download > pdf > do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ogromnych rozmiarów borgl. Dusque natychmiast podskoczyło tętno, a myśli kłębiły się jej w
głowie jak oszalałe. Bestia musiała mierzyć co najmniej pięć metrów. Chociaż poza wielkością
przypominała zwykłe nietoperze, miała jedną uderzającą cechę, która zdecydowanie odróżniała
ją od mniejszych pobratymców: jej ślepia, jadowicie żółte, były pełne nienawiści. Wzrok stwora
był tak intensywny, że prawie hipnotyzował. Jak przez mgłę do Dusque zaczęło docierać,
dlaczego Zabraczka twierdziła, że borgle to wcielone zło. Sięgnęła za siebie, poszukała dłoni
Ithorianina i ścisnęła ją z całej siły. Stała jak sparaliżowana, niezdolna się ruszyć, a po jej głowie
krążyła jedna uparta myśl: czy te nagie kości to resztki pożywienia siedzącego na nich stwora?
Kiedy Tendau spróbował ją odciągnąć, zmutowany nietoperz wydał z siebie przenikliwy skrzek,
na który ze wszystkich stron odpowiedział trzepot setek skrzydeł. Nandon szarpnął ją mocniej i
Dusque w końcu otrząsnęła się ze stuporu. Odwróciła się i razem z Ithorianinem puścili się
biegiem przed siebie. Niewielki blaster Nandona i jej sztylet na nic by się nie przydały przeciwko
gromadzie rozwścieczonych borgli.
Biegli co sił w nogach, byle dalej, byle naprzód. Dusque złapała Tendaua za rękę i pociągnęła za
sobą, zwiększając tempo. Płuca paliły ją żywym ogniem, ale strach dodawał sił i pompował w
żyły adrenalinę, która uskrzydlała. Kiedy już jej się zdawało, że czuje we włosach szpony bestii,
zobaczyła w oddali słaby blask - wylot tunelu! Ten widok jeszcze bardziej ich zmobilizował;
chociaż wydawało się to niemożliwe, zaczęli biec jeszcze prędzej. Gnali co tchu, ostatnie metry
pokonując długimi susami. Kiedy dopadli do wyjścia, siłą rozpędu wytoczyli się z jaskini,
przekoziołkowali w dół zbocza i legli bez sił, próbując złapać oddech. Każde trzymało broń w
pogotowiu, ale pościg nie nadchodził.
W końcu Dusque przewróciła się na plecy i westchnęła z ulgą. Napięcie zaczęło opadać, a wraz z
nim adrenalina; niespodziewanie wezbrała w niej fala niepohamowanego śmiechu. Nie mogła się
dłużej powstrzymywać i już po chwili chichotała na cały głos, a Tendau razem z nią. Zmiali się
do rozpuku, dopóki nie zabrakło im tchu. Wtedy Dusque przekręciła się na bok, podparła na
łokciu i spojrzała na przyjaciela poważnie.
- Widziałeś, jaki był wielki? - spytała.
- Trudno było nie zauważyć. Ledwie się mieścił w grocie!
Dusque uśmiechnęła się, ale nie było jej już wesoło.
- Chyba zauważyłeś, że ta bestia w jakiś sposób wydawała się... zła do szpiku kości -
powiedziała, marszcząc brwi. Brakowało jej słów, żeby wyrazić okrucieństwo i złośliwość
emanujÄ…ce od ogromnego borgla. ,
- Racja - zgodził się Tendau. - To nie był zwykły nietoperz tylko jakaś mutacja, a na dokładkę
wyjątkowo wredna. Czasem zło widać na pierwszy rzut oka, nie sądzisz? - Spojrzał na nią
przenikliwie swoimi mÄ…drymi oczami.
