[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Na samą myśl o tym ogarnęła ją fala gorąca. Wydała cichy jęk przerażenia. Jak
ona mogła tak reagować na niego? Właśnie na niego?
- Proszę wybaczyć, panienko - znów powiedział stangret, stojący przy
dyszących koniach. - Proszę wybaczyć, ale wygląda na to, że już po tym
koniu.
Sara obróciła się i spojrzała na stangreta. Miała ochotę się rozpłakać. Wszystko
szło nie tak, jak powinno, czuła, jak narasta w niej frustracja. Opanowała się
jednak i powiedziała do woznicy:
- Co masz na myśli, mówiąc, że jest po nim?
Nawet w ciemności poznała, że jest zdenerwowany.
-No, okulał. Musiał zle stąpnąć w tym zwariowanym wyścigu. Burza przetaczała
się przez niebo, była coraz bliżej i Sarą owładnęło przeczucie nadciągającego
nieszczęścia.
- Czy może iść dalej?
· No, bÄ™dzie musiaÅ‚ sam iść do domu, do Byrde Manor. Nie bÄ™dzie mógÅ‚ ciÄ…gnąć
żadnego ciężaru. Z tą nogą...
· Ale wyzdrowieje? - zapytaÅ‚a Sara, zatroskana o cierpiÄ…ce zwierzÄ™.
· Och, tak mi siÄ™ zdaje, panienko. Po tygodniu czy dwóch odpoczynku bÄ™dzie taki
jak dawniej.
Uspokojona, Sara stanęła przed dylematem: co ma teraz zrobić? Wygadany
służący pana MacDougala wydał z siebie coś bardzo podobnego do rżenia.
· Czy drugi koÅ„ da radÄ™ sam pociÄ…gnąć powóz? - zapytaÅ‚a Sara stangreta.
· Gdyby nie byÅ‚ już zmÄ™czony, gdybyÅ›my nie musieli pokonać Gunnet Hill, no to
może. Ale teraz...
· Możemy zaprzÄ…c jednego z naszych koni - ku wielkiemu zaskoczeniu Sary
zaproponował pan MacDougal.
· Nie sÄ…dzÄ™ - zaczęła.
100
· Nalegam. Nie mogÄ™ ciÄ™ tu zostawić. CzujÄ™ siÄ™ odpowiedzialny za twoje
kłopotliwe położenie.
a
a
T
T
n
n
s
s
F
F
f
f
o
o
D
D
r
r
P
P
m
m
Y
Y
e
e
Y
Y
r
r
B
B
2
2
.
.
B
B
A
A
Click here to buy
Click here to buy
w
w
m
m
w
w
o
o
w
w
c
c
.
.
.
.
A
A
Y
Y
B
B
Y
Y
B
B
r r
· Cóż, cieszÄ™ siÄ™, że czuje siÄ™ pan winny. Niemniej nie sÄ…dzÄ™, by paÅ„ski koÅ„
poradził sobie z tym zadaniem. Piękny koń pod siodło nie jest przyzwyczajony do
chodzenia w zaprzęgu.
· KoÅ„ mojego czÅ‚owieka jest wystarczajÄ…co potulny, by siÄ™ nadawaÅ‚ do takiej
pracy - nalegał. - Potem Duff może wsiąść na mojego konia, a ja będę ci
towarzyszył w powozie. Ale jeśli ci się to nie podoba, możesz pojechać ze mną. -
Poklepał swego konia po szyi. - Dukie z łatwością udzwignie nas oboje.
Zamilkł na wystarczająco długą chwilę, by Sara wyobraziła sobie, jakie to może
mieć następstwa. Ona siedząca przed nim, otoczona jego ramionami,
przyciśnięta do jego piersi.
Niezadowolenie Sary przerodziło się w panikę. Nie może na to pozwolić!
- Oba rozwiązania są dobre - ciągnął. - Jedyne, na co nie pozwolę, to żebyś
spędziła noc tutaj, w tym powozie. Musisz bezpiecznie dojechać do domu.
Duff zsiadł z konia i podszedł do powozu, by porozmawiać ze stangretem,
pozostawiając Sarę z panem MacDougalem. Skrzyżowała ramiona, rozgniewana i
zdenerwowana. Czy nie było innego wyjścia?
· Nie możesz tego znieść, prawda? szepnÄ…Å‚ gÅ‚osem, którego nie sÅ‚yszeli obaj
służący.
· JeÅ›li mówi pan o tym, że w Å›rodku nocnej ulewy bÄ™dÄ™ zdana na wÅ‚asne siÅ‚y, to
przyznajÄ™ Jest to dla mnie trudna sytuacja.
