[ Pobierz całość w formacie PDF ]
W pierwszej chwili nie potrafił zidentyfikować tego zapachu,
lecz pózniej uświadomił sobie, że to lawenda. Woń ta różniła
się wyraznie od egzotycznych zapachów Wschodu i
przypomniała mu matkę i wszystko to, co najbardziej lubił w
Anglii.
- Już nie ma się czego bać, Dominiko - powiedział
spokojnie.
- Już się nie boję - odparła, ale dochodzący z głębi gardła
głos przypominał raczej patetyczne zapewnienia małego
dziecka.
- Dopilnuję, żeby jutro lamparty nie zakłóciły twego snu -
obiecał. - Każę przygotować sypialnie na piętrze. Właściwie
powinienem był to zrobić zaraz po przyjezdzie.
- Czułabym się tam bezpieczniejsza, ale... nie sama.
- Na górze jest też moja sypialnia, Pokój Palmowy.
Urządziłem ją specjalnie dla siebie. Ale bez względu na to, w
którym będę pokoju, zawsze cię ochronię.
- Dlatego tutaj przyszłam... - wyszeptała Dominika.
Nie opierała już głowy na jego ramieniu, lecz nie
wysunęła się z jego objęć.
Lord Hawkston zauważył, że choć się starała mówić
naturalnie, wciąż była spięta i nasłuchiwała, jakby w obawie,
że znów rozlegną się lamparcie głosy.
- Powinnaś się wyspać - powiedział. - Za tobą dwa
męczące dni i dużo niepokoju.
- Nie chcę wracać do tamtego pokoju...
- Nie musisz. Zamienimy się miejscami. Ty zostaniesz
tutaj, a ja sprawdzę, czy nie ma już lampartów. Obiecuję ci, że
tu nie wrócą.
- Proszę mnie nie zostawiać - błagała. - Jeszcze nie teraz.
Poczuł, jak zaciska mu rękę na ramieniu.
- Zostanę, jak długo zechcesz. Powinnaś jednak
spróbować zasnąć. Proponuję więc, żebyś położyła się do
łóżka, a ja posiedzę obok, dopóki nie zaśniesz albo do świtu.
- Pewnie pan uważa, że jestem bardzo głupia -
powiedziała Dominika łkając.
- Myślę, że dobrze zrobiłaś przychodząc tu, skoro się
bałaś.
Delikatnie odsunął ją od siebie. Gdy usiadła na łóżku,
wstał i włożył leżący na krześle szlafrok. Dominika
tymczasem położyła się i przykryła.
- Ale nie odejdzie pan jeszcze, prawda...?
Lord Hawkston usiadł na brzegu łóżka i ujął jej dłonie.
- Nie. Obiecuję.
Westchnęła z ulgą i zacisnęła palce na jego dłoniach.
- Czy bardzo jest pan na mnie zły?
- Nie jestem zły na ciebie. Nie pogardzam tobą ani nie
uważam, że jesteś głupia. Dalej myślę, że jesteś wyjątkową i
bardzo dzielną dziewczyną.
- Nie jestem... Wie pan, że nie - odparła. - Ale cieszę się,
że tak pan myśli.
- Przysięgam, że mówię prawdę. - A po chwili dodał: -
Zamknij oczy, Dominiko. Będzie ci łatwiej zasnąć, a niewiele
nocy już zostało. Nawet nie muszę patrzeć na zegarek. Czuję,
że za niecałe pół godziny zacznie świtać i wzejdzie nowy,
słoneczny dzień.
Poczuł, jak jej palce rozluzniają uchwyt. Nie ruszała się i
po chwili usłyszał jej równy oddech. Wiedział, że dziewczyna
jest wyczerpana strachem i płaczem i gdy tylko się uspokoi,
zaśnie szybko głębokim snem. Wiele razy widział ludzi
zmęczonych jakimś ogromnym wysiłkiem fizycznym lub
emocjonalnym.
Wciąż jednak siedział nieruchomo, trzymając dłonie
Dominiki. Wkrótce przez szparę w zasłonach rozchylonych
lekkim powiewem przesączyło się blade światło. On jednak
nie poruszył się jeszcze. W pokoju rozwidniało się stopniowo
i mógł dojrzeć już kontury mebli i twarz Dominiki na
poduszce.
Włosy okrywały jej ramiona, a wciąż wilgotne ciemne
rzęsy kontrastowały z bladymi policzkami jej drobnej twarzy.
Wyglądała bardzo dziecinnie i bezbronnie. Długo jej się
przyglądał. W końcu delikatnie cofnął ręce, wstał i skierował
się do uchylonych drzwi; cichutko zamknął je za sobą. Potem
poszedł do sypialni Dominiki. Zobaczył odrzuconą pościel i
otwarte drzwi na werandę. Wyszedł na zewnątrz.
Trawnik, na którym walczyły lamparty, był zryty ich
pazurami, a kwiaty połamane lub powyrywane z korzeniami.
Hawkston przyglądał się przez chwilę temu pobojowisku, po
czym przeniósł wzrok na krawędz werandy. Do balustrady
przywiązany był kawałek sznurka. Najprawdopodobniej
uwiązano na nim jakieś małe zwierzątko, może jelonka.
Hawkston popatrzył na zalesione wzgórza. Gdzieś tam
ukrywał się Lakshman szukający zemsty za swą córkę. Lord
uświadomił sobie, że gdyby Dominika spróbowała uwolnić
skrępowane zwierzątko, lamparty rzuciłyby się na nią.
