download > pdf > do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

piorun.
- Chciałbym zaprosić cię do domu na kolację. - Nie dopuści, by
Riana piła alkohol. Wiedział, dokąd to prowadzi i nie miał zamiaru
pozwolić, aby ją to spotkało.
Riana otworzyła ze zdziwienia oczy.
- Co?
- Mówię, że chciałbym ugotować dla ciebie kolację - powtórzył
z zachęcającym uśmiechem. Riana musi mieć jakieś zajęcie. Powinna
myśleć o tym, co jest w jej życiu ważne i wspaniałe.
- Umiesz gotować?
ous
l
a
d
an
sc
Przysunął się do niej, nadal trzymając ją mocno za rękę. Jej
bliskość działała na niego jak narkotyk
- Potrafię robić różne rzeczy. Jestem bardzo uzdolniony. Riana
spojrzała na ich splecione dłonie.
- Coś o tym słyszałam.
- A więc? Zgódz się, proszę.
- Jak mogłabym ci odmówić? - odparła, uśmiechając się
szeroko.
Była piękna. Na pewno zdawała sobie z tego sprawę. Kiedy
patrzyła w lustro, musiała wiedzieć, że rozstanie ze Stuartem to nie
koniec świata.
Niedługo dojdzie do siebie. Stanie na własnych nogach i jego rola
będzie skończona. Będzie mógł wrócić do normalnego życia i do
Francine.
Jedna narzeczona to i tak dużo. Dwie, to już wielki kłopot.
ous
l
a
d
an
sc
ROZDZIAA ÓSMY
Joe zdjął marynarkę i położył ją na krześle obok drzwi. Na
wierzch rzucił kluczyki.
Czy on do reszty zwariował? Tak. Jednak z jakiegoś zupełnie
niepojętego powodu nie umiał zignorować Riany. Oczywiście, był dla
niej obcy, ale jeśli w jakikolwiek sposób mógł zmienić jej życie,
pewnie przestałyby prześladować go myśli o tym, czego nie zrobił dla
swojej ukochanej siostry.
Rozejrzał się po pustym domu. Myślał o tym, żeby kupić psa, ale
ulica przed domem była bardzo ruchliwa. Gdyby miał jakiś kawałek
ogródka...
Poszedł do salonu. Opadł na sofę, położył nogi na stoliku do
kawy i zamknÄ…Å‚ oczy.
Byłoby miło wrócić do domu, w którym ktoś by na niego czekał.
Jednak kupno psa nie było chyba najlepszym rozwiązaniem. Jego praca
wiązała się z częstymi wyjazdami i nie bardzo wiedział, co miałby
wówczas zrobić z podopiecznym. Musiałby znalezć kogoś, kto
zajmowałby się psem podczas jego nieobecności.
Potrząsnął głową. Nie, to nie był dobry pomysł.
Może powinien sprzedać to mieszkanie? Było zbyt duże dla
jednego człowieka i niezależnie od tego, ile razy zmieniał jego wystrój,
zawsze był to po prostu dom jego wuja. Jakoś nie potrafił o nim myśleć
jako o swojej własności.
ous
l
a
d
an
sc
Zegar na ścianie wybił piątą. Jeszcze dwie godziny i znów ją
zobaczy. Riana. Wszystko w niej było intrygujące.
Była chyba bardziej pozbierana od jego siostry. Przynajmniej
przed nim potrafiła trzymać fason. I całe szczęście. A może po prostu
umiała tak dobrze ukrywać swoje uczucia przed światem? Widział
przecież w jej oczach ból i strach na jej twarzy.
Postępował słusznie. Nic nie było ważniejsze od tego, by ocalić
życie młodej kobiety. Do diabła. Joe zerwał się na równe nogi.
Francine.
Chwycił telefon i nacisnął numer Francine.
- Mówi Francine Noelene Hartford - usłyszał jej dystyngowany
głos.
Joe przejechał ręką po włosach.
- Cześć, Francine. Mówi Joe. Słuchaj, nie będę się mógł dziś z
tobą spotkać.
- Och, kochanie, to niemożliwe. Co się stało? Joe zaczął
nerwowo przechadzać się po pokoju.
- Jedna ze znajomych ma problem i muszę jej pomóc. Nie mogę
jej zostawić samej, wiesz, jak to jest. - To nie było kłamstwo. Była to
prawie prawda, ale jakoś nie chciał wdawać się w szczegóły. Nie
sądził, aby Francine spodobało się to, że pocieszał samotną i zagubioną
młodą kobietę, w dodatku tak piękną jak Riana.
Francine i tak z trudem akceptowała jego wybory. Dlaczego
podjął pracę, skoro mógł sobie pozwolić na nieróbstwo do końca życia?
Dlaczego czasem się nie golił? Dlaczego wolał niebieskie dżinsy i
ous
l
a
d
an
sc
bawełniane podkoszulki od strojów od Pierre'a Cardina, które
kupowała mu matka?
Dlaczego wolał mieszkać w starym domu wuja, zamiast w
wynajętym apartamencie z widokiem na port?
- Chyba to nie jest nic poważnego?
- Wydaje mi się, że jednak tak - powiedział Joe, przypominając
sobie swojÄ… wczorajszÄ… decyzjÄ™.
Gdybyż tylko Riana potrafiła bardziej realistycznie ocenić
postępowanie Stuarta. Musiała być naprawdę zszokowana, kiedy zdała
sobie sprawę, że nie zamierzał się jej oświadczyć. Kochała go, w
przeciwnym wypadku nie planowałaby wspólnej przyszłości.
Zcisnął mocniej słuchawkę.
- Naprawdę ta osoba nie powinna być teraz sama.
- Jesteś jej kołem ratunkowym?
- CoÅ› w tym rodzaju.
- Może powinieneś dać jej kilka numerów telefonów. Wiesz, [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aikidobyd.xlx.pl
  •