[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kasetki, jakby chciał ochronić ją przed zawartością dłoni Mata. Usiłujesz nas
zabić, chłopcze? Nigdy nie słyszałeś, że te rzeczy dziesięciokrotnie łatwiej wy-
buchają pod wpływem powietrza, niż ognia? Fajerwerki są następną w kolejności
niebezpieczną rzeczą, zaraz po dziełach Aes Sedai, chłopcze.
Być może odpowiedział Mat. Ale według mnie Aludra w najmniej-
szym stopniu nie przypominała żadnej Aes Sedai. Tak właśnie myślałem kiedyś
o zegarku pana al Vere, że musi być dziełem Aes Sedai, ale pewnego razu otwo-
rzyłem tylną część gabloty i przekonałem się, że jest pełen kawałków metalu.
154
Poruszył się niespokojnie na samo wspomnienie. Tym razem pani al Vere do-
padła go pierwsza, a Wiedząca, jego ojciec i Burmistrz stali za jej plecami i żadne
z nich nie wierzyło, że chciał tylko popatrzeć.
Myślę, że Perrin też mógłby taki zrobić, gdyby zrozumiał jak działają te
wszystkie kółka, sprężynki i nie wiem co tam jeszcze.
Zdziwiłbyś się, chłopcze sucho oznajmił Thom. Nawet kiepski ze-
garmistrz bywa zazwyczaj dość bogatym człowiekiem, i jest to majątek uczciwie
zapracowany. Ale zegar nie wybuchnie ci w twarz!
To również nie wybuchło. Cóż, teraz jest bezużyteczne. Wrzucił garść
kamyczków wraz z papierem do ogniska, przy wtórze krzyku Thoma; kamyczki
zaiskrzyły się maleńkimi rozbłyskami, dookoła rozszedł się gryzący dym.
A jednak próbujesz nas zabić. Głos Thoma drżał, w miarę jak mówił,
jego ton stawał się coraz bardziej napięty i śpiewny. Jeżeli zdecyduję, że chcę
umrzeć, to po przyjezdzie do Caemlyn pójdę do Pałacu Królewskiego i uszczypnę
Morgase. Jego długie wąsy zadrżały. Nigdy więcej tego nie rób!
Nie wybuchnął upierał się Mat i marszcząc brwi, wpatrywał się w ogień.
Pogrzebał w zwoju nasyconej oliwą tkaniny, leżącym po drugiej stronie kłody
i wyciągnął następny, nieco większy fajerwerk. Zastanawiam się, dlaczego nie
było huku?
Mnie nie interesuje, dlaczego nie było huku! Nie rób tego więcej!
Mat spojrzał na niego i roześmiał się.
Przestań się trząść ze strachu, Thom. Nie ma się czego obawiać. Teraz
już wiem, co mają w środku. A przynajmniej wiem, jak ich zawartość wygląda,
lecz. . . Nie mów tego. Nie będę ich już rozcinał, Thom. W każdym razie, więcej
zabawy można mieć z ich odpalenia.
Nie boję się, ty świniogłowy pastuchu z błotem na stopach oznajmił
Thom z wypracowaną godnością. Trzęsie mną wściekłość, ponieważ podróżuję
w towarzystwie koziogłowego prostaka, który może sprowadzić śmierć na nas
obu, ponieważ nie potrafi patrzeć dalej niż koniec swego. . .
Hej, przy ognisku!
Podczas gdy stuk końskich kopyt stopniowo zbliżał się, Mat wymienił spojrze-
nia z Thomem. Było zbyt pózno, by mogli to być uczciwi podróżni. Jednakże, tak
blisko Caemlyn Gwardia Królowej dbała o bezpieczeństwo dróg, a nadto, czwór-
ka osób, które wjechały w krąg światła rzucanego przez ognisko, nie wyglądała
na zbójców. Jeden z konnych okazał się kobietą. Ubrani w długie płaszcze męż-
czyzni na pierwszy rzut oka stanowili jej świtę, ona zaś była piękna, niebieskooka,
miała na sobie szarą, jedwabną suknię i aksamitny płaszcz z szerokim kapturem,
szyję otaczał złoty naszyjnik. Mężczyzni zsiedli z koni. Jeden przytrzymał wodze
jej wierzchowca, drugi strzemię. Idąc w kierunku ognia, zdejmowała po drodze
rękawiczki i uśmiechała się do Mata.
