[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Stopniowo zaczął pojmować. Kaye nigdy nie przestanie
go intrygować, bo potrafiła rodzić się na nowo każdego dnia
i każdej nocy, pozostając równocześnie sobą.
Kiedy między zasłony wśliznął się pierwszy ślad szaro-
ści,
Jack zbudził się, porażony świadomością, że albo odniósł
wielkie zwycięstwo, albo doznał triumfalnej, pełnej chwały
klęski. Patrząc na żonę śpiącą jak dziecko w jego objęciach,
nie był pewien, czy wie, co się właściwie stało.
I czy kiedykolwiek się tego dowie.
Jack odchylił się do tyłu w ciężkim skórzanym fotelu,
ziewnął i przeciągnął się. Robił notatki, ale w pewnym mo-
mencie rozbolała go głowa i odłożył notes. Doznał ulotnego
wrażenia deja vu. Przecież zaledwie ubiegłego wieczoru tak
S
R
samo siedział w biurze, szukając pretekstu, aby nie musieć
wracać do domu. Po telefonie Kaye natychmiast tam wyru-
szył. Powitanie, jakie zgotowała mu żona, nie mówiąc już
o tym, co po nim nastąpiło, całkowicie go zaskoczyło.
Odkrył, że jego skromna żona może przeistoczyć się
w zmysłową kusicielkę, doprowadzającą go do granic wy-
trzymałości, namiętną kochankę narzucającą swoją wolę,
szaloną partnerkę dowodzącą mu, jak bardzo jej pragnie.
Ogrom tego pragnienia, z którego nigdy wcześniej nie zda-
wał sobie sprawy, wprawił go w autentyczny niepokój. Za-
grażał opanowaniu, które umożliwiało mu funkcjonowanie
i zachowanie dystansu.
Jeśli Kaye chciała udowodnić, że w łóżku potrafi kontro-
lować sytuację, udało jej się to w zupełności. Gdzie podziała
się jego czujność, kiedy Kaye rozpoczęła swoje gierki? Za-
skoczony, oczarowany i oszołomiony, zapomniał o wszyst-
kim, aż było za pózno.
Sprawiła, że tańczył, jak mu zagrała.
A teraz wyrzucał sobie, że na to pozwolił, że tak łatwo się
poddał.
Wstał wcześnie rano i pospiesznie wyszedł z domu, nie
jedząc śniadania. Musiał przemyśleć wszystko z dala od
Kaye. Nie był w stanie racjonalnie myśleć, kiedy ona znajdo-
wała się w pobliżu.
Pogrążył się w pracy, chcąc umknąć rozpamiętywania
niedawnych zdarzeń. Udawało mu się to przez cały dzień, do
czasu, gdy został sam w opustoszałym budynku. Wtedy po-
wróciły myśli o żonie, o ich związku. Pojawiły się znaki za-
pytania i wątpliwości.
Szalona, namiętna Kaye, która kochała się z nim z takim
zapamiętaniem, wydawała się jaskrawym przeciwieństwem
S
R
skromnej, niemal nieśmiałej kobiety, jaką była w ciągu dnia.
Ten kontrast także zbijał go z tropu, zwłaszcza po wydarze-
niach ostatniej nocy.
Postanowił skupić się ponownie na pracy. Nadeszła zna-
komita pora do załatwiania telefonów międzynarodowych.
Wtem dobiegł go z sekretariatu głos jakiegoś niepożąda-
nego gościa.
- Halo? Jest tu kto?
Kobieta, która wkroczyła do jego gabinetu, była ubrana
z elegancją i umiarem. Miała dyskretny makijaż i gładko
uczesane włosy.
- Elsie? - Jack nie wierzył własnym oczom.
- Dobry wieczór - rzuciła chłodno, podchodząc bliżej.
- Sądziłem, że wróciłaś do Monte Carlo.
- Spędziłam tam trochę czasu. Nie potrafię jednak żyć
z dala od mojej malutkiej dziewczynki.
