[ Pobierz całość w formacie PDF ]
łębi i pomagał w sklepie. Frisbee wylał go jednak za podciąganie drobnych sum ze skle-
powej kasy. Tik zdążył się jednak wystarczająco zorientować w jego interesach i nabrał
pewności, że Frisbee zdobywa hodowlane perły z jakiegoś nielegalnego zródła.
Więc kiedy Frisbee wywalił go z pracy podjął dalszy ciąg opowiadania Pete
Tik zaczął go śledzić i robił to dotąd, aż zorientował się dokładnie w całym proce-
derze.
Podejrzał, że Frisbee wstawia do furgonetki Kyota swoje pocztowe gołębie po-
wiedział pan Hitchcock, a potem wyjął fajkę z ust i odkaszlnął cicho. I to odkry-
cie podsunęło Tikowi pomysł, żeby się włączyć do zabawy i od czasu do czasu zastą-
pić swego byłego pryncypała. Potrzebował tylko kilku własnych gołębi rasy belgijskiej.
Zgadza się, Jupe?
Pierwszy Detektyw potwierdził skinieniem głowy.
A do tego potrafił wykorzystać dwie sprzyjające mu okoliczności. Po pierwsze to,
84
że Parker Frisbee był wystarczająco przezornym człowiekiem interesu, aby nie okazy-
wać zbytniej chciwości. Tylko parę razy na tydzień umieszczał swoje gołębie w furgo-
netce Kyota. Przeważnie w te same dni. Czasami robił to wczesnym rankiem, czasami
wieczorem dzień wcześniej. Umówili się, że Kyoto będzie dla pewności zaglądał do fur-
gonetki codziennie. Panu Frisbee chodziło o to, aby ograniczyć bezpośrednie kontakty
z Kyotem do absolutnego minimum. Płacił mu raz w miesiącu, wkładając kopertę z pie-
niędzmi pod gazę, którą owijał klatki. Nie musiał więc spotykać się z nim ani narażać
na to, że ktoś zobaczy ich razem...
Chyba że zaczynało się dziać coś niedobrego wtrącił Bob. Na przykład wtedy,
gdy zjawiliśmy się z Cezarem w jego sklepie. Zaniepokoiło go to i doszedł do wniosku,
że musi zobaczyć się z Kyotem. Dlatego właśnie zobaczyliśmy tamtego dnia Parkera
Frisbee, jak wychodził z domu Japończyka.
%7łeby wam zafundować wyborny japoński lunch roześmiał się słynny reży-
ser, a potem włożył fajkę z powrotem do ust i puścił parę kłębów dymu, bez zbytniego
zresztą entuzjazmu. A ta druga okoliczność, która pomogła Tikowi? Co to było,
Jupe?
Fakt, że Kyoto jest Japończykiem wyjaśnił Pierwszy Detektyw. W jego oczach
wszyscy Amerykanie mający mniej więcej metr pięćdziesiąt w kapeluszu, a do tego za-
okrąglone brzuszki i gęste, czarne brody, wyglądają całkiem jednakowo. Szczególnie
wtedy, gdy się ich ogląda z pewnej odległości i w mdłym świetle jedynej żarówki, która
pali się wieczorem nad drzwiami jego domu. Tak więc Tik, wkładając sztuczną brodę
i przeciwdeszczowy płaszcz, który go pogrubiał, mógł być pewny, kiedy zbliżał się do
stojącej na podjezdzie furgonetki, żeby wstawić do niej klatkę z gołębiem, że Kyoto wez-
mie go za Parkera Frisbee.
O ile zjawiał się w te dni, które omijał Frisbee stwierdził pan Hitchcock odkła-
dając na bok fajkę, której dym przyprawił go właśnie o kolejny atak kaszlu.
Dokładnie tak potwierdził Jupe. I przez całkiem długi okres funkcjonowało
to znakomicie. Przynajmniej z punktu widzenia Tika. Jego gołębie wracały do domu
z umocowaną do nóżki perłą. Dopóki jastrzębie panny Maureen Metody nie zaczęły
ich mordować.
Przypuszczam, że musiał znać pannę Melody, a przynajmniej dowiedział się o jej
istnieniu wtedy, gdy pracował jeszcze w sklepie Parkera Frisbee powiedział pan
Hitchcock sięgając znowu po fajkę. No i domyślił się, tak jak i wy, że w drodze po-
wrotnej do Santa Monica jego gołębie przelatują nad jej parkiem. Zaczął więc podtru-
wać jej jastrzębie.