155
Obawiam się, że pózna pora zastała nas w drodze, młody panie po-
wiedziała. Dlatego też pozwoliłam sobie niepokoić cię pytaniem o drogę do
najbliższej gospody, jeżeli znasz takową.
Uśmiechnął się w odpowiedzi i zaczął powstawać. Zdołał podnieść się tylko
do przysiadu, kiedy usłyszał jak jeden z mężczyzn mruczy coś, a w dłoni drugie-
go pojawiła się wyciągnięta spod pluszcza kusza, naciągnięta już, z nałożonym
bełtem.
Zabij go, głupcze! krzyknęła kobieta, a Mat tymczasem rzucił w ogień
trzymany w dłoni fajerwerk i skoczył w kierunku swej pałki. Rozległ się głośny
huk, rozbłysło światło. . .
Aes Sedai! zawołał mężczyzna.
Fajerwerki, głupcze! odkrzyknęła kobieta.
. . . a on potoczył się po ziemi i wstał, trzymając w dłoniach pałkę i zobaczył
bełt kuszy, sterczący z leżącej kłody, niemalże dokładnie w miejscu, gdzie przed
chwilą siedział oraz padającego kusznika, z którego piersi sterczała rękojeść jed-
nego ze sztyletów Thoma.
Więcej nie zdążył dostrzec, bowiem dwóch mężczyzn skoczyło przez ogień
w jego stronę, wyciągając miecze. Jeden z nich nagle zachwiał się na nogach,
puścił miecz, wykonał taki ruch jakby chciał pochwycić nóż, sterczący mu z ple-
ców i padł, twarzą w dół. Ostatni żołnierz nie zobaczył upadku swego towarzy-
sza, najwyrazniej oczekiwał, że będzie jednym z dwójki atakujących, jego cios,
skierowany w brzuch Mata, miał jedynie rozproszyć przeciwnika. Czując niemal
pogardę, Mat jednym końcem pałki uderzył go w nadgarstek, a kiedy miecz wy-
padł tamtemu z ręki, drugim końcem trzasnął w czoło. Kiedy mężczyzna padał,
jego oczy wywróciły się do góry, ukazując białka.
Kątem oka Mat dostrzegł, jak kobieta idzie w jego stronę i, niczym ostrze
noża, wyciągnął w jej kierunku wyprostowany palec.
Nosisz znakomite szaty jak na złodzieja, kobieto! Usiądz i poczekaj, aż
zdecyduję, co z tobą zrobić, albo. . .
Równie zaskoczona jak Mat, spojrzała na nóż, który nagle utkwił w jej gardle,
i wykwitł czerwonym kwiatem upływającej krwi. Zrobił pół kroku do przodu, by
pochwycić padające ciało, zdawał sobie jednak sprawę, że na nic się to już nie
zda. Jej długi płaszcz owinął się wokół ciała, odsłaniając jedynie twarz i rękojeść
noża Thoma.
%7łebyś sczezł wymamrotał Mat. %7łebyś sczezł, Thomie Merrilin!
Kobietę! Zwiatłości, mogliśmy ją związać, a jutro, w Caemlyn przekazać w rę-
ce Gwardzistów Królowej. Zwiatłości, mogłem nawet puścić ją wolno. Bez tych
trzech, nikogo już by nie obrabowała, a jedynemu z nich, który przeżył, zabierze
wiele dni, zanim przestanie widzieć podwójnie i miesiące, nim wezmie w rękę
miecz. %7łebyś sczezł, Thom, nie było potrzeby jej zabijać!
Bard pokuśtykał do miejsca, gdzie leżała kobieta i nogą rozsunął poły jej
156
płaszcza. Z martwej dłoni wysunął się sztylet, szeroki jak kciuk Mata i długi na
dwie dłonie.
Wolałbyś raczej poczekać, aż umieści to między twymi żebrami, chłopcze?
Wyciągnął własny nóż, wycierając jego ostrze w płaszcz zabitej .
