[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Dejah podeszła do Jaksa i ujęła go za ramię. Rycerz Jedi instynktownie wzniósł ścisłą
zaporę wici Mocy, żeby się obronić przed jej mimowolnym atakiem na swoje zmysły.
Moglibyśmy skorzystać z możliwości Whiplasha i przerzucić Kaja na inną planetę
zaproponowała Zeltronka. Togrutankę przenoszą jutro rano, prawda? Czy nie moglibyśmy
przy okazji przetransportować także Kaja?
Jax pokręcił głową.
Dzięki swojemu talentowi Kaj będzie stanowił dla każdego wielkie obciążenie, Dejah
powiedział. Nie zdążymy podjąć odpowiednich środków ostrożności, a więc stanowiłby
wielkie zagrożenie dla wszystkich, którzy wezmą udział w takiej operacji. To, o co cię proszę,
jest jedynym sposobem zminimalizowania tego zagrożenia. Kiedy Kaj skończy szkolenie,
będzie w stanie panować nad swoimi emocjami. W następnym etapie nauczy się panować nad
wykorzystywaniem Mocy.
Zeltronka wpatrywała się w niego długo i wnikliwie. W końcu westchnęła, cofnęła się o
krok i puściła jego ramię.
To prawda powiedziała. Naturalnie masz rację. Chodzi o to, że... te rzezby mają dla
mnie takie samo znaczenie, jakie miały dla Vesa. Nie mówiąc o tym, ile są warte.
Postaram się zmienić w nich tylko to, co absolutnie konieczne obiecał Jax. No i nie
będzie to nieodwracalne. I-Pięć bez trudu zapamięta ustawienia Vesa i po zakończeniu
szkolenia Kaja przywróci oryginalną konfigurację.
Dejah pokiwała głową.
W porządku. Zgadzam się odparła. Możecie wykorzystać studio i znajdujące się tam
rzezby. Jak szybko chcecie go tam przenieść? Zerknęła w kierunku kwatery Jaksa, gdzie
Kaj spał jak zabity, snem wspomaganym przez środki chemiczne, spokojnym i bez
koszmarów.
Kiedy tylko wrócą I-Pięć i Den powiedział rycerz Jedi. Będziemy musieli
skorzystać z powietrznego śmigacza...
Odwrócił się i spojrzał na Rhinanna, który zareagował ironicznym, dworskim ukłonem.
To Elomin najczęściej zajmował się zapewnianiem środków transportu i innych potrzebnych
rzeczy, bo był otrzaskany z machiną organizacyjną Imperium i wiedział, jak zdobyć różne
rzeczy bez zwracania na siebie zbytniej uwagi.
Załatwię to oczywiście zapewnił Rhinann. Coś jeszcze?
Nie... i dzięki, Rhinannie odparł Jax. Naprawdę nie wiem, co byśmy bez ciebie
zrobili.
Elomin zamknął i otworzył oczy, przy czym wyglądał zupełnie jak gad: jego postawa
zdradzała zaskoczenie. Po chwili pochylił głowę i zniknął w pracowni.
Nie pójdę tam z tobą uprzedziła Dejah. To znaczy, do studia. Chybabym nie mogła
znieść widoku...
Przerwała i odeszła, a rycerz Jedi mógł tylko sobie wyobrażać, co chciała powiedzieć:
widoku miejsca, w którym zginął Ves Volette . A może: widoku rzezb, za którymi Ves
Volette się przede mną ukrywał . Albo: widoku masakrowania jego arcydzieł . Tak czy
owak, Jax poczuł dziwną mieszankę rozczarowania i ulgi.
Przyglądał się, jak Dejah znika w swoim pokoju, a narastające napięcie utkwiło mu
między łopatkami, niczym swędzące miejsce, którego nie da się podrapać. Miał nadzieję, że I-
Pięć i Den wkrótce wrócą. Miał ochotę wyjść na ulicę i rozejrzeć się za nimi, ale
pozostawienie Kaja bez opieki byłoby niebezpieczne. Nie miał pojęcia, jak długo działają
środki uspokajające na osobę o jego umiejętnościach ani w jakim stanie umysłu Kaj się
obudzi.
