download > pdf > do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Wymieniliśmy z Jane spojrzenia. Pchnąłem ciężkie drzwi i po cichu wślizgnęliśmy się do
środka. Wąski korytarz prowadził do następnych drzwi. Ruszyliśmy nim, oglądając się za siebie.
Nikt nas nie śledził. I nagle za drugimi drzwiami usłyszeliśmy głosy.
- Bracia, bądzcie cierpliwi, bo dzień wypełnienia naszej misji jest już bliski! To prawda, że w
Jerozolimie nie ma pokoju, ale kontynuujmy nasze dzieło, naszą misję na tym świecie.
Zapadła cisza, po czym ten sam głos podjął:
- Bracia, zabijając profesora Ericsona, chciano nas zniechęcić, przestraszyć.
Po tych słowach podniósł się gwar. Słychać było okrzyki żądające zemsty. Ktoś zawołał:  Do
mnie, szlachetni! Bauceant, na pomoc! .
- Jest jednak możliwe, że już wkrótce zapanuje pokój - ciągnął głos. - Dobrze znacie powód,
dla którego się zebraliśmy. Zamierzamy odbudować Zwiątynię i będzie to Trzecia Zwiątynia!
Dzięki księdze proroka Ezechiela znamy jej dokładne wymiary. Nie miała sobie równej. Dzięki
naszym architektom mamy wymiary placu świątynnego, znajdującego się na północ od meczetu
Al-Aksa. Nasi inżynierowie orzekli, że można zbudować Zwiątynię na dawnym miejscu, na Placu
Zwiątyni, tam, gdzie stoi Kopuła Tablic!
Zapadła cisza. Jane i ja patrzyliśmy na siebie osłupiali.
- Kim są ci ludzie? - szepnąłem.
Dała mi znak, że nie ma pojęcia. Podszedłem więc bliżej do drzwi, w których na wysokości
oczu znajdowało się małe okienko z metalową kratą.
Stanąwszy nieco z boku, aby nie dostrzeżono mnie z wewnątrz, ujrzałem wielką salę z
czarnymi ścianami i widocznymi na nich czerwonymi krzyżami. W jej centrum postawiono
katafalk ozdobiony koroną i tajemniczymi symbolami. Obok stał tron, a wokół niego siedziało ze
sto osób ubranych w białe i czerwone szaty, z narzuconymi gronostajowymi płaszczami, na
których naszyto czerwone krzyże, takie same, jak te na ścianach. Nagle przypomniałem sobie
krzyżyk, który Jane znalazła pod ołtarzem. Był identyczny, jak te tutaj.
Brałem udział w wielu ceremoniach esseńczyków, ale nigdy nie widziałem takiego przepychu.
Wszyscy mieli twarze zakryte białymi maskami. Nosili paski ze złotymi frędzlami oraz
gronostajowe czapki z trzema złotymi piórami i złotym otokiem. Każdy miał u pasa miecz
wysadzany rubinami i innymi drogimi kamieniami.
Również mężczyzna siedzący na tronie był w masce. To on przemawiał. W prawym ręku
trzymał berło z globusem, na czubku którego umieszczony był krzyż. Na szyi miał dwa łańcuchy.
Na jednym z nich, wykonanym z ciężkich czerwonych ogniw, wisiał medal ze średniowiecznym
motywem.
Drugi był czymś w rodzaju różańca składającego się z owalnych paciorków, emaliowanych na
czerwono i biało. Jego pierś przecinał na ukos czerwony jedwabny sznur z charakterystycznym
krzyżem.
- Wspólnymi siłami odbudujemy Zwiątynię - mówił. - Zjednoczeni jak nasi bracia przed
tysiącem lat, którzy wyruszali do Akki lub do Trypolisu, do Pouille lub na Sycylię, do Burgundii
we Francji... w jednym tylko celu - pragnęli zbudować Trzecią Zwiątynię! Będziemy kontynuowali
dzieło architekta Hirama i ta Zwiątynia stanie się zwieńczeniem wszystkich świątyń poświęconych
największemu z Architektów - katedr, meczetów, synagog - albowiem one wszystkie złączą się w
tej Zwiątyni, w której znajdzie schronienie Zwięte Zwiętych!
Z głębi sali wyłoniło się dwóch mężczyzn, nieśli osadzoną na kiju drewnianą kukłę, która pod
prawym ramieniem miała turniejową tarczę, a pod lewym sznur do przywiązywania konia oraz bat.
Jeden z mężczyzn wbił miecz w serce kukły.
- Tak właśnie rozprawilibyśmy się teraz z Filipem Pięknym - powiedział mistrz ceremonii. -
Nasza dewiza to Pro Deo et Patria. Dla Boga i ojczyzny będziemy się bronili żelazem, a nie złotem,
gdy któregoś dnia świat dowie się, że nadal istniejemy, że nasz zakon się odrodził!
Na sali zapanowało poruszenie. Jedni wstawali z krzeseł, inni przechodzili z miejsca na
miejsce. Jane klepnęła mnie lekko w plecy, dając znak, żebym się odsunął, ponieważ
zafascynowany widowiskiem, za bardzo zbliżyłem się do okienka.
Rozległ się szmer rozwijanego papieru i usłyszeliśmy ten sam głos, ale tym razem silniejszy.
- Patrzcie! Oto dowód!
Po tych słowach zapadła śmiertelna cisza. Przycisnąłem twarz do kratki.
Mistrz ceremonii trzymał małe pudełko z lakierowanego drewna. Gdy je otworzył z wielką
ostrożnością, ujrzałem kruchy srebrny zwój. Zadrżałem. Miał go w rękach Peter Ericson na
fotografii, którą dostałem od Jane.
Mistrz pokazał zgromadzonym na pół rozwinięty Zwój Srebrny tak, iż widać było jego [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aikidobyd.xlx.pl
  •