[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jeszcze słaby blask. Jedno z tych świateł błyskało pewnie panu Sassneckowi.
Ostatni Sassneck , tak nazwała go ciotka Elżbieta, kiedy jechały do zamku.
Ostatni Sassneck Ania usiłowała go sobie wyobrazić, gdy ciotka
Elżbieta opowiadała o nim tak szczegółowo. Ale nie udało się jej stworzyć
sobie obrazu ostatniego Sassnecka. Teraz jednak wiedziała, jak on wygląda,
Strona nr 43
Jadwiga Courths-Mahler
wiedziała też, że był dobry, szlachetny i zdolny do gorących uczuć. I czuła, że
był jej bardzo sympatyczny. Sympatyczny?... Westchnęła i przycisnęła rękę
do serca... Ileż uczuć da się wtłoczyć w to słowo! Już wtedy, gdy go ujrzała
po raz pierwszy, doznała wrażenia czegoś ciepłego, rozkosznego. A oczy
jego spojrzały na nią, jakby potrafił przenikać nimi aż w głąb duszy. Jakie to
było jednak dziwne, że się spotkali...
Niebawem będzie się musiał rozejrzeć za narzeczoną, powiedziała ciotka
Elżbieta. Ach... dobrze, że Ania wiedziała o tym. Był o tyle wyższy od niej,
że właściwie myśli jej nie miały nawet prawa zbliżyć się do niego. I dobrze
było, że wiedziała, jaka nieprzekraczalna przepaść ziała między nimi, gdyż
inaczej... tak... inaczej oddałaby się może jakimś fantastycznym marzeniom.
To się nie mogło stać. Jasno i zdecydowanie powinna kroczyć swoją drogą,
która rozłączała ją zupełnie z ostatnim Sassneckiem.
Strona nr 44
MIEJ SAOCCE W SERCU
10.
10.
Gdy Ania przyszła następnego dnia o ósmej rano na śniadanie, przez
przeciwległe drzwi wszedł w tej samej chwili Norbert.
Mam nadzieję, że spędziła pani dobrze pierwszą noc w Sassneck?
zapytał z uśmiechem.
Dziękuję panu, panie von Sassneck, nawet bardzo dobrze.
W tej chwili weszła pani von Sassneck.
O Boże, jestem dzisiaj ostatnia! Dzień dobry, Norbercie, dzień dobry
Aniu. Siadajmy do śniadania. Do stołu nakryto na tarasie. Jadamy tam
zwykle, gdy ranek jest tak ciepły i słoneczny wyjaśniła Ani.
Zasiedli do stołu. Służący wniósł tacę z filiżankami i gorący półmisek dla
Norberta, który jadł już drugie śniadanie. Pani von Sassneck skinęła na
służącego, aby się oddalił.
Możemy sobie teraz radzić bez służącego, drogi Norbercie. Ta młoda
dama płonie żądzą otrzymania i spełniania obowiązków. Może więc nas pani
teraz rozpieścić trochę, droga Aniu. Milej jest nie mieć przy jedzeniu służby
w pobliżu, prawda, Norbercie?
Oczywiście, cioteczko. A jeśli panna Sundheim chce mieć pracę, niech
ją ma. Więc proszę, niech mnie łaskawa pani rozpieszcza. Podał jej swoją
filiżankę.
Ania nalała mu ze śmiechem, ale potem dodała ze spokojną powagą:
Proszę jednak nie nazywać mnie łaskawą panią , gdyż to nie
odpowiada mojemu stanowisku.
Nie chce pani chyba powiedzieć przez to, że jest pani niełaskawa ?
Strona nr 45
Jadwiga Courths-Mahler
Tylko w pewnym sensie. Przy moim stanowisku wolę zrezygnować z
tego tytułu.
Ależ kochana Aniu, dlaczego podkreśla pani ciągle to swoje
stanowisko ? Nie powinna się pani przecież czuć tutaj jak podwładna
zaoponowała pani von Sassneck.
Dobroć pani chce mi ująć wszelkiego brzemienia, cioteczko Elżbieto,
ale ja nie chcę, aby mi było tak łatwo. Pan von Sassneck zaś zrozumie mnie
na pewno i spełni moje życzenie.
Mimo sprzeciwu Ani pani von Sassneck spodobał się jej pogląd. W ten
sposób przedstawiała ona taktownie swój stosunek do Norberta we
właściwym świetle.
Więc dobrze, panno Sundheim, poddaję się, aby nie ściągać na siebie
gniewu zażartował Norbert. Czy mogę panią prosić o podanie półmiska?
Zniadanie minęło równie miło, jak poprzedniego wieczoru kolacja.
Norbert żałował, że musiał zaraz po jedzeniu odejść. Pożegnał ciotkę
pocałowaniem ręki, Anię ukłonem.
Pani von Sassneck oprowadziła teraz Anię po całym domu. Dawała jej
przy tym wskazówki, co do rozmaitych zajęć, w których Ania miała ją
zastąpić.
Przedpołudnie minęło szybko. Przy obiedzie Ania zobaczyła znowu
Norberta. Był bardzo wesół i podniecony, przekomarzał się z ciotką Elżbietą
i cieszył się, gdy na twarzy Ani wykwitał słoneczny uśmiech.
Po obiedzie pani von Sassneck zwykła odpoczywać godzinkę. Tę godzinę
powinna Ania mieć dla siebie i spędzać ją w swoim pokoju lub na powietrzu.
Dzisiaj ciągnęło coś Anię do przepięknego, starego parku. Miło jej było
wałęsać się po nim i być sam na sam ze swymi myślami. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl aikidobyd.xlx.pl
jeszcze słaby blask. Jedno z tych świateł błyskało pewnie panu Sassneckowi.
