[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Chyba nie doczekam się słowa dziękuję" - z kwaśną miną
zauważył mężczyzna.
- Dziękuję? Za co? Za to, że zrobiłeś ze mnie zazdrośnicę
szpikującą się prochami i popijającą alkohol? Za to, że musiałam
96
RS
wysłuchiwać przypowieści o drzewach uginających się pod
naporem wiatru? I zapewnień, że twoja zażyłość z Brendą była
tylko przelotną chwilą słabości? Myślałam, że powiedziałeś mu
prawdę. %7łe wie o twoim małżeństwie z Brendą. %7łe wie o nas. I że
mimo wszystko mi przebaczył - zacisnęła powieki. - Nigdy w życiu
nie czułam się tak poniżona...
Zamilkła na chwilę i dodała:
- Co ja mówię? Od chwili przyjazdu Matokich jestem wciąż
poniżana. A ty jeszcze snujesz opowieści o zazdrości i środkach
uspokajających. To ponad moje siły.
John podniósł się i chwycił ją za rękę.
- Odejdz. Nie widzisz, co narobiłeś?
W odpowiedzi mocniej przyciągnął ją do siebie.
- Zrobiłem to, co należało, aby uchronić twą śliczną główkę
przed poważnymi konsekwencjami.
- I dlatego mnie skompromitowałeś.
- Tak uważasz? Nie słyszałaś, że Matoki chce rozważyć twoją
propozycję?
- Właśnie. Skąd znasz moje plany?
- W sypialni na podłodze zostawiłaś porozrzucane dokumenty.
Byłem ciekaw, czy naprawdę jesteś tak dobra, jak twierdzisz.
Wspomniałaś, że to zadanie jest ukoronowaniem twojej kariery.
Więc przeczytałem. I wiesz co? Jestem pełen podziwu. Naprawdę
znasz się na rzeczy, Casey. Potrafisz połączyć rozmach z
ekonomiką. Matoki uważa tak samo. Czy nie tego właśnie
oczekiwałaś? Czy nie po to właśnie urządziłaś całe
przedstawienie?
Casey z namysłem spojrzała na Johna. Zaprzątnięta własną
osobą, zapomniała o najważniejszym. John miał rację. Znakomicie
rozegrał tę partię.
Zanim zdążyła coś powiedzieć, odezwał się znowu.
- I jeszcze jedno. - Objął ją w pasie. - Dziś rano nie
próbowałem uciekać. Dokąd zaszedłbym w taką pogodę?
97
RS
- Po tej stronie mostu jest jeszcze z tuzin domów, gdzie
chętnie przygarnięto by tak przystojnego wędrowca.
Roześmiał się cicho.
- Ale kto by zaproponował mi rolę męża? Pogładził biodra
kobiety. - I która z twoich sąsiadek z równą pasją i poświęceniem
odegrałaby rolę żony? Casey westchnęła.
- Wciąż wychodzę na wariatkę. Och, John, kiedy pozbędę się
tego pecha?
- Na razie idzie ci niezle - zniżył głos do szeptu.
- Chyba... masz rację. To jeszcze mogą być najszczęśliwsze
święta w moim życiu.
Ktoś delikatnie zapukał.
- Kolacja gotowa - usłyszeli głos Brendy. - Mamy zaczynać bez
was?
Casey spojrzała wprost w oczy Johna.
- Tak! - zawołała. - Dołączymy pózniej. Podczas pieczenia
kasztanów.
John dotknął jej twarzy. Pogładził policzki, czoło, przesunął
palcami po jasnych włosach. Casey złożyła usta do pocałunku.
- Och, John... - zamruczała. - Jestem oszołomiona, ogłupiała...
Rzucił jej typowo męskie spojrzenie a la Clark Gable.
- ...ale nie pijana? Uśmiechnęła się.
- Kiedy dziś rano wyznałam ci, że cię pragnę, też nie byłam
pijana na tyle, aby nie wiedzieć, co mówię.
Błękitne oczy kobiety zabłyszczały niczym gwiazdy.
- A w tej chwili jestem nieprzyzwoicie trzezwa - pocałowała go
- i pragnę cię jeszcze bardziej.
