[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Potrzeba było paru osób, by osaczyć Rumpetrolla. Postanowiono, że zejdą Einar,
najbardziej zaprzyjazniony z lisem, Johanna, która jest za zwierzę odpowiedzialna, oraz Per,
znający jamę jak własną kieszeń. Każde z nich przewiązało się liną w pasie, a Robin
przymocował drugi jej koniec do pnia sosny rosnącej tuż obok. Psy uwiązano w pobliżu, aby
nie robiły zamieszania. Willy siedział na kamieniu i celował ze złością szyszkami w drzewo.
Czekając na swoją kolej, Johanna rozmawiała z Mette.
- Bardzo się denerwuję. Mam nadzieję, że uda się nam wydostać lisa.
- To dziecinada! - odparła Mette z przekąsem. - Aazić po dziurach jak smarkacze! Nie
myśl sobie, że Willy ma czas na coś takiego!
- Czas? - zdumiała się Johanna. - A do czego mu się tak spieszy? Myślałam, że wziął
urlop, tak w każdym razie mówiliście!
- No tak, nie to miałam na myśli - odparła Mette speszona.
Wydawała się trochę niezadowolona z powodu braku męskiej opieki. Willy siedział
daleko, a na Robina nie mogła liczyć. Mette zauważyła, że ten dziwny chłopak spogląda
ukradkiem na Johannę, nieśmiało i tęsknie, i to ją denerwowało. Nie była przyzwyczajona do
tego, by pozostawać na dalszym planie. Gdyby miała choć najmniejszą szansę, by
wymanewrować Johannę, nie wahałaby się ani sekundy, lecz ten nieznośny facet jest
absolutnie nieczuły, uznała.
To był całkiem idiotyczny pomysł ze strony Willy'ego, żeby jechać w ślad za Johanną.
Po drodze jednak wytłumaczył, dlaczego tak zdecydował. To w gruncie rzeczy bardzo
podniecające! Prawie jak na filmie. I niebezpieczne! Teraz stała się uczestnikiem spisku i
wspólniczką Willy'ego! Ale Johanna jest taka nieznośna, za każdym razem krzyżuje im plany!
Na nic nie zdało się wypuszczenie lisa ani też Willy nie miał możliwości pozostania sam na
sam z Johanną. Prawda, miał, ale się nie udało. Willy tracił cierpliwość, zaczęło mu się
spieszyć. Za kilka godzin musi być z powrotem w mieście w umówionym miejscu. A
tymczasem siedzą tu w środku tego idiotycznego lasu i nie mogą zdobyć tego, czego szukali!
Mette wbijała paznokcie w dłonie, myśląc o tym, żeby mieć już to wszystko za sobą.
- Twoja kolej, Johanno - rzucił krótko Robin.
Dziewczyna chwyciła jego wyciągniętą dłoń i zajrzała w głąb otworu.
- Ojej! - głucho zabrzmiał z dołu głos Pera. - Czuję łaskotanie w brzuchu! Tu nie ma
się czego trzymać!
- Uważaj na obsuwające się kamienie, Johanno - usłyszała głos Einara. Znajdował się
jeszcze niżej niż Per. - Nie, Per, nie nadepnij na ten obluzowany łupek!
Johanna zaczęła spuszczać się ostrożnie coraz głębiej. Najdłużej jak mogła trzymała
się ręki Robina, który oświetlał jej latarką drogę. Po chwili poczuła, jak uwolnił swą dłoń.
- Idz ostrożnie - przestrzegł cicho.
Krok po kroku posuwała się coraz dalej wzdłuż występu, jednocześnie szukając
rękoma oparcia. Nie zawsze mogła stać wyprostowana, niekiedy musiała schylać się pod
półkami w skalnej ścianie. Cały czas za wszelką cenę starała się utrzymać równowagę.
Zarówno Einar, jak i Per byli już prawie na samym dole i Johanna słyszała, jak wabią
upartego Rumpetrolla.
- Musimy poruszać się bardzo ostrożnie - powiedział Einar. - Jeżeli choć trochę go
przestraszymy, zniknie w szczelinie, a wtedy możemy się z nim pożegnać!
- Przestraszymy! - prychnął Per. - Ten potwór nie przestraszy się nawet samego diabła!
Jeżeli zniknie, zrobi to z czystej złośliwości. %7łeby nas rozdrażnić. Myśli, że to zabawa!
Johanna dotarła do strumienia łupków i zrobiła długi, niepewny krok ponad nim,
wyczuła twardą skałę w samym środku naniesionych kamieni i odetchnęła z ulgą, kiedy na
niej stanęła. Następnie przedostała się na drugą stronę. Po kilku krokach znalazła się w dole
obok Pera.
- No - szepnęła. - Jak leci?
- Einar nawiązał kontakt - odparł Per uroczyście. - Wróg wydaje się być przyjaznie
nastawiony. Wywiesił białą flagę, a negocjacje są w toku.