- Zwietnie. - Postanowił zachowywać się uprzejmie. -
Georgy z radością się z tobą zobaczy. Tylko czemu przyszłaś
do mnie, do biura?
- Czas już, żebyśmy porozmawiali o przyszłości bez tej
wtrącającej swoje trzy grosze ciamajdy, którą poślubiłeś.
- Gdybyś naprawdę sądziła, że Kaye to ciamajda, nie
unikałabyś jej - zauważył, ściągając na siebie gniewne spoj-
rzenie Elsie. - Kaye to moja siła. Kiedy mam ją u boku, nic
nam nie możesz zrobić.
- Nie bądz tego taki pewny. Zostawiłeś Georgy ze mną
na całe lata, bo tak ci było wygodniej.
- Była wówczas małą dziewczynką, a ty trzymałaś ją z
dala od swych podejrzanych przyjaciół. Poza tym miałaś po-
moc w osobie Valerie, do której żywiłem zaufanie. Kiedy
S
R
opiekowała się Georgy, nie musiałem się martwić. Szkoda, że
odeszła, a tobie zabrakło rozsądku, by przyjąć na jej miejsce
kogoś innego.
- Jesteś bardzo surowy, Jack. Czy wiesz, co dla mnie
znaczy świadomość, że nastawiasz moje dziecko przeciwko
mnie?
- Niczego takiego nie robię. Wciąż jesteś jej matką.
- Teraz dałeś jej inną matkę.
- Kaye nie zamierza cię odseparować od córki. Ja też nie.
Georgy to jeszcze dziecko. Potrzebuje poczucia bezpie-
czeństwa, domu, stabilizacji, a ty, Elsie, powiedzmy to
wprost, nie jesteś najbardziej godną zaufania osobą na świe-
cie.
- Waśnie to powiesz sędziom na rozprawie, prawda?
- Koniecznie mamy iść z tym do sądu? Nie możemy wy-
pracować jakiegoś rozsądnego kompromisu?
Uśmiechnęła się blado. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl aikidobyd.xlx.pl
Stopniowo zaczął pojmować. Kaye nigdy nie przestanie
go intrygować, bo potrafiła rodzić się na nowo każdego dnia
i każdej nocy, pozostając równocześnie sobą.
Kiedy między zasłony wśliznął się pierwszy ślad szaro-
ści,
Jack zbudził się, porażony świadomością, że albo odniósł
wielkie zwycięstwo, albo doznał triumfalnej, pełnej chwały
klęski. Patrząc na żonę śpiącą jak dziecko w jego objęciach,
nie był pewien, czy wie, co się właściwie stało.
I czy kiedykolwiek się tego dowie.
Jack odchylił się do tyłu w ciężkim skórzanym fotelu,
ziewnął i przeciągnął się. Robił notatki, ale w pewnym mo-
mencie rozbolała go głowa i odłożył notes. Doznał ulotnego
wrażenia deja vu. Przecież zaledwie ubiegłego wieczoru tak
S
R
samo siedział w biurze, szukając pretekstu, aby nie musieć
wracać do domu. Po telefonie Kaye natychmiast tam wyru-
szył. Powitanie, jakie zgotowała mu żona, nie mówiąc już
o tym, co po nim nastąpiło, całkowicie go zaskoczyło.
Odkrył, że jego skromna żona może przeistoczyć się
w zmysłową kusicielkę, doprowadzającą go do granic wy-
trzymałości, namiętną kochankę narzucającą swoją wolę,
szaloną partnerkę dowodzącą mu, jak bardzo jej pragnie.
Ogrom tego pragnienia, z którego nigdy wcześniej nie zda-
wał sobie sprawy, wprawił go w autentyczny niepokój. Za-
grażał opanowaniu, które umożliwiało mu funkcjonowanie
i zachowanie dystansu.
Jeśli Kaye chciała udowodnić, że w łóżku potrafi kontro-
lować sytuację, udało jej się to w zupełności. Gdzie podziała
się jego czujność, kiedy Kaye rozpoczęła swoje gierki? Za-
skoczony, oczarowany i oszołomiony, zapomniał o wszyst-
kim, aż było za pózno.
