[ Pobierz całość w formacie PDF ]
— OK, bogów. W porządku. Może spisze się pan lepiej niż ten maniakalny
mały szaławiła, z którym ostatnio miałem do czynienia. Wie pan, ten to dopiero
ma charakterek, ten nasz pan Rag. Wie pan, to naprawdę zadziwiający facet. Ro-
bił, co mógł, próbował wszystkich najstarszych sztuczek, żeby mnie wyrolować
i zrobić ze mnie wariata. A wie pan, jak radzę sobie z takimi jak on? Ignoruję.
Zwyczajnie: ignoruję. Jeśli ma ochotę dokazywać, grozić, pokrzykiwać i grze-
bać w pięciuset siedemnastu klauzulach, na których miał zamiar mnie złapać —
jego rzecz. Zajmuje mi czas, ale co z tego? Ja mam czas. Mam mnóstwo czasu
dla takich jak pan Rag. Bo wie pan, co tu jest najzabawniejsze? Wie pan, co jest
naprawdę zabawne? Ten gość nie potrafił nawet tak ułożyć umowy, żeby ocalić
własne życie. I coś panu powiem: mnie to odpowiada. Gość może się rzucać i pluć,
ile chce — a kiedy się zmęczy, ja zacznę nawijać żyłkę na szpulę wędki. Niech
pan posłucha. Układałem już kontrakty dla wytwórni płytowych. W porównaniu
z tamtymi ci tutaj to płotki. Prymitywne dzikusy. Sam pan widział. Miał pan z ni-
mi do czynienia. To prymitywne dzikusy. Tak czy nie? Jak czerwonoskórzy. Sami
nie zdają sobie sprawy z tego, co mają. Wie pan co, naprawdę mają szczęście, że
nie natknęli się na prawdziwego rekina. Poważnie. Wie pan, ile kosztuje Amery-
ka? Nie wie pan i ja też nie. A mam panu powiedzieć, dlaczego? Bo ta kwota jest
tak nieistotna, że nawet gdyby ktoś ją tu wymienił, w chwilę później już byśmy
nie pamiętali. Umknęłaby nam całkowicie. A ja z kolei, jeśli tak porównać, to ja
dostarczam wszystkiego. Mówię panu: naprawdę wszystkiego. Prywatny aparta-
ment w szpitalu w Woodshead? Proszę bardzo. Wszechstronna opieka, jedzenie,
niesamowite ilości lnianej bielizny. Niesamowite. Przy dzisiejszych cenach moż-
na by spokojnie za to kupić Stany Zjednoczone Ameryki. Ale wie pan co? Powie-
działem tak: jak facet chce lnianej pościeli, to niech ma tę swoją pościel. Niech ją
sobie ma. W porządku. Zapracował na to. Może mieć tyle pościeli, ile tylko zapra-
gnie. I niech się odpieprzy — to wszystko. I powiem panu, że gość ma przyjemne
życie. Naprawdę przyjemne życie. A mnie się wydaje, że to właśnie to, czego
wszyscy byśmy sobie życzyli — przyjemnego życia. Ten facet z pewnością tego
chciał. Tylko nie wiedział, jak to załatwić. Żaden z nich nie wiedział. W nowo-
czesnym świecie są trochę jakby bezradni. Trochę im ciężko, a ja tylko próbuję
pomóc. I niech mi pan wierzy, oni są bardzo naiwni. Poważnie: bardzo naiwni.
Moja żona, Cynthia, już ją pan poznał, to najlepsze, co mnie w życiu spotkało.
Mówię panu, tak dobrze się między nami układa. . .
— Nie mam ochoty słuchać o tym, jak się panu układa z żoną.
— W porządku. Doskonale. Wydaje mi się tylko, że warto, aby pan wiedział
o kilku sprawach. Ale jeśli pan sobie nie życzy — w porządku. OK. Cynthia pra-
cuje w reklamie. Już pan o tym wie. Jest głównym wspólnikiem w liczącej się
agencji. Rzeczywiście liczącej się agencji. Parę lat temu przygotowywali dużą
kampanię reklamową, naprawdę dużą, w której jakiś facet gra w reklamówce bo-
172
ga. On coś tam prezentuje, jakiś napój, wie pan, coś, od czego dzieciakom psują
się zęby. A w tym czasie Odyn jest kompletnie na dnie. Żyje na ulicy. Zwyczajnie
nie może się pozbierać, bo nie jest przystosowany do takiego świata. Taka potęga,
a nie wie, jak ją w tych czasach wykorzystać. I tu zaczyna się prawdziwa zaba-
wa. Odyn widzi tę reklamówkę w telewizji i myśli sobie: „Hej, ja też mógłbym
to robić, przecież jestem bogiem!” Myśli, że może mu zapłacą za występowa-
nie w reklamówkach. A sam pan wie, jak to wygląda. Płacą jeszcze mniej, niż
kosztują Stany Zjednoczone, rozumie pan. Niech pan tylko pomyśli: Odyn, szef
i źródło mocy wszystkich skandynawskich bogów, ma nadzieję, że zapłacą mu za
występowanie w telewizyjnej reklamie napojów chłodzących! I ten facet, ten bóg,
próbuje znaleźć kogoś, kto mu pozwoli wystąpić w telewizji. Żałosna naiwność.
