download > pdf > do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zawiązała pasek. - Zresztą twierdziłeś, że jest za pózno, żeby wróciło to, co
kiedyś między nami było.
Oczy Jonaha zrobiły się zimne jak lód.
- 73 -
S
R
- Dobrze, że mi przypomniałaś. Zachowujesz się jak pielęgniarka, ale
mogłabyś traktować pacjenta trochę cieplej. Dobranoc. Już nie będę ci
przeszkadzał.
Ogarnęła ją złość, gdy pomyślała, że bardzo przeszkadza jej nawet to, iż
są w tym samym kraju. Tym bardziej więc przeszkadzał fakt, że znalezli się pod
jednym dachem i dzieliła ich tylko cienka ściana.
Długo leżała wpatrzona w gwiazdy. Była zadowolona, iż zdołała się
opamiętać i uniknęła kompromitacji. Na kilka sekund zapomniała, że obok śpi
Fenny, a trochę dalej rodzice. Radość, że znowu jest w ramionach Jonaha,
przesłoniła wszystko inne. Okazało się, że pociągają się jak dawniej, lecz to nie
wystarcza, by Jonah wybaczył jej porzucenie. Gniewnie uderzyła pięścią w
poduszkę.
- 74 -
S
R
ROZDZIAA DZIEWITY
Rano wstała skoro świt, zajrzała do Jonaha, który jeszcze spał i zeszła na
dół. Z nadzieją, że Marzi wrócił, otworzyła na oścież boczne drzwi. Niestety,
nie wbiegł nimi zgrzany i wygłodniały pies, wobec czego narzuciła ciepłą kurtkę
i wyruszyła na poszukiwania w ogrodzie oraz zagajniku. Tym razem też nie
zauważyła żadnego śladu Marzi.
Fenny była tak przygnębiona, że nie chciała ani jeść śniadania, ani iść do
szkoły.
- Zostanę i będę go szukać - upierała się.
Z trudem udało się wyperswadować jej, że to nie ma sensu.
Zrezygnowana włożyła mundurek.
- Dzisiaj ja cię odwiozę - powiedziała pani Dysart - i przy okazji zrobię
zakupy.
- Wobec tego jadę prosto do pracy - rzekł pan Dysart, wstając od stołu. -
Każda dodatkowa minuta się liczy, bo zapowiada się duży ruch. Do widzenia.
- Mogę iść do Jonaha? - zapytała Fenny.
- Możesz, ale na paluszkach. Pamiętaj, że jest chory. Jeśli jeszcze śpi, nie
budz go, ale jeżeli się obudził, zapytaj, na co ma apetyt.
- Gdy schodziłam, jeszcze spał - powiedziała Leonie.
- A ty chyba miałaś marną noc - zauważyła jej matka po wyjściu Fenny. -
Słyszałam jej płacz, ale nie wstałam, bo mnie uprzedziłaś. Potem rozmawiałaś z
Jonahem, prawda, kochanie?
Leonie spuściła wzrok.
- Szedł do łazienki po wodę, więc zaniosłam mu butelkę mineralnej.
- Wczoraj nie chciał jeść, ale już chyba zgłodniał i będziesz musiała dać
mu śniadanie. Szczerze mówiąc, zakupy mogłabym odłożyć do jutra, ale chcę
- 75 -
S
R
zamienić parę słów z wychowawczynią, bo Fenny na pewno nie będzie uważać
na lekcjach.
Wbiegła Fenny.
- Jonah się obudził. Mówi, że nie jest głodny, ale powiedziałam, że bez
jedzenia nie wyzdrowieje.
- Bardzo słusznie.
- Zaraz dowiem się, co mu podać. Zabrałaś wszystkie zeszyty? Przyjadę
po ciebie.
Podejrzewała, że matka celowo zostawia ją sam na sam z Jonahem,
ponieważ łudzi się, że skoro los znowu ich zetknął, pogodzą się. Sama też miała
taką nadzieję, chociaż nie przyznałaby się nikomu do takich myśli.
Jonah stał przy oknie. Leonie zauważyła, że umył się i uczesał, co jednak
miało niewielki wpływ na zmianę jego wyglądu. Nie ogolony, z zaklejonym
nosem i podbitymi oczami przypominał pirata.
- Dzień dobry - powitała go przesadnie radosnym głosem. - Jak
samopoczucie?
