download > pdf > do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dzwonić.
Od czasu tej rozmowy była bardzo przygnębiona. Zaczęła się niepokoić, czy
przypadkiem nie ogarnęły go wątpliwości. Cała radość, którą była przepełniona, uleciała jak
powietrze z przekłutego balonika.
Ledwie Donavan wyjechał, jej życie dramatycznie się zmieniło. Dwa dni pózniej
wybrała się do kancelarii Barry'ego Holmana, by dowiedzieć się o swój spadek.
Tam czekał już na nią zdenerwowany wuj Henry. Barry Holman również nie miał
tęgiej miny.
- Proszę usiąść, panno Fay - powiedział cicho, i dopiero kiedy zajęła miejsce, sam
usiadł za biurkiem.
- Złe wiadomości, tak? - zapytała, wpatrując się z niepokojem w twarze mężczyzn.
- Obawiam się, że sytuacja rzeczywiście jest niewesoła - przyznał prawnik i nie
zwlekając, przekazał jej smutną wieść.
Okazało się, że Fay nie ma ani centa.
- Tak mi przykro, dziecko. - Wuj Henry westchnął ciężko. - Bóg mi świadkiem, że
próbowałem jakoś temu zaradzić. Miałem nadzieję, że wydam cię za mąż za Seana. Jest
bogaty. - Bezradnie wzruszył ramionami. - Nie odczułabyś tak bardzo zmiany stylu życia.
- Dlaczego wujek o niczym mi nie powiedział? - spytała z goryczą.
- Nie wiedziałem, jak to zrobić - przyznał. - Twój ojciec spekulował na giełdzie. Pech
chciał, że zainwestował w złe akcje. Dowiedziałem się o tym parę tygodni temu, kiedy
próbowałem je sprzedać. Okazało się, że papiery z dnia na dzień straciły wartość. Nie zostało
nic. Po prostu nic. - Zrezygnowany rozłożył ręce. - Fay, zawsze możesz do mnie wrócić...
- Dziękuję, mam pracę - odparła bez przekonania, pamiętając, że wkrótce ją straci.
Miała ochotę się rozpłakać.
- Proszę pamiętać, że został pani mercedes - zauważył przytomnie mecenas Holman. -
Pani ojciec ubezpieczył jego spłatę na wypadek swojej śmierci. To auto jest pani własnością.
W każdej chwili może je pani sprzedać. Jeśli pani sobie życzy, chętnie się tym zajmę. Można
za to kupić tańszy samochód, a resztę pieniędzy ulokować w banku.
- Będę wdzięczna, jeśli zajmie się pan sprzedażą - odparła głucho. - Jutro rano
dostarczę dokumenty.
- Doskonale. Jest jeszcze parę szczegółów, o których muszę panią poinformować.
Chciałbym również, żeby podpisała pani pewne dokumenty.
Fay z trudem rejestrowała sens jego słów. Była kompletnie odrętwiała. W szoku.
Ledwie tydzień temu Donavan trzymał ją w ramionach, a ona z nadzieją myślała o
szczęśliwej, bezpiecznej przyszłości.
Teraz z tych marzeń nic nie zostało. Nawet Donavan rozmyślił się i ją opuścił.
A jeśli chodziło mu wyłącznie o jej pieniądze? - pomyślała przerażona. Może liczył,
że dzięki nim stworzy stabilny dom i łatwiej uzyska prawo do opieki nad Jeffem?
Im dłużej o tym wszystkim myślała, tym większą czuła gorycz. Kiedy mówiła, że jest
bogata, Donavan nie chciał na nią nawet spojrzeć. A potem ni z tego, ni z owego się nią
zainteresował. Stało się to właśnie w chwili, kiedy zdecydował się walczyć o opiekę nad
chłopcem.
Wszystko to jakoś do siebie pasuje. Jedyną niewiadomą pozostaje jego nagły brak
zainteresowania. Może ostatecznie doszedł do wniosku, że nie chce się z nią wiązać?
W końcu bez grosza przy duszy nie na wiele mu się przyda, myślała gorączkowo. Od
dziś jest jeszcze jedną pracującą dziewczyną. Co będzie, kiedy praca u Ballengerów się
skończy?
Przez resztę dnia machinalnie wykonywała swoje obowiązki. Calhoun, który od razu
spostrzegł jej bladość i niepokój w oczach, zapytał, czy stało się coś złego. Wymówiła się
bólem głowy, on jednak nie dał się wywieść w pole. Zbyt dobrze znał się na kobietach.
Zaintrygowany chwycił za telefon i zadzwonił do Barry'ego Holmana.
