Zapomniała już o swej chwilowej urazie o to,
że nie pozwolono jej patrzeć na zegar.
 Niech mi pani da srebrny pieniążek!
Przepowiem pani przyszłość.
Tańczyła dokoła nauczycielki, szeleszcząc
szkarłatnymi spódniczkami i nadstawiała brudną
rączkę.
 Piękna przyszłość!  dodała Luiza z
przekonywającym brzękiem tamburynu.  Wyso-
ki, młody brunet.
 Wy bezwstydne małe czarownice! 
wykrzyknęła Miss Jellings, biorąc je za plecy i
obracając je tak, aby móc się im przyjrzeć.  Coś-
cie zrobiły z buziami!
 Umyłyśmy je czarną kawą.
Miss Jellings potrząsnęła głową i zaśmiała się.
71/95
 Kompromitujecie całą szkołę  rzekła. 
Nie pokazujcie się posterunkowym, bo was
jeszcze zaaresztują za włóczęgostwo!
 Patty! Luizo! Chodzcie prędko! Karawan już
czeka.
Susan pojawiła się w sieni, z zapałem
potrząsając swym rusztem. Nie mogąc znalezć
żadnego kostiumu, w ostatniej chwili bluznierczo
przebrała się za św. Laurencję, to jest udrapowała
na sobie prześcieradło i wzięła pod pachę kociołek
kuchenny.
 Idziemy! Powiedzcie mu, żeby zaczekał!
 Płaszczy nie bierzecie?  krzyknęła za nimi
Luiza.
 Nie! Chodzmy! Nie potrzeba płaszczy.
Co sił w nogach pobiegły za karawanem.
Marcin nigdy nie czekał na spózniających się; mu-
siały biec za wozem i wsiadać w biegu. Dziewczę-
ta skoczyły na stopień; pół tuzina rąk wciągnęło je
do środka, głową naprzód.
Poczekalnia fotografa była sceną najwięk-
szego, jakie było sobie można wyobrazić, za-
mieszania. Kiedy sześćdziesiąt osób zajmuje
miejsce, w którym może się pomieścić dwanaście,
rezultat nie daje na siebie długo czekać.
72/95
 Ma któraś z was haczyk do zapinania
guzików?
 Pożycz mi trochę pudru.
 To moja agrafka!
 Gdzie mój przypalony korek?
 Czy dobrze jestem uczesana?
 Zciągnij mnie  bądz tak dobra.
 Spódnica dobrze leży?
Mówiły wszystkie naraz, a żadna nie słuchała.
 Wyjdzmy stąd, mówię wam  ja się duszę.
Zwięta Laurencja chwyciła Cyganki za
ramiona i zaprowadziła je do pustej galerii. Z
westchnieniem ulgi usiadły na chwiejnych stopni-
ach ciasnych schodów, gdzie chłodził je powiew,
wpadający przez otwarte okno.
 A ja wiem co Jelly tak boli!  odezwała się
Patty, mówiąc z taką miną, jak gdyby prowadziła
w dalszym ciągu konwersację.
 Cóż to takiego?  zapytały jej przyjaciółki z
zaciekawieniem.
 Pokłóciła się z tym Lawrence'em Gilroyem,
dyrektorem elektrowni. Pamiętacie, jak dawniej
wciąż się włóczył po szkole? A teraz wcale się nie
pokazuje. Podczas ferii Bożego Narodzenia przy-
73/95 [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aikidobyd.xlx.pl
  •