download > pdf > do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Hanka, przyjdzcie koniecznie! Ognisko będzie harcerskie!
Musisz!
 Szkoda, że musicie iść! Dopiero co zaczęliśmy zabawę, a wy
już...
 Mamę też przyprowadz, Hanka! Moja mama przyjdzie i ciotka
Józka też!
Szła za nimi muzyka i gwar rozmów, i śmiechy, i okrzyki aż na sam brzeg
wysokiego urwiska, aż po same prawie brzozy na skraju lasu, przy którym
stała gajówka.
I takie bywają wycieczki...
Zaczęło się od ogromnej radości, bo Hanka nieoczekiwanie otrzymała
paczkę od cioci Marysi i list od Zbyszka jednego dnia równocześnie.
Przyniósł to wszystko zasapany od gorąca listonosz Gajda, kiedy plewiły
obie z Danusią długi zagon buraków pastewnych.
 Do mnie?  biegła Hanka przeskakując po trzy rządki naraz.  O
matko święta! Do mnie?
Najpierw drżącymi rękami podpisała odbiór paczki, potem złapała list w
białej kopercie, a potem to już obie pędziły do domu z takim wesołym
wołaniem, że aż mama wybiegła ku furtce.
List zawiadamiał o tej obiecanej wyprawie pieszej przez Babią Górę.
Zbyszek raz jeszcze serdecznie zapraszał Hankę i Danusię. Będzie czekał
na nie w środę o godzinie siódmej rano na dworcu kolejowym w Suchej
razem z całą dziesiątką. Opiekować się nimi
159
będzie jego starsza siostra, nauczycielka geografii, która również
je zaprasza.
Paczka zawierała najpiękniejsze pantofelki z granatowego zamszu na
najmodniejszym obcasie słupkowym, ze srebrzystą klamrą i kremowym
wnętrzem. Ciotka Marysia pisała tym razem z Wrocławia, gdzie
przebywała na urlopie u swojego syna i jego rodziny. %7łałując, że nie może
osobiście, tą drogą składa życzenia imieninowe Annie, najdroższej
siostrze, i Hance, ukochanej siostrzenicy. Mama znalazła w paczce
czekoladki i bluzkę z  misia" czeskiego, a Hanka te właśnie swoje
pantofelki. List cioci Marysi zawierał jeszcze serdeczności dla Danusi,
zapewnienie o przyjezdzie w pierwszą niedzielę sierpnia i ciekawy opis
miejsca pracy syna, który jest technikiem w Pafawagu i który otrzymał
właśnie mieszkanie w nowiutkich
blokach.
 Oj...  sapała Hanka ładując umyte naprędce stopy do nowych
pantofli.
 Pokaż się  podniosła mama oczy znad listu.  Czego się
tak krzywisz? Podejdz no tu bliżej.
Podeszła Hanka na sztywnych nogach jak kot po żerdziach płotu i usiadła
natychmiast z pobladłą twarzą i oczami błyszczącymi
od łez.
 Wcale mnie nie uwierają... Tylko tak szybko je wkładałam, że aż w
oczach mi ciemno. Przecież to jest numer 37, mój numer! One są
najcudowniejsze!
 Aadne  powiedziała mama patrząc uważnie na Hankę.  Ale gdyby
cię uwierały, to trzeba zaczekać. Przyjedzie Marynka,
wezmie do wymiany.
 Ależ. mamusiu, co ty? Nie trzeba  zaprzeczyła Hanka.
I na dowód, jak wygodne są te jej najśliczniejsze buty, zawirowała lekko
na palcach, po czym skoczyła ku Danusi siedzącej w kucki na progu i
porywając ją do tańca wykrzyknęła radośnie:
 Ciocia jest wspaniała, pantofelki są wspaniałe, ty też jesteś
wspaniała...
Ale za moment zdjęła te  wspaniałe" pantofelki, niby podsuwając je do
obejrzenia Danusi. Zagryzła przy tym wargi i ukradkiem obejrzała
purpurowe pięty. Danusia w milczeniu studiowała kolor, kształt i lekkość
butów. Potem przyłożyła je do bosych stóp i oddała Hance.
160
 Fantastyczne! Halina zzielenieje, gdy zobaczy. Aadniejsze od tych jej
sławnych oliwkowych. Musisz je tylko najpierw zadeptać na sucho, bo
zamsz bardzo się niszczy od rosy...
Schowała Hanka pantofle do pudełka, ale wyjmowała je za każdym razem,
kiedy ojciec, babka czy Józek przychodzili do domu tego dnia. Każdy
prosił, żeby przymierzyła, to powtarzała spacer po kuchni na tych
sztywnych nogach, ze sztukowanym śmiechem przy każdym kroku. Mama
też przymierzała morelową bluzeczkę, w której wyglądała tak słodko, że
nawet babka stwierdziła:
 Kadyż to tak poradziła spasować do czarnych oczów te ład-ności? Ino
musi nasza Hanusia ludziom ten podarunek pokazać. To już pójdziesz
w4ej bluzeczce z Misiałkiem do miasta się przejechać pekoniem? Niech
was ta ludzie uwidzą!
 A pojadę!  cieszyła się mama w rumieńcach na przezroczystej, białej
twarzy.  Ale wtedy wy, matko, musicie na. gospodarce zostać, to jak
będzie?
Z babki Wałorki żartowali wszyscy w gajówce, bo odkąd otworzono tę
nową linię komunikacji z Głazami, babka co dzień jechała do miasta,
wymyślając niestworzone uzasadnienia dla tych podróży.
 Pekoniem byłam w tym urzędzie od podatków. Dawnom miała do nich
iść, ale tak robota zganiała człowieka. Tom musiała powiedzieć, żeby inną
klasę dali na pole za grapą, jak to zdarła woda po ostatnim deszczu...
 A czemu, babko, mówicie  pekoniem"?  dziwił się Józek. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aikidobyd.xlx.pl
  •