ROZDZIAA VI [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl aikidobyd.xlx.pl
Potrzeba było paru osób, by osaczyć Rumpetrolla. Postanowiono, że zejdą Einar,
najbardziej zaprzyjazniony z lisem, Johanna, która jest za zwierzę odpowiedzialna, oraz Per,
znający jamę jak własną kieszeń. Każde z nich przewiązało się liną w pasie, a Robin
przymocował drugi jej koniec do pnia sosny rosnącej tuż obok. Psy uwiązano w pobliżu, aby
nie robiły zamieszania. Willy siedział na kamieniu i celował ze złością szyszkami w drzewo.
Czekając na swoją kolej, Johanna rozmawiała z Mette.
- Bardzo się denerwuję. Mam nadzieję, że uda się nam wydostać lisa.
- To dziecinada! - odparła Mette z przekąsem. - Aazić po dziurach jak smarkacze! Nie
myśl sobie, że Willy ma czas na coś takiego!
- Czas? - zdumiała się Johanna. - A do czego mu się tak spieszy? Myślałam, że wziął
urlop, tak w każdym razie mówiliście!
- No tak, nie to miałam na myśli - odparła Mette speszona.
Wydawała się trochę niezadowolona z powodu braku męskiej opieki. Willy siedział
daleko, a na Robina nie mogła liczyć. Mette zauważyła, że ten dziwny chłopak spogląda
ukradkiem na Johannę, nieśmiało i tęsknie, i to ją denerwowało. Nie była przyzwyczajona do
tego, by pozostawać na dalszym planie. Gdyby miała choć najmniejszą szansę, by
wymanewrować Johannę, nie wahałaby się ani sekundy, lecz ten nieznośny facet jest
absolutnie nieczuły, uznała.
To był całkiem idiotyczny pomysł ze strony Willy'ego, żeby jechać w ślad za Johanną.
Po drodze jednak wytłumaczył, dlaczego tak zdecydował. To w gruncie rzeczy bardzo
podniecające! Prawie jak na filmie. I niebezpieczne! Teraz stała się uczestnikiem spisku i
wspólniczką Willy'ego! Ale Johanna jest taka nieznośna, za każdym razem krzyżuje im plany!
Na nic nie zdało się wypuszczenie lisa ani też Willy nie miał możliwości pozostania sam na
sam z Johanną. Prawda, miał, ale się nie udało. Willy tracił cierpliwość, zaczęło mu się
spieszyć. Za kilka godzin musi być z powrotem w mieście w umówionym miejscu. A
tymczasem siedzą tu w środku tego idiotycznego lasu i nie mogą zdobyć tego, czego szukali!
Mette wbijała paznokcie w dłonie, myśląc o tym, żeby mieć już to wszystko za sobą.
- Twoja kolej, Johanno - rzucił krótko Robin.
Dziewczyna chwyciła jego wyciągniętą dłoń i zajrzała w głąb otworu.
- Ojej! - głucho zabrzmiał z dołu głos Pera. - Czuję łaskotanie w brzuchu! Tu nie ma
się czego trzymać!
- Uważaj na obsuwające się kamienie, Johanno - usłyszała głos Einara. Znajdował się
jeszcze niżej niż Per. - Nie, Per, nie nadepnij na ten obluzowany łupek!
Johanna zaczęła spuszczać się ostrożnie coraz głębiej. Najdłużej jak mogła trzymała
się ręki Robina, który oświetlał jej latarką drogę. Po chwili poczuła, jak uwolnił swą dłoń.
- Idz ostrożnie - przestrzegł cicho.
Krok po kroku posuwała się coraz dalej wzdłuż występu, jednocześnie szukając
rękoma oparcia. Nie zawsze mogła stać wyprostowana, niekiedy musiała schylać się pod
półkami w skalnej ścianie. Cały czas za wszelką cenę starała się utrzymać równowagę.
Zarówno Einar, jak i Per byli już prawie na samym dole i Johanna słyszała, jak wabią
upartego Rumpetrolla.
- Musimy poruszać się bardzo ostrożnie - powiedział Einar. - Jeżeli choć trochę go
przestraszymy, zniknie w szczelinie, a wtedy możemy się z nim pożegnać!
- Przestraszymy! - prychnął Per. - Ten potwór nie przestraszy się nawet samego diabła!
Jeżeli zniknie, zrobi to z czystej złośliwości. %7łeby nas rozdrażnić. Myśli, że to zabawa!
Johanna dotarła do strumienia łupków i zrobiła długi, niepewny krok ponad nim,
wyczuła twardą skałę w samym środku naniesionych kamieni i odetchnęła z ulgą, kiedy na
niej stanęła. Następnie przedostała się na drugą stronę. Po kilku krokach znalazła się w dole
obok Pera.
- No - szepnęła. - Jak leci?
- Einar nawiązał kontakt - odparł Per uroczyście. - Wróg wydaje się być przyjaznie
nastawiony. Wywiesił białą flagę, a negocjacje są w toku.
ROZDZIAA VI [ Pobierz całość w formacie PDF ]