Mat zdał sobie sprawę, że nuci: Nosiła maskę, która skrywała jej twarz
i przyłapawszy się na tym, natychmiast przestał. Pochylił się i nakrył jej twarz [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl aikidobyd.xlx.pl
kasetki, jakby chciał ochronić ją przed zawartością dłoni Mata. Usiłujesz nas
zabić, chłopcze? Nigdy nie słyszałeś, że te rzeczy dziesięciokrotnie łatwiej wy-
buchają pod wpływem powietrza, niż ognia? Fajerwerki są następną w kolejności
niebezpieczną rzeczą, zaraz po dziełach Aes Sedai, chłopcze.
Być może odpowiedział Mat. Ale według mnie Aludra w najmniej-
szym stopniu nie przypominała żadnej Aes Sedai. Tak właśnie myślałem kiedyś
o zegarku pana al Vere, że musi być dziełem Aes Sedai, ale pewnego razu otwo-
rzyłem tylną część gabloty i przekonałem się, że jest pełen kawałków metalu.
154
Poruszył się niespokojnie na samo wspomnienie. Tym razem pani al Vere do-
padła go pierwsza, a Wiedząca, jego ojciec i Burmistrz stali za jej plecami i żadne
z nich nie wierzyło, że chciał tylko popatrzeć.
Myślę, że Perrin też mógłby taki zrobić, gdyby zrozumiał jak działają te
wszystkie kółka, sprężynki i nie wiem co tam jeszcze.
Zdziwiłbyś się, chłopcze sucho oznajmił Thom. Nawet kiepski ze-
garmistrz bywa zazwyczaj dość bogatym człowiekiem, i jest to majątek uczciwie
zapracowany. Ale zegar nie wybuchnie ci w twarz!
To również nie wybuchło. Cóż, teraz jest bezużyteczne. Wrzucił garść
kamyczków wraz z papierem do ogniska, przy wtórze krzyku Thoma; kamyczki
zaiskrzyły się maleńkimi rozbłyskami, dookoła rozszedł się gryzący dym.
A jednak próbujesz nas zabić. Głos Thoma drżał, w miarę jak mówił,
jego ton stawał się coraz bardziej napięty i śpiewny. Jeżeli zdecyduję, że chcę
umrzeć, to po przyjezdzie do Caemlyn pójdę do Pałacu Królewskiego i uszczypnę
Morgase. Jego długie wąsy zadrżały. Nigdy więcej tego nie rób!
Nie wybuchnął upierał się Mat i marszcząc brwi, wpatrywał się w ogień.
Pogrzebał w zwoju nasyconej oliwą tkaniny, leżącym po drugiej stronie kłody
i wyciągnął następny, nieco większy fajerwerk. Zastanawiam się, dlaczego nie
było huku?
Mnie nie interesuje, dlaczego nie było huku! Nie rób tego więcej!
Mat spojrzał na niego i roześmiał się.
Przestań się trząść ze strachu, Thom. Nie ma się czego obawiać. Teraz
już wiem, co mają w środku. A przynajmniej wiem, jak ich zawartość wygląda,
lecz. . . Nie mów tego. Nie będę ich już rozcinał, Thom. W każdym razie, więcej
zabawy można mieć z ich odpalenia.
Nie boję się, ty świniogłowy pastuchu z błotem na stopach oznajmił
Thom z wypracowaną godnością. Trzęsie mną wściekłość, ponieważ podróżuję
w towarzystwie koziogłowego prostaka, który może sprowadzić śmierć na nas
obu, ponieważ nie potrafi patrzeć dalej niż koniec swego. . .
Hej, przy ognisku!
Podczas gdy stuk końskich kopyt stopniowo zbliżał się, Mat wymienił spojrze-
nia z Thomem. Było zbyt pózno, by mogli to być uczciwi podróżni. Jednakże, tak
blisko Caemlyn Gwardia Królowej dbała o bezpieczeństwo dróg, a nadto, czwór-
ka osób, które wjechały w krąg światła rzucanego przez ognisko, nie wyglądała
na zbójców. Jeden z konnych okazał się kobietą. Ubrani w długie płaszcze męż-
czyzni na pierwszy rzut oka stanowili jej świtę, ona zaś była piękna, niebieskooka,
miała na sobie szarą, jedwabną suknię i aksamitny płaszcz z szerokim kapturem,
szyję otaczał złoty naszyjnik. Mężczyzni zsiedli z koni. Jeden przytrzymał wodze
jej wierzchowca, drugi strzemię. Idąc w kierunku ognia, zdejmowała po drodze
rękawiczki i uśmiechała się do Mata.
