[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kiem. Miało teraz siedem oddzielnych sal projekcyjnych. W poczekalni znajdowała się
duża, okrągła lada, gdzie sprzedawano słodycze, prażoną kukurydzę i napoje.
Chociaż pierwsi widzowie dopiero się pojawili, podłoga poczekalni była już usła-
na ziarnami prażonej kukurydzy, które wysypywały się z przepełnionych papierowych
stożków.
Kupiłam balonik orzechowy mój ulubiony przysmak i weszłam do sali numer
trzy, gdzie grano wybrany przeze mnie film. Wcale nie okazał takim przebojem ( Już na
ekranach! Nareszcie! Film, na który czekałeś! ), jak się spodziewałam, lecz średnio zaj-
103
mującą historią o kobiecie, która zmaga się z całym światem, doznaje wielu upokorzeń,
a potem, oczywiście, przezwycięża wszystkie przeciwności i znajduje prawdziwą miłość
i szczęście u boku męża, którego trzy lata wcześniej porzuciła.
Siedziałam pomiędzy dwoma parami, starszymi ludzmi z prawej i nastolatkami z le-
wej. Młodzi bez przerwy podawali sobie torebkę z prażoną kukurydzą, a dziewczyna co
chwila wygłaszała komentarze na temat filmu.
Kiedyś była moją ulubioną aktorką, ale teraz wcale nie wydaje mi się taka do-
bra...
Nawet nie próbowałam skupić uwagi na tym, co działo się na ekranie. Nie chodziło
tylko o dzieciaki i kukurydzę, a także ustawiczne komentarze czy nawet ciche pochra-
pywanie starszego mężczyzny obok mnie, który zapadł w drzemkę.
Rozpraszał mnie fakt, że dwadzieścia dwa lata temu Rob Westerfield był podobno
w tym kinie, kiedy zamordowano Andreę, i nikt nie potrafił potwierdzić, czy napraw-
dę został do końca filmu. Mimo wielkiego rozgłosu, jaki nadano tej sprawie, nikt się nie
zgłosił i nie zeznał: Siedział obok mnie .
Oldham było wówczas małym miasteczkiem, a Westerfieldów dobrze znano w okoli-
cy. Z pewnością Rob Westerfield, ze swoją znakomitą prezencją i pozą bogatego chłopa-
ka wystarczająco rzucał się w oczy, by dostrzegano go wszędzie. Gdy siedziałam w ciem-
nej sali kinowej, wyobraziłam sobie, jak Rob parkuje na stacji obsługi naprzeciwko.
Twierdził, iż rozmawiał z Pauliem Stroebelem i powiedział mu, że zostawia samo-
chód. Paulie kategorycznie zaprzeczał, jakoby Westerfield z nim rozmawiał.
Potem Rob zeznał, że zamienił kilka słów z kasjerką i bileterem, mówiąc coś w tym
sensie, jak bardzo czekał na ten film. Był naprawdę miły zeznali oboje z miejsca dla
świadków, a w ich głosach brzmiało zdziwienie. Rob Westerfield nie słynął z tego, że za-
chowywał się uprzejmie, zwłaszcza wobec przedstawicieli klasy pracującej.
Mógł z łatwością zaznaczyć swoją obecność w kinie, a potem wymknąć się ukrad-
kiem. Wypożyczyłam film, który, jak twierdził, oglądał tamtego wieczoru. Na początku
są sceny, kiedy ekran jest tak ciemny, że ktoś siedzący z brzegu mógł bez trudu wyjść
niezauważony. Rozejrzałam się, dostrzegłam kilka wyjść ewakuacyjnych i postanowi-
łam przeprowadzić małe doświadczenie.
Wstałam, przeprosiłam drzemiącego sąsiada, że go budzę, przecisnęłam się obok
jego żony i skierowałam się do bocznego wyjścia w tylnej części sali.
Drzwi otworzyły się cicho i znalazłam się w czymś w rodzaju alejki pomiędzy ban-
kiem a kompleksem kinowym. Przed laty była tu stacja obsługi samochodów, nie bank.
Miałam kopie szkiców i zdjęć, które gazety publikowały podczas procesu, pamiętałam
więc położenie warsztatu.
Zamknięty garaż, gdzie pracował Paulie, znajdował się za pompami i wychodził na
Main Street. Parking, na którym stały czekające na naprawe samochody, był położony
za stacją. Teraz urządzono tam parking dla klientów banku.
104
Ruszyłam alejką, zastępując w myślach bank stacją obsługi. Mogłam nawet wyobra-
zić sobie miejsce, gdzie Rob, jak utrzymywał, zaparkował swój samochód i gdzie stał on
rzekomo aż do końca filmu o dziewiątej trzydzieści.
W jakiś sposób moje kroki stały się jego krokami i poczułam to, co on wówczas czuł
złość, irytację, zawód, że dziewczyna, którą, jak sądził, owinął sobie dookoła palca,
zadzwoniła, aby mu powiedzieć, iż umówiła się na randkę z kimś innym. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl aikidobyd.xlx.pl
kiem. Miało teraz siedem oddzielnych sal projekcyjnych. W poczekalni znajdowała się
duża, okrągła lada, gdzie sprzedawano słodycze, prażoną kukurydzę i napoje.
