download > pdf > do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dziła?
L u i z a
Niech pan płacze, niech pan płacze. Ból pański bardziej dla mnie sprawiedliwy niż pański
gniew.
F e r d y n a n d
Mylisz się. To nie łzy żalu. To nie ta ciepła, rozkoszna rosa, która spływa do zranionej du-
szy jak balsam i na nowo w ruch wprowadza zatrzymane koło uczucia. To tylko parę zimnych
kropel  ostatnie, smutne pożegnanie mojej miłości. (bardzo uroczyście, kładąc rękę na jej
głowie) To płacz nad twoją duszą, Luizo. Płacz nad Stwórcą, którego nieskończona dobroć
tutaj popełniła błąd i który teraz traci swój wspaniały twór z własnej winy. O, zdaje mi się, że
cała przyroda powinna pokryć się kirem, zasmucona tym, co się tu stało. Zwykła to sprawa,
kiedy ludzie giną i raje idą na marne. Ale gdy zaraza szaleje wśród aniołów, wtedy niech na
całym świecie ogłoszą żałobę.
L u i z a
Chce mnie pan doprowadzić do ostateczności. I ja mam siłę duszy, ale ona tylko próbę w
ludzkich granicach wytrzymać zdoła. Ferdynandzie, jeszcze to jedno słowo, a potem się roz-
staniemy. Okrutna kolej losu pomieszała mowę naszych serc. Gdyby mi było wolno otworzyć
usta, powiedziałabym ci wiele, o, wiele... Ale twarda przemoc związała mój język i moją mi-
łość, że muszę teraz milczeć, choć mnie lżysz niby zbrodniarkę.
F e r d y n a n d
Czujesz się dobrze, Luizo?
L u i z a
Po co to pytanie?
F e r d y n a n d
Bo byłoby mi cię żal, że odchodzisz z tym kłamstwem na ustach.
L u i z a
Zaklinam pana...
F e r d y n a n d
w gwałtownym wzburzeniu
Nie! Nie! To byłaby zemsta zanadto piekielna! Nie, niech mnie Bóg strzeże! Nie zapędzę
się z tym aż na tamten świat. Luizo, kochałaś szambelana? Nie wyjdziesz z tego pokoju.
L u i z a
Niech pan, co chce, pyta. Już nie odpowiem nic.
siada
F e r d y n a n d
poważnie
Przygotuj swoją nieśmiertelną duszę, Luizo! Kochałaś szambelana? Nie wyjdziesz z tego
pokoju.
116
L u i z a
Już nie odpowiem nic.
F e r d y n a n d
wstrząśnięty do głębi, pada przy niej na kolana
Luizo! Kochałaś szambelana? Nim się ta świeca dopali... Staniesz... Przed Bogiem!
L u i z a
zrywa się przerażona
Co mówisz?... I tak mi słabo...
osuwa się z powrotem na fotel
F e r d y n a n d
A więc to już? O wy, kobiety, nigdy nieodgadnione! Wasze czułe nerwy nie drżą przed
uczynkiem, który ludzkość podgryza od korzeni. A marna szczypta arszeniku was przewraca.
L u i z a
Trucizna! Trucizna!
F e r d y n a n d
Tak sądzę. Twoja lemoniada była przyprawiona w piekle. Wychyliłaś ją za pomyślną
śmierć!
L u i z a
Umierać... Umierać... Boże miłosierny! Trucizna w lemoniadzie... Umierać... Zlituj się nad
moją duszą, Boże miłosierny.
F e r d y n a n d
To rzecz najważniejsza. I ja Go o to proszę.
L u i z a
A moja matka... Mój ojciec... Zbawicielu świata! Mój biedny, nieszczęśliwy ojciec... Czy
nie ma ratunku? O moje młode życie... I nie ma ratunku?... Czy ja już muszę zginąć?
F e r d y n a n d
Nie ma ratunku  już musisz zginąć. Ale pociesz się! Razem wyruszamy w drogę.
L u i z a
Ferdynandzie, i ty też? Trucizna, Ferdynandzie... Od ciebie... O Boże, odpuść mu... Boże
łaski, zdejm z niego ten grzech!
F e r d y n a n d
Rozejrzyj się raczej po własnym sumieniu. Boję się, że tam nie wszystko w porządku.
L u i z a
Ferdynandzie! Ferdynandzie! O... teraz już dłużej milczeć nie mogę... Zmierć... Zmierć...
Rozwiązuje wszystkie przysięgi. Ferdynandzie! Ziemia i niebo nie zna człowieka nieszczę-
śliwszego od ciebie. Umieram niewinnie, Ferdynandzie!
117
F e r d y n a n d
spłoszony
Co ona powiedziała? W taką podróż człowiek kłamstwa nie zabiera...
L u i z a
Nie kłamię. Nie kłamię. Raz tylko w życiu skłamałam... Ach, jakie zimno mrozi mi żyły...
Kiedym pisała ten list do szambelana...
F e r d y n a n d
O  ten list! Chwała Bogu! To mi przywraca otuchę.
L u i z a
mówi z coraz większym wysiłkiem, palce jej zaczynają drgać konwulsyjnie
Ten list... Odwagi, Ferdynandzie! Usłyszysz okrutne słowo. Ręka moja pisała, choć się
serce broniło. Ten list dyktował twój ojciec.
F e r d y n a n d stoi skamieniały, milczy długo, wreszcie pada, jak rażony gromem
To było straszne nieporozumienie... Ferdynandzie... Zmusili mnie... Przebacz! Twoja Lu-
iza wolałaby zginąć... Ale mojemu ojcu... Niebezpieczeństwo... Chytrze to uknuli...
F e r d y n a n d
zrywa się gwałtownie
Niech będzie Bóg pochwalony! Jeszcze nie czuję trucizny.
wyrywa szpadę z pochwy
L u i z a
coraz słabiej
Biada! Co chcesz zrobić? To przecież twój ojciec...
F e r d y n a n d
w niepohamowanej wściekłości
Morderca i ojciec mordercy! Musi iść ze mną, niech Sędzia świata rzuci swe gromy w te-
go, który zawinił.
chce wyjść
L u i z a [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aikidobyd.xlx.pl
  •