[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Instynkt podpowiedział jej, że trudno będzie udawać, iż nic
między nimi nie zaszło. Szła nie odwracając się, w obawie, że
zobaczy na twarzy Cartera triumfujący uśmiech. Pewnie uważa,
że nie umiem się całować, pomyślała.
Za to on, sądząc po tych kilku sekundach, był świetny. Nie, nie, to
nie mogło się jej spodobać. To niemożliwe, żeby lubiła całować
się z Carterem Malloyem. Czuła w głowie zamęt. Stanowczo
musi się wziąć w garść, jeśli nie chce wyjść na idiotkę. Powinna
skupić się na interesach. W stosunkach z Carterem należy
ograniczyć się do spraw związanych z przebudową.
Zatrzymała się na skraju łąki, a kiedy Carter do niej dołączył,
powiedziała:
- Tu powinniśmy zbudować kolejną grupę domków. To oznacza,
że trzeba będzie wyciąć trochę drzew. Chciałabym jak najmniej
ingerować w naturalne środowisko.
- Jasne - powiedział odruchowo Carter. W dalszym ciągu nie
rozumiał, dlaczego pocałował Jessice i dlaczego ten pocałunek
wydał mu się tak słodki.
Tymczasem Jessica przyglądała mu się otwarcie. Doszła do
wniosku, że to naprawdę przystojny mężczyzna. Miał na sobie
wrzosowy blezer, luzne, sportowe spodnie, białą koszulę. Jednak
nie strój czynił go tak atrakcyjnym, ale ciało. Był świetnie
zbudowany. Szeroki w ramionach, wąski w biodrach, długonogi.
Miał ruchy zręczne, płynne, głowę dumnie osadzoną na silnym
karku. Jego uroda była zarazem męska i tajemnicza.
Carter nie wydawał się speszony jej badawczym wzrokiem.
Prawdopodobnie, pomyślała, był przyzwyczajony do kobiecych
spojrzeń. Należał do mężczyzn, dla których kobiety tracą głowę.
- Co myślisz o tej lokalizacji?
- Zwietne miejsce.
- A może wolałbyś sam pochodzić i rozejrzeć się wokół?
Spotkalibyśmy się w domu.
- Zimno ci? - spytał, widząc, jak starannie otula się swetrem.
- Nie, jest mi dobrze. Carter popatrzył na łąkę.
- Chyba zobaczyłem dość jak na pierwszą wizję lokalną. Gdzie
wybrałaś miejsce na następne domki?
- Przy sosnowym zagajniku.
- Po drugiej stronie domu? - zapytał zdumiony. - Jesteś pewna, że
właśnie tam chcesz budować?
- Potrzebuję trzeciego miejsca. Ale jeśli przychodzi ci do głowy
coś lepszego, jestem otwarta na pro-
pozyjcę.
- Należałoby wyciąć drzewa. Nie mogę pogodzić się z myślą, że
trzeba byłoby je ściąć.
Jessica westchnęła głęboko i powiedziała ze smutkiem:
- Może teraz pojmiesz, jak się czuję, kiedy myślę i rozmawiam o
tym projekcie. Nie mam jednak wyboru.
Rzeczywiście, po raz pierwszy Carter zrozumiał stan ducha
Jessiki. Rozmawiać o Crosslyn Rise w kategoriach interesu to
zupełnie co innego, niż spacerować wśród tego majestatycznego
otoczenia, budzić wspomnienia miejsc znanych z dzieciństwa i
wiedzieć, że można to wszystko zniszczyć.
Po powrocie do domu Jessice zrobiło się żal, że już wrócili. Pod
gołym niebem jego męskość nie była tak absorbująca. W
zamkniętej przestrzeni czuła się przy nim dużo bardziej
skrępowana i spięta.
-. Pewnie chcesz teraz obejrzeć dom - powiedziała, gdy weszli do
kuchni.
- Powinienem, ale kawa tak pachnie, że chyba najpierw się
napiję.
Jessica była zadowolona, że ma czym zająć ręce.
- Mleko? Cukier?
- Jedno i drugie.
Zaczęli od parteru, który Carter oczywiście pamiętał z
dzieciństwa. Ale nigdy nie patrzył nań okiem
architekta. Wysokie sufity, rzezbione drzwi, majestatyczne
kominki, to wszystko robiło wrażenie.