I pazerność, nie zapominajmy: pazerność.
Przypadkiem wpada na Cynthię. Ona jest w tym czasie zaledwie śliczną biu-
ralistką, nie zwraca na niego uwagi, myśli, że to zwykły świr, a potem troszkę ją
jednak zaciekawia ta jego dziwaczność i każe mi go obejrzeć I wie pan co? Nagle
oświeca nas, że facet mówi prawdę. Facet mówi prawdę! To rzeczywisty, prawdzi-
wy bóg z całym orężem boskich mocy. I to nie jakiś tam pierwszy lepszy bóg, lecz
ten najważniejszy. Ten, od którego zależy moc wszystkich innych. I on chce za-
grać w reklamówce. Powtórzmy to sobie jeszcze raz, dobrze? W re-kla-mów-ce!
Ta myśl zaparła nam dech. Czy ten facet nie zdaje sobie sprawy, co posiada? Nie
wyobraża sobie, co mógłby osiągnąć, dysponując taką mocą? Najwyraźniej nie.
I muszę panu powiedzieć, że była to najbardziej zdumiewająca chwila w naszym
życiu. Zdu-mie-wa-ją-ca. I powiem panu: Cynthia i ja zawsze mieliśmy poczu-
cie, że jesteśmy wyjątkowi i że przydarzy nam się coś wyjątkowego. No i proszę:
przydarzyło się.
Ale niech pan słucha dalej. Nie jesteśmy pazerni. Nie chcemy dla siebie całej
potęgi, całego tego bogactwa. Chcę powiedzieć, że tylko tak patrzymy sobie na
ten nasz świat. Ten cały pieprzony świat. Gdybyśmy zechcieli, moglibyśmy go
mieć na własność. Ale kto by chciał mieć na własność świat? Pomyśl pan, ile to [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl aikidobyd.xlx.pl
— OK, bogów. W porządku. Może spisze się pan lepiej niż ten maniakalny
mały szaławiła, z którym ostatnio miałem do czynienia. Wie pan, ten to dopiero
ma charakterek, ten nasz pan Rag. Wie pan, to naprawdę zadziwiający facet. Ro-
bił, co mógł, próbował wszystkich najstarszych sztuczek, żeby mnie wyrolować
i zrobić ze mnie wariata. A wie pan, jak radzę sobie z takimi jak on? Ignoruję.
Zwyczajnie: ignoruję. Jeśli ma ochotę dokazywać, grozić, pokrzykiwać i grze-
bać w pięciuset siedemnastu klauzulach, na których miał zamiar mnie złapać —
jego rzecz. Zajmuje mi czas, ale co z tego? Ja mam czas. Mam mnóstwo czasu
dla takich jak pan Rag. Bo wie pan, co tu jest najzabawniejsze? Wie pan, co jest
naprawdę zabawne? Ten gość nie potrafił nawet tak ułożyć umowy, żeby ocalić
własne życie. I coś panu powiem: mnie to odpowiada. Gość może się rzucać i pluć,
ile chce — a kiedy się zmęczy, ja zacznę nawijać żyłkę na szpulę wędki. Niech
pan posłucha. Układałem już kontrakty dla wytwórni płytowych. W porównaniu
z tamtymi ci tutaj to płotki. Prymitywne dzikusy. Sam pan widział. Miał pan z ni-
mi do czynienia. To prymitywne dzikusy. Tak czy nie? Jak czerwonoskórzy. Sami
nie zdają sobie sprawy z tego, co mają. Wie pan co, naprawdę mają szczęście, że
nie natknęli się na prawdziwego rekina. Poważnie. Wie pan, ile kosztuje Amery-
ka? Nie wie pan i ja też nie. A mam panu powiedzieć, dlaczego? Bo ta kwota jest
tak nieistotna, że nawet gdyby ktoś ją tu wymienił, w chwilę później już byśmy
nie pamiętali. Umknęłaby nam całkowicie. A ja z kolei, jeśli tak porównać, to ja
dostarczam wszystkiego. Mówię panu: naprawdę wszystkiego. Prywatny aparta-
ment w szpitalu w Woodshead? Proszę bardzo. Wszechstronna opieka, jedzenie,
niesamowite ilości lnianej bielizny. Niesamowite. Przy dzisiejszych cenach moż-
na by spokojnie za to kupić Stany Zjednoczone Ameryki. Ale wie pan co? Powie-
działem tak: jak facet chce lnianej pościeli, to niech ma tę swoją pościel. Niech ją
sobie ma. W porządku. Zapracował na to. Może mieć tyle pościeli, ile tylko zapra-
gnie. I niech się odpieprzy — to wszystko. I powiem panu, że gość ma przyjemne
życie. Naprawdę przyjemne życie. A mnie się wydaje, że to właśnie to, czego
wszyscy byśmy sobie życzyli — przyjemnego życia. Ten facet z pewnością tego
chciał. Tylko nie wiedział, jak to załatwić. Żaden z nich nie wiedział. W nowo-
czesnym świecie są trochę jakby bezradni. Trochę im ciężko, a ja tylko próbuję
pomóc. I niech mi pan wierzy, oni są bardzo naiwni. Poważnie: bardzo naiwni.
