[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ROZDZIAA OSIEMNASTY
Zanim Sharni dotarła do drzwi pokoju Adriana w motelu, doprowadziła się niemal do histerii. Nie
będzie łatwo powiedzieć mu, że pragnie tylko prawdziwego związku.
Podnosząc rękę, by zapukać, zrozumiała, że nie powinna mieć na sobie ubrania, które kazał jej wło-
żyć. Nie wysyłało odpowiedniego sygnału. Należało przyjść w starych dżinsach i najbrzydszym
pulowerze, jaki miała w szafie. Albo w wytartym dresie. Z pewnością nie powinna poświęcać tyle
czasu włosom i makijażowi. I bez wątpienia trzeba było włożyć stanik pod różowy pulower.
Sterczące sutki musiały podsunąć Adrianowi nieodpowiednie myśli.
- Och! - krzyknęła, kiedy otworzył gwałtownie drzwi. Nie dlatego, że był nagi, jak poprzedniej nocy.
Ale dlatego, że w całym pokoju ustawił mnóstwo świec o różnych kształtach i rozmiarach, zapalonych
i jarzących się w ciemności.
- Podobają ci się? - Z uśmiechem wziął ją za rękę i wciągnął do środka.
- Jest... ślicznie.
- Pomyślałem, że dziś urządzę romantyczny wieczór z szampanem.
WEEKEND W SYDNEY
121
Zamknął drzwi, podszedł do niskiego stolika, gdzie stał kubełek z lodem, ukryty pomiędzy świecami,
i dwa wysokie kieliszki. Grała cicho muzyka, prawdopodobnie z radia.
Sharni przyglądała się, jak Adrian odkorkowuje butelkę i napełnia kieliszki. Jak mogła powiedzieć
mu, że nie chce już tego ciągnąć! To było takie miłe i - tak - romantyczne. On też był inny. Przede
wszystkim, miał na sobie szykowne szare spodnie i rozpiętą pod szyją jedwabną koszulę w kolorze
królewskiego błękitu. Wyglądał bardzo pięknie i elegancko. Zauważyła również, że się ogolił.
- Kiedy miałeś czas to wszystko przygotować?
- Nie łam sobie głowy, moja piękna. A bez wątpienia dziś jesteś piękna - dorzucił, podając jej
kieliszek.
- Dziękuję - odpowiedziała, walcząc z pokusą, by nic więcej nie mówić.
Kiedy nie skosztowała szampana, przyjrzał się jej uważnie.
- Coś nie tak? yle trafiłem ze świecami i szampanem?
- Nie, nie, bardzo mi się to podoba... Tylko...
- Tylko co?
- Nic - odpowiedziała i upiła szybko szampana. Adrian tak mocno zacisnął palce na kieliszku, że
zdziwił się, iż szkło nie pękło. Na tę kobietę nic nie podziała.
Było jasne, że poczuła się rozczarowana. Nie chciała romantyzmu. Tylko seksu. Brutalnego,
pozbawionego miłości seksu. Błędnie sądził, że sam seks ją znudzi. %7łe w końcu zapragnie czegoś
więcej.
122
MIRANDA LEE
Był głupcem!
Dzisiejsza noc będzie jego łabędzią pieśnią. Dom był w dobrym stanie. Mogła teraz sprzedać go z nie-
zbyt dużą strata. A jeśli chodzi o niego... właściwie już był w drodze. Albo wyruszy z samego rana.
Ale dzisiejsza noc będzie tylko dla niego. Zamierzał wziąć Sharni na wszystkie sposoby i nic go nie
obchodziło, czy jej się to spodoba czy nie!
Sygnał komórki wyrwał go z coraz bardziej mściwych przemyśleń.
- Przepraszam - powiedział gwałtownie i podszedł do nocnego stolika, na którym położył telefon.
- Adrian Palmer, słucham.
- Adrian. Tu twoja matka.
- Mama! Zwykle nie dzwonisz na komórkę.
- Próbowałam dzwonić na telefon domowy, ale odzywała się tylko sekretarka. Nagrałam się kilka razy
z prośbą, żebyś oddzwonił, ale tego nie zrobiłeś.
