download > pdf > do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

polowych i z bronią. Oficerowie sprawnie otoczyli całą salę, ustawiając się pod ścianami.
Dragon podszedł do mównicy, odepchnął ogłupiałego Kociołka i popukał palcem
w mikrofon.
 Ja w kwestii formalnej  rzekł gromko.  Wnoszę o reasumpcję głosowania.
Po sali przebiegł szmer. O co on wnosi, o jaką konsumpcję?
 Domagam się ponownego głosowania na zasadach statutowych  mówił dalej
Belzebubowicz  z uwzględnieniem poparcia dla towarzysza Jaruzelskiego od marszałka
Ustinowa oraz towarzyszy Czemienki i Gorbaczowa, a także od szerokich rzesz radzieckiej
klasy robotniczej. Towarzysz Andropow został wprowadzony w błąd co do sytuacji w naszym
kraju...  Dragon wyciągnął oskarżycielski palec w stronę Kociołka i dodał:  ... i już zmienił
zdanie. Kto chce zobaczyć dokumenty, może się starać o przepustkę do Cytadeli, gdzie
zostały złożone w tajnej kancelarii.
Zapadła martwa cisza przerwana tylko szlochem Jabłońskiego.
 Kto jest za pozostaniem towarzysza Jaruzelskiego na stanowiskach?  zapytał
formalnie Belzebubowicz.
Wszystkie ręce podniosły się w górę. Posiedzenie było skończone. Towarzysz Kociołek
odjechał zaraz potem służbowym samochodem na obserwację do szpitala, towarzysz
Olszowski pierwszym samolotem odleciał do Nowego Jorku, towarzysz Grabski złożył
podanie o posadę gajowego w lasach państwowych.
Najbliżsi współpracownicy Jaruzelskiego udali się na naradę. Jej rezultatem było
zaniechanie ścigania Ziembińskiego i jego mocodawców. Zaprzestano też ukrywania napisu.
Opublikowana w następnym numerze  Trybuny Ludu uchwała Biura Politycznego głosiła,
że dotychczasowe hasło partii  Proletariusze wszystkich krajów łączcie się zostaje
przeznaczone do użytku tylko w stosunkach międzynarodowych. Na użytek wewnętrzny
partia przyjmuje nowe hasło  Mane, thekel, fares , które ma być przestrogą dla wrogów
socjalistycznej odnowy i bardziej jest odpowiednie dla obecnego etapu budowy
społeczeństwa bezklasowego.
Dragon Belzebubowicz, czego już nie można było przeczytać w  Trybunie , otrzymał
doktorat honoris causa Wyższej Szkoły Inżynierskiej w Radomiu, Order Sztandaru Młodych
z epoletami, honorową prezesurę Związku Literatów Polskich i dodatkowe kartki na tłuszcze
zwierzęce.
Ogłoszono ogólnonarodową dyskusję pod hasłem  Jak wybawić Polskę z nędzy
i napędzić Polakom pieniędzy . Pierwszym efektem otwartej i szczerej dyskusji były
podwyżki cen postulowane przez ludność, a zwłaszcza emerytów i klasę robotniczą.
Odkąd zdarto z gmachu KC ostatni transparent z napisem  AK  zapluty karzeł reakcji ,
babiloński napis świecił na frontonie bez przeszkód, odbijając się w wielkich szybach
położonej naprzeciw restauracji kategorii II z dansingiem Gastronomia. Hasło zdobiło odtąd
legitymacje partyjne.  Trybuna Ludu ukazywała się z podtytułem  Mane, thekel, fares . Po
kilku tygodniach zauważono, że litery na gmachu KC nieco przygasły, napis nie świecił już
tak intensywnie, blakł, aż wreszcie znikł całkowicie.
Zawołano wtedy brygadę kamieniarzy z Powązek, a ci wykuli litery na powrót w płytach
żółtego piaskowca pokrywających elewację gmachu.
Napis znikł, ale niebezpieczeństwo nie znikło. Co było dalej, wiem dokładnie, bo byłem
przy tym. Wiozłem Dragona do Magdalenki. W willi na uboczu spotkali się Dragon, Michnik
i biskup Pieronek. Każdy z nich miał kawałek jednej kartki z tym właśnie napisem przedarty
na trzy części.