Przez cały czas, kiedy oglądał dom, Jessica czuła się nieswojo. I
to nie przeszłość kładła się między nimi cieniem. To pocałunek
Cartera zmienił coś między nimi. Zwiadomość, że przebywa w
towarzystwie mężczyzny, nie opuszczała jej ani na chwilę.
Przeszli na piętro. Carter oglądał sypialnię za sypialnią, łazienkę
za łazienką, część z nich nie była używana od lat. Nie miał
pojęcia, że jego matka musiała aż tyle sprzątać. Popijał kawę i
wszystko notował w pamięci. Zadawał profesjonalne pytania.
Dopiero gdy doszli do ostatniej sypialni, spytał ciepłym,
osobistym tonem:
- Zpisz tutaj, prawda? - Nie musiał czekać na odpowiedz, by
wiedzieć, że zgadł. Mina Jessiki nie zachęcała do wejścia, lecz
nie mógł się powstrzymać.
Pokój byt mniejszy od wszystkich dotychczas oglądanych. Miał
kwieciste tapety i białe meble. Na półkach dostrzegł książki w
obcych językach, klasykę. Na komodzie stała kolekcja
staroświeckich flakoników do perfum i fotografia w ramce.
Przedstawiała Jessicę w wieku mniej więcej pięciu lat wraz z
rodzicami. Wyglądała dokładnie tak, jak ją pamiętał. Potem
rzucił okiem na podwójne łóżko przykryte białą narzutą, na
którym leżała masa białych koronkowych poduszek różnych
kszłtałów i rozmiarów.
- To tu mieszkałaś w dzieciństwie?
- Nie - rzuciła krótko, jakby chciała jak najszybciej wyjść z
pokoju i znalezć się na bardziej neutralnym gruncie. -
Przeniosłam się tu, żeby zaoszczędzić na ogrzewaniu. To
najcieplejszy pokój w całym domu.
- Ponieważ znajduje się nad kuchnią. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl aikidobyd.xlx.pl
Instynkt podpowiedział jej, że trudno będzie udawać, iż nic
między nimi nie zaszło. Szła nie odwracając się, w obawie, że
zobaczy na twarzy Cartera triumfujący uśmiech. Pewnie uważa,
że nie umiem się całować, pomyślała.
Za to on, sądząc po tych kilku sekundach, był świetny. Nie, nie, to
nie mogło się jej spodobać. To niemożliwe, żeby lubiła całować
się z Carterem Malloyem. Czuła w głowie zamęt. Stanowczo
musi się wziąć w garść, jeśli nie chce wyjść na idiotkę. Powinna
skupić się na interesach. W stosunkach z Carterem należy
ograniczyć się do spraw związanych z przebudową.
Zatrzymała się na skraju łąki, a kiedy Carter do niej dołączył,
powiedziała:
- Tu powinniśmy zbudować kolejną grupę domków. To oznacza,
że trzeba będzie wyciąć trochę drzew. Chciałabym jak najmniej
ingerować w naturalne środowisko.
- Jasne - powiedział odruchowo Carter. W dalszym ciągu nie
rozumiał, dlaczego pocałował Jessice i dlaczego ten pocałunek
wydał mu się tak słodki.
Tymczasem Jessica przyglądała mu się otwarcie. Doszła do
wniosku, że to naprawdę przystojny mężczyzna. Miał na sobie
wrzosowy blezer, luzne, sportowe spodnie, białą koszulę. Jednak
nie strój czynił go tak atrakcyjnym, ale ciało. Był świetnie
zbudowany. Szeroki w ramionach, wąski w biodrach, długonogi.
Miał ruchy zręczne, płynne, głowę dumnie osadzoną na silnym
karku. Jego uroda była zarazem męska i tajemnicza.
Carter nie wydawał się speszony jej badawczym wzrokiem.
Prawdopodobnie, pomyślała, był przyzwyczajony do kobiecych
spojrzeń. Należał do mężczyzn, dla których kobiety tracą głowę.
- Co myślisz o tej lokalizacji?
- Zwietne miejsce.