Den Dhur był w ponurym nastroju. Bardziej niż kiedykolwiek od czasu związania się z
androidem i jego towarzyszami czuł, że wszystko wymyka się beznadziejnie spod kontroli. W
tej grze brało udział zbyt wielu graczy, a każdy z nich miał jakieś ukryte zamiary. Nie można
było tak ryzykować.
Zerknął na androida, który dreptał cicho obok niego po drodze do Domu Polody.
Spodziewał się, że I-Pięć, zaniepokojony nieoczekiwanym zainteresowaniem Rhinanna i
Dejah botą, przynajmniej coś mu o niej powie, ale się rozczarował. Po tamtej rozmowie,
podczas której I-Pięć robił wrażenie zainteresowanego opinią Dena, wszystko wróciło do
poprzedniego stanu.
Wyszli z antygrawitacyjnej rury niedaleko od rezydencyjnego gmachu, w którym
mieszkali, i skierowali się na zachód. Den przyglądał się mijanym przechodniom. Miał taki
zwyczaj od czasów, kiedy był reporterem. Chełpił się, że potrafi wybrać dowolną twarz z
morza innych twarzy i napisać o jej właścicielu dowolną historię, co zresztą było najczęściej
bliskie prawdy. Teraz też, znudzony wpatrywaniem się w kolana mijanych osób, szedł z
podniesioną głową. Dość trudno mu było zachować równowagę, ale tylko dzięki temu
zobaczył otuloną w płaszcz, zakapturzoną postać, odwróconą tyłem, na balkonie mieszkania
na pierwszym piętrze mijanego gmachu. Nie miał żadnych wątpliwości... opalizujący płaszcz,
kaptur i wrażenie obecności... To nie mógł być nikt inny.
Aż się potknął z wrażenia, a I-Pięć chwycił go za łokieć.
Wszystko w porządku? zapytał.
Den przytrzymał się ręki androida, udając, że usiłuje stanąć prosto, i mruknął:
Balkon po lewej. Pierwsze piętro.
I-Pięć lekko się wyprostował.
Ktoś tam właśnie wszedł do środka zauważył.
Inkwizytor stwierdził Sullustanin. To był Inkwizytor. Obserwował ulicę, a w
szczególności wejście do Mews.
I-Pięć upewnił się, że jeśli puści Dena, reporter nie straci równowagi.
Coś takiego powiedział spokojnie.
Tylko mi tu nie udawaj parszywego optymisty, Pięć obruszył się Sullustanin.
Dlaczego ten Inkwizytor się tu kręci?
Mógłbym się założyć, że zgadnę odparł I-Pięć.
Den poczuł, że serce na chwilę przestało mu bić.
Kaj? zapytał. Myślisz, że przyszedł tu po chłopaka czy...
Wydaje mi się odparł android, odwracając Sullustanina i popychając go lekko w tym
samym kierunku, w którym dotąd szli że musimy znalezć inny sposób dostania się do Domu
Polody.
Inny sposób oznaczał, że musieli się przebrać. To znaczy nie Den, ale android. Na
Rynku Ploughtekal znajdował się stragan, w którym sprzedawano podobno najelegantsze
ubrania w całym sektorze Zi-Kree. I-Pięć kupił tam skórokostium, dzięki któremu zamienił
się w prawdziwego Koorivaranina, nie wyłączając wielobarwnego spiralnego rogu na czubku
głowy. Róg był długi, co symbolizowało wysoki status społeczny jego właściciela, a
wytworne szaty robiły wrażenie, że nosząca je osoba jest zamożna i cieszy się dużym
szacunkiem.
