[ Pobierz całość w formacie PDF ]
w szeregi Gildii Orędowników. Wymaga się jednak, aby opiekunów było dwu, jeden widzialny i
drugi niewidzialny. Czy drugi opiekun jest obecny?
- Jestem - nieoczekiwanie, obok prawego ucha Paula rozległ się głos Jasona Warrena.
Paul odwrócił się, ale nie dostrzegł niczego, prócz ścian komnaty. Mimo to wyczuł obok siebie
obecność Jase'a.
Odwrócił się do Hebera. Ujrzał, iż białowąsy mężczyzna trzyma teraz w dłoniach wielką,
oprawną w skórę księgę. W drugiej ręce dzierżył wijącego się, niemal dwumetrowego węża.
- Przeszedłeś oto pod jurysdykcję Sił Alternatywnych - powiedział Heber. - Jurysdykcji
Sił Alternatywnych poświęcasz się i oddajesz. I będziesz podlegać jej, w przyszłości,
terazniejszości i poza czasem, dopóki Siły Alternatywne nie utracą mocy.
- Poświadczam - odezwał się głos Jase'a nad ramieniem Paula.
- Wez więc swą włócznię - rzekł Heber. Podał węża Paulowi, wsuwając go w jego jedyną
dłoń.
Paul ujął gada, a ten pod dotykiem palców znieruchomiał i zmartwiał. Paul stwierdził, że
trzyma w dłoni długą włócznię o matowo połyskującym, stalowym grocie.
- Wez i tarczę - powiedział następnie Heber postępując do przodu z księgą. Lecz była to
już owalna tarcza o skórzanych, umocowanych do drewnianej obręczy uchwytach, którą Heber
zawiesił u bezrękiego ramienia Paula. - Teraz pójdz za mną - Heber ruszył w mrok, poza granicę
światła pochodni. Paul, usłuchawszy wezwania, poszedł opadającym lekko tunelem. Na jego
końcu znajdowało się niewielkie, kwadratowe pomieszczenie, gdzie kolejne dwie pochodnie
płonęły po bokach czegoś, co przypominało kamienny ołtarz. Na nim od lewej do prawej
złożono: mały model przewróconej na burtę żaglówki, z której bezwładnie wychylała się
miniaturowa figurka żeglarza, nieduży model kopalnianej konsoli, brudną, wytartą muszlę i
trójwymiarowe zdjęcie rozbitego czerepu Malorna.
Paul i Heber zatrzymali się przed ołtarzem.
- Niech drugi z opiekunów powie nowicjuszowi, co ów ma czynić - rzekł Heber.
- Nowicjusz zostaje czeladnikiem w sztuce Nekroman-cji - oznajmił niewidzialny Jase. -
Dlatego przywiedliśmy go do korzeni drzewa. Niech czeladnik przyjrzy się uważnie.
Paul ponownie spojrzał na ołtarz. Ze skały wyłonił się potężny korzeń drzewa i omijając
leżące na płycie przedmioty opuścił się na podłogę.
- Oto - ciągnął dalej głos Jase'a - jest studnia Hvergelmer w państwie umarłych. Korzeń to
pierwszy z korzeni jesionu Yggrasila, drzewa życia, wiedzy, przeznaczenia, czasu i przestrzeni.
Podczas czuwania tutaj, nowicjusz ma obowiązek strzec korzenia i leżących na ołtarzu części
swego życia. Może się zdarzyć, że w trakcie czuwania nowicjusz nie będzie niepokojony. Może
jednak stać się i tak, że smok Nidhug i jego plemię przyjdą tu, by przegryzć korzeń drzewa. W
takim wypadku nowicjusz może, wedle swego wyboru, odwołać się do Sił Alternatywnych lub
nie, jeśli jednak nie pokona Nidhuga, zostanie pożarty.
Głos Jase'a umilkł. Przemówił teraz Heber i Paul odwrócił głowę ku białowąsemu.
