[ Pobierz całość w formacie PDF ]
technika. Moja asystentka zadzwoni do pana najpózniej jutro po
południu. Muszę pana poprosić o zaliczkę w wysokości pięciuset
euro.
Drobnym pochyłym pismem wypisał czek, przesunął go w moją
stronę, ja zaś pewnym ruchem przyłożyłam pieczątkę na trzeciej
linii, Dla Was". Kiedy wstałam, popatrzył na mój brzuch i
powiedział niepewnie:
- My też zamierzaliśmy mieć dzieci. Wybraliśmy im już nawet
imiona. Niech pani się cieszy swoim szczęściem, bo to rzadki
towar.
Wzruszyłam ramionami i beznamiętnym głosem, tak żeby nie
mógł odgadnąć, czy mam na myśli swoją ciążę, czy jego historię,
odpowiedziałam:
- Takie już jest życie, panie Ozik, nigdy nie należy ufać pozorom,
bo to najpewniejszy sposób, żeby się pomylić.
Odprowadziłam go do drzwi, dopiero teraz pozwalając sobie na
lekkie uściśnięcie mu ramienia. Kiedy przechodził przez sąsiedni
pokój, Marja popatrzyła na niego wzrokiem spaniela, jak go
często w myślach, nie mówiąc jej o tym, nazywałam, więc się
domyśliłam, że słyszała całą rozmowę. Do widzenia, panie
Ozik, i życzę odwagi", powiedziała, on zaś wymamrotał pod jej i
moim adresem do widzenia" i powędrował jak somnambulik
ulicą, wciąż ściskając w ręce liliową chusteczkę.
Kiedy zamknęłam za nim drzwi, Marja westchnęła:
- Niech pani pomyśli, jak on musi ją kochać, biedaczek. Tak
bardzo mu współczuję.
I rzeczywiście, jej przesadnie wymalowane oczy były równie
wilgotne jak oczy mężczyzny w chwili, gdy mi wręczał kasety.
Ponownie wzruszyłam ramionami.
- Nic o nim nie wiemy, Marjo. Założę się, że prawda jest bardziej
złożona, niż skłonny był nam wyznać. Może ją bił, może
zdradzał, a może pił. Kobieta nie zostawia mężczyzny ot tak, bez
powodu. A jeśli nic takiego nie było, to tylko sam do siebie może
mieć pretensję, że wybrał trzpiotkę, kobietę sprzedajną. Jest zbyt
uczuciowy? Nie ma dość siły, żeby zapomnieć? To już nie pani
ani moja wina.
Marja nie od razu odpowiedziała, ale zobaczyłam, jak
stwardniały jej rysy, kiedy sięgnęła po pióro, przekartko-wała
spis telefonów i wypisała na grubej kopercie nazwę laboratorium
wywołującego zdjęcia i filmy, z którego usług miałyśmy
skorzystać, po czym zaczerpnęła głęboko powietrza. Już się
wydawało, że sprawę przemilczy, nie mogła się jednak
powstrzymać, by nie powiedzieć:
- Czasami myślę sobie, że jest pani jeszcze bardziej nie-
rzeczywista niż film tego człowieka. Czasami myślę sobie, że jest
pani jeszcze bardziej oderwana od życia niż ten film, który od nas
dostanie. Ale pani bynajmniej nie z powodu nadmiernej
uczuciowości...
Przerwała, odwróciła się, żeby wrzucić kopertę do koszyka z
korespondencją do wysłania, a potem położyła dłonie na
klawiaturze i zaczęła pisać, jakby mnie już nie było w pokoju. Ja
jednak, już w drzwiach, rzuciłam:
- Prosiłam już, Marjo, żeby nie zwracała się pani do klientów
takim tonem, żeby nie patrzyła pani na nich takim
wzrokiem. Dla Was" to nie agencja matrymonialna, tutaj pani
nic nie zdziała. Jeśli marzy się pani przeżycie pięknej przygody
miłosnej - powiedziałam, wkładając w te słowa całą ironię, na
jaką mogłam się zdobyć - niech pani jej szuka gdzie indziej.