Wiedział, że musi odnalezć Lakshmana, i to szybko. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl aikidobyd.xlx.pl
W pierwszej chwili nie potrafił zidentyfikować tego zapachu,
lecz pózniej uświadomił sobie, że to lawenda. Woń ta różniła
się wyraznie od egzotycznych zapachów Wschodu i
przypomniała mu matkę i wszystko to, co najbardziej lubił w
Anglii.
- Już nie ma się czego bać, Dominiko - powiedział
spokojnie.
- Już się nie boję - odparła, ale dochodzący z głębi gardła
głos przypominał raczej patetyczne zapewnienia małego
dziecka.
- Dopilnuję, żeby jutro lamparty nie zakłóciły twego snu -
obiecał. - Każę przygotować sypialnie na piętrze. Właściwie
powinienem był to zrobić zaraz po przyjezdzie.
- Czułabym się tam bezpieczniejsza, ale... nie sama.
- Na górze jest też moja sypialnia, Pokój Palmowy.
Urządziłem ją specjalnie dla siebie. Ale bez względu na to, w
którym będę pokoju, zawsze cię ochronię.
- Dlatego tutaj przyszłam... - wyszeptała Dominika.
Nie opierała już głowy na jego ramieniu, lecz nie
wysunęła się z jego objęć.
Lord Hawkston zauważył, że choć się starała mówić
naturalnie, wciąż była spięta i nasłuchiwała, jakby w obawie,
że znów rozlegną się lamparcie głosy.
- Powinnaś się wyspać - powiedział. - Za tobą dwa
męczące dni i dużo niepokoju.
- Nie chcę wracać do tamtego pokoju...
- Nie musisz. Zamienimy się miejscami. Ty zostaniesz
tutaj, a ja sprawdzę, czy nie ma już lampartów. Obiecuję ci, że
tu nie wrócą.
- Proszę mnie nie zostawiać - błagała. - Jeszcze nie teraz.
Poczuł, jak zaciska mu rękę na ramieniu.
- Zostanę, jak długo zechcesz. Powinnaś jednak
spróbować zasnąć. Proponuję więc, żebyś położyła się do
łóżka, a ja posiedzę obok, dopóki nie zaśniesz albo do świtu.
- Pewnie pan uważa, że jestem bardzo głupia -
powiedziała Dominika łkając.
- Myślę, że dobrze zrobiłaś przychodząc tu, skoro się
bałaś.
Delikatnie odsunął ją od siebie. Gdy usiadła na łóżku,
wstał i włożył leżący na krześle szlafrok. Dominika
tymczasem położyła się i przykryła.
- Ale nie odejdzie pan jeszcze, prawda...?
Lord Hawkston usiadł na brzegu łóżka i ujął jej dłonie.
- Nie. Obiecuję.
Westchnęła z ulgą i zacisnęła palce na jego dłoniach.
- Czy bardzo jest pan na mnie zły?
- Nie jestem zły na ciebie. Nie pogardzam tobą ani nie
uważam, że jesteś głupia. Dalej myślę, że jesteś wyjątkową i
bardzo dzielną dziewczyną.
- Nie jestem... Wie pan, że nie - odparła. - Ale cieszę się,
że tak pan myśli.
- Przysięgam, że mówię prawdę. - A po chwili dodał: -
Zamknij oczy, Dominiko. Będzie ci łatwiej zasnąć, a niewiele
nocy już zostało. Nawet nie muszę patrzeć na zegarek. Czuję,
że za niecałe pół godziny zacznie świtać i wzejdzie nowy,
słoneczny dzień.
Poczuł, jak jej palce rozluzniają uchwyt. Nie ruszała się i
po chwili usłyszał jej równy oddech. Wiedział, że dziewczyna
jest wyczerpana strachem i płaczem i gdy tylko się uspokoi,
zaśnie szybko głębokim snem. Wiele razy widział ludzi
zmęczonych jakimś ogromnym wysiłkiem fizycznym lub
emocjonalnym.
Wciąż jednak siedział nieruchomo, trzymając dłonie
Dominiki. Wkrótce przez szparę w zasłonach rozchylonych
lekkim powiewem przesączyło się blade światło. On jednak
nie poruszył się jeszcze. W pokoju rozwidniało się stopniowo
i mógł dojrzeć już kontury mebli i twarz Dominiki na
poduszce.
Włosy okrywały jej ramiona, a wciąż wilgotne ciemne
rzęsy kontrastowały z bladymi policzkami jej drobnej twarzy.
Wyglądała bardzo dziecinnie i bezbronnie. Długo jej się
przyglądał. W końcu delikatnie cofnął ręce, wstał i skierował
się do uchylonych drzwi; cichutko zamknął je za sobą. Potem
poszedł do sypialni Dominiki. Zobaczył odrzuconą pościel i
otwarte drzwi na werandę. Wyszedł na zewnątrz.
Trawnik, na którym walczyły lamparty, był zryty ich
pazurami, a kwiaty połamane lub powyrywane z korzeniami.
Hawkston przyglądał się przez chwilę temu pobojowisku, po
czym przeniósł wzrok na krawędz werandy. Do balustrady
przywiązany był kawałek sznurka. Najprawdopodobniej
uwiązano na nim jakieś małe zwierzątko, może jelonka.
Hawkston popatrzył na zalesione wzgórza. Gdzieś tam
ukrywał się Lakshman szukający zemsty za swą córkę. Lord
uświadomił sobie, że gdyby Dominika spróbowała uwolnić
skrępowane zwierzątko, lamparty rzuciłyby się na nią.
Wiedział, że musi odnalezć Lakshmana, i to szybko. [ Pobierz całość w formacie PDF ]