155
Obawiam się, że pózna pora zastała nas w drodze, młody panie po-
wiedziała. Dlatego też pozwoliłam sobie niepokoić cię pytaniem o drogę do
najbliższej gospody, jeżeli znasz takową.
Uśmiechnął się w odpowiedzi i zaczął powstawać. Zdołał podnieść się tylko
do przysiadu, kiedy usłyszał jak jeden z mężczyzn mruczy coś, a w dłoni drugie-
go pojawiła się wyciągnięta spod pluszcza kusza, naciągnięta już, z nałożonym
bełtem.
Zabij go, głupcze! krzyknęła kobieta, a Mat tymczasem rzucił w ogień
trzymany w dłoni fajerwerk i skoczył w kierunku swej pałki. Rozległ się głośny
huk, rozbłysło światło. . .
Aes Sedai! zawołał mężczyzna.
Fajerwerki, głupcze! odkrzyknęła kobieta.
. . . a on potoczył się po ziemi i wstał, trzymając w dłoniach pałkę i zobaczył
bełt kuszy, sterczący z leżącej kłody, niemalże dokładnie w miejscu, gdzie przed
chwilą siedział oraz padającego kusznika, z którego piersi sterczała rękojeść jed-
nego ze sztyletów Thoma.
Więcej nie zdążył dostrzec, bowiem dwóch mężczyzn skoczyło przez ogień
w jego stronę, wyciągając miecze. Jeden z nich nagle zachwiał się na nogach,
puścił miecz, wykonał taki ruch jakby chciał pochwycić nóż, sterczący mu z ple-
ców i padł, twarzą w dół. Ostatni żołnierz nie zobaczył upadku swego towarzy-
sza, najwyrazniej oczekiwał, że będzie jednym z dwójki atakujących, jego cios,
skierowany w brzuch Mata, miał jedynie rozproszyć przeciwnika. Czując niemal
pogardę, Mat jednym końcem pałki uderzył go w nadgarstek, a kiedy miecz wy-
padł tamtemu z ręki, drugim końcem trzasnął w czoło. Kiedy mężczyzna padał,
jego oczy wywróciły się do góry, ukazując białka.
Kątem oka Mat dostrzegł, jak kobieta idzie w jego stronę i, niczym ostrze
noża, wyciągnął w jej kierunku wyprostowany palec.
Nosisz znakomite szaty jak na złodzieja, kobieto! Usiądz i poczekaj, aż
zdecyduję, co z tobą zrobić, albo. . .
Równie zaskoczona jak Mat, spojrzała na nóż, który nagle utkwił w jej gardle,
i wykwitł czerwonym kwiatem upływającej krwi. Zrobił pół kroku do przodu, by
pochwycić padające ciało, zdawał sobie jednak sprawę, że na nic się to już nie
zda. Jej długi płaszcz owinął się wokół ciała, odsłaniając jedynie twarz i rękojeść
noża Thoma.
%7łebyś sczezł wymamrotał Mat. %7łebyś sczezł, Thomie Merrilin!
Kobietę! Zwiatłości, mogliśmy ją związać, a jutro, w Caemlyn przekazać w rę-
ce Gwardzistów Królowej. Zwiatłości, mogłem nawet puścić ją wolno. Bez tych
trzech, nikogo już by nie obrabowała, a jedynemu z nich, który przeżył, zabierze
wiele dni, zanim przestanie widzieć podwójnie i miesiące, nim wezmie w rękę
miecz. %7łebyś sczezł, Thom, nie było potrzeby jej zabijać!
Bard pokuśtykał do miejsca, gdzie leżała kobieta i nogą rozsunął poły jej
156
płaszcza. Z martwej dłoni wysunął się sztylet, szeroki jak kciuk Mata i długi na
dwie dłonie.
Wolałbyś raczej poczekać, aż umieści to między twymi żebrami, chłopcze?
Wyciągnął własny nóż, wycierając jego ostrze w płaszcz zabitej .
Mat zdał sobie sprawę, że nuci: Nosiła maskę, która skrywała jej twarz
i przyłapawszy się na tym, natychmiast przestał. Pochylił się i nakrył jej twarz [ Pobierz całość w formacie PDF ]