download > pdf > do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Ale mogła zostawić wiadomość w jego poczcie głosowej. Wiedziała, że włącza swój telefon
tylko poza biurem.
- Jarred, tu Kelsey. Rozmawiałam z Trevorem. Wygląda na to, że to Sara sprzedawała mu
informacje. Nie wiem, co zamierzasz z tym zrobić, ale tak to wygląda. Ja mam parę spraw
do załatwienia. Spotkamy się pózniej w domu. Cześć.
Już miała dodać: kocham cię, ale ciągle nie mogła tego z siebie wydusić. Jesteś
przewrażliwioną gęsią, skarciła się. Jednak nie zmieniła zdania, nie oddzwoniła do niego.
Zadzwoniła natomiast do Rowdenów. Spoglądając w ciemniejące niebo, pomyślała, że
wygląda ono dość groznie. Zapadała noc i zanosiło się, że zacznie padać śnieg.
- Halo? - słaby głos przebił się przez trzaski.
- Marlena? Mówi Kelsey - zawołała, usiłując przekrzyczeć głośne buczenie. Jej telefon miał
już ładnych kilka lat, zresztą nigdy nie był zbyt sprawny. Głos Marteny był w tej chwili
ledwie słyszalny. Kelsey postanowiła, że musi w końcu wymienić aparat na nowy. -
Słyszysz mnie?
- A, Kelsey! Tak! Jesteś w... - reszta zdania utonęła w trzaskach.
- Marlena? Marlena? Jadę do was - krzyknęła. - Słyszysz mnie?
- Tak - znowu trzaski - ...do Silverlake?
- Tak. Do Silverlake. Zaraz tam będę, okay? Pa.
192
Chciała podłączyć telefon do gniazdka, ale zauważyła, że nie ma przy sobie ładowarki.
Mruknęła pod nosem kilka przekleństw i włączyła się do ruchu. Zanim wyjechała z Seattle,
zajrzała jeszcze do swojego banku i podjęła kilka tysięcy dolarów. Gdy wróciła do
samochodu, siedziała chwilę nieruchomo, z rękami na kierownicy. Co ja do licha
wyprawiam?, zadała sobie pytanie. Zwykle dawała Rowdenom gotówkę, zamiast przelewać
pieniądze na ich konto. Robiła tak, by ukryć tę filantropię przed mężem. Uważała, że jest
zbyt samolubny i pozbawiony skrupułów, by to zrozumieć. Nie chciała, żeby wiedział, że
wspomaga rodziców Chance a. A jeśli oni dawali te pieniądze Chance owi? Trudno. To ich
sprawa. Rowdenowie byli jej rodziną. I Jarred nie miał z tym nic wspólnego.
Ależ była dwulicowa! Jak mogła wymagać, by jej ufał, jeśli ona sama nie ufała mu
całkowicie? Jakim cudem to małżeństwo miało funkcjonować, skoro ona sama nie była
szczera i otwarta? Z goryczą uświadomiła sobie, że nie może mieć pretensji do Jarreda,
dawnego Jarreda, że zniszczył ich miłość. Musiała część winy wziąć na siebie.
Ale nie mogła tego naprawić w tej chwili. Pamiętała cały czas, że postanowiła pomóc
Jarredowi. Miała do załatwienia parę rzeczy, zanim on całkiem zamknie się w sobie i
sytuacja naprawdę stanie się trudna. Z tą myślą ruszyła w stronę Silverlake, mając nadzieję,
że nadciągająca śnieżyca może jeszcze trochę poczeka.
Jarred wziął płaszcz z oparcia krzesła i po raz drugi zadzwonił do Kelsey. Nigdy nie
włączała tego przeklętego telefonu. Przepadła na całe popołudnie. Zostawił też wiadomości
w domu, ale nie oddzwoniła. %7łałował teraz, że nie chciał z nią rozmawiać rano. Kiedy
zaproponowała mu, że go odwiezie po pracy do domu, powiedział, że nie potrzebuje, że
wezmie taksówkę. Chciał się poczuć samodzielny. I potrzebował czasu, żeby pomyśleć. W
samotności. Zupełnie zapomniał o gwiazdkowym przyjęciu. Teraz był wściekły, że musi
jechać do domu, przebrać się, a przede wszystkim odnalezć swoją żonę.
- Dawniej pomyślałbym, że pewnie jest z Chance em - wymamrotał pod nosem.
Korytarze były puste. Wszyscy wyszli wcześniej albo pochowali się w swoich pokojach.
Gwen siedziała jednak przy swoim biurku. Aykała właśnie tabletkę, popijając ją wodą.
- Dobrze się czujesz? - zapytał Jarred.
- Głowa mnie boli - uśmiechnęła się słabo. - Tylko troszkę. Przyjdę na kolację.
- To dobrze. Czy możesz mi wezwać taksówkę? Zaraz wychodzę.
193
- O, Kelsey już nie ma?
- Nie.
Gwen kiwnęła głową, podniosła słuchawkę i zamówiła Jarredowi taksówkę. Podziękował
jej i ruszył do windy. Kiedy przeszedł przez hali i minął obrotowe drzwi, spojrzał na niskie,
szare niebo. Jedyne, na co tak naprawdę miał teraz ochotę, to odnalezć swoją żonę, zabrać ją
na jacht i kochać się z nią całą noc. Jego matka byłaby oburzona, gdyby nie przyszli na
przyjęcie. Na tę myśl wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu.
Do krawężnika podjechała żółta taksówka. W drodze do domu Jarred umilał sobie czas,
wyobrażając sobie swoją piękną żonę, z twarzą rozświetloną ogniem z kominka, wstrząsaną
dreszczami rozkoszy.
Jeśli dalej będzie się zabawiać takimi myślami, narobi sobie wstydu, wysiadając z taksówki! [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aikidobyd.xlx.pl
  •