A wtedy Tika spotkała jeszcze jedna przykrość powiedział Jupe spoglądając na
Boba. Może ty sam opowiesz, jak to stwierdziłeś, że farba na skrzynce listowej Kyota
jest jeszcze mokra, dzięki czemu mogliśmy wstawić na właściwe miejsce jeszcze jeden
85
fragment całej układanki.
Tego dnia, kiedy spotkaliśmy Tika w Koniku Morskim , znalazł się w wielkim
kłopocie podchwycił tok opowiadania Bob, przejmując pałeczkę od Jupa. Był za-
dłużony u swojego bukmachera i absolutnie nie miał pojęcia, skąd by tu wytrzasnąć
choć parę centów. Raniutko pojechał pod dom Kyota, żeby wstawić klatkę z gołębiem
do jego samochodu, ale zielonej furgonetki nie było na dotychczasowym miejscu. Dom
był zamknięty na głucho. Kyoto wyprowadził się. Tik postanowił więc zaczaić się przy
drodze na wracającego z pracy Japończyka i wyśledzić jego nowy adres. Kiedy zjawił się
w Koniku Morskim , miał ze sobą swego gołębia o dwóch pazurach, ale był tak zdener-
wowany, że wybiegając z baru, by rzucić się w pogoń za Kyotem, zapomniał go zabrać.
Tu następuje coś, czego nadal nie mogę zrozumieć stwierdził pan Hitchcock,
a potem zabrał się do przypalania zgasłej fajki, marszcząc przy tym brwi z pewnym nie-
smakiem. Po co właściwie Tik to zrobił? W jakim celu podmienił nocą gołębie, zosta-
wiając Cezara na miejscu gołębia o dwóch pazurach?
Wiemy na ten temat tylko tyle, ile sam Tik zeznał komendantowi Reynoldsowi
odparł Jupe. Udało mu się wyśledzić, dokąd pojechał po pracy Kyoto, i żeby się
upewnić, czy to jest jego nowe miejsce zamieszkania, przez cały wieczór obserwował
dom. W pewnym momencie zobaczył, że do stojącej na podjezdzie furgonetki podcho-
dzi Frisbee, chcąc jak zwykle umieścić w niej klatkę. Tik był zupełnie zaskoczony, ponie-
waż zdarzyło się to w dniu, w którym Frisbee nigdy tego dotąd nie robił. Jak się okazało,
zamienił on dni, ponieważ Kyoto ze względu na przeprowadzkę wziął sobie dzień wcze-
śniej urlop z pracy. A że Tik był w tym okresie w wielkich opałach, poczekał, aż u Kyota
zgasną światła, i zwędził z furgonetki klatkę z gołębiem pana Frisbee. Wcześniej, kiedy
dzwonił do Konika w sprawie pozostawionego pakunku, dowiedział się od kelnerki,
że zabraliśmy go wychodząc z baru. No i przyjechał, żeby go odzyskać.
Ktoś musiał mu powiedzieć, że was znajdzie w Składnicy Złomu Jonesów
stwierdził pan Hitchcock, wypuszczając zasłonę dymną z cybucha swej fajki.
Skorzystał z nocnych ciemności i włamał się do środka powiedział Pete.
I znalazł na podwórzu wielką klatkę z drucianej siatki, a w niej swojego gołębia
o dwóch pazurach. Stanął wtedy wobec problemu, co zrobić z gołębiem pana Frisbee.
Nie mógł tak po prostu go wypuścić zauważył Jupe. Gdyby tak zrobił, Cesar
jeszcze tej samej nocy poleciałby prościutko do domu Parkera Frisbee. A wtedy Frisbee
natychmiast pojechałby do Kyota, żeby się dowiedzieć, co się stało.
Ostatecznie więc zostawił Cezara u was na podwórzu powiedział słynny reży-
ser. Wsadził własnego gołębia do klatki pana Frisbee, po czym wrócił pod dom Kyota
i wstawił klatkę do furgonetki, tak?