Po krótkim milczeniu spytała:
- A co z tobą? Nadal mnie chcesz? Odpowiedział gestem.
Odchylił jej głowę, pogłaskał po szyi. Wsunął dłoń pod sweter i
zaczął pieścić jedwabistą skórę. Gdy pomału zaczęli się rozbierać,
Casey spytała:
- Co sobie pomyślą inni? Twarz Johna rozjaśnił uśmiech.
98
RS
- Pomyślą, że pieczeń jest znakomita i że w małżeństwie
najpiękniejsze są chwile przeprosin.
Casey przekręciła klucz w zamku i powróciła do oczekującego
mężczyzny. Przywarł ustami do jej piersi. Ułożyli się na dywanie
złączeni w namiętnym uścisku.
- Jesteś piękna - szepnął John, wplątując palce w jej włosy. -
Jesteś urzekająca, kusząca...
Ustami pieścił jej ucho. Casey płonęła z rozkoszy i podniecenia.
- Gable nie mógłby się z tobą równać - zamruczała.
- Gable? Zachichotała.
- Trochę go przypominasz. Masz nawet ten sam diabelski błysk
w oczach.
Roześmiał się.
- Co w tym śmiesznego? - spytała. Jej dłoń powędrowała w dół
umięśnionego brzucha mężczyzny.
John starannie ułożył partnerkę na plecach.
- Zmieszne, że przypominam ci Clarka Gable'a. Pamiętasz, jak
wspominałem o filmie Ich noce"? To właśnie Gable robił uwagi
na temat murów Jerycha.
- Pamiętam. Powiedziałeś, że przyjdzie czas, gdy mury runą.
Przytulił się mocniej.
- Chyba w tej chwili Jozue kazał dąć w trąby. - Przywarł
wargami do jej ust. Casey wydała zduszony okrzyk. Kochała
umięśnione ciało Johna. Kochała jego każde słowo. Kochała jego
dotyk i ciepło bijące od rozgrzanej skóry. Kochała... Kochała...
Kocha...
Pózniej, gdy odpoczywając leżeli bez ruchu, John delikatnie
musnął ustami jej szyję. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl aikidobyd.xlx.pl
- Chyba nie doczekam się słowa dziękuję" - z kwaśną miną
zauważył mężczyzna.
- Dziękuję? Za co? Za to, że zrobiłeś ze mnie zazdrośnicę
szpikującą się prochami i popijającą alkohol? Za to, że musiałam
96
RS
wysłuchiwać przypowieści o drzewach uginających się pod
naporem wiatru? I zapewnień, że twoja zażyłość z Brendą była
tylko przelotną chwilą słabości? Myślałam, że powiedziałeś mu
prawdę. %7łe wie o twoim małżeństwie z Brendą. %7łe wie o nas. I że
mimo wszystko mi przebaczył - zacisnęła powieki. - Nigdy w życiu
nie czułam się tak poniżona...
Zamilkła na chwilę i dodała:
- Co ja mówię? Od chwili przyjazdu Matokich jestem wciąż
poniżana. A ty jeszcze snujesz opowieści o zazdrości i środkach
uspokajających. To ponad moje siły.
John podniósł się i chwycił ją za rękę.
- Odejdz. Nie widzisz, co narobiłeś?
W odpowiedzi mocniej przyciągnął ją do siebie.
- Zrobiłem to, co należało, aby uchronić twą śliczną główkę
przed poważnymi konsekwencjami.
- I dlatego mnie skompromitowałeś.
- Tak uważasz? Nie słyszałaś, że Matoki chce rozważyć twoją
propozycję?
- Właśnie. Skąd znasz moje plany?
- W sypialni na podłodze zostawiłaś porozrzucane dokumenty.
Byłem ciekaw, czy naprawdę jesteś tak dobra, jak twierdzisz.
Wspomniałaś, że to zadanie jest ukoronowaniem twojej kariery.
Więc przeczytałem. I wiesz co? Jestem pełen podziwu. Naprawdę
znasz się na rzeczy, Casey. Potrafisz połączyć rozmach z
ekonomiką. Matoki uważa tak samo. Czy nie tego właśnie
oczekiwałaś? Czy nie po to właśnie urządziłaś całe
przedstawienie?
