[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Sylwie też już zdołała zapomnieć o celu intymnego spotkania z
Chase'em. On nazywa to rozgrzewką? powtórzyła w myśli.
Och!
Chase ściągnął z siebie i Sylvie resztę ubrania. Leżeli teraz
zupełnie nadzy. Położył się tuż przy niej i osunął głowę w dół.
Pieszczotą, która teraz nastąpiła, dał Sylvie tak wspaniały pre-
zent, jakiego nigdy przedtem od nikogo nie otrzymała. Jęczała
głośno, usiłując stłumić krzyk uniesienia.
Położył się na niej. Przycisnął rozgrzane wargi do gorących
ust Sylwie.
- Chase - szepnęła. - Pragnę cię. Wez mnie. Teraz.
- Teraz? - powtórzył z uśmiechem na twarzy, parafrazując
pytanie, które zadał jej rano w swym biurze.
- Tak. Teraz - nalegała.
Na potwierdzenie swych słów z całej siły przyciągnęła Cha-
se'a do siebie.
- Od dawna nie... nie byłem z kobietą - szepnął zduszonym
głosem. - Nie wiem, jak długo jeszcze potrafię się powstrzy-
mać.
Sylvie niecierpliwie pokręciła głową. Pragnęła tak wiele po-
wiedzieć Chase'owi, lecz nie miała na to siły. Wreszcie zdecy-
dowała się wypowiedzieć zaledwie trzy słowa.
75
S
R
- Kochaj mnie, Chase - szepnęła. I chwilę potem jeszcze
dodała: - Bardzo tego pragnę.
Zacisnął powieki i zaczął powoli w nią wchodzić, po-
zwalając, by go prowadziła. Nie czekał ani sekundy. Ogarnęło
go najwyższe uniesienie. Kiedy osiągnął szczyt rozkoszy, wy-
krzyknął jej imię, a zaraz potem opadł na nią ciężko.
Leżał jak kłoda i dopiero po jakimś czasie uprzytomnił so-
bie, że Sylvie zdołała wysunąć się spod niego i teraz przykrywa
go swoim ciałem. Objął ją mocno i przygarnął do siebie.
- Dobrze się czujesz? - zapytał.
- Tak - szepnęła. - Jest mi cudownie. A tobie?
- Też.
Chase mógłby przysiąc, że ich serca biją w identycznym
rytmie. Pocałował lekko Sylvie i poczuł, że ponownie jej pra-
gnie. Jeszcze bardziej niż poprzednio. Musi ją mieć.
- Och, Sylvie - szepnÄ…Å‚.
- Co takiego?
- Czy to prawda, że środy masz wolne?
- Tak.
- Czy dziś musisz opiekować się siostrzeńcem?
- Nie. Rano zadzwoniłam do Livy i powiedziałam, że będę
zajęta. Wzięła Simona do szpitalnego żłobka.
- Aha.
- Czemu pytasz?
- Chciałem się upewnić, czy nie jesteś zajęta.
- Nie jestem.
- Bo to wstyd tracić tak piękny pokój, jak ten. Mamy jesz-
cze szampana i smaczne jedzonko.
- Aha.
76
S
R
- Nie mam żadnej pilnej pracy. Reszta może poczekać. Nie
muszę dziś wracać do biura.
- Tak?
- Możemy spędzić tu mile czas aż do wieczora.
Sylvie uśmiechnęła się. Wiedziała świetnie, co Chase
ma na myśli. Usiadła na łóżku i owinęła się prześcieradłem
jak sari. Mogła powiedzieć, że ze względu na poczęcie dziecka
nie muszą kochać się jeszcze raz. W tak krótkim odstępie czasu
z medycznego punktu widzenia nie było to uzasadnione. Przed
powtórką mężczyzna powinien odczekać czterdzieści osiem
godzin.
Sylvie czytała wiele na ten temat. Potrafiłaby przytoczyć le-
karskie statystyki i wyniki badań naukowych na poparcie tezy,
że kochanie się teraz po raz drugi nie miałoby sensu.
I wtedy przypomniała sobie nagle niedawne doznania. Prze-
szedł ją dreszcz. Dzięki Chase'owi przeżyła fantastyczne chwi-
le. Szczyt uniesienia. Taki, jakiego nie doznała nigdy przed-
tem.
