[ Pobierz całość w formacie PDF ]
urządzać. Najpierw wybrał dębowe szafki, ale z nich zrezygnował, kiedy tylko ona wspomniała o szafkach z
klonu. Lekkie, ręcznie robione ładnie kontrastowały z ciemnymi granitowymi blatami.
Kontrast bywa dobry, pomyślała. Ona i Gavin różnią się, a jednocześnie się dopełniają.
Gavin wziął od niej płaszcz i wskazał jej krzesło.
- Zrobić ci herbaty czy coś innego do picia? - spytał.
- Dla mnie nic, dziękuję. Zerknął na zegar.
- Nie zdawałem sobie sprawy, że już tak pózno. Może powinienem zabrać się za kolację.
118
Jackie Braun
- Dzisiaj moja kolej - przypomniała mu.
- Nie dzisiaj. Nie powinnaś stać.
- Nie jestem inwalidką.
- Wiem, ale nie chcę, żebyś ryzykowała ze względu na dziecko.
Jego troska ujęła Lauren.
- No dobrze, pozwolę ci gotować, ale kolacja może poczekać, aż skończymy tę rozmowę.
- Prawda. - Wsadził ręce do kieszeni spodni, nic więcej nie mówiąc.
- Gavin, zaczynasz mnie denerwować.
- Nie taki miałem zamiar.
- Wiem. Chodz tu i usiądz. - Poklepała siedzenie krzesła. - Najlepiej będzie, jeśli po prostu powiesz to, co masz
do powiedzenia.
Kiwnął głową i usiadł naprzeciwko niej.
- Spotkałem się dzisiaj z Holdenem.
Prosiła Gavina, by wyrzucił z siebie to, co mu leży na sercu, ale jego słowa ją zszokowały. Była przekonana, że
się przesłyszała.
- Co takiego?
- Dzisiaj w mieście spotkałem się z Holdenem.
- Mój mąż prosił cię o spotkanie? Gavin odchrząknął nerwowo.
- Nie, prawdę mówiąc, to był mój pomysł. Wczoraj do niego zadzwoniłem i powiedziałem mu, że chcę z nim po-
rozmawiać.
- Zadzwoniłeś do niego - powtórzyła, lekko podnosząc głos. - Zadzwoniłeś do Holdena i umówiłeś się z nim za
moimi plecami?
Skinął tylko głową.
Pora na miłość
119
- Pojechałeś się z nim zobaczyć, nie pytając mnie, czy tego chcę, czy życzę sobie, żebyś się wtrącał?
Popatrzył na nią przez zmrużone oczy, pełen wyrzutów sumienia i skruchy.
- Tak, właśnie tak.
- Dlaczego? Czemu, na Boga, to zrobiłeś?
- Bo on zle cię traktuje. - Gavin wstał i podszedł do blatu. Przeczesał palcami włosy i odwrócił się do niej. - Byłaś
taka zdenerwowana, jak przesłał ci te papiery. A potem ciśnienie ci podskoczyło. Miałem pozwolić mu na to,
żeby tak cię dręczył? Nie proś mnie o to, bo ja tak nie umiem.
To były miłe jej sercu słowa, świadczące o tym, że nie jest mu obojętna. Mimo to powiedziała:
- Mogłeś mnie zapytać o zdanie, a przynajmniej wspomnieć o tym spotkaniu.
- Nie chciałem cię denerwować.
- Och, proszę.
- Twoje ciśnienie...
- Co, myślisz, że znów mi podskoczyło?
Kiedy kolor jego twarzy zbliżył się do koloru jego śnieżnobiałej koszuli, chciała cofnąć swoje słowa, ale w
środku gotowała się ze złości. To było zdumiewająco ożywcze i przyjemne uczucie, stwierdziła, podobnie jak
wzajemne ustępstwa w rozmowie z Gavinem. W przeszłości, z rodzicami czy mężem, rzadko czegoś takiego
doświadczała.
- Zrobiłeś to bez mojej wiedzy.
- Ale dla twojego dobfa.
- Nie! - Wstała i podchodząc do niego, przecięła powietrze ręką. - Nie traktuj mnie jak dziecko. Mam dosyć
ludzi, którzy mi mówią, co mam myśleć i robić. Mam cholernie dosyć ludzi, którzy podejmują za mnie decyzje.
Po-
120
Jackie Braun
trafię myśleć, jak wiesz. - Powiedziała to z przekonaniem, którego wreszcie nabrała. Już nie czuła się zmęczona,
tylko wolna i silna.
- Wiem.