Dokładnie tak potwierdził Jupe. Następnie wrócił do domu, żeby czekać na
powrót swego gołębia, oczywiście z umocowaną do nóżki perłą. Tylko że jego ptaszek
86 [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl aikidobyd.xlx.pl
łębi i pomagał w sklepie. Frisbee wylał go jednak za podciąganie drobnych sum ze skle-
powej kasy. Tik zdążył się jednak wystarczająco zorientować w jego interesach i nabrał
pewności, że Frisbee zdobywa hodowlane perły z jakiegoś nielegalnego zródła.
Więc kiedy Frisbee wywalił go z pracy podjął dalszy ciąg opowiadania Pete
Tik zaczął go śledzić i robił to dotąd, aż zorientował się dokładnie w całym proce-
derze.
Podejrzał, że Frisbee wstawia do furgonetki Kyota swoje pocztowe gołębie po-
wiedział pan Hitchcock, a potem wyjął fajkę z ust i odkaszlnął cicho. I to odkry-
cie podsunęło Tikowi pomysł, żeby się włączyć do zabawy i od czasu do czasu zastą-
pić swego byłego pryncypała. Potrzebował tylko kilku własnych gołębi rasy belgijskiej.
Zgadza się, Jupe?
Pierwszy Detektyw potwierdził skinieniem głowy.
A do tego potrafił wykorzystać dwie sprzyjające mu okoliczności. Po pierwsze to,
84
że Parker Frisbee był wystarczająco przezornym człowiekiem interesu, aby nie okazy-
wać zbytniej chciwości. Tylko parę razy na tydzień umieszczał swoje gołębie w furgo-
netce Kyota. Przeważnie w te same dni. Czasami robił to wczesnym rankiem, czasami
wieczorem dzień wcześniej. Umówili się, że Kyoto będzie dla pewności zaglądał do fur-
gonetki codziennie. Panu Frisbee chodziło o to, aby ograniczyć bezpośrednie kontakty
z Kyotem do absolutnego minimum. Płacił mu raz w miesiącu, wkładając kopertę z pie-
niędzmi pod gazę, którą owijał klatki. Nie musiał więc spotykać się z nim ani narażać
na to, że ktoś zobaczy ich razem...
Chyba że zaczynało się dziać coś niedobrego wtrącił Bob. Na przykład wtedy,
gdy zjawiliśmy się z Cezarem w jego sklepie. Zaniepokoiło go to i doszedł do wniosku,
że musi zobaczyć się z Kyotem. Dlatego właśnie zobaczyliśmy tamtego dnia Parkera
Frisbee, jak wychodził z domu Japończyka.
%7łeby wam zafundować wyborny japoński lunch roześmiał się słynny reży-
ser, a potem włożył fajkę z powrotem do ust i puścił parę kłębów dymu, bez zbytniego
zresztą entuzjazmu. A ta druga okoliczność, która pomogła Tikowi? Co to było,
Jupe?
Fakt, że Kyoto jest Japończykiem wyjaśnił Pierwszy Detektyw. W jego oczach
wszyscy Amerykanie mający mniej więcej metr pięćdziesiąt w kapeluszu, a do tego za-
okrąglone brzuszki i gęste, czarne brody, wyglądają całkiem jednakowo. Szczególnie
wtedy, gdy się ich ogląda z pewnej odległości i w mdłym świetle jedynej żarówki, która
pali się wieczorem nad drzwiami jego domu. Tak więc Tik, wkładając sztuczną brodę
i przeciwdeszczowy płaszcz, który go pogrubiał, mógł być pewny, kiedy zbliżał się do
stojącej na podjezdzie furgonetki, żeby wstawić do niej klatkę z gołębiem, że Kyoto wez-
mie go za Parkera Frisbee.
O ile zjawiał się w te dni, które omijał Frisbee stwierdził pan Hitchcock odkła-
dając na bok fajkę, której dym przyprawił go właśnie o kolejny atak kaszlu.
Dokładnie tak potwierdził Jupe. I przez całkiem długi okres funkcjonowało
to znakomicie. Przynajmniej z punktu widzenia Tika. Jego gołębie wracały do domu
z umocowaną do nóżki perłą. Dopóki jastrzębie panny Maureen Metody nie zaczęły
ich mordować.
Przypuszczam, że musiał znać pannę Melody, a przynajmniej dowiedział się o jej
istnieniu wtedy, gdy pracował jeszcze w sklepie Parkera Frisbee powiedział pan
Hitchcock sięgając znowu po fajkę. No i domyślił się, tak jak i wy, że w drodze po-
wrotnej do Santa Monica jego gołębie przelatują nad jej parkiem. Zaczął więc podtru-
wać jej jastrzębie.