- Drzewo - stwierdził z powagą Heber - jest złudzeniem. Złudzeniem jest i życie. Nidhug i
jego plemię również są ułudą, podobnie jak cały Wszechświat, czas i wieczność. Istnieją jedynie
Siły Alternatywne, a czas, przestrzeń i wszystko, co w nich się zawiera, są jedynie igraszkami Sił
Alternatywnych. Uznaj tę prawdę, a będziesz niepokonany.
- Masz trzymać tu straż - dodał głos Nekromanty - aż do trzeciego uderzenia w gong. Gdy
gong przebrzmi po raz trzeci, zostaniesz uwolniony z królestwa śmierci i wrócisz do światłości i
życia. Teraz cię opuszczam, aż do trzeciego gongu.
Paul poczuł, że obok niego zrobiła się pustka. Odruchowo odwrócił się ku Heberowi.
Białowąsy ciągle stał przy nim.
- I ja zostawię cię samego - powiedział - dopóki gong nie zabrzmi trzeci raz - przeszedł
obok Paula idąc w stronę wyjścia. Gdy mijał młodego adepta, ten zauważył szybkie drgnienie
jego powieki, jakby Heber powstrzymał się od mrugnięcia okiem. Paul usłyszał też, jak
białowąsy mruczy do siebie pod nosem:
- Błazenada...
Potem Heber zniknął w mroku. W pomieszczeniu nastała cisza.
Było to milczenie skał tam, gdzie skały, głęboko pod ziemią, zachowują swą nieskalaną
naturę. Znikąd nie kapała woda. Wszędzie panowało niezmącone, zimne milczenie żywiołów.
Nawet pochodnie płonęły bezgłośnie. W ich czerwonym, migotliwym świetle oddech Paula
zakwitał białymi pióropuszami.
Paul zaczai wczuwać się w otoczenie.
Wokół niego, we wszystkich kierunkach rozciągała się kamienna skorupa Merkurego.
Stopami badał nierówności podłoża, chłód zaś otulił go jak mrozna opończa. W ciszy mijały [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl aikidobyd.xlx.pl
w szeregi Gildii Orędowników. Wymaga się jednak, aby opiekunów było dwu, jeden widzialny i
drugi niewidzialny. Czy drugi opiekun jest obecny?
- Jestem - nieoczekiwanie, obok prawego ucha Paula rozległ się głos Jasona Warrena.
Paul odwrócił się, ale nie dostrzegł niczego, prócz ścian komnaty. Mimo to wyczuł obok siebie
obecność Jase'a.
Odwrócił się do Hebera. Ujrzał, iż białowąsy mężczyzna trzyma teraz w dłoniach wielką,
oprawną w skórę księgę. W drugiej ręce dzierżył wijącego się, niemal dwumetrowego węża.
- Przeszedłeś oto pod jurysdykcję Sił Alternatywnych - powiedział Heber. - Jurysdykcji
Sił Alternatywnych poświęcasz się i oddajesz. I będziesz podlegać jej, w przyszłości,
terazniejszości i poza czasem, dopóki Siły Alternatywne nie utracą mocy.
- Poświadczam - odezwał się głos Jase'a nad ramieniem Paula.
- Wez więc swą włócznię - rzekł Heber. Podał węża Paulowi, wsuwając go w jego jedyną
dłoń.
Paul ujął gada, a ten pod dotykiem palców znieruchomiał i zmartwiał. Paul stwierdził, że
trzyma w dłoni długą włócznię o matowo połyskującym, stalowym grocie.
- Wez i tarczę - powiedział następnie Heber postępując do przodu z księgą. Lecz była to
już owalna tarcza o skórzanych, umocowanych do drewnianej obręczy uchwytach, którą Heber
zawiesił u bezrękiego ramienia Paula. - Teraz pójdz za mną - Heber ruszył w mrok, poza granicę
światła pochodni. Paul, usłuchawszy wezwania, poszedł opadającym lekko tunelem. Na jego
końcu znajdowało się niewielkie, kwadratowe pomieszczenie, gdzie kolejne dwie pochodnie
płonęły po bokach czegoś, co przypominało kamienny ołtarz. Na nim od lewej do prawej
złożono: mały model przewróconej na burtę żaglówki, z której bezwładnie wychylała się
miniaturowa figurka żeglarza, nieduży model kopalnianej konsoli, brudną, wytartą muszlę i
trójwymiarowe zdjęcie rozbitego czerepu Malorna.
