[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Stać! - uchwycił go strażnik. - Przejście wzbronione. Pokażcie no przepustkę. Takich
grubych kaprali nie ma w Wopie. Oficerowie, nie powiem... mogą być grubi. Ale kapralów
nie ma...
- Idzże, do jasnej cholery! - szarpnął się Ksiuta. - Oszaleliście, jestem na służbie.
Ale strażnik trzymał go. mocno.
- Skąd ja wiem, czy wy wopista? Może przebrany? Znamy się na tym. Krzyczy łapaj
złodzieja , a sam złodziej. Już kiedyś złapałem typa przebranego za wopistę.
Chwilę szamotali się gwałtownie, wreszcie Ksiucie udało się go odepchnąć od siebie.
Zadyszany wpadł na nabrzeże i rozglądał się zrozpaczony.
Był pewien, że się spóznił. Do tej pory przestępcy zdążyli już zeskoczyć z dachu i
zniknąć w zakamarkach. Lecz nagle serce zabiło mu gwałtownie. Zauważył ich. Przycupnęli
na rampie pod magazynem za stosem skrzyń. Co im się stało? Dlaczego się zatrzymali? No
tak, znalezli się w pułapce. Po torach przesuwał się właśnie pociąg. Biec wzdłuż rampy nie
mogli. Zagradzały ją stosy skrzyń, między którymi widać było tylko mały, jasno oświetlony
przesmyk. Dochodził stamtąd ożywiony gwar głosów i ujadanie psa.
Teraz się już nie wywiną. Ksiuta ile sił w nogach rzucił się ku nim. Nagle pociąg
drgnął. Rozległ się zgrzyt hamulców i brzęk żelastwa, wagony szarpnęły się, zderzyły i
zatrzymały z jękiem.
W tej samej chwili przestępcy dopadli wagonów, wspięli się na bufory i przeskoczyli na
drugą stronę torów. Ksiuta zaklął pod nosem i zrobił to samo. W następnej chwili gonił już
zbiegów między szeregami maszyn rolniczych czekających na załadunek.
Znów wezwał ich do zatrzymania się, a gdy nie poskutkowało, oddał kilka, niestety
bezskutecznych, strzałów. Wtedy przestępcy rozdzielili się i każdy zaczął uciekać w inną
stronę.
Sztark był mądrzejszy. Kluczył wzdłuż torów, by w każdej chwili mieć zapewniony
odwrót przez stojący pociąg. Lepszy zapuścił się w labirynt parników. Przeliczył się jednak
sądząc, że znajdzie tu schronienie. Parników było coraz więcej, stały w zwartym szeregu,
grube, baniaste, majaczące ponuro we mgle jak zaklęta fantastyczna armia.
Wkrótce zagrodziły mu drogę. Gdziekolwiek się ruszył, natrafiał na ich zimne, żelazne
cielska. Był w pułapce. Tutaj dopadł go Ksiuta.
W tej samej chwili rozległ się brzęk żelastwa, pociąg szarpnął i ruszył pomału z
powrotem.
Rozgorączkowany Ksiuta zdążył jeszcze zauważyć, że Sztark wskoczył na stopnie i
przywarł do ściany wagonu. - Bądz tu mądry, Karolku - pomyślał zrozpaczony - wskoczysz
za Sztarkiem do pociągu, to Lepszy ci ucieknie, chociaż masz go już w rękach. Na słowo
honoru go nie zostawisz, szkoda gadać .
Nagle wzrok jego zatrzymał się na parnikach.
- Właz do parnika! - krzyknął groznie następując na struchlałego Lepszego.
Przestępca zatrząsł się. W pierwszej chwili nie zrozumiał rozkazu.
- Właz, bo ci brzuch przewiercę! - ryknął Ksiuta dzgając go lufą. - Otwieraj pokrywę!
Lepszy skurczył się i dygocąc zaczął się gramolić do żelaznej beczki.
Ksiuta zatrzasnął mu nad głową pokrywę, zamocował dzwignię, po czym jak szalony
rzucił się za uciekającym pociągiem. Zdążył dopaść jeszcze ostatniego wagonu... i...
- Załóżmy, że było tak, jak mówisz - rzekł do Ksiuty oszołomiony Turzyca. - Ale jacy
diabli zanieśli cię aż do Tczewa? Mogłeś zatrzymać pociąg w bramie portu...