W pół godziny po pierwszej próbie dostania się do Mews podjęli następną. Sullustanin
udawał agenta biura nieruchomości, który pokazuje szacownemu obywatelowi mieszkania do
wynajęcia w tej okolicy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl aikidobyd.xlx.pl
Dejah podeszła do Jaksa i ujęła go za ramię. Rycerz Jedi instynktownie wzniósł ścisłą
zaporę wici Mocy, żeby się obronić przed jej mimowolnym atakiem na swoje zmysły.
Moglibyśmy skorzystać z możliwości Whiplasha i przerzucić Kaja na inną planetę
zaproponowała Zeltronka. Togrutankę przenoszą jutro rano, prawda? Czy nie moglibyśmy
przy okazji przetransportować także Kaja?
Jax pokręcił głową.
Dzięki swojemu talentowi Kaj będzie stanowił dla każdego wielkie obciążenie, Dejah
powiedział. Nie zdążymy podjąć odpowiednich środków ostrożności, a więc stanowiłby
wielkie zagrożenie dla wszystkich, którzy wezmą udział w takiej operacji. To, o co cię proszę,
jest jedynym sposobem zminimalizowania tego zagrożenia. Kiedy Kaj skończy szkolenie,
będzie w stanie panować nad swoimi emocjami. W następnym etapie nauczy się panować nad
wykorzystywaniem Mocy.
Zeltronka wpatrywała się w niego długo i wnikliwie. W końcu westchnęła, cofnęła się o
krok i puściła jego ramię.
To prawda powiedziała. Naturalnie masz rację. Chodzi o to, że... te rzezby mają dla
mnie takie samo znaczenie, jakie miały dla Vesa. Nie mówiąc o tym, ile są warte.
Postaram się zmienić w nich tylko to, co absolutnie konieczne obiecał Jax. No i nie
będzie to nieodwracalne. I-Pięć bez trudu zapamięta ustawienia Vesa i po zakończeniu
szkolenia Kaja przywróci oryginalną konfigurację.
Dejah pokiwała głową.
W porządku. Zgadzam się odparła. Możecie wykorzystać studio i znajdujące się tam
rzezby. Jak szybko chcecie go tam przenieść? Zerknęła w kierunku kwatery Jaksa, gdzie
Kaj spał jak zabity, snem wspomaganym przez środki chemiczne, spokojnym i bez
koszmarów.
Kiedy tylko wrócą I-Pięć i Den powiedział rycerz Jedi. Będziemy musieli
skorzystać z powietrznego śmigacza...
Odwrócił się i spojrzał na Rhinanna, który zareagował ironicznym, dworskim ukłonem.
To Elomin najczęściej zajmował się zapewnianiem środków transportu i innych potrzebnych
rzeczy, bo był otrzaskany z machiną organizacyjną Imperium i wiedział, jak zdobyć różne
rzeczy bez zwracania na siebie zbytniej uwagi.
Załatwię to oczywiście zapewnił Rhinann. Coś jeszcze?
Nie... i dzięki, Rhinannie odparł Jax. Naprawdę nie wiem, co byśmy bez ciebie
zrobili.
Elomin zamknął i otworzył oczy, przy czym wyglądał zupełnie jak gad: jego postawa
zdradzała zaskoczenie. Po chwili pochylił głowę i zniknął w pracowni.
Nie pójdę tam z tobą uprzedziła Dejah. To znaczy, do studia. Chybabym nie mogła
znieść widoku...
Przerwała i odeszła, a rycerz Jedi mógł tylko sobie wyobrażać, co chciała powiedzieć:
widoku miejsca, w którym zginął Ves Volette . A może: widoku rzezb, za którymi Ves
Volette się przede mną ukrywał . Albo: widoku masakrowania jego arcydzieł . Tak czy
owak, Jax poczuł dziwną mieszankę rozczarowania i ulgi.
Przyglądał się, jak Dejah znika w swoim pokoju, a narastające napięcie utkwiło mu
między łopatkami, niczym swędzące miejsce, którego nie da się podrapać. Miał nadzieję, że I-
Pięć i Den wkrótce wrócą. Miał ochotę wyjść na ulicę i rozejrzeć się za nimi, ale
pozostawienie Kaja bez opieki byłoby niebezpieczne. Nie miał pojęcia, jak długo działają
środki uspokajające na osobę o jego umiejętnościach ani w jakim stanie umysłu Kaj się
obudzi.