- Dużo lepsze - odparł z ponurą miną. - Chciałem się ubrać, ale nie mam
w co.
- Pokrwawiłeś swoje i moje rzeczy, więc mama wrzuciła nasze ubrania do
pralki. Twoje już wyschły, ale dostaniesz je po śniadaniu.
- Jeśli można, wolałbym z niego zrezygnować.
- Nie można. - Uśmiechnęła się pobłażliwie. - Fenny uprzedziła, co ci
grozi, jeśli nie będziesz jadł, prawda?
- No tak, ale jeśli dasz mi ubranie, pojadę na śniadanie do siebie. Sam się
obsłużę. Twojej mamie sprawiłem już dość kłopotów.
- Mama pojechała po zakupy i ja mam cię nakarmić. Musisz coś zjeść, bo
nie lubię prawić ani słuchać kazań, a jeśli pozwolę ci odjechać z pustym
żołądkiem... - Spojrzała mu prosto w oczy. - Droczysz się, jakby to miało być
nasze pierwsze wspólne śniadanie.
- 76 -
S
R
Jonah ze złości aż sapnął, jednak po chwili opanował się i nic nie
odpowiedział.
- %7łeby zrobić przyjemność twojej matce, zjem grzankę i napiję się kawy -
odparł uprzejmie. - Ale wolałbym najpierw się ubrać.
- Jak sobie życzysz. Brzytwę też ci przynieść?
- Bardzo proszę.
Przyszedł do kuchni ogolony, ubrany w czyste spodnie i koszulę. Leonie
zaprosiła go do stołu i przesunęła grzanki w jego stronę.
- Smacznego. To dżem domowej roboty.
Jonah obrzucił stół szybkim spojrzeniem i spojrzał wymownie na Leonie.
- Miodu nie dostanę?
- Nie. Chcesz przejrzeć gazetę?
- Chętnie zerknę na ogłoszenia o nieruchomościach. Siedzieli przedzieleni
płachtą gazety, jakby byli nieco znudzonym swym towarzystwem małżeństwem.
Po pewnym czasie Jonah odłożył gazetę i poprosił o drugą kawę.
- Można wiedzieć, co zaplanowałaś na czas pobytu w domu?
- Dziś nadal będę szukać Marzi. Jeszcze raz objadę okolicę. Może to coś
da.
- Nie ryzykuj i trzymaj się bezpiecznych dróg.
- Postaram się. - Badawczo popatrzyła na jego wymizerowaną twarz. -
Powiedz szczerze, czy naprawdę czujesz się już trochę lepiej?
- Chyba tak, bo wraca mi apetyt. Macie doskonały chleb.
- Mama sama upiekła. Poczęstuj się jeszcze.
- Dziękuję. Czemu ty nie jesz?
- Rzadko jadam solidne śniadania.
- Dawniej jadłaś.
Przez chwilę patrzyli sobie w oczy.
- Ale teraz już nie.
Jonah w milczeniu zjadł grzankę i wypił kawę.
- 77 -
S
R
- Wiesz, przemyślałem sobie to, co wczoraj powiedziałaś.
- Co mianowicie?
- %7łe moglibyśmy być przyjaciółmi...
- Aha.
Nie powiedziała całej prawdy, gdyż nie chciała  przyjazni". Pragnęła,
żeby było tak jak przed zerwaniem.
- Widzę, że dziś ta perspektywa nie budzi w tobie entuzjazmu - mruknął
zirytowany.
- Czy... ty... tego chcesz?
- Byłoby wygodniej.
- Wygodniej?
- Przynajmniej gdy ty będziesz w domu, a ja w Pennington. Skoro
wszystko zostało wyjaśnione, chciałbym częściej widywać Fenny. Byłoby
łatwiej i przyjemniej, gdybyśmy traktowali się życzliwie. Po co bez przerwy na
siebie warczeć? To psuje atmosferę.
Leonie zastanawiała się, komu będzie łatwiej i przyjemniej. Jeżeli
jedynym celem odwiedzin Jonaha ma być towarzystwo Fenny, to chyba
wolałaby, by się tu w ogóle nie pokazywał.
- Możesz przyjeżdżać, kiedy tylko zechcesz. Ja i tak nie będę kołkiem
siedzieć w domu, bo... - Przyszedł jej do głowy zbawienny pomysł. - Na [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aikidobyd.xlx.pl
  •