- A może wolałbyś sam pochodzić i rozejrzeć się wokół?
Spotkalibyśmy się w domu.
- Zimno ci? - spytał, widząc, jak starannie otula się swetrem.
- Nie, jest mi dobrze. Carter popatrzył na łąkę.
- Chyba zobaczyłem dość jak na pierwszą wizję lokalną. Gdzie
wybrałaś miejsce na następne domki?
- Przy sosnowym zagajniku.
- Po drugiej stronie domu? - zapytał zdumiony. - Jesteś pewna, że
właśnie tam chcesz budować?
- Potrzebuję trzeciego miejsca. Ale jeśli przychodzi ci do głowy
coś lepszego, jestem otwarta na pro-
pozyjcę.
- Należałoby wyciąć drzewa. Nie mogę pogodzić się z myślą, że
trzeba byłoby je ściąć.
Jessica westchnęła głęboko i powiedziała ze smutkiem:
- Może teraz pojmiesz, jak się czuję, kiedy myślę i rozmawiam o
tym projekcie. Nie mam jednak wyboru.
Rzeczywiście, po raz pierwszy Carter zrozumiał stan ducha
Jessiki. Rozmawiać o Crosslyn Rise w kategoriach interesu to
zupełnie co innego, niż spacerować wśród tego majestatycznego
otoczenia, budzić wspomnienia miejsc znanych z dzieciństwa i
wiedzieć, że można to wszystko zniszczyć.
Po powrocie do domu Jessice zrobiło się żal, że już wrócili. Pod
gołym niebem jego męskość nie była tak absorbująca. W
zamkniętej przestrzeni czuła się przy nim dużo bardziej
skrępowana i spięta.
-. Pewnie chcesz teraz obejrzeć dom - powiedziała, gdy weszli do
kuchni.
- Powinienem, ale kawa tak pachnie, że chyba najpierw się
napiję.
Jessica była zadowolona, że ma czym zająć ręce.
- Mleko? Cukier?
- Jedno i drugie.
Zaczęli od parteru, który Carter oczywiście pamiętał z
dzieciństwa. Ale nigdy nie patrzył nań okiem
architekta. Wysokie sufity, rzezbione drzwi, majestatyczne
kominki, to wszystko robiło wrażenie.
Przez cały czas, kiedy oglądał dom, Jessica czuła się nieswojo. I
to nie przeszłość kładła się między nimi cieniem. To pocałunek
Cartera zmienił coś między nimi. Zwiadomość, że przebywa w
towarzystwie mężczyzny, nie opuszczała jej ani na chwilę.
Przeszli na piętro. Carter oglądał sypialnię za sypialnią, łazienkę
za łazienką, część z nich nie była używana od lat. Nie miał
pojęcia, że jego matka musiała aż tyle sprzątać. Popijał kawę i
wszystko notował w pamięci. Zadawał profesjonalne pytania.
Dopiero gdy doszli do ostatniej sypialni, spytał ciepłym,
osobistym tonem:
- Zpisz tutaj, prawda? - Nie musiał czekać na odpowiedz, by
wiedzieć, że zgadł. Mina Jessiki nie zachęcała do wejścia, lecz
nie mógł się powstrzymać.
Pokój byt mniejszy od wszystkich dotychczas oglądanych. Miał
kwieciste tapety i białe meble. Na półkach dostrzegł książki w
obcych językach, klasykę. Na komodzie stała kolekcja
staroświeckich flakoników do perfum i fotografia w ramce.
Przedstawiała Jessicę w wieku mniej więcej pięciu lat wraz z
rodzicami. Wyglądała dokładnie tak, jak ją pamiętał. Potem
rzucił okiem na podwójne łóżko przykryte białą narzutą, na
którym leżała masa białych koronkowych poduszek różnych
kszłtałów i rozmiarów.
- To tu mieszkałaś w dzieciństwie?
- Nie - rzuciła krótko, jakby chciała jak najszybciej wyjść z
pokoju i znalezć się na bardziej neutralnym gruncie. -
Przeniosłam się tu, żeby zaoszczędzić na ogrzewaniu. To
najcieplejszy pokój w całym domu.
- Ponieważ znajduje się nad kuchnią. [ Pobierz całość w formacie PDF ]