- Przepraszam. Jestem teraz poza miastem.
- Z pewnością nie na urlopie. Nigdy nie bierzesz urlopu. Ani nie odwiedzasz matki - dorzuciła
zgryzliwie.
Musiał się uśmiechnąć.
- Znowu masz rację, mamo. Pracowałem. Co się stało?
- Musiało coś się stać, żebym dzwoniła do ciebie? Raczej nie. Dzwoniła do niego regularnie.
- Chciałam zapytać, czy wpadniesz do mnie z wizytą w ten weekend.
- Czy jest jakiś szczególny powód?
- Po prostu nie widziałam cię od Wielkanocy. Oczywiście, jeśli pracujesz...
WEEKEND W SYDNEY
123
- Bardzo chętnie - odpowiedział.
- Wspaniale. Kiedy mam się ciebie spodziewać?
- Chwileczkę.
Zawiesił na chwilę rozmowę i spojrzał na Sharni, myśląc, że za chwilę wbije ostatni gwózdz do
trumny ich nieistniejącego związku.
- Matka poprosiła, żebym wpadł do niej w ten weekend z wizytą. Chciałabyś wybrać się ze mną?
Tak zaskoczył go jej entuzjastyczny uśmiech, że niemal upuścił komórkę.
- Bardzo chętnie - powiedziała. - Ale...
- Ale co?
- A Mozart?
- Wezmiemy go ze sobą.
- Możemy?
- Dlaczego nie?
- On nie reaguje najlepiej na obce miejsce. Powiem ci coś. Możemy zabrać go do Swansea, do mojej
siostry, a potem złapać lot z Newcastle.
- Albo pojedziemy samochodem - zasugerował. - Zatrzymamy się na jutrzejszą noc w motelu, gdzieś
w połowie drogi, a w sobotę rano ruszymy dalej.
Wydawało się, że ten pomysł spodobał się jej.
- Chętnie. Nie przepadam za lataniem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl aikidobyd.xlx.pl
ROZDZIAA OSIEMNASTY
Zanim Sharni dotarła do drzwi pokoju Adriana w motelu, doprowadziła się niemal do histerii. Nie
będzie łatwo powiedzieć mu, że pragnie tylko prawdziwego związku.
Podnosząc rękę, by zapukać, zrozumiała, że nie powinna mieć na sobie ubrania, które kazał jej wło-
żyć. Nie wysyłało odpowiedniego sygnału. Należało przyjść w starych dżinsach i najbrzydszym
pulowerze, jaki miała w szafie. Albo w wytartym dresie. Z pewnością nie powinna poświęcać tyle
czasu włosom i makijażowi. I bez wątpienia trzeba było włożyć stanik pod różowy pulower.
Sterczące sutki musiały podsunąć Adrianowi nieodpowiednie myśli.
- Och! - krzyknęła, kiedy otworzył gwałtownie drzwi. Nie dlatego, że był nagi, jak poprzedniej nocy.
Ale dlatego, że w całym pokoju ustawił mnóstwo świec o różnych kształtach i rozmiarach, zapalonych
i jarzących się w ciemności.
- Podobają ci się? - Z uśmiechem wziął ją za rękę i wciągnął do środka.
- Jest... ślicznie.
- Pomyślałem, że dziś urządzę romantyczny wieczór z szampanem.
WEEKEND W SYDNEY
121
Zamknął drzwi, podszedł do niskiego stolika, gdzie stał kubełek z lodem, ukryty pomiędzy świecami,
i dwa wysokie kieliszki. Grała cicho muzyka, prawdopodobnie z radia.
Sharni przyglądała się, jak Adrian odkorkowuje butelkę i napełnia kieliszki. Jak mogła powiedzieć
mu, że nie chce już tego ciągnąć! To było takie miłe i - tak - romantyczne. On też był inny. Przede
wszystkim, miał na sobie szykowne szare spodnie i rozpiętą pod szyją jedwabną koszulę w kolorze
królewskiego błękitu. Wyglądał bardzo pięknie i elegancko. Zauważyła również, że się ogolił.