· ChcÄ™ powiedzieć, że nie możesz znieść tego, iż mam racjÄ™. - ZnalazÅ‚ siÄ™ teraz
bliżej niej.
Uniosła podbródek.
- Czego pan chce, panie MacDougal? Czy stawianie mnie w takim kło
potliwym położeniu sprawia panu przyjemność? Przyznaję, że oba roz
wiązania są odrażające.
Zachichotał.
· Gdyby chodziÅ‚o o dobrego pastora, a nawet pana Halbrechta, nie byÅ‚abyÅ› taka
zdenerwowana. Przyznaj się. Jechałabyś konno przed panem Listonem i z
radością znosiła obecność pana Halbrechta w swym powozie. Ale ze mną... -
zawiesiłgłos.
· Wini mnie pan? - odparÅ‚a ostrym szeptem. - Ani pan Liston, ani pan Halbrecht
nie mają złych zamiarów wobec mojej rodziny.
Wzruszył ramionami.
- Sądzę, że chodzi o coś więcej.
Wyprostowała się, zażenowana tym, co sugerował. Na nieszczęście był tylko
jeden sposób, by temu zaprzeczyć. Obciągnęła stanik swej sukni.
101
- Szkoda czasu na sprzeczkę. Przyjmuję pańską propozycję, panie
MacDougal. Niech pan zaprzęgnie swego konia do powozu. Ale proszę
to zrobić szybko. Wydaje się, że niebo zaraz się otworzy.
a
a
T
T
n
n
s
s
F
F
f
f
o
o
D
D
r
r
P
P
m
m
Y
Y
e
e
Y
Y
r
r
B
B
2
2
.
.
B
B
A
A
Click here to buy
Click here to buy
w
w
m
m
w
w
o
o
w
w
c
c
.
.
.
.
A
A
Y
Y
B
B
Y
Y
B
B
r r
Miała rację.
Ledwie wymieniono zwierzęta, rozpętała się nad nimi burza. Stangret, owinięty
płaszczem przeciwdeszczowym, szedł przy głowach obu koni, prowadząc je przez
burzę, podczas gdy człowiek pana MacDougala dosiadł wierzchowca i prowadził
okulałego konia za sobą.
Pan MacDougal szybko dołączył do niej w zasłoniętym powozie.
Zdjął czapkę bobrową, strząsając z niej krople deszczu, po czym przymocował
płócienne zasłony w oknach. W końcu zwrócił się do Sary:
- Co za historię będziemy mieli do opowiedzenia o tej nocy?
Sara nie odpowiedziała. Patrzyła nieufnie, jak on sadowi się naprzeciw niej.
Deszcz walił wściekle o powóz, a on odłożył na bok czapkę, ściągnął rękawiczki
do konnej jazdy i wyciągnął przed siebie długie nogi.
Sara przesunęła nogi i zgarnęła do boku spódnice, tak by nie ocierały się o jego
buty i bryczesy. Po czym ułożyła za głową atłasową poduszkę i zamknęła oczy.
- Zamierza pani spać czy tylko udawać?
Mimo jego rozbawionego tonu, Sara nie otworzyła oczu.
- Udaję, że śpię, panie MacDougal, bo nie chcę urazić pańskich uczuć,
nie podejmując rozmowy z panem. Gdyby był pan dżentelmenem, zrozu
miałby pan to i dostosował się do mnie.
Gdy usłyszała drwiące parsknięcie, podjęła rozmowę.
· Ale, niestety, pan nie jest dżentelmenem, o czym już siÄ™ przekonaÅ‚am.
· Prawdopodobnie nie jestem, ale wcale mnie to nie martwi - dodaÅ‚. -Z tego, co
widziałem, większość waszych tak zwanych dżentelmenów to ważniacy, którzy
nigdy nie podjęli uczciwej pracy.
Sara otworzyła oczy.
- To absurd. Mój brat jest dżentelmenem, a także zarządza majątkiem
swoim i matki. Mój szwagier - też dżentelmen - hoduje najszlachetniej
sze konie, oprócz tego, że daje zatrudnienie przynajmniej stu ludziom. -
Posłała mu pełen wyższości uśmiech. - Czy może pan to samo powie
dzieć o sobie?
Skrzyżował ramiona.
- Jak najbardziej.
Mimo największych starań, by tego nie robić, zapatrzyła się w niego z
rozchylonymi ustami.
- NaprawdÄ™?
102
- Tak. Ale jestem ciekaw, czy pani brat i szwagier odziedziczyli swe
posiadłości po ojcach?
a
a
T
T
n
n
s
s
F
F
f
f
o
o
D
D
r
r
P
P
m
m
Y
Y
e
e
Y
Y
r
r
B
B
2 [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl aikidobyd.xlx.pl
Na samą myśl o tym ogarnęła ją fala gorąca. Wydała cichy jęk przerażenia. Jak
ona mogła tak reagować na niego? Właśnie na niego?