Den Dhur był w ponurym nastroju. Bardziej niż kiedykolwiek od czasu związania się z
androidem i jego towarzyszami czuł, że wszystko wymyka się beznadziejnie spod kontroli. W
tej grze brało udział zbyt wielu graczy, a każdy z nich miał jakieś ukryte zamiary. Nie można
było tak ryzykować.
Zerknął na androida, który dreptał cicho obok niego po drodze do Domu Polody.
Spodziewał się, że I-Pięć, zaniepokojony nieoczekiwanym zainteresowaniem Rhinanna i
Dejah botą, przynajmniej coś mu o niej powie, ale się rozczarował. Po tamtej rozmowie,
podczas której I-Pięć robił wrażenie zainteresowanego opinią Dena, wszystko wróciło do
poprzedniego stanu.
Wyszli z antygrawitacyjnej rury niedaleko od rezydencyjnego gmachu, w którym
mieszkali, i skierowali się na zachód. Den przyglądał się mijanym przechodniom. Miał taki
zwyczaj od czasów, kiedy był reporterem. Chełpił się, że potrafi wybrać dowolną twarz z
morza innych twarzy i napisać o jej właścicielu dowolną historię, co zresztą było najczęściej
bliskie prawdy. Teraz też, znudzony wpatrywaniem się w kolana mijanych osób, szedł z
podniesioną głową. Dość trudno mu było zachować równowagę, ale tylko dzięki temu
zobaczył otuloną w płaszcz, zakapturzoną postać, odwróconą tyłem, na balkonie mieszkania
na pierwszym piętrze mijanego gmachu. Nie miał żadnych wątpliwości... opalizujący płaszcz,
kaptur i wrażenie obecności... To nie mógł być nikt inny.
Aż się potknął z wrażenia, a I-Pięć chwycił go za łokieć.
Wszystko w porządku? zapytał.
Den przytrzymał się ręki androida, udając, że usiłuje stanąć prosto, i mruknął:
Balkon po lewej. Pierwsze piętro.
I-Pięć lekko się wyprostował.
Ktoś tam właśnie wszedł do środka zauważył.
Inkwizytor stwierdził Sullustanin. To był Inkwizytor. Obserwował ulicę, a w
szczególności wejście do Mews.
I-Pięć upewnił się, że jeśli puści Dena, reporter nie straci równowagi.
Coś takiego powiedział spokojnie.
Tylko mi tu nie udawaj parszywego optymisty, Pięć obruszył się Sullustanin.
Dlaczego ten Inkwizytor się tu kręci?
Mógłbym się założyć, że zgadnę odparł I-Pięć.
Den poczuł, że serce na chwilę przestało mu bić.
Kaj? zapytał. Myślisz, że przyszedł tu po chłopaka czy...
Wydaje mi się odparł android, odwracając Sullustanina i popychając go lekko w tym
samym kierunku, w którym dotąd szli że musimy znalezć inny sposób dostania się do Domu
Polody.
Inny sposób oznaczał, że musieli się przebrać. To znaczy nie Den, ale android. Na
Rynku Ploughtekal znajdował się stragan, w którym sprzedawano podobno najelegantsze
ubrania w całym sektorze Zi-Kree. I-Pięć kupił tam skórokostium, dzięki któremu zamienił
się w prawdziwego Koorivaranina, nie wyłączając wielobarwnego spiralnego rogu na czubku
głowy. Róg był długi, co symbolizowało wysoki status społeczny jego właściciela, a
wytworne szaty robiły wrażenie, że nosząca je osoba jest zamożna i cieszy się dużym
szacunkiem.
W pół godziny po pierwszej próbie dostania się do Mews podjęli następną. Sullustanin
udawał agenta biura nieruchomości, który pokazuje szacownemu obywatelowi mieszkania do
wynajęcia w tej okolicy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]