download > pdf > do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

sprawców uprowadzenia siostry? Wszyscy Szawanezi zgodnie zawsze mówią, że me dokonali tego
napadu. Szczegółowe informacje traperów przeczyły temu. Sam oglądał miejsce walki w Kanionie Ciszy.
W zniszczonym wozie tkwiły groty strzał. Aatwo było je rozpoznać po wiązaniu ostrzy i sposobie
osadzania pióra sterującego Tak przygotowywali swe strzały tylko Szawanezi. Dobry Strzelec, syn
rodzonej siostry Tecumseha, musiał coś słyszeć o tej historii. Nie powiedział jednak nic. Pewnie bał się
gniewu SkaczÄ…cej Pumy.
 Dręczy cię sumienie, Robercie, że nie odpowiadasz?  drwił Dikson.  Zapomniałeś, co te
czerwone psy zrobiły z uroczą Lee?
Steward strząsnął z ramienia rękę Harry'ego.
· Daj mi spokój  syknÄ…Å‚.
· Nie martw siÄ™. Jeszcze niejednÄ… wieÅ› puÅ›cimy z ogniem. ZapÅ‚acimy czerwonym za wszystko. Za
Lee także.
· Indianie! Indianie!  krzyczaÅ‚ biegnÄ…cy żoÅ‚nierz. DopadÅ‚ oficerów i wyprężyÅ‚ siÄ™ sÅ‚użbiÅ›cie.
· Czerwonoskórzy pod obozem  meldowaÅ‚.
· Dużo?
· Nie wiemy ilu, jest ciemno.
· Alarm! Gasić ogniska! Do broni!  woÅ‚ali oficerowie.
W popłochu deptano ogień, chwytano sztucery z kozłów.
Biali przypadali za drzewa i krzewy. Cisza zaległa jar. Płynęły minuty. Gdzieś w głębi kniei
przerazliwie zakrzyczał puszczyk, pózniej rozległy się kroki, zaszeleściły gałęzie krzaków.
 Panie poruczniku  wołał jeden z żołnierzy.  Przybył
kurier naszej armii.
Steward i Dikson podnieśli się spod sosny.
 Cholera!  zaklÄ…Å‚ Dikson.
W mroku zamajaczyła sylwetka w mundurze.
· Hej, tu jesteÅ›my  krzyknÄ…Å‚ Steward.  Któż to taki?  spytaÅ‚, gdy żoÅ‚nierz stanÄ…Å‚
przed nimi.
· Zpieszy do Vincennes. Jest z Indianinem.
· Podróżuje z czerwonoskórym?
· Tak twierdzi.
· Nazwisko podaÅ‚?
· Yes. Mówi, że nazywa siÄ™ Willi Gayer.
· Gayer? Ten kupiec z Miami i Detroit?  zdziwiÅ‚ siÄ™ Dikson.
· Znam go doskonale  powiedziaÅ‚ Steward.  Chyba można mu zaufać. Niech
przyjdzie tu z wojownikiem.
%7łołnierz wtopił się w ciemność.
· Może to podstÄ™p  zastanawiaÅ‚ siÄ™ Dikson.  Jest wojna. Nie każdy biaÅ‚y jest
Amerykaninem.
· Gayer uchodzi za uczciwego obywatela Unii  odparÅ‚ Robert.  Obawy wiÄ™c
zbyteczne. Zresztą można zachować ostrożność.
Po paru minutach wartownik przyprowadził dwóch ludzi. W poświacie gwiazd oficerowie
zobaczyli dumnÄ… sylwetkÄ™ Indianina i brodatego kupca.
 Witam  zaczął Gayer.  Moje nazwisko podałem już wartownikom czuwającym nad
obozem. Zpieszę do Vincennes, do generała Harrisona. Ze mną idzie wódz Foxów, Keokuk.
 ' Miło nam, sir  odrzekł Dikson.  O ile wiem, Siedzący Lis wraz z Czarnym
Jastrzębiem stanął po stronie angielskiej Kanady.
 Tak było, ale nie jest  zawołał Willi.  Rozniećcie ognie. Chcemy odpocząć. Oprócz
Keokuka są w puszczy jego wojownicy. Około stu ludzi. Gdybyśmy chcieli, zaatakowalibyśmy
was już dawno.
· Czyżby?
· Bez wÄ…tpienia.
· Keokuk porzuciÅ‚ Tecumseha  odezwaÅ‚ siÄ™ wódz  i postanowiÅ‚ swój oręż zwiÄ…zać z Miczi-
malsa. Hugh.
· Wielce nas to cieszy  odparÅ‚ Steward i spytaÅ‚:  Daleko stÄ…d zatrzymali siÄ™ wojownicy
ZledzÄ…cego Lisa?
· Niech moi bracia zbÄ™dÄ… obawy. Keokuk niesie DÅ‚ugim Nożom pokój  powiedziaÅ‚.  Wojownicy
Foxów i Sauków są tutaj, w pobliskich zaroślach.
· Jest z nami wasz żoÅ‚nierz, Carl Schmidt  poinformowaÅ‚ Gayer.  ZnalezliÅ›my go rannego w
ramiÄ™.
· Grozna rana?
· Nie. OsÅ‚abiÅ‚ go upÅ‚yw krwi.