- Wiem, że to informacje poufne, więc nie możesz mi ich przekazać - zaczął bez
zbędnych wstępów. - Wystarczy mi jednak, że w odpowiednim momencie zrobisz znaczącą
pauzę. Proszę cię o to, bo chciałbym pomóc Fay. Ona nie dostała ani centa, tak?
Po drugiej stronie zapadła cisza.
- Tego się obawiałem - rzekł Calhoun z westchnieniem. - Biedactwo.
- Słuchaj, ona naprawdę bardzo potrzebuje tej pracy - odparł Barry. - Ponieważ wie, że
zatrudniłeś ją tylko czasowo, bardzo się martwi o swoją przyszłość. Nigdy dotąd nie musiała
samodzielnie zdobywać środków do życia.
- Jeśli chodzi o pracę, nie widzę żadnego problemu - rzekł Calhoun, uśmiechając się
do siebie. - Znajdziemy dla niej jakieś zajęcie. Co za drań z tego Henry'ego!
- To nie jego wina - sprostował Barry. - Jej ojciec zle zainwestował i forsę diabli
wzięli. Historia stara jak świat, ale dla Fay to osobisty dramat. Został jej tylko mercedes.
Pamiętaj, ja ci o niczym nie mówiłem - zaznaczył Barry Holman.
- Jasna sprawa. Powiem jej, że jesteśmy z niej bardzo zadowoleni i dlatego
proponujemy jej stałą pracę.
- Na pewno ją to ucieszy.
- My naprawdę cenimy ją jako pracownika. Jak na kogoś, kto stawia pierwsze kroki w
zawodzie, radzi sobie doskonale. Dziękuję ci, Barry. Do zobaczenia. - Calhoun pożegnał się,
ale nie odłożył słuchawki. Miał do załatwienia jeszcze jeden pilny telefon.
Szybko wybrał numer J. D. Langleya.
- Słucham? - odezwał się szorstki męski głos.
- Myślałem, że wyjechałeś w interesach - rzucił Calhoun.
- Bo wyjechałem. Wróciłem dosłownie przed kwadransem. Stało się coś? Chodzi o
nasze stada?
- Chodzi o Fay York.
Przez chwilę w słuchawce panowała martwa cisza.
- Czy coś jej się stało? - Donavan miał wrażenie, że ziemia ucieka mu spod nóg. - Co
jej jest?
Calhoun poczuł wielką ulgę. Jego rozmówca naprawdę się przejął. Oczywiście nie
mógł wykluczyć, że J. D. zainteresował się Fay wyłącznie przez wzgląd na jej pieniądze,
które mogłyby ułatwić mu uzyskanie prawa do opieki nad Jeffem. Jeśli tak jest w istocie,
Calhoun zamierza wyświadczyć Fay wielką przysługę.
- Powiem ci coś, o czym żaden z nas nie powinien wiedzieć, trzymaj więc język za
zębami - oznajmił.
- Co takiego?
- Fay nie dostała ani grosza. Cały jej majątek to mercedes.
J. D. zamilkł, a Calhoun zaczynał już współczuć Fay. Nagle usłyszał w słuchawce
gromki śmiech i od razu poczuł się spokojniejszy.
- Więc jednak splajtowała - powiedział Donavan ciepło. - Czułem, że tak będzie. Z
jednej strony szczerze jej współczuję, a z drugiej cieszę się, że jest bez grosza. Nie zniósłbym,
gdyby zaczęli gadać, że następny Langley chce się wżenić w majątek.
- Naprawdę chcesz się z nią związać? - Calhoun nie krył zaskoczenia.
- A co, tak bardzo cię to dziwi? Chyba zdążyłeś już zauważyć, że ta dziewczyna ma
złote serce - powiedział, a potem zepsuł wszystko, mówiąc: - Będzie idealną matką zastępczą
dla Jeffa.
- Chcesz się z nią ożenić wyłącznie ze względu na chłopca?
- Nie twoja sprawa, Ballenger, dlaczego to robię - odrzekł Donavan chłodno. - Jeśli
Fay za mnie wyjdzie, to będzie jej decyzja.
- A jeśli ona cię kocha? Pomyślałeś o tym?
- Jest za młoda. Nie dojrzała jeszcze do miłości - odparł Donavan beztrosko. -
Zadurzyła się we mnie. Poza tym szuka kogoś, kto da jej poczucie bezpieczeństwa. Wiem, jak
ją uszczęśliwić.
Calhoun rzucił pod jego adresem epitet, jakiego nigdy nie użyłby w obecności swojej
żony.
- Jesteś większym nikczemnikiem, niż myślałem - oświadczył lodowatym tonem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aikidobyd.xlx.pl
  •