Ostatni Sassneck , tak nazwała go ciotka Elżbieta, kiedy jechały do zamku.
Ostatni Sassneck Ania usiłowała go sobie wyobrazić, gdy ciotka
Elżbieta opowiadała o nim tak szczegółowo. Ale nie udało się jej stworzyć
sobie obrazu ostatniego Sassnecka. Teraz jednak wiedziała, jak on wygląda,
Strona nr 43
Jadwiga Courths-Mahler
wiedziała też, że był dobry, szlachetny i zdolny do gorących uczuć. I czuła, że
był jej bardzo sympatyczny. Sympatyczny?... Westchnęła i przycisnęła rękę
do serca... Ileż uczuć da się wtłoczyć w to słowo! Już wtedy, gdy go ujrzała
po raz pierwszy, doznała wrażenia czegoś ciepłego, rozkosznego. A oczy
jego spojrzały na nią, jakby potrafił przenikać nimi aż w głąb duszy. Jakie to
było jednak dziwne, że się spotkali...
Niebawem będzie się musiał rozejrzeć za narzeczoną, powiedziała ciotka
Elżbieta. Ach... dobrze, że Ania wiedziała o tym. Był o tyle wyższy od niej,
że właściwie myśli jej nie miały nawet prawa zbliżyć się do niego. I dobrze
było, że wiedziała, jaka nieprzekraczalna przepaść ziała między nimi, gdyż
inaczej... tak... inaczej oddałaby się może jakimś fantastycznym marzeniom.
To się nie mogło stać. Jasno i zdecydowanie powinna kroczyć swoją drogą,
która rozłączała ją zupełnie z ostatnim Sassneckiem.
Strona nr 44
MIEJ SAOCCE W SERCU
10.
10.
Gdy Ania przyszła następnego dnia o ósmej rano na śniadanie, przez
przeciwległe drzwi wszedł w tej samej chwili Norbert.
Mam nadzieję, że spędziła pani dobrze pierwszą noc w Sassneck?
zapytał z uśmiechem.
Dziękuję panu, panie von Sassneck, nawet bardzo dobrze.
W tej chwili weszła pani von Sassneck.
O Boże, jestem dzisiaj ostatnia! Dzień dobry, Norbercie, dzień dobry
Aniu. Siadajmy do śniadania. Do stołu nakryto na tarasie. Jadamy tam
zwykle, gdy ranek jest tak ciepły i słoneczny wyjaśniła Ani.
Zasiedli do stołu. Służący wniósł tacę z filiżankami i gorący półmisek dla
Norberta, który jadł już drugie śniadanie. Pani von Sassneck skinęła na
służącego, aby się oddalił.
Możemy sobie teraz radzić bez służącego, drogi Norbercie. Ta młoda
dama płonie żądzą otrzymania i spełniania obowiązków. Może więc nas pani
teraz rozpieścić trochę, droga Aniu. Milej jest nie mieć przy jedzeniu służby
w pobliżu, prawda, Norbercie?
Oczywiście, cioteczko. A jeśli panna Sundheim chce mieć pracę, niech
ją ma. Więc proszę, niech mnie łaskawa pani rozpieszcza. Podał jej swoją
filiżankę.
Ania nalała mu ze śmiechem, ale potem dodała ze spokojną powagą:
Proszę jednak nie nazywać mnie łaskawą panią , gdyż to nie
odpowiada mojemu stanowisku.
Nie chce pani chyba powiedzieć przez to, że jest pani niełaskawa ?
Strona nr 45
Jadwiga Courths-Mahler
Tylko w pewnym sensie. Przy moim stanowisku wolę zrezygnować z
tego tytułu.
Ależ kochana Aniu, dlaczego podkreśla pani ciągle to swoje
stanowisko ? Nie powinna się pani przecież czuć tutaj jak podwładna
zaoponowała pani von Sassneck.
Dobroć pani chce mi ująć wszelkiego brzemienia, cioteczko Elżbieto,
ale ja nie chcę, aby mi było tak łatwo. Pan von Sassneck zaś zrozumie mnie
na pewno i spełni moje życzenie.
Mimo sprzeciwu Ani pani von Sassneck spodobał się jej pogląd. W ten
sposób przedstawiała ona taktownie swój stosunek do Norberta we
właściwym świetle.
Więc dobrze, panno Sundheim, poddaję się, aby nie ściągać na siebie
gniewu zażartował Norbert. Czy mogę panią prosić o podanie półmiska?
Zniadanie minęło równie miło, jak poprzedniego wieczoru kolacja.
Norbert żałował, że musiał zaraz po jedzeniu odejść. Pożegnał ciotkę
pocałowaniem ręki, Anię ukłonem.
Pani von Sassneck oprowadziła teraz Anię po całym domu. Dawała jej
przy tym wskazówki, co do rozmaitych zajęć, w których Ania miała ją
zastąpić.
Przedpołudnie minęło szybko. Przy obiedzie Ania zobaczyła znowu
Norberta. Był bardzo wesół i podniecony, przekomarzał się z ciotką Elżbietą
i cieszył się, gdy na twarzy Ani wykwitał słoneczny uśmiech.
Po obiedzie pani von Sassneck zwykła odpoczywać godzinkę. Tę godzinę
powinna Ania mieć dla siebie i spędzać ją w swoim pokoju lub na powietrzu.
Dzisiaj ciągnęło coś Anię do przepięknego, starego parku. Miło jej było
wałęsać się po nim i być sam na sam ze swymi myślami. [ Pobierz całość w formacie PDF ]