- Tak - przyznała cicho. Dobrze wiedziała, o czym mówi. Przeważnie łatwo poznać, że coś jest
złe. Ale bywa też, że to wcale nie takie oczywiste. - Uklękła i sprawdziła w plecaku^ czy próbki
pobrane z gniazda przetrwały ich szaleńczą ucieczkę. Pojemniki były w nienaruszonym stanie,
więc kamień spadł jej z serca: przynajmniej ich wyprawa nie poszła całkiem na marne. -
Gdybyśmy tylko mogli pobrać materiał od tamtego stwora... - westchnęła.
- Naprawdę mnie zadziwiasz, moje dziecko. - Tendau pokręcił z niedowierzaniem głową. - To
niewiarygodne! Przecież ! mało brakowało, a stalibyśmy się obiadem tego potwora. Wstał i
wygładził swoją bluzę. - No, koniec tego dobrego,i w tył zwrot. Wracamy, zanim wpędzisz nas w
prawdziwe tarapaty.
ROZDZIAA 5
Kiedy wąskie pasma chmur zaróżowiły się od zachodzącego słońca, Dusque i Tendau byli już na
obrzeżach Narmle. Chociaż przygoda w jaskini była wyczerpująca, nie spieszyli się zbytnio z
powrotem. Rozradowana zdobyciem próbek Dusque nie mogła się oprzeć pokusie - zatrzymali
się na chwilę przy małej kolonii gryzoni, którą zauważyła po drodze, kiedy szli do jaskini.
Podczas gdy zbierali razem materiał do badań, z oddali dobiegł niski, gardłowy warkot.
- Słyszałeś? - spytała cicho Dusque.
- Co?
- Chyba ktoś... coś nas śledzi - zająknęła się.
- Jesteś pewna? Spokojnie, moje dziecko - powiedział łagodnie Nandon. - Chyba oboje
jesteśmy trochę przemęczeni.
- Naprawdę coś słyszałam - syknęła zniecierpliwiona. - Chodzmy stąd, szybko!
- Skoro tak mówisz... - Nandon wzruszył ramionami. Spakowali sprzęt i ruszyli przed
siebie.
Ciche warczenie powtarzało się regularnie, a kiedy ustało, zamiast ulgi Dusque ogarnęły złe
przeczucia. Zanim zdążyła się podzielić swoimi obawami z przyjacielem, usłyszała przejmujący
pisk. Dopiero po chwili dotarło do niej, że to ona krzyczy.
Prosto na nich szarżował z zarośli wielki szablozęby kot.. Na oko ważył ze cztery razy tyle, co
Dusque. Z paszczy sterczały mu dwa pokazne kły, od których te ogromne drapieżniki wzięły
swoją nazwę. Stworzenie miało piaskowożółte futro, ! niezwykle długi ogon i silne łapy, ale
skóra pokrywająca umięśnione ciało była wyliniała i pełna blizn. Dusque i Nandon bez
zastanowienia rzucili się szukać kryjówki. Badaczce udało się' na czas schronić w kępie drzew,
ale Ithorianin nie miaÅ‚ tyle« szczęścia.
Kocur od razu rzucił się w jego stronę. Dusque zauważyła, że Tendau sięga po broń, ale
zdenerwowanie i strach całkiem go sparaliżowały. Zwierzę było tuż-tuż. Dusque zrozumiała, że
ma tylko jedną szansę. Na widok przyjaciela w niebezpieczeństwie zadziałała instynktownie:
płynnym ruchem wyjęła sztylet i ruszyła na kocura. Jednym skokiem wylądowała mu na
grzbiecie i natychmiast otoczyła kark bestii ramieniem, zakładając blokadę. Zaskoczenie
zadziałało na jej korzyść - zwierzę odwróciło uwagę od Tendaua i skupiło się bez reszty na
siedzącym mu na karku intruzie. Zaczęło się miotać jak dziki tauntaun, próbując zrzucić
nieproszonego gościa. Dusque usiłowała dosięgnąć sztyletem gardła drapieżnika, ale kocur był [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aikidobyd.xlx.pl
  •