Nie przyznała się Chase'owi do tych myśli. Usłyszała tylko
własny, beznamiętny głos:
- Och, jasne, że możemy zostać. Powtórka z pewnością
nie zaszkodzi.
77
S
R
ROZDZIAA SZÓSTY
Następnego wieczoru, stojąc za barem restauracji Cosmy,
Sylvie nerwowo spoglądała na zegarek. Dochodziła siódma.
Chase zjawiał się zazwyczaj na kolację mniej więcej o tej porze
lub trochę pózniej. Jeszcze nigdy w takim napięciu nie czekała
na jego przyjście.
Z wypiekami na twarzy wróciła myślami do poprzedniego
popołudnia, które spędzili na robieniu sobie nawzajem różnych
przyjemności. Co strzeliło jej do głowy, żeby powiedzieć Chas-
e'owi, iż po wczorajszym spotkaniu powinni wrócić do daw-
nych zwyczajów? Jak mogła sądzić choć przez chwilę, że po
takim przeżyciu nic się między nimi nie zmieni?
Wszedł do baru. Sylvie nie miała pojęcia, co powiedzieć i
jak się zachować. Nie tyle z powodu wstydu i zażenowania, ile
ze zdumienia. Nadal nie mogła pojąć, co się stało, gdy znalezli
się w łóżku. Za trzecim razem, kiedy doprowadził ją do szaleń-
stwa, wykrzyknęła nawet, że go kocha. Przypomniała sobie tak-
że pożegnalne pocałunki Chase'a, pełne ukrytych obietnic.
Odwróciła się plecami do lady i rzuciła okiem na rząd bute-
lek równo ustawionych na szklanych półkach. Och, gdyby mo-
gła teraz wypić kieliszek czegoś mocnego, od razu poczułaby
się lepiej. Ale było to wykluczone. Miała podstawy, aby przy-
puszczać, że już tli się w niej iskierka
78
S
R
nowego życia. Próbowała skupić myśli na dziecku. Przecież
wczorajszego popołudnia tylko o nie chodziło.
Kiedy jednak w lustrze za butelkami ujrzała odbicie pod-
chodzącego do baru Chase'a, zapomniała o wszystkim. Ogarnęła
ją fala erotycznego podniecenia. %7łeby się uspokoić, musiała
policzyć do dziesięciu.
Usiadł przy barze. Sylvie wiedziała, że wcześniej czy póz-
niej będzie musiała stawić mu czoło. Stanąć twarzą do Chase'a i
wymyślić na poczekaniu coś dowcipnego, żeby rozluznić na-
piętą atmosferę. Nie mogła jednak się ruszyć. Jej nogi wrosły
w ziemiÄ™.
- Cześć, Sylvie - powiedział, przerywając krępujące mil-
czenie.
Zmusiła się, żeby spojrzeć na gościa. Z największym trudem
udało się jej zachować obojętną minę.
- Cześć - przywitała Chase'a. Sięgnęła odruchowo po whi-
sky, którą zwykle pijał.
- Nie - zaprotestował. - Dziś mam ochotę na coś zupełnie
innego.
Bała się o cokolwiek zapytać. W milczeniu uniosła tylko
brwi.
- Proszę o szampana - powiedział z uśmiechem. - Muszę
coś uczcić. Przynieś butelkę, twoim zdaniem, najlepszego.
Chciała przypomnieć Chase'owi, że on już wie, jaki szam-
pan, jej zdaniem, jest najlepszy, ale ugryzła się w język. Skinęła
głową, podeszła do chłodziarki i wyciągnęła Dom Perignon.
Tego samego szampana, który pili poprzedniego dnia. Wiedzia-
ła, że zachowuje się idiotycznie, gdyż powinna za wszelką cenę
unikać nawiązywania do wczorajszego wydarzenia. Ale na
myśl, że miałaby o nim zapomnieć, coś się w niej buntowało.
79
S
R
Z uśmiechniętej twarzy Chase'a wywnioskowała, że na-
tychmiast rozpoznał etykietę na butelce. Nie spuszczał oka z [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl aikidobyd.xlx.pl
Sylwie też już zdołała zapomnieć o celu intymnego spotkania z
Chase'em. On nazywa to rozgrzewką? powtórzyła w myśli.
