[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ciwników stosowania środków antydepresyjnych i opowiadali
o tym, jak długo sami korzystali z terapii. Jako że jej rodzina
nigdy nie poddawała się terapii, wątpiła, czy miałaby w tej
dyskusji coÅ› do dorzucenia.
Roger: Więc co się wydarzyło?
- Jedna z naszych s/.cfowych dała jej solidny wycisk, ale to
jeszcze nie powód, żeby rzucać w taki sposób pracę. Poza tym
każdemu zdarza się pracować po nocach, jeśli to konieczne.
Roger: Nawet tobie?
- Zwłaszcza mnie.
Roger: Mam wrażenie, że jesteś bardziej zestresowana, niż dajesz to
po sobie poznać. Dlatego jej pytanie tak bardzo cię zaszokowało.
Zmroziła ją ta uwaga. Nigdy nie miała skłonności do
uzewnętrzniania uczuć - w przeciwieństwie do niektórych jej
współpracowników, którzy obnosili się ze swoim obłąkanym
wyrazem twarzy jak z orderem. Tak, mówiły ich oczy, naprawdę
jestem tak niesamowicie zapracowany i ważny, że aż bliski
szaleństwa. To nie w stylu Judith. Ona wolała być chłodna,
kompetentna, opanowana.
- Dlaczego tak sądzisz? - wystukała, zamiast zwykłej wymi
jającej odpowiedzi. Roger miewał ciekawe spostrzeżenia - mo
że zauważył coś, o czym ona nie pomyślała.
Roger: Sposób, w jaki ubierasz rzeczy w słowa. Chłodny, wyważo
ny.
- Staram siÄ™.
Roger: Tego typu ludzie mają zwykle różne własne demony, tylko
trzymają je na uwięzi.
- Ja nie! - powiedziała głośno i zaczęła pisać, ale natych
miast to usunęła. - Interesująca teoria - wysłała w zamian.
Roger: ]a lubię prywatne demony. Są ciekawsze od fasady, która je
chroni. Mam przeczucie, że jesteś ciekawą osobq, judith.
Judith przeczytała to kilka razy, oceniając jego ton. Pamięta
ła, jak flirtował z innymi, nic poważnego, i zwykle z inicjatywy
drugiej strony. Czy to było flirtowanie? Od tak dawna nie
zdarzyło jej się nic podobnego, że nawet nie wiedziała, czy
powinna być zaniepokojona, czy tylko rozbawiona.
- Ty mnie chyba podrywasz?
Roger: LOL! A skutecznie? :)
Roześmiała się, potem zerknęła za siebie, jak gdyby David
wszedł niezauważony do domu i stał nad jej głową, krzywiąc
siÄ™ z naganÄ….
- To mi bardzo pochlebia, ale mój mąż nie byłby zachwyco
ny.
Roger: Ja jestem w Atlancie, a ty w LA. Szansa na potajemny
romans wydaje siÄ™ raczej... wÄ…tpliwa?
Judith sposępniała. Miał rację, oczywiście. Była śmieszna.
Dzieliło ich ponad pięć tysiący kilometrów. Nawet jeżeli z nią
flirtował, to jakie to miało znaczenie?
Roger: Judith? Przepraszam. Nie chciałem wprawić cię w za
kłopotanie. To tylko Internet. Jeśli nie muszę rozmawiać z ludzmi, to
coś jakby nie istnieje. Naprawdę przepraszam, jesteśmy przyjaciółmi?
Nagle poczuła się głupio.
- Oczywiście. Uwodzenie na odległość... jakoś znajdę siłę,
żeby się oprzeć.
Roger: LOL!
Judith uśmiechnęła się. Nie pamiętała, kiedy ostatnio czuła
siÄ™ tak dobrze.
Sara siedziała przy biurku, w firmie, do której skierowała ją
agencja pracy tymczasowej. Dostała przydziałowy boks, ze
standardowym komputerem, telefonem ze słuchawkami na uszy
i przedpotopową maszyną liczącą, taką z rolką papierowej taśmy
i korbką. Zerknęła na nowiutki terminarz - ten, na który namówiła
ją Judith - rozmyślając nad swoim manifestem programowym,
dopóki nie przyszła jej nowa szefowa, żeby powiedzieć, co
dokładnie ma do zrobienia. Nic nie mogła na to poradzić, ale czuła
się jak uczniak w nowej szkole, kiedy ludzie z sąsiednich boksów
albo patrzyli na niÄ… ciekawie, albo kompletnie ignorowali.