- Proszę wybaczyć, panienko - znów powiedział stangret, stojący przy
dyszących koniach. - Proszę wybaczyć, ale wygląda na to, że już po tym
koniu.
Sara obróciła się i spojrzała na stangreta. Miała ochotę się rozpłakać. Wszystko
szło nie tak, jak powinno, czuła, jak narasta w niej frustracja. Opanowała się
jednak i powiedziała do woznicy:
- Co masz na myśli, mówiąc, że jest po nim?
Nawet w ciemności poznała, że jest zdenerwowany.
-No, okulał. Musiał zle stąpnąć w tym zwariowanym wyścigu. Burza przetaczała
się przez niebo, była coraz bliżej i Sarą owładnęło przeczucie nadciągającego
nieszczęścia.
- Czy może iść dalej?
· No, bÄ™dzie musiaÅ‚ sam iść do domu, do Byrde Manor. Nie bÄ™dzie mógÅ‚ ciÄ…gnąć
żadnego ciężaru. Z tą nogą...
· Ale wyzdrowieje? - zapytaÅ‚a Sara, zatroskana o cierpiÄ…ce zwierzÄ™.
· Och, tak mi siÄ™ zdaje, panienko. Po tygodniu czy dwóch odpoczynku bÄ™dzie taki
jak dawniej.
Uspokojona, Sara stanęła przed dylematem: co ma teraz zrobić? Wygadany
służący pana MacDougala wydał z siebie coś bardzo podobnego do rżenia.
· Czy drugi koÅ„ da radÄ™ sam pociÄ…gnąć powóz? - zapytaÅ‚a Sara stangreta.
· Gdyby nie byÅ‚ już zmÄ™czony, gdybyÅ›my nie musieli pokonać Gunnet Hill, no to
może. Ale teraz...
· Możemy zaprzÄ…c jednego z naszych koni - ku wielkiemu zaskoczeniu Sary
zaproponował pan MacDougal.
· Nie sÄ…dzÄ™ - zaczęła.
100
· Nalegam. Nie mogÄ™ ciÄ™ tu zostawić. CzujÄ™ siÄ™ odpowiedzialny za twoje
kłopotliwe położenie.
a
a
T
T
n
n
s
s
F
F
f
f
o
o
D
D
r
r
P
P
m
m
Y
Y
e
e
Y
Y
r
r
B
B
2
2
.
.
B
B
A
A
Click here to buy
Click here to buy
w
w
m
m
w
w
o
o
w
w
c
c
.
.
.
.
A
A
Y
Y
B
B
Y
Y
B
B
r r
· Cóż, cieszÄ™ siÄ™, że czuje siÄ™ pan winny. Niemniej nie sÄ…dzÄ™, by paÅ„ski koÅ„
poradził sobie z tym zadaniem. Piękny koń pod siodło nie jest przyzwyczajony do
chodzenia w zaprzęgu.
· KoÅ„ mojego czÅ‚owieka jest wystarczajÄ…co potulny, by siÄ™ nadawaÅ‚ do takiej
pracy - nalegał. - Potem Duff może wsiąść na mojego konia, a ja będę ci
towarzyszył w powozie. Ale jeśli ci się to nie podoba, możesz pojechać ze mną. -
Poklepał swego konia po szyi. - Dukie z łatwością udzwignie nas oboje.
Zamilkł na wystarczająco długą chwilę, by Sara wyobraziła sobie, jakie to może
mieć następstwa. Ona siedząca przed nim, otoczona jego ramionami,
przyciśnięta do jego piersi.
Niezadowolenie Sary przerodziło się w panikę. Nie może na to pozwolić!
- Oba rozwiązania są dobre - ciągnął. - Jedyne, na co nie pozwolę, to żebyś
spędziła noc tutaj, w tym powozie. Musisz bezpiecznie dojechać do domu.
Duff zsiadł z konia i podszedł do powozu, by porozmawiać ze stangretem,
pozostawiając Sarę z panem MacDougalem. Skrzyżowała ramiona, rozgniewana i
zdenerwowana. Czy nie było innego wyjścia?
· Nie możesz tego znieść, prawda? szepnÄ…Å‚ gÅ‚osem, którego nie sÅ‚yszeli obaj
służący.
· JeÅ›li mówi pan o tym, że w Å›rodku nocnej ulewy bÄ™dÄ™ zdana na wÅ‚asne siÅ‚y, to
przyznajÄ™ Jest to dla mnie trudna sytuacja.