Sprawiła, że tańczył, jak mu zagrała.
A teraz wyrzucał sobie, że na to pozwolił, że tak łatwo się
poddał.
Wstał wcześnie rano i pospiesznie wyszedł z domu, nie
jedząc śniadania. Musiał przemyśleć wszystko z dala od
Kaye. Nie był w stanie racjonalnie myśleć, kiedy ona znajdo-
wała się w pobliżu.
Pogrążył się w pracy, chcąc umknąć rozpamiętywania
niedawnych zdarzeń. Udawało mu się to przez cały dzień, do
czasu, gdy został sam w opustoszałym budynku. Wtedy po-
wróciły myśli o żonie, o ich związku. Pojawiły się znaki za-
pytania i wątpliwości.
Szalona, namiętna Kaye, która kochała się z nim z takim
zapamiętaniem, wydawała się jaskrawym przeciwieństwem
S
R
skromnej, niemal nieśmiałej kobiety, jaką była w ciągu dnia.
Ten kontrast także zbijał go z tropu, zwłaszcza po wydarze-
niach ostatniej nocy.
Postanowił skupić się ponownie na pracy. Nadeszła zna-
komita pora do załatwiania telefonów międzynarodowych.
Wtem dobiegł go z sekretariatu głos jakiegoś niepożąda-
nego gościa.
- Halo? Jest tu kto?
Kobieta, która wkroczyła do jego gabinetu, była ubrana
z elegancją i umiarem. Miała dyskretny makijaż i gładko
uczesane włosy.
- Elsie? - Jack nie wierzył własnym oczom.
- Dobry wieczór - rzuciła chłodno, podchodząc bliżej.
- Sądziłem, że wróciłaś do Monte Carlo.
- Spędziłam tam trochę czasu. Nie potrafię jednak żyć
z dala od mojej malutkiej dziewczynki.
- Zwietnie. - Postanowił zachowywać się uprzejmie. -
Georgy z radością się z tobą zobaczy. Tylko czemu przyszłaś
do mnie, do biura?
- Czas już, żebyśmy porozmawiali o przyszłości bez tej
wtrącającej swoje trzy grosze ciamajdy, którą poślubiłeś.
- Gdybyś naprawdę sądziła, że Kaye to ciamajda, nie
unikałabyś jej - zauważył, ściągając na siebie gniewne spoj-
rzenie Elsie. - Kaye to moja siła. Kiedy mam ją u boku, nic
nam nie możesz zrobić.
- Nie bądz tego taki pewny. Zostawiłeś Georgy ze mną
na całe lata, bo tak ci było wygodniej.
- Była wówczas małą dziewczynką, a ty trzymałaś ją z
dala od swych podejrzanych przyjaciół. Poza tym miałaś po-
moc w osobie Valerie, do której żywiłem zaufanie. Kiedy
S
R
opiekowała się Georgy, nie musiałem się martwić. Szkoda, że
odeszła, a tobie zabrakło rozsądku, by przyjąć na jej miejsce
kogoś innego.
- Jesteś bardzo surowy, Jack. Czy wiesz, co dla mnie
znaczy świadomość, że nastawiasz moje dziecko przeciwko
mnie?
- Niczego takiego nie robię. Wciąż jesteś jej matką.
- Teraz dałeś jej inną matkę.
- Kaye nie zamierza cię odseparować od córki. Ja też nie.
Georgy to jeszcze dziecko. Potrzebuje poczucia bezpie-
czeństwa, domu, stabilizacji, a ty, Elsie, powiedzmy to
wprost, nie jesteś najbardziej godną zaufania osobą na świe-
cie.
- Waśnie to powiesz sędziom na rozprawie, prawda?
- Koniecznie mamy iść z tym do sądu? Nie możemy wy-
pracować jakiegoś rozsądnego kompromisu?
Uśmiechnęła się blado. [ Pobierz całość w formacie PDF ]