- Kiedy miałeś czas to wszystko przygotować?
- Nie łam sobie głowy, moja piękna. A bez wątpienia dziś jesteś piękna - dorzucił, podając jej
kieliszek.
- Dziękuję - odpowiedziała, walcząc z pokusą, by nic więcej nie mówić.
Kiedy nie skosztowała szampana, przyjrzał się jej uważnie.
- Coś nie tak? yle trafiłem ze świecami i szampanem?
- Nie, nie, bardzo mi się to podoba... Tylko...
- Tylko co?
- Nic - odpowiedziała i upiła szybko szampana. Adrian tak mocno zacisnął palce na kieliszku, że
zdziwił się, iż szkło nie pękło. Na tę kobietę nic nie podziała.
Było jasne, że poczuła się rozczarowana. Nie chciała romantyzmu. Tylko seksu. Brutalnego,
pozbawionego miłości seksu. Błędnie sądził, że sam seks ją znudzi. %7łe w końcu zapragnie czegoś
więcej.
122
MIRANDA LEE
Był głupcem!
Dzisiejsza noc będzie jego łabędzią pieśnią. Dom był w dobrym stanie. Mogła teraz sprzedać go z nie-
zbyt dużą strata. A jeśli chodzi o niego... właściwie już był w drodze. Albo wyruszy z samego rana.
Ale dzisiejsza noc będzie tylko dla niego. Zamierzał wziąć Sharni na wszystkie sposoby i nic go nie
obchodziło, czy jej się to spodoba czy nie!
Sygnał komórki wyrwał go z coraz bardziej mściwych przemyśleń.
- Przepraszam - powiedział gwałtownie i podszedł do nocnego stolika, na którym położył telefon.
- Adrian Palmer, słucham.
- Adrian. Tu twoja matka.
- Mama! Zwykle nie dzwonisz na komórkę.
- Próbowałam dzwonić na telefon domowy, ale odzywała się tylko sekretarka. Nagrałam się kilka razy
z prośbą, żebyś oddzwonił, ale tego nie zrobiłeś.
- Przepraszam. Jestem teraz poza miastem.
- Z pewnością nie na urlopie. Nigdy nie bierzesz urlopu. Ani nie odwiedzasz matki - dorzuciła
zgryzliwie.
Musiał się uśmiechnąć.
- Znowu masz rację, mamo. Pracowałem. Co się stało?
- Musiało coś się stać, żebym dzwoniła do ciebie? Raczej nie. Dzwoniła do niego regularnie.
- Chciałam zapytać, czy wpadniesz do mnie z wizytą w ten weekend.
- Czy jest jakiś szczególny powód?
- Po prostu nie widziałam cię od Wielkanocy. Oczywiście, jeśli pracujesz...
WEEKEND W SYDNEY
123
- Bardzo chętnie - odpowiedział.
- Wspaniale. Kiedy mam się ciebie spodziewać?
- Chwileczkę.
Zawiesił na chwilę rozmowę i spojrzał na Sharni, myśląc, że za chwilę wbije ostatni gwózdz do
trumny ich nieistniejącego związku.
- Matka poprosiła, żebym wpadł do niej w ten weekend z wizytą. Chciałabyś wybrać się ze mną?
Tak zaskoczył go jej entuzjastyczny uśmiech, że niemal upuścił komórkę.
- Bardzo chętnie - powiedziała. - Ale...
- Ale co?
- A Mozart?
- Wezmiemy go ze sobą.
- Możemy?
- Dlaczego nie?
- On nie reaguje najlepiej na obce miejsce. Powiem ci coś. Możemy zabrać go do Swansea, do mojej
siostry, a potem złapać lot z Newcastle.
- Albo pojedziemy samochodem - zasugerował. - Zatrzymamy się na jutrzejszą noc w motelu, gdzieś
w połowie drogi, a w sobotę rano ruszymy dalej.
Wydawało się, że ten pomysł spodobał się jej.
- Chętnie. Nie przepadam za lataniem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]