· Dobrze. Niech wojownicy Keokuka rozÅ‚ożą obóz w jarze, ale na uboczu wojska  zdecydowaÅ‚
Dikson.  Was obu zapraszamy do naszego ogniska.  Odwrócił się i rozkazał:  Alarm odwołany.
Rozpalcie ognie.
· Po paru minutach w jarze znowu pÅ‚omienie rozÅ›wietlaÅ‚y mrok. ZadzwoniÅ‚y kocioÅ‚ki. Gwar rozmów
popłynął w knieję.
Naprzeciw oficerów wygodnie oparty o pień drzewa siedział Willi Gayer.
· Dawno nie widziaÅ‚em was, poruczniku Steward  mówiÅ‚, a jego ruda broda poÅ‚yskiwaÅ‚a zÅ‚otem w
blaskach ogniska.  Natrafiliście na ślad swej siostry?  pytał chytrze i uważnie spoglądał na oficera.
· Nie.
· Ten draÅ„ Tecumseh zniewoliÅ‚ jÄ… i zamordowaÅ‚  powiedziaÅ‚ z przyciskiem kupiec.
· Przyjdzie czas, że dopadnÄ™ SkaczÄ…cÄ… PumÄ™ i zapÅ‚acÄ™ mu za krzywdÄ™ siostry.
· WierzÄ™, hi, hi, hi...  - zaÅ›miaÅ‚ siÄ™ nie wiadomo dlaczego Gayer.
· Od kiedy, sir, jesteÅ›cie leÅ›nym kurierem armii?  spytaÅ‚ Dikson.  Dotychczas zajmowaliÅ›cie siÄ™
kupiectwem.
· Yes, ale teraz jest wojna. DostaÅ‚em takie polecenie  wyjaÅ›niÅ‚ rudy.  WykonaÅ‚em zadanie i
wraz z Keokukiem idziemy do gubernatora Harrisona.
· Rozumiem. Gdzie spotkaliÅ›cie Schmidta?
To Indianie go znalezli.
. Leżał w puszczy obok konia  zaczął Keokuk.  Od niego
mamy wiadomości o białych braciach.
I szukaliście nas?
 Ugh.
Po co? Mogliście rannego zabrać do Vincennes.
Słusznie  dodał Steward.  My oddalamy się od celu
waszej podróży.
· To prawda  rzekÅ‚ Gayer.  Schmidt chciaÅ‚ koniecznie wrócić do oddziaÅ‚u.
· Jest ranny, bÄ™dzie z nim kÅ‚opot.
· Rana niewielka. OsÅ‚abÅ‚ trochÄ™ z upÅ‚ywu krwi, ale czuje siÄ™ już dobrze  mówiÅ‚ Willi. ZresztÄ…, jeÅ›li
chcecie, możemy go wziąć ze sobą.
· Weil  zgodziÅ‚ siÄ™ Dikson.  Z tego wynika, że szliÅ›cie naszym tropem.
· Tak.
· Keokuk widziaÅ‚ skutki najazdu Miczi-malsa na wioskÄ™ Wyandotów  powiedziaÅ‚ z goryczÄ… wódz.
 Tam były kobiety i dzieci.
· Wrogowie Unii.
· Squaw nie walczÄ….
· Ale ich mężowie poszli z Tecumsehem  zawoÅ‚aÅ‚ gniewnie Dikson.  - To na jedno wychodzi.
Keokuk opuścił głowę. Jego oblicze pozostało nieruchome.
 Racja, święta racja, poruczniku  z chichotem odezwał
siÄ™ Gayer.
Wtem cichy gwizd rozległ się w pobliżu siedzących i tuż nad głową rudego kupca wbiła się w pień
drzewa długa indiańska strzała. Jej upierzony koniec drżał lekko. Małe oczy Wilłi'ego zaokrągliły się z
przerażenia, twarz pokryła bladość. Otworzył usta, jak gdyby chciał coś powiedzieć, ale z jego krtani nie
wyszedł żaden dzwięk.
Przy następnym ognisku rozległ się krzyk:
 Indianie atakujÄ…!
Oficerowie chwycili za broń. Popłoch wybuchł w obozie. Na ziemi ze strzałą w brzuchu wił się żołnierz.
Keokuk podbiegł do drzewa, wyrwał grot, obejrzał go dokładnie.
 To nie moi wojownicy. Strzała Wyandotów  rzucił i oddalił się szybko.
Wojsko ze strzelbami ukryło się w mroku. Z niepokojem wyczekiwali dalszych wydarzeń.
Nic się jednak nie działo. Płynął czas. W pobliżu jęczał ciężko ranny Amerykanin. Willi Gayer
wcisnął się między pnie dwóch drzew i przywarł do leśnej ściółki. Nie podsycane ogniska
zaczęły przygasać. W ich słabym blasku ukazał się Keokuk. Szedł swobodnie wyprostowany.
 Nie ma wrogów  powiedział spokojnie i, rzuciwszy na żarzące się głownie obfitą
naręcz gałęzi, usiadł.
Oficerowie z ociąganiem wyszli z ukrycia. Ze sztucerami w ręku spoczęli obok
czerwonoskórego. Gayer wyczołgał się spod drzew i usiadł w cieniu, bojazliwie spozierając po
okolicznych zaroślach. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aikidobyd.xlx.pl
  •