· ChcÄ™ powiedzieć, że nie możesz znieść tego, iż mam racjÄ™. - ZnalazÅ‚ siÄ™ teraz
bliżej niej.
Uniosła podbródek.
- Czego pan chce, panie MacDougal? Czy stawianie mnie w takim kło
potliwym położeniu sprawia panu przyjemność? Przyznaję, że oba roz
wiązania są odrażające.
Zachichotał.
· Gdyby chodziÅ‚o o dobrego pastora, a nawet pana Halbrechta, nie byÅ‚abyÅ› taka
zdenerwowana. Przyznaj się. Jechałabyś konno przed panem Listonem i z
radością znosiła obecność pana Halbrechta w swym powozie. Ale ze mną... -
zawiesiłgłos.
· Wini mnie pan? - odparÅ‚a ostrym szeptem. - Ani pan Liston, ani pan Halbrecht
nie mają złych zamiarów wobec mojej rodziny.
Wzruszył ramionami.
- Sądzę, że chodzi o coś więcej.
Wyprostowała się, zażenowana tym, co sugerował. Na nieszczęście był tylko
jeden sposób, by temu zaprzeczyć. Obciągnęła stanik swej sukni.
101
- Szkoda czasu na sprzeczkę. Przyjmuję pańską propozycję, panie
MacDougal. Niech pan zaprzęgnie swego konia do powozu. Ale proszę
to zrobić szybko. Wydaje się, że niebo zaraz się otworzy.
a
a
T
T
n
n
s
s
F
F
f
f
o
o
D
D
r
r
P
P
m
m
Y
Y
e
e
Y
Y
r
r
B
B
2
2
.
.
B
B
A
A
Click here to buy
Click here to buy
w
w
m
m
w
w
o
o
w
w
c
c
.
.
.
.
A
A
Y
Y
B
B
Y
Y
B
B
r r
Miała rację.
Ledwie wymieniono zwierzęta, rozpętała się nad nimi burza. Stangret, owinięty
płaszczem przeciwdeszczowym, szedł przy głowach obu koni, prowadząc je przez
burzę, podczas gdy człowiek pana MacDougala dosiadł wierzchowca i prowadził
okulałego konia za sobą.
Pan MacDougal szybko dołączył do niej w zasłoniętym powozie.
Zdjął czapkę bobrową, strząsając z niej krople deszczu, po czym przymocował
płócienne zasłony w oknach. W końcu zwrócił się do Sary:
- Co za historię będziemy mieli do opowiedzenia o tej nocy?
Sara nie odpowiedziała. Patrzyła nieufnie, jak on sadowi się naprzeciw niej.
Deszcz walił wściekle o powóz, a on odłożył na bok czapkę, ściągnął rękawiczki
do konnej jazdy i wyciągnął przed siebie długie nogi.
Sara przesunęła nogi i zgarnęła do boku spódnice, tak by nie ocierały się o jego
buty i bryczesy. Po czym ułożyła za głową atłasową poduszkę i zamknęła oczy.
- Zamierza pani spać czy tylko udawać?
Mimo jego rozbawionego tonu, Sara nie otworzyła oczu.
- Udaję, że śpię, panie MacDougal, bo nie chcę urazić pańskich uczuć,
nie podejmując rozmowy z panem. Gdyby był pan dżentelmenem, zrozu
miałby pan to i dostosował się do mnie.
Gdy usłyszała drwiące parsknięcie, podjęła rozmowę.
· Ale, niestety, pan nie jest dżentelmenem, o czym już siÄ™ przekonaÅ‚am.
· Prawdopodobnie nie jestem, ale wcale mnie to nie martwi - dodaÅ‚. -Z tego, co
widziałem, większość waszych tak zwanych dżentelmenów to ważniacy, którzy
nigdy nie podjęli uczciwej pracy.
Sara otworzyła oczy.
- To absurd. Mój brat jest dżentelmenem, a także zarządza majątkiem
swoim i matki. Mój szwagier - też dżentelmen - hoduje najszlachetniej
sze konie, oprócz tego, że daje zatrudnienie przynajmniej stu ludziom. -
Posłała mu pełen wyższości uśmiech. - Czy może pan to samo powie
dzieć o sobie?
Skrzyżował ramiona.
- Jak najbardziej.
Mimo największych starań, by tego nie robić, zapatrzyła się w niego z
rozchylonymi ustami.
- NaprawdÄ™?
102
- Tak. Ale jestem ciekaw, czy pani brat i szwagier odziedziczyli swe
posiadłości po ojcach?
a
a
T
T
n
n
s
s
F
F
f
f
o
o
D
D
r
r
P
P
m
m
Y
Y
e
e
Y
Y
r
r
B
B
2 [ Pobierz całość w formacie PDF ]