download > pdf > do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Ostrożnie nachyliła się i pocałowała go w czoło, zaskoczona własną śmiałością. Potem
przytuliła policzek do jego twarzy i szepnęła:
- Kocham cię, Jonasz. Kocham cię bardziej, niż mogę to okazać. Nikogo innego tak
nie kochałam...
Ze strachem i wahaniem wpatrywała się w jego zmysłowe usta, sen złagodził ich
zarys. Bardzo wolno przysunęła się i musnęła je wargami, najpierw lekko i pośpiesznie,
potem z większą odwagą.
Nagle poczuła niedzwiedzi uścisk w talii i jego usta na swoich, mocne i gorące.
Instynktownie oparła się, ale zaraz potem uległa i oddała pocałunek.
To było piękne, cudowne!
W końcu puścił ją.
- Jeszcze jest we mnie trochę życia.
- Tak, czuję - szepnęła, łapiąc oddech. - Leżeć, Burek, leżeć!
- Nie wabię się Burek. Jestem Azor, dzielny stróż, po wybitnym ojcu i wybitnej matce.
- Dzielny stróż? Aadny mi stróż, którego trzeba odnosić do domu!
Oczy zalśniły mu pod przymkniętymi powiekami, uśmiechnął się leniwie i odrzekł z
rezygnacją:
- Umiesz wybierać właściwy moment! Zobaczysz rano! Teraz byłoby
niesprawiedliwie...
Głos Jonasza przeszedł w niezrozumiały bełkot. Katja uwolniła się delikatnie z jego
uścisku. W nagłym przypływie odwagi postanowiła zostać na noc. Była roztrzęsiona, a
perspektywa jazdy zimnym samochodem nie przedstawiała się zachęcająco. Jonasz i tak
prześpi pół dnia, a jej już wtedy nie będzie.
Na czubkach palców przemknęła przez mieszkanie, nucąc ułożoną spontanicznie
melodię. Rozłożyła pościel na podłodze dużego pokoju, rozebrała się i wśliznęła pod kołdrę.
Drzwi do pokoju Jonasza stały otwarte, ale Jonasz spał jak zabity. Katja poszła za jego
przykładem.
Obudziła się nagle. Gdzieś w mieszkaniu trzasnęły drzwi z głuchym, tajemniczym
łoskotem.
Usiadła z przestrachem, na wpół rozbudzona. Serce biło jej jak szalone.
Nie dadzą im spokoju? Przecież wszyscy siedzieli za kratkami? Svantesson, Berra,
Stickan...
A Birgit Karlsson?
Jonasz spał. Nic nie słyszał!
Zdobyła się na chrapliwy szept:
- Jonasz! - I głośniej: - Jonasz! Ktoś tu jest. Trzasnęły drzwi.
- Wiem - odpowiedział z kuchni. - Drzwi do lodówki. Zgłodniałem.
Opadła z ulgą na poduszkę.
- Aobuzie! Miałeś spać pół dnia.
- Twoja obecność mnie zbudziła. Nie, nie chrapałaś, instynkt podpowiedział mi, że
jesteś w pobliżu.
- I dlatego zgłodniałeś?
- Tak. Chodz na małą przekąskę! Piwo i szynka. I jajka, jeśli masz ochotę.
- Nic nie mów, burczy mi w brzuchu, ale nie mogę się pokazać.
Otworzył drzwi i rzucił jej coś niebieskiego.
- Góra piżamy. Ogrzana.
Katja wymknęła się do łazienki, by się odświeżyć, po czym weszła do kuchni.
- Nigdy się nie zmienisz! - Jonasz siedział przy nowo zakupionym stole i odkrawał
plastry z wielkiego kawałka szynki. - Umyta i uczesana. Nie stać cię na odrobinę
spontanicznego nieładu?
- Nie. Ktoś zbrukał moją prymitywną naturę i teraz jestem jałowa jak pustynia. I
równie mało we mnie życia.
- Powinienem był tego  kogoś potraktować surowiej. Ale jeszcze będą z ciebie
ludzie.
- Jesteś optymistą - powiedziała lekkim tonem, biorąc się za smażenie jajek. Jonasz
wyjął dla niej nakrycie. - Zdaje mi się, że postawiłeś sobie za punkt honoru, by sprawdzić,
czy ta pustynia nie jest tak całkiem jałowa.
- Możesz wyrażać się jaśniej?
- Hm... Wyczyn sportowy, może. Obudzić zmysłowość w zimnej Katji, pokazać swoją
męskość i porzucić. Dziękuję i żegnam!
W jego niebieskich oczach zamigotały grozne ogniki, ale odpowiedział równie lekko:
- No właśnie! Wrzucić ją do pojemnika na śmieci, głową w dół!
Katja znieruchomiała ze szklanką piwa w dłoni.
- Wyglądasz teraz mało inteligentnie - rzucił spokojnie - co zupełnie nie pasuje do
mojej piżamy. Siadaj i jedz.
- Mówiłeś poważnie? - pisnęła żałośnie.
- Tak, mamy dość jedzenia.
- Ja nie o tym. O tym pojemniku na śmieci. Nie dosłownie, ale...
- Twoje prowokacyjne słowa o wyczynie sportowym nie wydały się zabawne osobie,
która cię kocha i uczyni dla ciebie wszystko - stwierdził chłodno. - Jedz jajko, bo ci
wystygnie!
- Nie chciałam, by moje słowa zabrzmiały prowokacyjnie. To mnie, po prostu, od
dawna prześladuje.
Jonasz nachylił się nad stołem.
- Wiesz co, ten drań nie zabił w tobie zmysłowości, czuję ją w każdym twoim
oddechu. Zrobił coś dużo gorszego, odebrał ci wiarę w siebie. Ale odbudujemy ją, kawałek po
kawałeczku, choćby to miało zająć całe życie! Bowiem mam zamiar dożyć z tobą póznej
starości, Katarzyno, przecież tak nam dobrze ze sobą, nieprawdaż?
- Tak. Bardzo dobrze!
- Więc chcesz? Chcesz się wreszcie pozbyć tego upiora? Pamiętaj, ja też się zestarzeję,
przybiorę na wadze, zrobię się szpakowaty, nieruchawy i zapominalski, będę nosił okulary,
przesiadywał przed telewizorem, zasypiał na stołku, chrapał, tracił włosy i zęby i zostanę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aikidobyd.xlx.pl
  •