Och!
Chase ściągnął z siebie i Sylvie resztę ubrania. Leżeli teraz
zupełnie nadzy. Położył się tuż przy niej i osunął głowę w dół.
Pieszczotą, która teraz nastąpiła, dał Sylvie tak wspaniały pre-
zent, jakiego nigdy przedtem od nikogo nie otrzymała. Jęczała
głośno, usiłując stłumić krzyk uniesienia.
Położył się na niej. Przycisnął rozgrzane wargi do gorących
ust Sylwie.
- Chase - szepnęła. - Pragnę cię. Wez mnie. Teraz.
- Teraz? - powtórzył z uśmiechem na twarzy, parafrazując
pytanie, które zadał jej rano w swym biurze.
- Tak. Teraz - nalegała.
Na potwierdzenie swych słów z całej siły przyciągnęła Cha-
se'a do siebie.
- Od dawna nie... nie byłem z kobietą - szepnął zduszonym
głosem. - Nie wiem, jak długo jeszcze potrafię się powstrzy-
mać.
Sylvie niecierpliwie pokręciła głową. Pragnęła tak wiele po-
wiedzieć Chase'owi, lecz nie miała na to siły. Wreszcie zdecy-
dowała się wypowiedzieć zaledwie trzy słowa.
75
S
R
- Kochaj mnie, Chase - szepnęła. I chwilę potem jeszcze
dodała: - Bardzo tego pragnę.
Zacisnął powieki i zaczął powoli w nią wchodzić, po-
zwalając, by go prowadziła. Nie czekał ani sekundy. Ogarnęło
go najwyższe uniesienie. Kiedy osiągnął szczyt rozkoszy, wy-
krzyknął jej imię, a zaraz potem opadł na nią ciężko.
Leżał jak kłoda i dopiero po jakimś czasie uprzytomnił so-
bie, że Sylvie zdołała wysunąć się spod niego i teraz przykrywa
go swoim ciałem. Objął ją mocno i przygarnął do siebie.
- Dobrze się czujesz? - zapytał.
- Tak - szepnęła. - Jest mi cudownie. A tobie?
- Też.
Chase mógłby przysiąc, że ich serca biją w identycznym
rytmie. Pocałował lekko Sylvie i poczuł, że ponownie jej pra-
gnie. Jeszcze bardziej niż poprzednio. Musi ją mieć.
- Och, Sylvie - szepnÄ…Å‚.
- Co takiego?
- Czy to prawda, że środy masz wolne?
- Tak.
- Czy dziś musisz opiekować się siostrzeńcem?
- Nie. Rano zadzwoniłam do Livy i powiedziałam, że będę
zajęta. Wzięła Simona do szpitalnego żłobka.
- Aha.
- Czemu pytasz?
- Chciałem się upewnić, czy nie jesteś zajęta.
- Nie jestem.
- Bo to wstyd tracić tak piękny pokój, jak ten. Mamy jesz-
cze szampana i smaczne jedzonko.
- Aha.
76
S
R
- Nie mam żadnej pilnej pracy. Reszta może poczekać. Nie
muszę dziś wracać do biura.
- Tak?
- Możemy spędzić tu mile czas aż do wieczora.
Sylvie uśmiechnęła się. Wiedziała świetnie, co Chase
ma na myśli. Usiadła na łóżku i owinęła się prześcieradłem
jak sari. Mogła powiedzieć, że ze względu na poczęcie dziecka
nie muszą kochać się jeszcze raz. W tak krótkim odstępie czasu
z medycznego punktu widzenia nie było to uzasadnione. Przed
powtórką mężczyzna powinien odczekać czterdzieści osiem
godzin.
Sylvie czytała wiele na ten temat. Potrafiłaby przytoczyć le-
karskie statystyki i wyniki badań naukowych na poparcie tezy,
że kochanie się teraz po raz drugi nie miałoby sensu.
I wtedy przypomniała sobie nagle niedawne doznania. Prze-
szedł ją dreszcz. Dzięki Chase'owi przeżyła fantastyczne chwi-
le. Szczyt uniesienia. Taki, jakiego nie doznała nigdy przed-
tem.