Zobaczyłam, że twarz jej poczerwieniała, szybko zatrzepotała
rzęsami i pomyślałam, na jakiej podstawie po tych wszystkich
wspólnych latach sądzi, że może bezkarnie próbować mi
dokuczyć. I zamknęłam za sobą drzwi gabinetu.
Powinnam sięgnąć po słuchawkę, zadzwonić do klientów,
siedziałam jednak bez ruchu, patrząc przez okno na ulicę ledwie
widoczną za grubymi firankami. Obok moich nóg leżała torebka,
a w niej znajdowały się zeszyty Adorna, których wciąż jeszcze
nie odważyłam się wyjąć.
Myślałam o twarzy Jonesa poprzedniego dnia, kiedy mi groził,
jego twarzy tak blisko mojej, że widziałam brązową nieregularną
plamkę na jego lewej zrenicy, że czułam jego oddech
przesiąknięty kawą. Myślałam o plecach Yarola siedzącego
przede mną na skuterze, o moich rękach obejmujących go w
pasie, o tych chwilach bliskości, których nagle robiło się coraz
więcej, tak jakby coś pękało, kruszyło się, i sama nie wiedziałam,
czy mam ochotę temu się poddać, czy stawić opór. Mylisz się,
Marjo - pomyślałam. - To, co nazywasz prawdziwym życiem, już
nadchodzi, niedługo mnie dopadnie, nie chciałam tego, ale tak
wyszło".
Pan Ozik/Camille N.
Przedstawienie sytuacji, przekazanie kaset. Czas: godzina i
czterdzieści minut. Sto euro.
Zaliczka na poczet rachunku z laboratorium wywoływania
filmów: pięćset euro.
Aączna suma: sześćset euro.
20
O piątej Marja wyszła. Usłyszałam, że wkłada płaszcz, zabiera
listy do wysłania z kosza na korespondencję, a potem chłodnym,
uprzejmym tonem rzuca: Do widzenia pani, do jutra", nie
podchodząc jednak, jak to miała w zwyczaju, do drzwi gabinetu.
Złość się, ile tylko chcesz - pomyślałam - nie uda ci się sprawić
mi przykrości" i równie bezosobowym tonem odpowiedziałam:
Do jutra".
Zaczekałam, aż zastukają jej obcasy, zadzwoni dzwonek przy
drzwiach, a potem policzyłam do dwudziestu, żeby się upewnić,
że niczego nie zapomniała, co często jej się zdarzało, żadnej
rękawiczki czy apaszki, i odsunęłam fotel. Podniosłam torebkę
stojącą przy moich nogach i wyszłam z gabinetu.
Było jeszcze wcześnie - tabliczka wisząca na klamce
informowała, że Agencja działa do dziewiętnastej, odwróciłam ją
jednak na drugą stronę z napisem: Z przykrością informujemy,
że Agencja jest zamknięta. W nagłych przypadkach prosimy o
telefon pod numerem 06........, jeden
z naszych doradców bezzwłocznie udzieli państwu odpowiedzi".
Potem opuściłam żaluzje we wszystkich oknach i włączyłam
komputer Marji. Był to jedyny komputer w biurze, ja miałam
tylko notes elektroniczny, w którym zapisywałam
spotkania. Nauczyłam się jednak obsługi komputera w ciągu tych
długich lat, które spędziłam w Agencji sama, zanim Marja
przejęła obowiązki sekretarki. Usiadłam na jej krześle, jeszcze
ciepłym, i to ciepło, które w zwykłych okolicznościach by mi
przeszkadzało, teraz wydało mi się dziwnie krzepiące.
Otworzyłam torebkę i wyjęłam fioletowe zeszyty.