Złożyli je na stoliku. Brzegi pasowały idealnie i od tego zaczęła się droga ku ustrojowym
zmianom. Zaraz potem skierowano mnie na odcinek handlu zagranicznego. Miałem sukces,
załatwiałem politurę do nadania blasku Okrągłemu Stołowi i teraz jestem właścicielem
holdingu.
 Czym właściwie handlujesz?  zapytałem.
 No wiesz, bomby, miny, karabiny. Zawsze jest ktoś, kto tego potrzebuje. A co z tobą?
 Utknąłem tutaj i nie mam jak wrócić do Europy.
 Wracaj do Polski. Teraz u nas możesz pisać, co chcesz. Wszystko ci wydrukują,
czasami nawet zapłacą  palnął mnie z rozmachem w plecy.
 Nie mam na podróż  nie poskarżyłem się, byłem tylko szczery.
 No, to się da załatwić  Wojtek wyciągnął notes, nabazgrał coś na kartce i wcisnął mi
ją w rękę.  To mój stary przyjaciel. On ciągle ma jakieś transporty do Europy. Powołaj się na
mnie, zresztą go uprzedzę. Ja jutro odlatuję do Czadu. No to jeszcze po jednym.
Droga
Na kartce, którą dal mi Wojtek, było imię Wadim Pawłowicz i numer telefonu
w Managui. Zadzwoniłem.
 Znasz rosyjski?  zapytał.
 Paniemnożku.
 To przyjeżdżaj zaraz. Mam coś dla ciebie.
Facet urzędował w miejscowym Hiltonie, trochę podupadłym po okresie rewolucji
sandinistowskiej, ale wciąż jeszcze najbardziej wykwintnym w stolicy. Po małej kontrowersji
z wygalonowanym portierem  zastanawiałem się nawet, czy jego mundur nie jest po
Somozie  któremu nie podobał się ani mój T-shirt, ani podarte adidasy, zaprowadzono mnie
jak pod eskortą, żebym po drodze czegoś nie ukradł, do apartamentu na pierwszym piętrze.
Powitał mnie tam mordziasty, zażywny i bardzo jowialny Rosjanin. Serdecznie, jakbyśmy się
znali od lat. Nalał mi wody sodowej z syfonu  nie widziałem czegoś takiego od lat 
i zapytał, skąd się tu, w Nikaragui, wziąłem i czym się zajmowałem.
 Siedieł za rieszotkoj, w tiomnice syroj, wskarmljonnyj w niewolje orioł maładoj 
odpowiedziałem jakoś odruchowo, parodiując Puszkina.
To mu się spodobało.
 Maładiec  znów mnie klepnął w plecy, aż przykucnąłem.
 Chcesz do Polski, dobra, da się zrobić  mówił.  Szukam ludzi do załogi lotniskowca.
Nadasz się. Popłyniesz do Japonii, na miejscu dostaniesz za rejs dwa, no niech będzie trzy,
jak dla Słowianina. To ci wystarczy na bilet do Warszawy.
 Na lotniskowcu?  wybałuszyłem oczy.
 No tak. Kupiłem stary amerykański lotniskowiec  Saratoga . Trzeba go przeprowadzić
z Kalifornii do Jokohamy, gdzie pójdzie na żyletki. Aatwa praca, złomu nie trzeba szorować.
Byle tylko maszynownia działała.
 Ale jak ja się dostanę do Kalifornii? Nie mam wizy amerykańskiej.
 Kto cię będzie pytał o wizę? Podpisz kontrakt, masz tu sto dolarów zaliczki, a jutro
o szóstej rano bądz przed hotelem. Zgoda?
Podpisałem się, dostałem parę banknotów dolarowych i przyklepaliśmy sobie dłonie na
pożegnanie. Jak na targu końskim przy kupnie perszerona. Nawet zabolało. Wyszedłem
oszołomiony. Miałem zostać marynarzem na lotniskowcu, a dotąd pływałem tylko po
Mazurach żaglówką. Ale forsa dodawała mi pewności siebie. Wszedłem do jakiegoś sklepu
z odzieżą i w pięć minut potem wyszedłem dość odmieniony. Nowe gacie, dżinsy, koszula,
białe buty. Nawet chustkę do nosa sobie kupiłem. W dolarach wychodziło cholernie tanio.
W szlufkę spodni wkręciłem sobie małą mosiężną szeklę. Uznałem, że to zrobiło ze mnie
marynarza. Torbę, w którą mi zapakowano stare ciuchy, postawiłem pod drzewem. Może się [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aikidobyd.xlx.pl
  •