Casey z namysłem spojrzała na Johna. Zaprzątnięta własną
osobą, zapomniała o najważniejszym. John miał rację. Znakomicie
rozegrał tę partię.
Zanim zdążyła coś powiedzieć, odezwał się znowu.
- I jeszcze jedno. - Objął ją w pasie. - Dziś rano nie
próbowałem uciekać. Dokąd zaszedłbym w taką pogodę?
97
RS
- Po tej stronie mostu jest jeszcze z tuzin domów, gdzie
chętnie przygarnięto by tak przystojnego wędrowca.
Roześmiał się cicho.
- Ale kto by zaproponował mi rolę męża? Pogładził biodra
kobiety. - I która z twoich sąsiadek z równą pasją i poświęceniem
odegrałaby rolę żony? Casey westchnęła.
- Wciąż wychodzę na wariatkę. Och, John, kiedy pozbędę się
tego pecha?
- Na razie idzie ci niezle - zniżył głos do szeptu.
- Chyba... masz rację. To jeszcze mogą być najszczęśliwsze
święta w moim życiu.
Ktoś delikatnie zapukał.
- Kolacja gotowa - usłyszeli głos Brendy. - Mamy zaczynać bez
was?
Casey spojrzała wprost w oczy Johna.
- Tak! - zawołała. - Dołączymy pózniej. Podczas pieczenia
kasztanów.
John dotknął jej twarzy. Pogładził policzki, czoło, przesunął
palcami po jasnych włosach. Casey złożyła usta do pocałunku.
- Och, John... - zamruczała. - Jestem oszołomiona, ogłupiała...
Rzucił jej typowo męskie spojrzenie a la Clark Gable.
- ...ale nie pijana? Uśmiechnęła się.
- Kiedy dziś rano wyznałam ci, że cię pragnę, też nie byłam
pijana na tyle, aby nie wiedzieć, co mówię.
Błękitne oczy kobiety zabłyszczały niczym gwiazdy.
- A w tej chwili jestem nieprzyzwoicie trzezwa - pocałowała go
- i pragnę cię jeszcze bardziej.
Po krótkim milczeniu spytała:
- A co z tobą? Nadal mnie chcesz? Odpowiedział gestem.
Odchylił jej głowę, pogłaskał po szyi. Wsunął dłoń pod sweter i
zaczął pieścić jedwabistą skórę. Gdy pomału zaczęli się rozbierać,
Casey spytała:
- Co sobie pomyślą inni? Twarz Johna rozjaśnił uśmiech.
98
RS
- Pomyślą, że pieczeń jest znakomita i że w małżeństwie
najpiękniejsze są chwile przeprosin.
Casey przekręciła klucz w zamku i powróciła do oczekującego
mężczyzny. Przywarł ustami do jej piersi. Ułożyli się na dywanie
złączeni w namiętnym uścisku.
- Jesteś piękna - szepnął John, wplątując palce w jej włosy. -
Jesteś urzekająca, kusząca...
Ustami pieścił jej ucho. Casey płonęła z rozkoszy i podniecenia.
- Gable nie mógłby się z tobą równać - zamruczała.
- Gable? Zachichotała.
- Trochę go przypominasz. Masz nawet ten sam diabelski błysk
w oczach.
Roześmiał się.
- Co w tym śmiesznego? - spytała. Jej dłoń powędrowała w dół
umięśnionego brzucha mężczyzny.
John starannie ułożył partnerkę na plecach.
- Zmieszne, że przypominam ci Clarka Gable'a. Pamiętasz, jak
wspominałem o filmie Ich noce"? To właśnie Gable robił uwagi
na temat murów Jerycha.
- Pamiętam. Powiedziałeś, że przyjdzie czas, gdy mury runą.
Przytulił się mocniej.
- Chyba w tej chwili Jozue kazał dąć w trąby. - Przywarł
wargami do jej ust. Casey wydała zduszony okrzyk. Kochała
umięśnione ciało Johna. Kochała jego każde słowo. Kochała jego
dotyk i ciepło bijące od rozgrzanej skóry. Kochała... Kochała...
Kocha...
Pózniej, gdy odpoczywając leżeli bez ruchu, John delikatnie
musnął ustami jej szyję. [ Pobierz całość w formacie PDF ]