- Mogłem, obywatelu kapitanie, ale uznałem to za niewskazane.
- Ach tak, uznałeś za niewskazane - powtórzył szyderczo kapitan. - Dlaczegóż to
uznałeś za niewskazane?
- Bałem się, obywatelu kapitanie, że jak narobię alarmu i krzyku, to pociąg stanie, a ta
bestia Sztark ucieknie i znów trzeba będzie go łapać. Pomyślałem sobie, że najpierw muszę
mieć go w rękach. Będę się przesuwał cicho po wagonach i nakryję go nagle i
niespodziewanie. Już za Gdynią miałem go w rękach, obywatelu kapitanie - oświadczył nie
bez dumy.
- Więc po kiego czorta jechałeś aż do Tczewa.
Ksiuta spojrzał na niego zdziwiony.
- Bo pociąg bliżej nie stawał.
- No to trzeba było zatrzymać, do diabła.
Ksiuta potrząsnął głową.
- To byłoby niezgodne z instrukcjami służby - oświadczył kategorycznie.
- Co takiego? - Turzyca podniósł na niego zdumione oczy.
- Ja to mam nawet zapisane - Ksiuta sięgnął do kieszeni munduru, wyciągnął stamtąd
zasmarowany zeszyt i z nabożeństwem zaczął ślinić kartki. - Obywatel kapitan uczył:
Jeśli możesz schwytać przestępcę delikatnie, bez szumu i zakłócenia normalnego
ruchu, uczyń to bez namysłu, choćby ten sposób był mniej wygodny dla ciebie osobiście. .
Kapitan westchnął i pomyślał, że wśród licznych talentów Ksiuty jego talent
wyprowadzania przełożonych z równowagi jest w każdym razie bezkonkurencyjny.
Robocza hipoteza
Kiedy wszedłem do gabinetu pułkownika, od razu domyśliłem się, że zaszło coś
ważnego. Coś, co wygnało tego starszego pana z brzuszkiem zza biurka, gdzie zwykle trwał [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl aikidobyd.xlx.pl
- Stać! - uchwycił go strażnik. - Przejście wzbronione. Pokażcie no przepustkę. Takich
grubych kaprali nie ma w Wopie. Oficerowie, nie powiem... mogą być grubi. Ale kapralów
nie ma...
- Idzże, do jasnej cholery! - szarpnął się Ksiuta. - Oszaleliście, jestem na służbie.
Ale strażnik trzymał go. mocno.
- Skąd ja wiem, czy wy wopista? Może przebrany? Znamy się na tym. Krzyczy łapaj
złodzieja , a sam złodziej. Już kiedyś złapałem typa przebranego za wopistę.
Chwilę szamotali się gwałtownie, wreszcie Ksiucie udało się go odepchnąć od siebie.
Zadyszany wpadł na nabrzeże i rozglądał się zrozpaczony.
Był pewien, że się spóznił. Do tej pory przestępcy zdążyli już zeskoczyć z dachu i
zniknąć w zakamarkach. Lecz nagle serce zabiło mu gwałtownie. Zauważył ich. Przycupnęli
na rampie pod magazynem za stosem skrzyń. Co im się stało? Dlaczego się zatrzymali? No
tak, znalezli się w pułapce. Po torach przesuwał się właśnie pociąg. Biec wzdłuż rampy nie
mogli. Zagradzały ją stosy skrzyń, między którymi widać było tylko mały, jasno oświetlony
przesmyk. Dochodził stamtąd ożywiony gwar głosów i ujadanie psa.
Teraz się już nie wywiną. Ksiuta ile sił w nogach rzucił się ku nim. Nagle pociąg
drgnął. Rozległ się zgrzyt hamulców i brzęk żelastwa, wagony szarpnęły się, zderzyły i
zatrzymały z jękiem.
W tej samej chwili przestępcy dopadli wagonów, wspięli się na bufory i przeskoczyli na
drugą stronę torów. Ksiuta zaklął pod nosem i zrobił to samo. W następnej chwili gonił już
zbiegów między szeregami maszyn rolniczych czekających na załadunek.