A wtedy Tika spotkała jeszcze jedna przykrość powiedział Jupe spoglądając na
Boba. Może ty sam opowiesz, jak to stwierdziłeś, że farba na skrzynce listowej Kyota
jest jeszcze mokra, dzięki czemu mogliśmy wstawić na właściwe miejsce jeszcze jeden
85
fragment całej układanki.
Tego dnia, kiedy spotkaliśmy Tika w Koniku Morskim , znalazł się w wielkim
kłopocie podchwycił tok opowiadania Bob, przejmując pałeczkę od Jupa. Był za-
dłużony u swojego bukmachera i absolutnie nie miał pojęcia, skąd by tu wytrzasnąć
choć parę centów. Raniutko pojechał pod dom Kyota, żeby wstawić klatkę z gołębiem
do jego samochodu, ale zielonej furgonetki nie było na dotychczasowym miejscu. Dom
był zamknięty na głucho. Kyoto wyprowadził się. Tik postanowił więc zaczaić się przy
drodze na wracającego z pracy Japończyka i wyśledzić jego nowy adres. Kiedy zjawił się
w Koniku Morskim , miał ze sobą swego gołębia o dwóch pazurach, ale był tak zdener-
wowany, że wybiegając z baru, by rzucić się w pogoń za Kyotem, zapomniał go zabrać.
Tu następuje coś, czego nadal nie mogę zrozumieć stwierdził pan Hitchcock,
a potem zabrał się do przypalania zgasłej fajki, marszcząc przy tym brwi z pewnym nie-
smakiem. Po co właściwie Tik to zrobił? W jakim celu podmienił nocą gołębie, zosta-
wiając Cezara na miejscu gołębia o dwóch pazurach?
Wiemy na ten temat tylko tyle, ile sam Tik zeznał komendantowi Reynoldsowi
odparł Jupe. Udało mu się wyśledzić, dokąd pojechał po pracy Kyoto, i żeby się
upewnić, czy to jest jego nowe miejsce zamieszkania, przez cały wieczór obserwował
dom. W pewnym momencie zobaczył, że do stojącej na podjezdzie furgonetki podcho-
dzi Frisbee, chcąc jak zwykle umieścić w niej klatkę. Tik był zupełnie zaskoczony, ponie-
waż zdarzyło się to w dniu, w którym Frisbee nigdy tego dotąd nie robił. Jak się okazało,
zamienił on dni, ponieważ Kyoto ze względu na przeprowadzkę wziął sobie dzień wcze-
śniej urlop z pracy. A że Tik był w tym okresie w wielkich opałach, poczekał, aż u Kyota
zgasną światła, i zwędził z furgonetki klatkę z gołębiem pana Frisbee. Wcześniej, kiedy
dzwonił do Konika w sprawie pozostawionego pakunku, dowiedział się od kelnerki,
że zabraliśmy go wychodząc z baru. No i przyjechał, żeby go odzyskać.
Ktoś musiał mu powiedzieć, że was znajdzie w Składnicy Złomu Jonesów
stwierdził pan Hitchcock, wypuszczając zasłonę dymną z cybucha swej fajki.
Skorzystał z nocnych ciemności i włamał się do środka powiedział Pete.
I znalazł na podwórzu wielką klatkę z drucianej siatki, a w niej swojego gołębia
o dwóch pazurach. Stanął wtedy wobec problemu, co zrobić z gołębiem pana Frisbee.
Nie mógł tak po prostu go wypuścić zauważył Jupe. Gdyby tak zrobił, Cesar
jeszcze tej samej nocy poleciałby prościutko do domu Parkera Frisbee. A wtedy Frisbee
natychmiast pojechałby do Kyota, żeby się dowiedzieć, co się stało.
Ostatecznie więc zostawił Cezara u was na podwórzu powiedział słynny reży-
ser. Wsadził własnego gołębia do klatki pana Frisbee, po czym wrócił pod dom Kyota
i wstawił klatkę do furgonetki, tak?
Dokładnie tak potwierdził Jupe. Następnie wrócił do domu, żeby czekać na
powrót swego gołębia, oczywiście z umocowaną do nóżki perłą. Tylko że jego ptaszek
86 [ Pobierz całość w formacie PDF ]