- Cieszę się. W takim razie wez to pod uwagę. To moje życie, moja sprawa. - Dla podkreślenia swoich słów
postu-kała się palcem w piersi.
- Nie chcesz, żebym się wtrącał.
- Tego nie powiedziałam - odparła łagodniej. - Ale ja chcę o tym decydować. Dobrze?
Przyciągnął ją i objął.
- Chyba się z tym pogodzę.
Potem, gdy Lauren nakrywała do stołu, a on szykował kolację, zapytała:
- Więc o czym to rozmawialiście z Holdenem? Gavin poszedł na łatwiznę: grillowane kanapki z serem
i zupa pomidorowa z puszki. Przygotowując je, zrelacjonował Lauren najważniejsze punkty rozmowy. Nie
wspomniał, że chwycił Holdena za poły marynarki.
- A przy okazji, on uważa mnie za nieudacznika i twojego utrzymanka. - Uniósł brwi i uśmiechnął się z nadzieją,
że poprawi jej nastrój.
Lauren prychnęła.
- Holden potrafi być takim małostkowym snobem. Jakby nie dość było, że oskarża nas o romans.
Gavin położył kanapki na grillu i zmniejszył gaz pod zupą.
- Wiesz, zastanawiałem się nad tym. On chce to wykorzystać jako kartę przetargową podczas rozwodu.
Dlaczego mu nie pozwolić?
Pora na miłość
121
Zmarszczyła czoło.
- Obawiam się, że za tobą nie nadążam.
- Mieliście co najmniej przez rok mieszkać osobno, zanim zgodnie z prawem stanu Nowy Jork dostalibyście roz-
wód - przypomniał jej.
- Mów dalej.
- Jeżeli podstawą do rozwodu miałaby być niewierność, ten czas się skróci.
- Więc uważasz, że należy mu pozwolić złożyć taki pozew?
- Myślę, że warto to rozważyć. Nie powtórzę już tego błędu i nie będę ci dyktował, co masz robić.
Uniósł łopatkę ze stali nierdzewnej, udając, że się poddaje, wciąż zdumiony, jaka tygrysica kryje się pod tym
niewinnym kocim obliczem.
- Pewnie nie powinnam tego mówić, ale lubię się z tobą sprzeczać - oznajmiła.
-Tak?
Odwróciła wzrok. -Tak. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl aikidobyd.xlx.pl
urządzać. Najpierw wybrał dębowe szafki, ale z nich zrezygnował, kiedy tylko ona wspomniała o szafkach z
klonu. Lekkie, ręcznie robione ładnie kontrastowały z ciemnymi granitowymi blatami.
Kontrast bywa dobry, pomyślała. Ona i Gavin różnią się, a jednocześnie się dopełniają.
Gavin wziął od niej płaszcz i wskazał jej krzesło.
- Zrobić ci herbaty czy coś innego do picia? - spytał.
- Dla mnie nic, dziękuję. Zerknął na zegar.
- Nie zdawałem sobie sprawy, że już tak pózno. Może powinienem zabrać się za kolację.
118
Jackie Braun
- Dzisiaj moja kolej - przypomniała mu.
- Nie dzisiaj. Nie powinnaś stać.
- Nie jestem inwalidką.
- Wiem, ale nie chcę, żebyś ryzykowała ze względu na dziecko.
Jego troska ujęła Lauren.
- No dobrze, pozwolę ci gotować, ale kolacja może poczekać, aż skończymy tę rozmowę.
- Prawda. - Wsadził ręce do kieszeni spodni, nic więcej nie mówiąc.
- Gavin, zaczynasz mnie denerwować.
- Nie taki miałem zamiar.
- Wiem. Chodz tu i usiądz. - Poklepała siedzenie krzesła. - Najlepiej będzie, jeśli po prostu powiesz to, co masz
do powiedzenia.
Kiwnął głową i usiadł naprzeciwko niej.
- Spotkałem się dzisiaj z Holdenem.
Prosiła Gavina, by wyrzucił z siebie to, co mu leży na sercu, ale jego słowa ją zszokowały. Była przekonana, że
się przesłyszała.
- Co takiego?
- Dzisiaj w mieście spotkałem się z Holdenem.
- Mój mąż prosił cię o spotkanie? Gavin odchrząknął nerwowo.
- Nie, prawdę mówiąc, to był mój pomysł. Wczoraj do niego zadzwoniłem i powiedziałem mu, że chcę z nim po-
rozmawiać.
- Zadzwoniłeś do niego - powtórzyła, lekko podnosząc głos. - Zadzwoniłeś do Holdena i umówiłeś się z nim za
moimi plecami?
