download > pdf > do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 O tego, co ma ładną córkę! dom na Lido! nie znałbym go  odpowiedział szewc  ale
koło jego domu zawsze się jarmark sadowi co rok, a ja mojej Marietty byle jarmark i odpust
nie utrzymam i na łańcuchu... Samej nie puszczę, muszę się z nią stary wlec, boby to przepa-
dło między ludzmi, żeby człek nie pilnował. Otóż jak i znam kapitana i Cazitę! Ej! ej!  dodał
 już tam wasze oko padło, ot i bieda!
 Nie posądzajcie, bo nie ma ani o co, ani dlaczego  zawołał Konrad  prosta to cieka-
wość, przybyłem tu na jego statku.
 I z córką, jakbym się patrzył  szepnął szewc  nie chybi...
Konrad się uśmiechnął; Nani patrzał z politowaniem jakimś.
 O! miły Boże!  zawołał  toście wy przepadli...
 Nie bójcie się, nie bójcie  począł się bronić Konrad  nic się złego, uchowaj Boże, i nie
stało, i nie stanie... Cóż mówią o kapitanie Zeno?
 To poczciwy człowiek  rzekł jakby mimo woli Nani  nic nie mówią, bo złego nie mogą
ludzie, a dobrego mówić nie lubią... Tylko to wiem jedno  dodał po chwili  że stara ciotka
Anunziata ma krewniaka, wielkiego zawadię, który gdzieś mieszka na lądzie niedaleko... i
tego chce z Cazitą ożenić...
Konrad nic nie odpowiedział, ale mu się zrobiło jakoś przykro.
 A co mi tam do tego!  zawołał  niech ich sobie żeni, kiedy chce...
To mówiąc wstał.
 Bóg wam zapłać  rzekł  żeście mi chłopaka ratowali, gdybyście co ode mnie przyjąć
chcieli...
Szewc skoczył jak oparzony.
 Stój! paneczku! stój, nie rzecz słowa, którym byś mi popsuł radość widzenia Polaka.
Choć chudopacholsko wyglądam, ale...
Uderzył się po boku...
 Jest tam cekinów para... Chcecie mi dowieść dobrej woli?
 Ano? i owszem, o to chodzi  rzekł Konrad.
 Więc mi się dajcie odziać ino i nie powstydzcie się przyjąć moje zaprosiny, wypijemy ra-
zem fiascone dobrego wina, które ja tu znam pod Prokuracjami u starego Castiglio? no co?
48
 Zgoda!  zawołał Lipiński  który choć staropolski szlachcic, na cudzej ziemi już się czuł
bratem, choćby szewcowi Polakowi. Inaczej by może było w Polsce, ale w Wenecji...
Szewc pobiegł, a tak chyżo, że dopadłszy drzwi, nim Marietta od nich pierzchnęła, odkrył
wielką jej zbrodnią, oczkowanie nieprzyzwoite z Maćkiem; był gniewny, ale popędziwszy
dziewczynę, odłożył gderę na jutro, a sam się co rychlej przystroił...
Wyglądał tak na Wenecjanina, żeby go nikt w świecie nie poznał, iż się nad Rudawą gdzieś
rodził, a włożył suknie od niedzieli, aksamitne z guzami, i czapkę nową zwiesistą, i buty no-
we, aby ziomkowi wstydu nie zrobić...
Maćka zaraz z rozkazem pilnowania domu odprawił Konrad, a sam z majstrem, pełnym
poufałego uszanowania, poszedł pod Prokuracje. Znalezli wiechę starego Castiglio, który im
przy stoliczku na placyku Zw. Marka, naprzeciw swojego domu, wystawił ową fiascone wi-
na...
Noc, bo już się było pózno zrobiło, prześliczna, gwiazdzista, księżycowa, półprzezroczy-
sta, orzezwiająca, wywabiła z domów, co żyło na placyk Zw. Marka. Roił się ludem jak nigdy
we dnie. Strojne kobiety, kawalerowie, podżyłe damy, duchowni wszelakiej barwy, mnóstwo
cudzoziemców w strojach malowniczych snuło się po marmurowych posadzkach placu, który
na tę ciżbę wydawał się za mały.
Wszystko się rozbudzać zdawało dopiero do życia. Kuglarze pokazywali sztuki, muzycy
próbowali głosów, niewiasty o złocistych warkoczach wabiły oczyma, śmiechy, gwar, roz-
mowy, śpiewy rozlegały dokoła, a Zw. Marek, osrebrzony księżycowym światłem, patrzał na
swe dzieci, staruszek, zza kandelabrów, w których zwinięte dawnych posiadłości drzemały
sztandary. Tu dopiero życie ludu weneckiego poznać było można, charakter jego, wesołość,
przebiegłość i cnotę, i zepsucie. Bo też jednej i drugiego było zarówno.
Patrycjusze ocierali się o gmin, urzędnicy o nędzarzy... wieczór, chłód i wesele na chwilę
równały wszystkich. Nani był doskonałym tłumaczem dla cudzoziemca, wiedział on historią
niemal wszystkich zrujnowanych patrycjuszów, którzy po nocy jeszcze wyglądali na magna-
tów, a za którymi nie widać już było dawnej ciżby klientów; nazywał po imieniu tych, co nie-
dawno wkupili się do złotej księgi za sowitą opłatą, pokazywał kobiety sławne z wdzięków i
zalotów, opowiadał dziwne przygody młodych i starych, usta mu się nie zamykały, zwłaszcza
gdy trochę je wino w żywszy ruch wprawiło.
Konrad słuchał... był oto dlań nowe i po trosze przestraszające, nic podobnego w kraju o
uszy się jego nie obiło; dumał na tym ludem, tak jakoś inne, szumne i niebezpieczne życie
wiodącym... Szewc paplał, ale mówiąc, spoza okularów rzucał oczyma na wsze strony tam i
sam i znać coś dostrzegł, co uwagę jego zwrócić musiało, bo się parę razy wzrok jego pod
ciemnymi galeriami Prokuracji zatrzymał i poszedł, a śledził kogoś i wracał niespokojny.
Konrad zajęty widokiem placyku i zabawy, nie uważał na to i nie zobaczył też signora Za- [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aikidobyd.xlx.pl
  •