Moja żona, Cynthia, już ją pan poznał, to najlepsze, co mnie w życiu spotkało.
Mówię panu, tak dobrze się między nami układa. . .
— Nie mam ochoty słuchać o tym, jak się panu układa z żoną.
— W porządku. Doskonale. Wydaje mi się tylko, że warto, aby pan wiedział
o kilku sprawach. Ale jeśli pan sobie nie życzy — w porządku. OK. Cynthia pra-
cuje w reklamie. Już pan o tym wie. Jest głównym wspólnikiem w liczącej się
agencji. Rzeczywiście liczącej się agencji. Parę lat temu przygotowywali dużą
kampanię reklamową, naprawdę dużą, w której jakiś facet gra w reklamówce bo-
172
ga. On coś tam prezentuje, jakiś napój, wie pan, coś, od czego dzieciakom psują
się zęby. A w tym czasie Odyn jest kompletnie na dnie. Żyje na ulicy. Zwyczajnie
nie może się pozbierać, bo nie jest przystosowany do takiego świata. Taka potęga,
a nie wie, jak ją w tych czasach wykorzystać. I tu zaczyna się prawdziwa zaba-
wa. Odyn widzi tę reklamówkę w telewizji i myśli sobie: „Hej, ja też mógłbym
to robić, przecież jestem bogiem!” Myśli, że może mu zapłacą za występowa-
nie w reklamówkach. A sam pan wie, jak to wygląda. Płacą jeszcze mniej, niż
kosztują Stany Zjednoczone, rozumie pan. Niech pan tylko pomyśli: Odyn, szef
i źródło mocy wszystkich skandynawskich bogów, ma nadzieję, że zapłacą mu za
występowanie w telewizyjnej reklamie napojów chłodzących! I ten facet, ten bóg,
próbuje znaleźć kogoś, kto mu pozwoli wystąpić w telewizji. Żałosna naiwność.
I pazerność, nie zapominajmy: pazerność.
Przypadkiem wpada na Cynthię. Ona jest w tym czasie zaledwie śliczną biu-
ralistką, nie zwraca na niego uwagi, myśli, że to zwykły świr, a potem troszkę ją
jednak zaciekawia ta jego dziwaczność i każe mi go obejrzeć I wie pan co? Nagle
oświeca nas, że facet mówi prawdę. Facet mówi prawdę! To rzeczywisty, prawdzi-
wy bóg z całym orężem boskich mocy. I to nie jakiś tam pierwszy lepszy bóg, lecz
ten najważniejszy. Ten, od którego zależy moc wszystkich innych. I on chce za-
grać w reklamówce. Powtórzmy to sobie jeszcze raz, dobrze? W re-kla-mów-ce!
Ta myśl zaparła nam dech. Czy ten facet nie zdaje sobie sprawy, co posiada? Nie
wyobraża sobie, co mógłby osiągnąć, dysponując taką mocą? Najwyraźniej nie.
I muszę panu powiedzieć, że była to najbardziej zdumiewająca chwila w naszym
życiu. Zdu-mie-wa-ją-ca. I powiem panu: Cynthia i ja zawsze mieliśmy poczu-
cie, że jesteśmy wyjątkowi i że przydarzy nam się coś wyjątkowego. No i proszę:
przydarzyło się.
Ale niech pan słucha dalej. Nie jesteśmy pazerni. Nie chcemy dla siebie całej
potęgi, całego tego bogactwa. Chcę powiedzieć, że tylko tak patrzymy sobie na
ten nasz świat. Ten cały pieprzony świat. Gdybyśmy zechcieli, moglibyśmy go
mieć na własność. Ale kto by chciał mieć na własność świat? Pomyśl pan, ile to [ Pobierz całość w formacie PDF ]