Skinął tylko głową.
Pora na miłość
119
- Pojechałeś się z nim zobaczyć, nie pytając mnie, czy tego chcę, czy życzę sobie, żebyś się wtrącał?
Popatrzył na nią przez zmrużone oczy, pełen wyrzutów sumienia i skruchy.
- Tak, właśnie tak.
- Dlaczego? Czemu, na Boga, to zrobiłeś?
- Bo on zle cię traktuje. - Gavin wstał i podszedł do blatu. Przeczesał palcami włosy i odwrócił się do niej. - Byłaś
taka zdenerwowana, jak przesłał ci te papiery. A potem ciśnienie ci podskoczyło. Miałem pozwolić mu na to,
żeby tak cię dręczył? Nie proś mnie o to, bo ja tak nie umiem.
To były miłe jej sercu słowa, świadczące o tym, że nie jest mu obojętna. Mimo to powiedziała:
- Mogłeś mnie zapytać o zdanie, a przynajmniej wspomnieć o tym spotkaniu.
- Nie chciałem cię denerwować.
- Och, proszę.
- Twoje ciśnienie...
- Co, myślisz, że znów mi podskoczyło?
Kiedy kolor jego twarzy zbliżył się do koloru jego śnieżnobiałej koszuli, chciała cofnąć swoje słowa, ale w
środku gotowała się ze złości. To było zdumiewająco ożywcze i przyjemne uczucie, stwierdziła, podobnie jak
wzajemne ustępstwa w rozmowie z Gavinem. W przeszłości, z rodzicami czy mężem, rzadko czegoś takiego
doświadczała.
- Zrobiłeś to bez mojej wiedzy.
- Ale dla twojego dobfa.
- Nie! - Wstała i podchodząc do niego, przecięła powietrze ręką. - Nie traktuj mnie jak dziecko. Mam dosyć
ludzi, którzy mi mówią, co mam myśleć i robić. Mam cholernie dosyć ludzi, którzy podejmują za mnie decyzje.
Po-
120
Jackie Braun
trafię myśleć, jak wiesz. - Powiedziała to z przekonaniem, którego wreszcie nabrała. Już nie czuła się zmęczona,
tylko wolna i silna.
- Wiem.
- Cieszę się. W takim razie wez to pod uwagę. To moje życie, moja sprawa. - Dla podkreślenia swoich słów
postu-kała się palcem w piersi.
- Nie chcesz, żebym się wtrącał.
- Tego nie powiedziałam - odparła łagodniej. - Ale ja chcę o tym decydować. Dobrze?
Przyciągnął ją i objął.
- Chyba się z tym pogodzę.
Potem, gdy Lauren nakrywała do stołu, a on szykował kolację, zapytała:
- Więc o czym to rozmawialiście z Holdenem? Gavin poszedł na łatwiznę: grillowane kanapki z serem
i zupa pomidorowa z puszki. Przygotowując je, zrelacjonował Lauren najważniejsze punkty rozmowy. Nie
wspomniał, że chwycił Holdena za poły marynarki.
- A przy okazji, on uważa mnie za nieudacznika i twojego utrzymanka. - Uniósł brwi i uśmiechnął się z nadzieją,
że poprawi jej nastrój.
Lauren prychnęła.
- Holden potrafi być takim małostkowym snobem. Jakby nie dość było, że oskarża nas o romans.
Gavin położył kanapki na grillu i zmniejszył gaz pod zupą.
- Wiesz, zastanawiałem się nad tym. On chce to wykorzystać jako kartę przetargową podczas rozwodu.
Dlaczego mu nie pozwolić?
Pora na miłość
121
Zmarszczyła czoło.
- Obawiam się, że za tobą nie nadążam.
- Mieliście co najmniej przez rok mieszkać osobno, zanim zgodnie z prawem stanu Nowy Jork dostalibyście roz-
wód - przypomniał jej.
- Mów dalej.
- Jeżeli podstawą do rozwodu miałaby być niewierność, ten czas się skróci.
- Więc uważasz, że należy mu pozwolić złożyć taki pozew?
- Myślę, że warto to rozważyć. Nie powtórzę już tego błędu i nie będę ci dyktował, co masz robić.
Uniósł łopatkę ze stali nierdzewnej, udając, że się poddaje, wciąż zdumiony, jaka tygrysica kryje się pod tym
niewinnym kocim obliczem.
- Pewnie nie powinnam tego mówić, ale lubię się z tobą sprzeczać - oznajmiła.
-Tak?
Odwróciła wzrok. -Tak. [ Pobierz całość w formacie PDF ]