Chociaż pierwsi widzowie dopiero się pojawili, podłoga poczekalni była już usła-
na ziarnami prażonej kukurydzy, które wysypywały się z przepełnionych papierowych
stożków.
Kupiłam balonik orzechowy mój ulubiony przysmak i weszłam do sali numer
trzy, gdzie grano wybrany przeze mnie film. Wcale nie okazał takim przebojem ( Już na
ekranach! Nareszcie! Film, na który czekałeś! ), jak się spodziewałam, lecz średnio zaj-
103
mującą historią o kobiecie, która zmaga się z całym światem, doznaje wielu upokorzeń,
a potem, oczywiście, przezwycięża wszystkie przeciwności i znajduje prawdziwą miłość
i szczęście u boku męża, którego trzy lata wcześniej porzuciła.
Siedziałam pomiędzy dwoma parami, starszymi ludzmi z prawej i nastolatkami z le-
wej. Młodzi bez przerwy podawali sobie torebkę z prażoną kukurydzą, a dziewczyna co
chwila wygłaszała komentarze na temat filmu.
Kiedyś była moją ulubioną aktorką, ale teraz wcale nie wydaje mi się taka do-
bra...
Nawet nie próbowałam skupić uwagi na tym, co działo się na ekranie. Nie chodziło
tylko o dzieciaki i kukurydzę, a także ustawiczne komentarze czy nawet ciche pochra-
pywanie starszego mężczyzny obok mnie, który zapadł w drzemkę.
Rozpraszał mnie fakt, że dwadzieścia dwa lata temu Rob Westerfield był podobno
w tym kinie, kiedy zamordowano Andreę, i nikt nie potrafił potwierdzić, czy napraw-
dę został do końca filmu. Mimo wielkiego rozgłosu, jaki nadano tej sprawie, nikt się nie
zgłosił i nie zeznał: Siedział obok mnie .
Oldham było wówczas małym miasteczkiem, a Westerfieldów dobrze znano w okoli-
cy. Z pewnością Rob Westerfield, ze swoją znakomitą prezencją i pozą bogatego chłopa-
ka wystarczająco rzucał się w oczy, by dostrzegano go wszędzie. Gdy siedziałam w ciem-
nej sali kinowej, wyobraziłam sobie, jak Rob parkuje na stacji obsługi naprzeciwko.
Twierdził, iż rozmawiał z Pauliem Stroebelem i powiedział mu, że zostawia samo-
chód. Paulie kategorycznie zaprzeczał, jakoby Westerfield z nim rozmawiał.
Potem Rob zeznał, że zamienił kilka słów z kasjerką i bileterem, mówiąc coś w tym
sensie, jak bardzo czekał na ten film. Był naprawdę miły zeznali oboje z miejsca dla
świadków, a w ich głosach brzmiało zdziwienie. Rob Westerfield nie słynął z tego, że za-
chowywał się uprzejmie, zwłaszcza wobec przedstawicieli klasy pracującej.
Mógł z łatwością zaznaczyć swoją obecność w kinie, a potem wymknąć się ukrad-
kiem. Wypożyczyłam film, który, jak twierdził, oglądał tamtego wieczoru. Na początku
są sceny, kiedy ekran jest tak ciemny, że ktoś siedzący z brzegu mógł bez trudu wyjść
niezauważony. Rozejrzałam się, dostrzegłam kilka wyjść ewakuacyjnych i postanowi-
łam przeprowadzić małe doświadczenie.
Wstałam, przeprosiłam drzemiącego sąsiada, że go budzę, przecisnęłam się obok
jego żony i skierowałam się do bocznego wyjścia w tylnej części sali.
Drzwi otworzyły się cicho i znalazłam się w czymś w rodzaju alejki pomiędzy ban-
kiem a kompleksem kinowym. Przed laty była tu stacja obsługi samochodów, nie bank.
Miałam kopie szkiców i zdjęć, które gazety publikowały podczas procesu, pamiętałam
więc położenie warsztatu.
Zamknięty garaż, gdzie pracował Paulie, znajdował się za pompami i wychodził na
Main Street. Parking, na którym stały czekające na naprawe samochody, był położony
za stacją. Teraz urządzono tam parking dla klientów banku.
104
Ruszyłam alejką, zastępując w myślach bank stacją obsługi. Mogłam nawet wyobra-
zić sobie miejsce, gdzie Rob, jak utrzymywał, zaparkował swój samochód i gdzie stał on
rzekomo aż do końca filmu o dziewiątej trzydzieści.
W jakiś sposób moje kroki stały się jego krokami i poczułam to, co on wówczas czuł
złość, irytację, zawód, że dziewczyna, którą, jak sądził, owinął sobie dookoła palca,
zadzwoniła, aby mu powiedzieć, iż umówiła się na randkę z kimś innym. [ Pobierz całość w formacie PDF ]