Paul i Heber zatrzymali się przed ołtarzem.
- Niech drugi z opiekunów powie nowicjuszowi, co ów ma czynić - rzekł Heber.
- Nowicjusz zostaje czeladnikiem w sztuce Nekroman-cji - oznajmił niewidzialny Jase. -
Dlatego przywiedliśmy go do korzeni drzewa. Niech czeladnik przyjrzy się uważnie.
Paul ponownie spojrzał na ołtarz. Ze skały wyłonił się potężny korzeń drzewa i omijając
leżące na płycie przedmioty opuścił się na podłogę.
- Oto - ciągnął dalej głos Jase'a - jest studnia Hvergelmer w państwie umarłych. Korzeń to
pierwszy z korzeni jesionu Yggrasila, drzewa życia, wiedzy, przeznaczenia, czasu i przestrzeni.
Podczas czuwania tutaj, nowicjusz ma obowiązek strzec korzenia i leżących na ołtarzu części
swego życia. Może się zdarzyć, że w trakcie czuwania nowicjusz nie będzie niepokojony. Może
jednak stać się i tak, że smok Nidhug i jego plemię przyjdą tu, by przegryzć korzeń drzewa. W
takim wypadku nowicjusz może, wedle swego wyboru, odwołać się do Sił Alternatywnych lub
nie, jeśli jednak nie pokona Nidhuga, zostanie pożarty.
Głos Jase'a umilkł. Przemówił teraz Heber i Paul odwrócił głowę ku białowąsemu.
- Drzewo - stwierdził z powagą Heber - jest złudzeniem. Złudzeniem jest i życie. Nidhug i
jego plemię również są ułudą, podobnie jak cały Wszechświat, czas i wieczność. Istnieją jedynie
Siły Alternatywne, a czas, przestrzeń i wszystko, co w nich się zawiera, są jedynie igraszkami Sił
Alternatywnych. Uznaj tę prawdę, a będziesz niepokonany.
- Masz trzymać tu straż - dodał głos Nekromanty - aż do trzeciego uderzenia w gong. Gdy
gong przebrzmi po raz trzeci, zostaniesz uwolniony z królestwa śmierci i wrócisz do światłości i
życia. Teraz cię opuszczam, aż do trzeciego gongu.
Paul poczuł, że obok niego zrobiła się pustka. Odruchowo odwrócił się ku Heberowi.
Białowąsy ciągle stał przy nim.
- I ja zostawię cię samego - powiedział - dopóki gong nie zabrzmi trzeci raz - przeszedł
obok Paula idąc w stronę wyjścia. Gdy mijał młodego adepta, ten zauważył szybkie drgnienie
jego powieki, jakby Heber powstrzymał się od mrugnięcia okiem. Paul usłyszał też, jak
białowąsy mruczy do siebie pod nosem:
- Błazenada...
Potem Heber zniknął w mroku. W pomieszczeniu nastała cisza.
Było to milczenie skał tam, gdzie skały, głęboko pod ziemią, zachowują swą nieskalaną
naturę. Znikąd nie kapała woda. Wszędzie panowało niezmącone, zimne milczenie żywiołów.
Nawet pochodnie płonęły bezgłośnie. W ich czerwonym, migotliwym świetle oddech Paula
zakwitał białymi pióropuszami.
Paul zaczai wczuwać się w otoczenie.
Wokół niego, we wszystkich kierunkach rozciągała się kamienna skorupa Merkurego.
Stopami badał nierówności podłoża, chłód zaś otulił go jak mrozna opończa. W ciszy mijały [ Pobierz całość w formacie PDF ]