[ Pobierz całość w formacie PDF ]
cię za inicjatywę, czy zirytować się twoim tupetem.
Srebrnoszare oczy spojrzały na nią znad biurka.
Mocno przycisnęła nogi do podłogi, by nie zadrżały.
Miał stanowczo zbyt dużo uroku!
- Podczas gdy będziesz sporządzał uwagi, zacznę
przepisywać taśmę - powiedziała i ruszyła w kierunku
drzwi. Zrobiła dwa kroki, kiedy zawołał, by wróciła.
- Nigdy więcej nie wychodz, dopóki nie skończymy
rozmowy.
Głos był cichy, ale słyszała wibrujący w nim gniew.
- Przepraszam - wyszeptała. - Nie wiedziałam, że
chcesz coś jeszcze powiedzieć.
- Teraz już wiesz, więc usiądz. Proszę.
Siadła na brzegu krzesła, niepewna, co ją czeka.
- Jeżeli chodzi o twoje uwagi, to w większości
zgadzam się z nimi. To jest pierwszorzędna rzecz, ale
wymaga redakcji i paru poprawek. Miejscami bardzo
chropowata, lecz to częste przy pierwszej powieści.
Ale nie zgadzam się z twoją sugestią, żeby książkę
wydać. W tym punkcie popieram Charlotte - wymienił
starszego redaktora.
- Dlaczego? - spytała. - Jeśli powiedziałeś, że ci się
podoba...
- Nie powiedziałem, że mi się podoba. Powiedzia
łem, że zgadzam się z twoimi uwagami. To nie to samo.
- Ależ to pewniak - upierała się.
Pochylił się do przodu i splótł silne dłonie, opierając
je przed sobÄ… na biurku.
- Barlow Publishing nigdy nie obawiało się druko
wać kontrowersyjnych tekstów, chociaż zawsze uni
kaliśmy tanich sensacji. April Davis była dziewczynką
na telefon i miała przygodę z jednym bardzo powa
żanym duchownym. Kiedy odmówił płacenia alimen
tów na dziecko, które, jak twierdziła, było jego,
sprzedała swoją opowieść niedzielnemu szmatławcowi.
To zrujnowało człowiekowi karierę, małżeństwo, całe
życie. Nie każdą rzecz, którą się dobrze czyta, można
opublikować. Mam nadzieję, że to jest odpowiedz na
twoje pytanie.
Cassie wiedziała o tym wszystkim i była zirytowana,
że uznał za konieczne jej przypominać. Wraz z ma
szynopisem w teczce był list streszczający przeszłość
April Davis. Miał pewnie oszczędzić wydawnictwu
kłopotu, w razie gdyby zapomnieli o skandalu.
- To zdarzyło się piętnaście lat temu, gdy April
była dziewiętnastoletnią dziewczyną. Potem z powo
dzeniem prowadziła sklep z dzianinami, jest kochającą
matką i teraz usiłuje zostać pisarką. Wkrótce ma
wyjść za mąż za znanego przemysłowca. Jeśli on
przebaczył jej grzechy, niewątpliwie i Barlow mogłoby
to zrobić - zakończyła gwałtownie.
- Przez wydawnictwo masz na myśli oczywiście
mnie - zauważył.
- Uderz w stół, a nożyce się...
- Nie odezwÄ…. Nigdy nie pozwalam, by moje
osobiste zapatrywania kolidowały z zasadami, które
ustaliłem dla firmy. A jest regułą, ustanowioną przez
Henry'ego Barlowa, że nie wydajemy tego, czego
moglibyśmy się wstydzić.
- Tylko skrajny bigot mógłby widzieć coś nieprzy
zwoitego w powieści April - wybuchnęła Cassie.
- Przyznaję, że jest dość śmiała, ale ma także dobrą
i zabawną fabułę. Sprzedamy ją w milionach egzem
plarzy. Pomyśl, ile awangardowych i intelektualnych
dzieł mógłbyś dofinansować!
- Skończyłaś? - rzucił lodowato.
- Nie możesz znieść krytyki?
- Nie od wścibskiej sekretarki, która nie ma żadnego
doświadczenia. A teraz, jeśli czujesz się na siłach, by
kontynuować pracę dla skrajnego bigota, proponuję,
byś zaczęła przepisywanie listów.
Wściekłość pchnęła Cassie do wyjścia i tylko
determinacja, by nie stracić posady, powstrzymała ją
od trzasnięcia drzwiami. Miała wrażenie, że następny
wybuch będzie kroplą, która przepełni czarę.
Zciszając głos, skontaktowała się z biurem maszynis
tek, a potem, czekając na posłańca, usiadła do kompu
tera. Tłukła w klawisze żałując, że to nie głowa Milesa.
O jedenastej trzydzieści - po otrzymaniu przesyłki
z biura - weszła do gabinetu z plikiem idealnie
przepisanych listów. Minęła jej złość i zdobyła się
nawet na anemiczny uśmiech.
- Cieszę się, że już się w tobie nie gotuje - zauważył
unosząc brwi. - Zupełnie nie szanujesz zwierzchników.
- Nie jestem ślepo posłuszna, jeśli o to ci chodzi.
- To czasem dobrze, a czasem zle.
- Zgadzam się - Cassie wyczuła, że powinna być
zawstydzona. - Przeciągnęłam strunę dziś rano,
przepraszam. Mogę to wytłumaczyć tylko tym, że
postąpiłam stosownie do twoich życzeń, by nie być
potulnÄ… sekretarkÄ….
- Jest różnica między wyrażaniem swojego zdania
a wywijaniem mi nad głową maczugą. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl aikidobyd.xlx.pl
cię za inicjatywę, czy zirytować się twoim tupetem.