Znów wezwał ich do zatrzymania się, a gdy nie poskutkowało, oddał kilka, niestety
bezskutecznych, strzałów. Wtedy przestępcy rozdzielili się i każdy zaczął uciekać w inną
stronę.
Sztark był mądrzejszy. Kluczył wzdłuż torów, by w każdej chwili mieć zapewniony
odwrót przez stojący pociąg. Lepszy zapuścił się w labirynt parników. Przeliczył się jednak
sądząc, że znajdzie tu schronienie. Parników było coraz więcej, stały w zwartym szeregu,
grube, baniaste, majaczące ponuro we mgle jak zaklęta fantastyczna armia.
Wkrótce zagrodziły mu drogę. Gdziekolwiek się ruszył, natrafiał na ich zimne, żelazne
cielska. Był w pułapce. Tutaj dopadł go Ksiuta.
W tej samej chwili rozległ się brzęk żelastwa, pociąg szarpnął i ruszył pomału z
powrotem.
Rozgorączkowany Ksiuta zdążył jeszcze zauważyć, że Sztark wskoczył na stopnie i
przywarł do ściany wagonu. - Bądz tu mądry, Karolku - pomyślał zrozpaczony - wskoczysz
za Sztarkiem do pociągu, to Lepszy ci ucieknie, chociaż masz go już w rękach. Na słowo
honoru go nie zostawisz, szkoda gadać .
Nagle wzrok jego zatrzymał się na parnikach.
- Właz do parnika! - krzyknął groznie następując na struchlałego Lepszego.
Przestępca zatrząsł się. W pierwszej chwili nie zrozumiał rozkazu.
- Właz, bo ci brzuch przewiercę! - ryknął Ksiuta dzgając go lufą. - Otwieraj pokrywę!
Lepszy skurczył się i dygocąc zaczął się gramolić do żelaznej beczki.
Ksiuta zatrzasnął mu nad głową pokrywę, zamocował dzwignię, po czym jak szalony
rzucił się za uciekającym pociągiem. Zdążył dopaść jeszcze ostatniego wagonu... i...
- Załóżmy, że było tak, jak mówisz - rzekł do Ksiuty oszołomiony Turzyca. - Ale jacy
diabli zanieśli cię aż do Tczewa? Mogłeś zatrzymać pociąg w bramie portu...
- Mogłem, obywatelu kapitanie, ale uznałem to za niewskazane.
- Ach tak, uznałeś za niewskazane - powtórzył szyderczo kapitan. - Dlaczegóż to
uznałeś za niewskazane?
- Bałem się, obywatelu kapitanie, że jak narobię alarmu i krzyku, to pociąg stanie, a ta
bestia Sztark ucieknie i znów trzeba będzie go łapać. Pomyślałem sobie, że najpierw muszę
mieć go w rękach. Będę się przesuwał cicho po wagonach i nakryję go nagle i
niespodziewanie. Już za Gdynią miałem go w rękach, obywatelu kapitanie - oświadczył nie
bez dumy.
- Więc po kiego czorta jechałeś aż do Tczewa.
Ksiuta spojrzał na niego zdziwiony.
- Bo pociąg bliżej nie stawał.
- No to trzeba było zatrzymać, do diabła.
Ksiuta potrząsnął głową.
- To byłoby niezgodne z instrukcjami służby - oświadczył kategorycznie.
- Co takiego? - Turzyca podniósł na niego zdumione oczy.
- Ja to mam nawet zapisane - Ksiuta sięgnął do kieszeni munduru, wyciągnął stamtąd
zasmarowany zeszyt i z nabożeństwem zaczął ślinić kartki. - Obywatel kapitan uczył:
Jeśli możesz schwytać przestępcę delikatnie, bez szumu i zakłócenia normalnego
ruchu, uczyń to bez namysłu, choćby ten sposób był mniej wygodny dla ciebie osobiście. .
Kapitan westchnął i pomyślał, że wśród licznych talentów Ksiuty jego talent
wyprowadzania przełożonych z równowagi jest w każdym razie bezkonkurencyjny.
Robocza hipoteza
Kiedy wszedłem do gabinetu pułkownika, od razu domyśliłem się, że zaszło coś
ważnego. Coś, co wygnało tego starszego pana z brzuszkiem zza biurka, gdzie zwykle trwał [ Pobierz całość w formacie PDF ]