Nieważne, co sobie myślą. Zrobię, co mi każą, najlepiej, jak
potrafię. Uśmiechnęła się, robiąc maleńki zapisek na właściwej
stronie kalendarza.
Najbliższy cel: zatrudnić się na stałe. Zawsze chciała spróbo
wać pracy w dziale marketingowym, a ten wyglądał na dobrze
prosperujący. Tu mogła zacząć karierę zawodową. Umieściła to
na liście celów długofalowych: konsekwentnie rozwijać karierę
zawodowÄ….
A to pod hasłem życie osobiste": zmienić opcję i ustalić
wymagania wobec potencjalnego partnera.
Podobał jej się ten system, doszła do wniosku, zamykając
terminarz na suwak. Dawał jej poczucie ładu.
Wepchnęła go do małego, ergonomicznego plecaka obok
torebki z lunchem. Wyglądał bardziej niezobowiązująco niż
służbowa aktówka, ale jakoś nie odniosła wrażenia, żeby
profesjonalizm był tutaj szczególnie premiowany. Zauważyła,
że jest ubrana bardziej oficjalnie niż większość pracowników,
którzy mieli na sobie mundurki w stylu biurowy luz", składa
jące się ze spodni khaki, identycznych dla obu płci, i koszulek
polo. Nie była pewna, czym większość tych ludzi się za
jmowała, ale w przeciwieństwie do tego, co widziała w agencji,
nie wyglÄ…dali na specjalnie zagonionych.
Samo biuro przypominało wszystkie inne biura, w których
dotąd pracowała: ludzie siedzieli jak kostki lodu w ciasnych
boksach. Ozdabiali je zdjęciami i obrazkami, które nadając im
jakiś osobisty rys, tworzyły z trzech ścian namiastkę domu. Sara
spojrzała na przeciwległy boks. Zastanawiała się, jakim cudem
kobieta w jaskrawej bluzce w tygrysie paski i złocistych spod
niach mieściła się w swojej koszmarnie zagraconej klatce. Każdy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl aikidobyd.xlx.pl
ciwników stosowania środków antydepresyjnych i opowiadali
o tym, jak długo sami korzystali z terapii. Jako że jej rodzina
nigdy nie poddawała się terapii, wątpiła, czy miałaby w tej
dyskusji coÅ› do dorzucenia.
Roger: Więc co się wydarzyło?
- Jedna z naszych s/.cfowych dała jej solidny wycisk, ale to
jeszcze nie powód, żeby rzucać w taki sposób pracę. Poza tym
każdemu zdarza się pracować po nocach, jeśli to konieczne.
Roger: Nawet tobie?
- Zwłaszcza mnie.
Roger: Mam wrażenie, że jesteś bardziej zestresowana, niż dajesz to
po sobie poznać. Dlatego jej pytanie tak bardzo cię zaszokowało.
Zmroziła ją ta uwaga. Nigdy nie miała skłonności do
uzewnętrzniania uczuć - w przeciwieństwie do niektórych jej
współpracowników, którzy obnosili się ze swoim obłąkanym
wyrazem twarzy jak z orderem. Tak, mówiły ich oczy, naprawdę
jestem tak niesamowicie zapracowany i ważny, że aż bliski
szaleństwa. To nie w stylu Judith. Ona wolała być chłodna,
kompetentna, opanowana.
- Dlaczego tak sądzisz? - wystukała, zamiast zwykłej wymi
jającej odpowiedzi. Roger miewał ciekawe spostrzeżenia - mo
że zauważył coś, o czym ona nie pomyślała.
Roger: Sposób, w jaki ubierasz rzeczy w słowa. Chłodny, wyważo
ny.
- Staram siÄ™.
Roger: Tego typu ludzie mają zwykle różne własne demony, tylko
trzymają je na uwięzi.
- Ja nie! - powiedziała głośno i zaczęła pisać, ale natych
miast to usunęła. - Interesująca teoria - wysłała w zamian.
Roger: ]a lubię prywatne demony. Są ciekawsze od fasady, która je
chroni. Mam przeczucie, że jesteś ciekawą osobq, judith.