Nie przyznała się Chase'owi do tych myśli. Usłyszała tylko
własny, beznamiętny głos:
- Och, jasne, że możemy zostać. Powtórka z pewnością
nie zaszkodzi.
77
S
R
ROZDZIAA SZÓSTY
Następnego wieczoru, stojąc za barem restauracji Cosmy,
Sylvie nerwowo spoglądała na zegarek. Dochodziła siódma.
Chase zjawiał się zazwyczaj na kolację mniej więcej o tej porze
lub trochę pózniej. Jeszcze nigdy w takim napięciu nie czekała
na jego przyjście.
Z wypiekami na twarzy wróciła myślami do poprzedniego
popołudnia, które spędzili na robieniu sobie nawzajem różnych
przyjemności. Co strzeliło jej do głowy, żeby powiedzieć Chas-
e'owi, iż po wczorajszym spotkaniu powinni wrócić do daw-
nych zwyczajów? Jak mogła sądzić choć przez chwilę, że po
takim przeżyciu nic się między nimi nie zmieni?
Wszedł do baru. Sylvie nie miała pojęcia, co powiedzieć i
jak się zachować. Nie tyle z powodu wstydu i zażenowania, ile
ze zdumienia. Nadal nie mogła pojąć, co się stało, gdy znalezli
się w łóżku. Za trzecim razem, kiedy doprowadził ją do szaleń-
stwa, wykrzyknęła nawet, że go kocha. Przypomniała sobie tak-
że pożegnalne pocałunki Chase'a, pełne ukrytych obietnic.
Odwróciła się plecami do lady i rzuciła okiem na rząd bute-
lek równo ustawionych na szklanych półkach. Och, gdyby mo-
gła teraz wypić kieliszek czegoś mocnego, od razu poczułaby
się lepiej. Ale było to wykluczone. Miała podstawy, aby przy-
puszczać, że już tli się w niej iskierka
78
S
R
nowego życia. Próbowała skupić myśli na dziecku. Przecież
wczorajszego popołudnia tylko o nie chodziło.
Kiedy jednak w lustrze za butelkami ujrzała odbicie pod-
chodzącego do baru Chase'a, zapomniała o wszystkim. Ogarnęła
ją fala erotycznego podniecenia. %7łeby się uspokoić, musiała
policzyć do dziesięciu.
Usiadł przy barze. Sylvie wiedziała, że wcześniej czy póz-
niej będzie musiała stawić mu czoło. Stanąć twarzą do Chase'a i
wymyślić na poczekaniu coś dowcipnego, żeby rozluznić na-
piętą atmosferę. Nie mogła jednak się ruszyć. Jej nogi wrosły
w ziemiÄ™.
- Cześć, Sylvie - powiedział, przerywając krępujące mil-
czenie.
Zmusiła się, żeby spojrzeć na gościa. Z największym trudem
udało się jej zachować obojętną minę.
- Cześć - przywitała Chase'a. Sięgnęła odruchowo po whi-
sky, którą zwykle pijał.
- Nie - zaprotestował. - Dziś mam ochotę na coś zupełnie
innego.
Bała się o cokolwiek zapytać. W milczeniu uniosła tylko
brwi.
- Proszę o szampana - powiedział z uśmiechem. - Muszę
coś uczcić. Przynieś butelkę, twoim zdaniem, najlepszego.
Chciała przypomnieć Chase'owi, że on już wie, jaki szam-
pan, jej zdaniem, jest najlepszy, ale ugryzła się w język. Skinęła
głową, podeszła do chłodziarki i wyciągnęła Dom Perignon.
Tego samego szampana, który pili poprzedniego dnia. Wiedzia-
ła, że zachowuje się idiotycznie, gdyż powinna za wszelką cenę
unikać nawiązywania do wczorajszego wydarzenia. Ale na
myśl, że miałaby o nim zapomnieć, coś się w niej buntowało.
79
S
R
Z uśmiechniętej twarzy Chase'a wywnioskowała, że na-
tychmiast rozpoznał etykietę na butelce. Nie spuszczał oka z [ Pobierz całość w formacie PDF ]