download > pdf > do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pierwsze z brzegu, to rzeczywiście mogą być drogie - odpowiedziała
Margaret.
- Nie wiem, co bym bez ciebie zrobił, ty moja wspaniała, mała gosposiu -
Harry rozpromienił się, a Margaret na ten widok odetchnęła z ulgą. Nie
lubiła, kiedy Harry był zmartwiony, tak staro wtedy wyglądał.
Z ręcznikami sprawa jest prosta. Trzeba tylko wybrać duży, średni i dwa
małe, potem niesie się je do światła, żeby dokładnie im się przyjrzeć,
oddalając się przy tym od dużego stosu ręczników, na którym leżały.
Potem należy posuwać się powoli, uważnie, nie patrząc w lewo ani w
prawo, coraz dalej i dalej od miejsca, skąd się je wzięło. Torbę na zakupy
trzeba postawić na podłodze i uważnie oglądać rogi ręczników,
sprawdzając, czy są dobrze wykończone. Wtedy można mimochodem
wrzucić te mniejsze do torby, nie rozglądając się przy tym dookoła; na tym
polega cały sekret. Potem umiejętnie składa się największy ręcznik tak,
żeby nie zajmował dużo miejsca, układa się go w torbie na samym
wierzchu i idzie się z tym wszystkim do miejsca oznaczonego: TU
PAACIMY. Ktokolwiek by nas obserwował, będzie przekonany, że
właśnie chcemy za to zapłacić, a osoby siedzące w kasie, pod napisem
 TU PAACIMY", w ogóle nikogo nie obserwują. Wtedy trzeba zapytać
kogoś z  TU PAACIMY", gdzie jest stoisko z zasłonami; a gdyby,
przypuśćmy, zdarzyło się jednak coś tak okropnego, że ktoś by nas
zatrzymał, można powiedzieć:  No właśnie szłam prosto do kasy, ale tak
się zajęłam zasłonami, że po prostu zapomniałam".
Margaret nie wiedziała, co by było, gdyby ją złapali. Sądziła, że udałoby
jej się jakoś wykręcić, gdyby miała w torbie tylko jedną rzecz, dlatego
wypracowała sobie dość czasochłonną zasadę, zgodnie z którą można było
brać tylko jedną rzecz. Potem zostawiało się ją gdzieś na przechowanie
jako paczkę albo zamykało się w schowku na bagaż. I to
Linia Centralna
291
właśnie sprawiało, że zakupy były dla niej tak męczące; te ciągłe
wędrówki tam i z powrotem do schowków na bagaż. Takie rozwiązanie
wydawało się jednak najrozsądniejsze. W dniu, w którym nie chciałoby jej
się tego robić, z pewnością zostałaby złapana.
Noże też nie stanowiły problemu. Porządne noże do mięsa, z drewnianą
rękojeścią; Harry byłby nimi zachwycony. Powie mu, że znalazła je na
strychu, że to prezent na którąś rocznicę ślubu, który przy jakichś
porządkach trafił tam przypadkiem. Będą się razem śmiali, że mieli
szczęście, że trafiło im się takie znalezisko.
Rajstopy były pewnym luksusem, przeznaczonym dla niej samej. Nogi
wciąż miała ładne i nie znosiła grubych, mechatych tanich pończoch. Co
miesiąc zaopatrywała się w cztery czy pięć par eleganckich, cienkich
rajstop, często w nowych, modnych odcieniach. Nigdy nie wspominała o
tym Harry'emu. On zaś od czasu do czasu zauważał:  Masz lepsze nogi niż
połowa tych pań z telewizji", a ona uśmiechała się wtedy uszczęśliwiona.
Resztki materiałów potrzebne jej były do szycia. Nie była wprawdzie
specjalistką w tej dziedzinie, ale przecież uszycie wsypy czy poszewki na
poduszkę to żadna sztuka, a Harry był szczęśliwy, widząc, jak żona
spokojnie sobie szyje, od czasu do czasu popatrując na telewizję. Teraz
wzięła kawałek materiału, z którego mógł być ładny obrus. Wystarczy go
tylko obrębić, a Harry nie będzie przecież sprawdzał, czy obrus jest
dokładnie wykończony. Przy śniadaniu zobaczy coś nowego, kolorowego
na stole i może na przykład powie:  Pomyśleć tylko, że sama to zrobiłaś.