Kartkując je, wyczuwałam pod palcami spinacze, maleńkie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl aikidobyd.xlx.pl
technika. Moja asystentka zadzwoni do pana najpózniej jutro po
południu. Muszę pana poprosić o zaliczkę w wysokości pięciuset
euro.
Drobnym pochyłym pismem wypisał czek, przesunął go w moją
stronę, ja zaś pewnym ruchem przyłożyłam pieczątkę na trzeciej
linii, Dla Was". Kiedy wstałam, popatrzył na mój brzuch i
powiedział niepewnie:
- My też zamierzaliśmy mieć dzieci. Wybraliśmy im już nawet
imiona. Niech pani się cieszy swoim szczęściem, bo to rzadki
towar.
Wzruszyłam ramionami i beznamiętnym głosem, tak żeby nie
mógł odgadnąć, czy mam na myśli swoją ciążę, czy jego historię,
odpowiedziałam:
- Takie już jest życie, panie Ozik, nigdy nie należy ufać pozorom,
bo to najpewniejszy sposób, żeby się pomylić.
Odprowadziłam go do drzwi, dopiero teraz pozwalając sobie na
lekkie uściśnięcie mu ramienia. Kiedy przechodził przez sąsiedni
pokój, Marja popatrzyła na niego wzrokiem spaniela, jak go
często w myślach, nie mówiąc jej o tym, nazywałam, więc się
domyśliłam, że słyszała całą rozmowę. Do widzenia, panie
Ozik, i życzę odwagi", powiedziała, on zaś wymamrotał pod jej i
moim adresem do widzenia" i powędrował jak somnambulik
ulicą, wciąż ściskając w ręce liliową chusteczkę.
Kiedy zamknęłam za nim drzwi, Marja westchnęła:
- Niech pani pomyśli, jak on musi ją kochać, biedaczek. Tak
bardzo mu współczuję.
I rzeczywiście, jej przesadnie wymalowane oczy były równie
wilgotne jak oczy mężczyzny w chwili, gdy mi wręczał kasety.
Ponownie wzruszyłam ramionami.
- Nic o nim nie wiemy, Marjo. Założę się, że prawda jest bardziej
złożona, niż skłonny był nam wyznać. Może ją bił, może
zdradzał, a może pił. Kobieta nie zostawia mężczyzny ot tak, bez
powodu. A jeśli nic takiego nie było, to tylko sam do siebie może
mieć pretensję, że wybrał trzpiotkę, kobietę sprzedajną. Jest zbyt
uczuciowy? Nie ma dość siły, żeby zapomnieć? To już nie pani
ani moja wina.
Marja nie od razu odpowiedziała, ale zobaczyłam, jak
stwardniały jej rysy, kiedy sięgnęła po pióro, przekartko-wała
spis telefonów i wypisała na grubej kopercie nazwę laboratorium
wywołującego zdjęcia i filmy, z którego usług miałyśmy
skorzystać, po czym zaczerpnęła głęboko powietrza. Już się
wydawało, że sprawę przemilczy, nie mogła się jednak
powstrzymać, by nie powiedzieć:
- Czasami myślę sobie, że jest pani jeszcze bardziej nie-
rzeczywista niż film tego człowieka. Czasami myślę sobie, że jest
pani jeszcze bardziej oderwana od życia niż ten film, który od nas
dostanie. Ale pani bynajmniej nie z powodu nadmiernej
uczuciowości...
Przerwała, odwróciła się, żeby wrzucić kopertę do koszyka z
korespondencją do wysłania, a potem położyła dłonie na
klawiaturze i zaczęła pisać, jakby mnie już nie było w pokoju. Ja
jednak, już w drzwiach, rzuciłam:
- Prosiłam już, Marjo, żeby nie zwracała się pani do klientów
takim tonem, żeby nie patrzyła pani na nich takim
wzrokiem. Dla Was" to nie agencja matrymonialna, tutaj pani
nic nie zdziała. Jeśli marzy się pani przeżycie pięknej przygody
miłosnej - powiedziałam, wkładając w te słowa całą ironię, na
jaką mogłam się zdobyć - niech pani jej szuka gdzie indziej.