Srebrnoszare oczy spojrzały na nią znad biurka.
Mocno przycisnęła nogi do podłogi, by nie zadrżały.
Miał stanowczo zbyt dużo uroku!
- Podczas gdy będziesz sporządzał uwagi, zacznę
przepisywać taśmę - powiedziała i ruszyła w kierunku
drzwi. Zrobiła dwa kroki, kiedy zawołał, by wróciła.
- Nigdy więcej nie wychodz, dopóki nie skończymy
rozmowy.
Głos był cichy, ale słyszała wibrujący w nim gniew.
- Przepraszam - wyszeptała. - Nie wiedziałam, że
chcesz coś jeszcze powiedzieć.
- Teraz już wiesz, więc usiądz. Proszę.
Siadła na brzegu krzesła, niepewna, co ją czeka.
- Jeżeli chodzi o twoje uwagi, to w większości
zgadzam się z nimi. To jest pierwszorzędna rzecz, ale
wymaga redakcji i paru poprawek. Miejscami bardzo
chropowata, lecz to częste przy pierwszej powieści.
Ale nie zgadzam się z twoją sugestią, żeby książkę
wydać. W tym punkcie popieram Charlotte - wymienił
starszego redaktora.
- Dlaczego? - spytała. - Jeśli powiedziałeś, że ci się
podoba...
- Nie powiedziałem, że mi się podoba. Powiedzia
łem, że zgadzam się z twoimi uwagami. To nie to samo.
- Ależ to pewniak - upierała się.
Pochylił się do przodu i splótł silne dłonie, opierając
je przed sobÄ… na biurku.
- Barlow Publishing nigdy nie obawiało się druko
wać kontrowersyjnych tekstów, chociaż zawsze uni
kaliśmy tanich sensacji. April Davis była dziewczynką
na telefon i miała przygodę z jednym bardzo powa
żanym duchownym. Kiedy odmówił płacenia alimen
tów na dziecko, które, jak twierdziła, było jego,
sprzedała swoją opowieść niedzielnemu szmatławcowi.
To zrujnowało człowiekowi karierę, małżeństwo, całe
życie. Nie każdą rzecz, którą się dobrze czyta, można
opublikować. Mam nadzieję, że to jest odpowiedz na
twoje pytanie.
Cassie wiedziała o tym wszystkim i była zirytowana,
że uznał za konieczne jej przypominać. Wraz z ma
szynopisem w teczce był list streszczający przeszłość
April Davis. Miał pewnie oszczędzić wydawnictwu
kłopotu, w razie gdyby zapomnieli o skandalu.
- To zdarzyło się piętnaście lat temu, gdy April
była dziewiętnastoletnią dziewczyną. Potem z powo
dzeniem prowadziła sklep z dzianinami, jest kochającą
matką i teraz usiłuje zostać pisarką. Wkrótce ma
wyjść za mąż za znanego przemysłowca. Jeśli on
przebaczył jej grzechy, niewątpliwie i Barlow mogłoby
to zrobić - zakończyła gwałtownie.
- Przez wydawnictwo masz na myśli oczywiście
mnie - zauważył.
- Uderz w stół, a nożyce się...
- Nie odezwÄ…. Nigdy nie pozwalam, by moje
osobiste zapatrywania kolidowały z zasadami, które
ustaliłem dla firmy. A jest regułą, ustanowioną przez
Henry'ego Barlowa, że nie wydajemy tego, czego
moglibyśmy się wstydzić.
- Tylko skrajny bigot mógłby widzieć coś nieprzy
zwoitego w powieści April - wybuchnęła Cassie.
- Przyznaję, że jest dość śmiała, ale ma także dobrą
i zabawną fabułę. Sprzedamy ją w milionach egzem
plarzy. Pomyśl, ile awangardowych i intelektualnych
dzieł mógłbyś dofinansować!
- Skończyłaś? - rzucił lodowato.
- Nie możesz znieść krytyki?
- Nie od wścibskiej sekretarki, która nie ma żadnego
doświadczenia. A teraz, jeśli czujesz się na siłach, by
kontynuować pracę dla skrajnego bigota, proponuję,
byś zaczęła przepisywanie listów.
Wściekłość pchnęła Cassie do wyjścia i tylko
determinacja, by nie stracić posady, powstrzymała ją
od trzasnięcia drzwiami. Miała wrażenie, że następny
wybuch będzie kroplą, która przepełni czarę.
Zciszając głos, skontaktowała się z biurem maszynis
tek, a potem, czekając na posłańca, usiadła do kompu
tera. Tłukła w klawisze żałując, że to nie głowa Milesa.
O jedenastej trzydzieści - po otrzymaniu przesyłki
z biura - weszła do gabinetu z plikiem idealnie
przepisanych listów. Minęła jej złość i zdobyła się
nawet na anemiczny uśmiech.
- Cieszę się, że już się w tobie nie gotuje - zauważył
unosząc brwi. - Zupełnie nie szanujesz zwierzchników.
- Nie jestem ślepo posłuszna, jeśli o to ci chodzi.
- To czasem dobrze, a czasem zle.
- Zgadzam się - Cassie wyczuła, że powinna być
zawstydzona. - Przeciągnęłam strunę dziś rano,
przepraszam. Mogę to wytłumaczyć tylko tym, że
postąpiłam stosownie do twoich życzeń, by nie być
potulnÄ… sekretarkÄ….
- Jest różnica między wyrażaniem swojego zdania
a wywijaniem mi nad głową maczugą. [ Pobierz całość w formacie PDF ]