%7ładen mężczyzna nie ma takiej żony jak ja, jestem o tym przekonany".
Breloczek miał być prezentem dla ich syna Jerry'ego, który studiował na
uniwersytecie, w północnej części Anglii. W przyszłym tygodniu
wypadały jego urodziny. Jerry trochę ją martwił; często przyglądał jej się
uważnie, nic przy tym nie mówiąc.
292
Linia Centralna
- O czym myślisz? - pytała go.
- O niczym, mamo - odpowiadał niezmiennie, czuła jednak, że ją
obserwuje z pewnym współczuciem i niepokojem. Wcale jej się to nie
podobało.
Kiedyś posłała mu na urodziny sweter z kaszmiru, a on zatelefonował, nie
tyle by podziękować, ile raczej by wyrazić swoje oburzenie.
- Mamo, takie swetry kosztują majątek, jakim cudem stać cię było na coś
takiego? Taki sweter kosztuje połowę tygodniowych zarobków ojca.
Margaret zrozumiała, że tym razem trochę się zagalopowała.
- Kupiłam go w sklepie z używaną odzieżą - odparła, udając, że przyznaje
się do pewnej wstydliwej oszczędności, ale serce waliło jej ze strachu.
- Ale ten sweter jest całkiem nowy, w firmowym opakowaniu - nie dawał
się przekonać Jerry.
- Pewnie ktoś go tam oddał, może to był prezent, który się nie spodobał.
- Musiałby mieć zle w głowie - gderał Jerry, odnosząc się do całej sprawy
podejrzliwie.
Od tamtej pory wybierała prezenty, których cenę trudno byłoby tak
jednoznacznie określić. Breloczek kosztowałby jakieś siedem funtów,
gdyby za niego zapłaciła, do czego oczywiście nie doszło. Poprosiła
miłego młodego sprzedawcę, żeby pokazał jej kolczyki, a kiedy się
odwrócił, wsunęła breloczek do kieszeni.
Któregoś wieczoru oglądała razem z Harrym sztukę telewizyjną, w której
bohater pił herbatę z wielkiej porcelanowej filiżanki. Harry uśmiechnął się
i powiedział, że jest naprawdę śliczna.
- Widziałam takie w sklepach - powiedziała Margaret. -
Chciałbyś taką?
- Nie, to byłaby głupota, na pewno kosztuje majątek i może być, że herbata
szybko by w niej stygła. Po prostu była ładna, i tyle.
Linia Centralna
293
Margaret powiedziała, że przypomina sobie jak przez mgłę, że chyba
widziała takie filiżanki na wyprzedaży, mniej więcej po pięćdziesiąt
pensów.
- No to w porządku - odpowiedział Harry i powrócił do oglądania
telewizji.
Filiżanka, którą wzięła ze sklepu, kosztowałaby siedem funtów i
pięćdziesiąt pensów, ale pokazując ją wieczorem Harry'emu, Margaret nie
wspomni o tych siedmiu funtach. Sądziła, że jak na jedną filiżankę ze
spodkiem jest to masa pieniędzy. Czasami czuła się dotknięta, jeśli
przedmioty, które brała, były bardzo drogie. Lubiła to, co najlepsze, ale
uważała, że ceny nie powinny być wygórowane.
Zapalniczka na stół miała być prezentem dla brata Har-ry'ego i jego żony,
którzy w przyszłym tygodniu wydawali przyjęcie z okazji swej
dwudziestej piątej rocznicy ślubu. Martin, brat Harry'ego, nie przepadał za
Margaret, czego Harry za żadne skarby świata nie był w stanie zrozumieć.
Obie rodziny spotykały się rzadko. Jedna zdawkowa wizyta w okresie
Bożego Narodzenia, druga latem. %7łona Martina prawie nie wyjmowała
papierosa z ust, nigdy nie nosiła pończoch, chodziła rozczochrana i
hałaśliwie się śmiała. Margaret była zadowolona, że nie musi widywać jej
zbyt często. Jednak kiedy ich odwiedzali, była dla nich czarująca i
wybuchała nieszczerym śmiechem, gdy Martin mówił do brata:
- No, niezle cię oswoiła, Harry, nigdy nie sądziłem, że doczekam dnia, [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aikidobyd.xlx.pl
  •