Judith przeczytała to kilka razy, oceniając jego ton. Pamięta
ła, jak flirtował z innymi, nic poważnego, i zwykle z inicjatywy
drugiej strony. Czy to było flirtowanie? Od tak dawna nie
zdarzyło jej się nic podobnego, że nawet nie wiedziała, czy
powinna być zaniepokojona, czy tylko rozbawiona.
- Ty mnie chyba podrywasz?
Roger: LOL! A skutecznie? :)
Roześmiała się, potem zerknęła za siebie, jak gdyby David
wszedł niezauważony do domu i stał nad jej głową, krzywiąc
siÄ™ z naganÄ….
- To mi bardzo pochlebia, ale mój mąż nie byłby zachwyco
ny.
Roger: Ja jestem w Atlancie, a ty w LA. Szansa na potajemny
romans wydaje siÄ™ raczej... wÄ…tpliwa?
Judith sposępniała. Miał rację, oczywiście. Była śmieszna.
Dzieliło ich ponad pięć tysiący kilometrów. Nawet jeżeli z nią
flirtował, to jakie to miało znaczenie?
Roger: Judith? Przepraszam. Nie chciałem wprawić cię w za
kłopotanie. To tylko Internet. Jeśli nie muszę rozmawiać z ludzmi, to
coś jakby nie istnieje. Naprawdę przepraszam, jesteśmy przyjaciółmi?
Nagle poczuła się głupio.
- Oczywiście. Uwodzenie na odległość... jakoś znajdę siłę,
żeby się oprzeć.
Roger: LOL!
Judith uśmiechnęła się. Nie pamiętała, kiedy ostatnio czuła
siÄ™ tak dobrze.
Sara siedziała przy biurku, w firmie, do której skierowała ją
agencja pracy tymczasowej. Dostała przydziałowy boks, ze
standardowym komputerem, telefonem ze słuchawkami na uszy
i przedpotopową maszyną liczącą, taką z rolką papierowej taśmy
i korbką. Zerknęła na nowiutki terminarz - ten, na który namówiła
ją Judith - rozmyślając nad swoim manifestem programowym,
dopóki nie przyszła jej nowa szefowa, żeby powiedzieć, co
dokładnie ma do zrobienia. Nic nie mogła na to poradzić, ale czuła
się jak uczniak w nowej szkole, kiedy ludzie z sąsiednich boksów
albo patrzyli na niÄ… ciekawie, albo kompletnie ignorowali.
Nieważne, co sobie myślą. Zrobię, co mi każą, najlepiej, jak
potrafię. Uśmiechnęła się, robiąc maleńki zapisek na właściwej
stronie kalendarza.
Najbliższy cel: zatrudnić się na stałe. Zawsze chciała spróbo
wać pracy w dziale marketingowym, a ten wyglądał na dobrze
prosperujący. Tu mogła zacząć karierę zawodową. Umieściła to
na liście celów długofalowych: konsekwentnie rozwijać karierę
zawodowÄ….
A to pod hasłem życie osobiste": zmienić opcję i ustalić
wymagania wobec potencjalnego partnera.
Podobał jej się ten system, doszła do wniosku, zamykając
terminarz na suwak. Dawał jej poczucie ładu.
Wepchnęła go do małego, ergonomicznego plecaka obok
torebki z lunchem. Wyglądał bardziej niezobowiązująco niż
służbowa aktówka, ale jakoś nie odniosła wrażenia, żeby
profesjonalizm był tutaj szczególnie premiowany. Zauważyła,
że jest ubrana bardziej oficjalnie niż większość pracowników,
którzy mieli na sobie mundurki w stylu biurowy luz", składa
jące się ze spodni khaki, identycznych dla obu płci, i koszulek
polo. Nie była pewna, czym większość tych ludzi się za
jmowała, ale w przeciwieństwie do tego, co widziała w agencji,
nie wyglÄ…dali na specjalnie zagonionych.
Samo biuro przypominało wszystkie inne biura, w których
dotąd pracowała: ludzie siedzieli jak kostki lodu w ciasnych
boksach. Ozdabiali je zdjęciami i obrazkami, które nadając im
jakiś osobisty rys, tworzyły z trzech ścian namiastkę domu. Sara
spojrzała na przeciwległy boks. Zastanawiała się, jakim cudem
kobieta w jaskrawej bluzce w tygrysie paski i złocistych spod
niach mieściła się w swojej koszmarnie zagraconej klatce. Każdy [ Pobierz całość w formacie PDF ]