Zobaczyłam, że twarz jej poczerwieniała, szybko zatrzepotała
rzęsami i pomyślałam, na jakiej podstawie po tych wszystkich
wspólnych latach sądzi, że może bezkarnie próbować mi
dokuczyć. I zamknęłam za sobą drzwi gabinetu.
Powinnam sięgnąć po słuchawkę, zadzwonić do klientów,
siedziałam jednak bez ruchu, patrząc przez okno na ulicę ledwie
widoczną za grubymi firankami. Obok moich nóg leżała torebka,
a w niej znajdowały się zeszyty Adorna, których wciąż jeszcze
nie odważyłam się wyjąć.
Myślałam o twarzy Jonesa poprzedniego dnia, kiedy mi groził,
jego twarzy tak blisko mojej, że widziałam brązową nieregularną
plamkę na jego lewej zrenicy, że czułam jego oddech
przesiąknięty kawą. Myślałam o plecach Yarola siedzącego
przede mną na skuterze, o moich rękach obejmujących go w
pasie, o tych chwilach bliskości, których nagle robiło się coraz
więcej, tak jakby coś pękało, kruszyło się, i sama nie wiedziałam,
czy mam ochotę temu się poddać, czy stawić opór. Mylisz się,
Marjo - pomyślałam. - To, co nazywasz prawdziwym życiem, już
nadchodzi, niedługo mnie dopadnie, nie chciałam tego, ale tak
wyszło".
Pan Ozik/Camille N.
Przedstawienie sytuacji, przekazanie kaset. Czas: godzina i
czterdzieści minut. Sto euro.
Zaliczka na poczet rachunku z laboratorium wywoływania
filmów: pięćset euro.
Aączna suma: sześćset euro.
20
O piątej Marja wyszła. Usłyszałam, że wkłada płaszcz, zabiera
listy do wysłania z kosza na korespondencję, a potem chłodnym,
uprzejmym tonem rzuca: Do widzenia pani, do jutra", nie
podchodząc jednak, jak to miała w zwyczaju, do drzwi gabinetu.
Złość się, ile tylko chcesz - pomyślałam - nie uda ci się sprawić
mi przykrości" i równie bezosobowym tonem odpowiedziałam:
Do jutra".
Zaczekałam, aż zastukają jej obcasy, zadzwoni dzwonek przy
drzwiach, a potem policzyłam do dwudziestu, żeby się upewnić,
że niczego nie zapomniała, co często jej się zdarzało, żadnej
rękawiczki czy apaszki, i odsunęłam fotel. Podniosłam torebkę
stojącą przy moich nogach i wyszłam z gabinetu.
Było jeszcze wcześnie - tabliczka wisząca na klamce
informowała, że Agencja działa do dziewiętnastej, odwróciłam ją
jednak na drugą stronę z napisem: Z przykrością informujemy,
że Agencja jest zamknięta. W nagłych przypadkach prosimy o
telefon pod numerem 06........, jeden
z naszych doradców bezzwłocznie udzieli państwu odpowiedzi".
Potem opuściłam żaluzje we wszystkich oknach i włączyłam
komputer Marji. Był to jedyny komputer w biurze, ja miałam
tylko notes elektroniczny, w którym zapisywałam
spotkania. Nauczyłam się jednak obsługi komputera w ciągu tych
długich lat, które spędziłam w Agencji sama, zanim Marja
przejęła obowiązki sekretarki. Usiadłam na jej krześle, jeszcze
ciepłym, i to ciepło, które w zwykłych okolicznościach by mi
przeszkadzało, teraz wydało mi się dziwnie krzepiące.
Otworzyłam torebkę i wyjęłam fioletowe zeszyty.
Kartkując je, wyczuwałam pod palcami spinacze, maleńkie [ Pobierz całość w formacie PDF ]